Reklama

Gdy byliśmy wśród ludzi, grał rolę idealnego męża – kładł mi dłoń na plecach, mówił „kochanie” i chwalił moje ciasta, których nigdy nie jadł. Widziałam, jak znajomi patrzą na nas z zazdrością, a ja tylko zaciskałam usta. Nie wiedzieli, że nasze wieczory były puste. Że kładliśmy się do łóżka w milczeniu, a gdy mnie dotykał – jeśli w ogóle – robił to jak obowiązek, jakby przekładał kartkę w kalendarzu.

Reklama

Nie umiałam z tym walczyć. Z początku próbowałam – prosiłam o rozmowy, planowałam wspólne wyjazdy, kupowałam nowe sukienki. Z czasem nauczyłam się nie prosić. Po prostu czekałam. Na zmianę. Na koniec. Na cokolwiek.

Jedyną osobą, która zdawała się zauważać moje istnienie, był Paweł – ojciec Tomka. Ciepły, zawsze uśmiechnięty, traktował mnie tak, jak Tomek traktował kiedyś. Był troskliwy, dopytywał o moje sprawy, a gdy się śmiał, czułam się jak ktoś ważny. Czasem miałam wrażenie, że rozumie mnie lepiej niż mój własny mąż.

Nie sądziłam jednak, że pewnego dnia zrobię coś, co sprawi, że to właśnie Paweł stanie się kimś więcej.

Samotność prowadzi do zbliżenia

Wszystko zaczęło się podczas jednej z tych rodzinnych kolacji, które od dawna traktowałam jak obowiązek. Siedzieliśmy w ogrodzie teściów – słońce zachodziło powoli, a powietrze pachniało grillowanym mięsem i dymem papierosowym Tomka. Nie porozmawiał ze mną ani razu. Siedział na końcu stołu, gapiąc się w telefon, a jego twarz raz po raz rozświetlało niebieskie światło ekranu.

– Tomek, może schowasz ten telefon chociaż na chwilę? – rzucił Paweł, podając mi talerz z sałatką.

Mój mąż uniósł wzrok, westchnął teatralnie i wyłączył ekran. Tylko na chwilę.

– Mam ważne rzeczy w pracy. Ktoś musi zarabiać na te nasze zachcianki – odburknął, biorąc łyk piwa.

Nikt się nie odezwał. Nie chciałam robić sceny, więc uśmiechnęłam się lekko i sięgnęłam po widelec.

Paweł patrzył na mnie z uwagą, jakby czekał, aż powiem coś jeszcze.

Przepraszam za niego – mruknął, nachylając się bliżej.

– Nie musisz – odparłam, siląc się na obojętność. – To już nie robi na mnie wrażenia.

Paweł nie odpowiedział od razu. Po prostu patrzył. To było dziwne uczucie – być widzianą po tylu latach niewidzialności.

– Nie zasługujesz na to – powiedział cicho.

Nie wiedziałam, jak zareagować. Ciepło jego dłoni na moim nadgarstku było delikatne, ale wstrząsnęło mną bardziej niż jakikolwiek dotyk Tomka w ostatnich latach.

– To tylko chwilowe – powiedziałam, bardziej do siebie niż do niego. – Może się zmieni.

– Może – odpowiedział. Ale w jego głosie było coś, co mówiło, że w to nie wierzy.

Reszta kolacji minęła w ciszy, ale kiedy wychodziłam, Paweł pożegnał mnie inaczej niż zwykle. Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu, jakby chciał mi powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymał. Tego wieczoru, leżąc w łóżku obok Tomka, myślałam tylko o tym dotyku.

Zakazane pragnienie

Nie sądziłam, że to będzie się powtarzać. Ale się powtarzało. Najpierw przypadkiem spotkaliśmy się na zakupach. Wpadłam na Pawła w alejce z winami, gdy trzymałam w dłoni butelkę, nie mogąc się zdecydować.

– Lubisz czerwone? – zapytał, zerkając na etykietę.

– Nie wiem. Tomek i tak nie pije wina – odpowiedziałam machinalnie, jakbym musiała się tłumaczyć.

Paweł zaśmiał się pod nosem.

– To może czas spróbować? – wziął butelkę z moich rąk i dorzucił jeszcze jedną. – Wybór jest prosty. Weź oba.

Uśmiechnęłam się. I tak wyszło, że zamiast wrócić do domu od razu, poszliśmy na kawę do małej kawiarenki obok parkingu. Rozmawiało się nam lekko. O rzeczach błahych – o pogodzie, filmach, które warto obejrzeć, i o tym, jak w sklepach wszystko drożeje. Ale potem zeszło na temat Tomka.

– Pamiętam go jako innego człowieka – powiedział nagle Paweł, mieszając łyżeczką w filiżance. – Kiedyś miał w sobie… więcej ciepła.

– Może gdzieś mu się ono zgubiło – rzuciłam z lekką ironią.

Paweł uniósł wzrok.

– A ty? – zapytał nagle. – Ty się nie pogubiłaś?

Poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Staram się nie gubić – powiedziałam po chwili. – Ale czasem mam wrażenie, że już mnie tu nie ma.

To była pierwsza szczera rzecz, którą powiedziałam na głos od dawna. I to nie było ostatnie spotkanie. Paweł zaczął wpadać do mnie pod nieobecność Tomka. Oficjalnie – pożyczyć książkę, podrzucić jakiś dokument, a raz nawet pomógł mi naprawić cieknący kran w kuchni. Nie rozmawialiśmy o niczym, co nie powinno się wydarzyć. Ale czułam, że coraz bardziej się zbliżamy.

– Jesteś jedyną osobą, przy której mogę być sobą – powiedziałam któregoś dnia, kiedy siedzieliśmy przy stole, a on, jak zwykle, słuchał mnie z uwagą.

– To samo mogę powiedzieć o tobie – odpowiedział cicho.

Tego wieczoru, gdy zbierał się do wyjścia, złapałam go za rękę.

– Nie odchodź teraz. Nie zostawiaj mnie tak jak on – wyszeptałam.

W jego oczach zobaczyłam coś, co nie pozwalało mi się cofnąć. Zrobił krok do tyłu.

– Martyna… – powiedział moje imię inaczej niż wszyscy. – Nie możemy.

Ale nie puścił mojej ręki. Nie odszedł od razu. A ja nie chciałam, żeby odchodził.

Krok, którego nie da się cofnąć

Tego dnia Tomek wyjechał w delegację. Zadzwonił do mnie na odczepnego, informując, że wróci za dwa dni. Nie zapytał, co u mnie. Nie zapytał, czy czegoś potrzebuję. Po prostu poinformował i się rozłączył.

Paweł przyszedł wieczorem. Nie prosiłam go, ale wiedział, że będę sama. Przyniósł wino. To samo, które polecił mi w sklepie.

– Pomyślałem, że sprawdzimy, czy rzeczywiście ci smakuje – powiedział, uśmiechając się lekko, jakby chciał nadać temu wieczorowi niewinną oprawę.

Siedzieliśmy w salonie, światło było przytłumione, a my piliśmy powoli, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Czułam się lekko, jakbym na chwilę uciekła z własnego życia. Złapałam się na tym, że obserwuję, jak porusza dłonią, jak uśmiecha się do mnie kątem ust. Nie czułam się tak od lat – jak kobieta, a nie ktoś, kto po prostu jest.

W pewnym momencie wstałam, by dolać sobie wina. Gdy przechodziłam obok niego, złapał mnie za nadgarstek.

– Martyna… – powiedział cicho, jakby sam nie wiedział, co chce dodać.

Serce waliło mi jak szalone. Nie wiem, kto z nas zrobił ten pierwszy krok. Nie wiem, kto nachylił się pierwszy, kto złamał ostatnią granicę. Wiem tylko, że gdy nasze usta się spotkały, cała tamta noc runęła na mnie jak fala. Wiem, że czułam ciepło, jakiego mi brakowało. Wiem, że po raz pierwszy od dawna nie myślałam o tym, co powinnam, tylko o tym, czego chcę. Po wszystkim leżeliśmy w ciszy. Wiedziałam, że to było złe. Ale nie żałowałam.

Paweł spojrzał na mnie z mieszanką strachu i pożądania.

– Co teraz? – zapytał cicho.

Nie znałam odpowiedzi. Nie sądziłam, że wkrótce będę musiała ją znaleźć.

Plan ucieczki

Paweł zadzwonił następnego dnia. Jego głos był inny niż zwykle. Zbyt poważny, zbyt napięty. Spotkaliśmy się w jego warsztacie, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć. Wszedł, zamknął drzwi i spojrzał na mnie tak, jakby od tej rozmowy miało zależeć wszystko.

– Nie mogę tak dłużej – zaczął. – Jeśli coś do mnie czujesz… jeśli naprawdę chcesz być szczęśliwa, musimy stąd zniknąć.

Nie sądziłam, że powie to tak wprost. Że postawi mnie przed wyborem, na który nie byłam gotowa.

– Wiem, co powiesz. Że to skomplikowane, że Tomek, że rodzina… Ale Martyna, to jest życie. I ono ucieka nam przez palce.

Patrzyłam na niego i wiedziałam, że ma rację. To, co zbudowałam z Tomkiem, było martwe. Było iluzją, której już nie umiałam podtrzymywać. A Paweł był prawdziwy. Zaczęliśmy planować. Dokąd pojedziemy, co powiemy, co zostawimy za sobą.

Wróciłam do domu, otworzyłam walizkę i zaczęłam się pakować. Sukienki, książki, kilka drobiazgów, które miały dla mnie znaczenie. Następnego dnia napisałam list do Tomka.

„Odchodzę. Nie kochasz mnie. Ja ciebie też już nie. To tylko formalność, której nikt z nas nie miał odwagi zakończyć. Nie szukaj mnie”.

Obrączkę zostawiłam na stole. Kiedy wychodziłam, serce waliło mi w piersi. Czułam ulgę. Czułam ekscytację. Nie sądziłam, że jeszcze tego samego dnia wszystko runie w gruzy.

Prawda, która boli bardziej niż zdrada

Byłam już prawie przy drzwiach, kiedy coś mnie tknęło. Może chęć zamknięcia wszystkiego raz na zawsze. Może czysta ciekawość. Zamiast od razu jechać do Pawła, skręciłam w stronę domu Klaudii, sąsiadki i bliskiej koleżanki. Chciałam się pożegnać, powiedzieć jej, że wyjeżdżam, że nie będę już częścią tej okolicy.

Ale nie musiałam nawet dzwonić do drzwi. Zobaczyłam ich przez okno. Tomek siedział na kanapie. Bez telefonu, bez tej obojętnej miny, z jaką patrzył na mnie od miesięcy. Uśmiechał się. Patrzył na nią z czułością, jakiej nigdy nie miał dla mnie. Klaudia usiadła mu na kolanach, zaśmiała się, a potem pocałowała go w usta. Zatkało mnie.

To nie była zdrada. To była miłość. Nie była przelotnym romansem. Była czymś, co trwało. Przez chwilę stałam tam jak sparaliżowana, patrząc, jak dotyka jej policzka, jak mówi do niej coś, co sprawia, że jej oczy błyszczą. To bolało bardziej niż cokolwiek, co mi zrobił.

Otworzyłam drzwi i weszłam bez pukania.

– Jak długo? – zapytałam zimnym, obcym głosem.

Klaudia drgnęła. Tomek spojrzał na mnie i westchnął, jakbym była uciążliwym obowiązkiem, którego nie zdążył jeszcze załatwić.

– Martyna…

– Jak długo?! – powtórzyłam głośniej.

Klaudia spojrzała na mnie bez cienia skruchy.

– Od dawna – powiedziała po prostu. – Myślałaś, że tylko ty masz swoje sekrety?

Poczułam, jak cały świat osuwa mi się pod nogami. Cały ten czas myślałam, że to ja zdradziłam. Że to ja zawiodłam. A prawda była taka, że zdrada była tylko odpowiedzią. Że Tomek już dawno przestał być mój. Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach coś, czego nie rozumiałam. Nie wyrzuty sumienia. Nie wstyd. Ulga. Jakby czekał, aż to w końcu odkryję. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam, zostawiając ich samych. Zostałam oszukana. Zdradzona. Ale to ja miałam walizkę w bagażniku. I to ja mogłam zdecydować, co dalej.

Na rozdrożu

Siedziałam w samochodzie przed domem, zaciskając palce na kierownicy. Miałam wybór. Mogłam jechać do Pawła. Zostawić wszystko za sobą. Otworzyć nowy rozdział, bez względu na to, co o mnie pomyślą. Albo mogłam po prostu odjechać. Nie do Pawła. Po prostu zniknąć.

Telefon zawibrował na siedzeniu pasażera. Paweł. Nie odebrałam. Patrzyłam na drogę przede mną. Nie wiedziałam jeszcze, dokąd pojadę. Ale wiedziałam jedno. Tym razem wybiorę siebie.

Martyna, 33 lata

Reklama

Czytaj także:„Po rozwodzie mąż zażądał zwrotu obrączki, a ja go wyśmiałam. Sknerus chciał ją wcisnąć na palec swojej kochance”„Matka zorganizowała mi randkę w ciemno. Dla niej to niedopuszczalne, by kobieta w moim wieku marnowała się bez faceta”„Wydałem majątek na luksusy kochanki, by zrobić wrażenie. Nawet się nie spostrzegłem, jak zostałem w samych slip

Reklama
Reklama
Reklama