„Czułam podstęp, gdy koleżanka zaoferowała pomoc przy projekcie. Chciała wysadzić mnie z siodła, ale byłam sprytniejsza”
„Plik otworzył się wolno. Gdy zobaczyłam pierwszy slajd, zamarłam. Logo było stare, z poprzedniej wersji brandbooka, którego przestaliśmy używać dwa lata temu. Kliknęłam dalej. Kolejne slajdy – wykresy z błędami”.

- Redakcja
Nie jestem osobą, która dużo mówi. Zawsze wolałam działać. Zamiast wdawać się w biurowe pogaduszki przy ekspresie do kawy, siadałam do Excela i dopinałam kampanie, które potem stawały się wzorcem do naśladowania w całej firmie.
Miałam szansę
Mówią, że jestem zimna. Nie jestem. Po prostu dobrze ukrywam emocje.
– Ewelina, jak ty to ogarniasz? – pytała nie raz Aneta, podziwiając moje notatki.
Uśmiechałam się wtedy z wyrozumiałością, choć w środku czułam, że nie pyta z podziwem. Raczej z zazdrością.
Od sześciu lat pracuję w tej firmie. Od sześciu lat jestem tą „niezawodną”. Zawsze wszystko na czas, zawsze przygotowana. Ale przez sześć lat nikt nie zaprosił mnie na prezentację przed zarządem. Do teraz.
Tomasz – mój szef – spojrzał mi w oczy i powiedział, że jestem gotowa, że to będzie mój moment, że zarząd potrzebuje kogoś z nowym spojrzeniem, a ja jestem tą osobą. Dla mnie to brzmiało jak: „Wreszcie cię zauważyli”. Zaczęłam się przygotowywać. Byłam podekscytowana. Wiedziałam, że to może być przełom – po tylu latach ciężkiej pracy, wreszcie miałam szansę wyjść z cienia.
Aneta zgłosiła się, że mi pomoże. Pracujemy razem od dawna. Kiedyś naprawdę byłyśmy bliskie – chodziłyśmy razem na lunche, zwierzałyśmy się sobie z życia osobistego. Ale coś się zmieniło. Może przez to, że ostatnio szef częściej chwalił mnie, albo że ja się rozwijałam, a ona utknęła w miejscu. Pewnego razu nawet to mnie zaprosili na spotkanie z klientem – nie ją.
Chciałam zabłysnąć
Był poniedziałek, szare światło poranka wpadało przez rolety, kiedy szef poprosił mnie do swojego gabinetu. Weszłam bez słowa, jak zawsze, trzymając w ręku zeszyt z notatkami. On spojrzał na mnie i wskazał krzesło naprzeciwko.
– Ewelina, mam dla ciebie coś dużego – powiedział, a ja poczułam, jak napięcie zaczyna mi pulsować w karku. – Zarząd chce usłyszeć coś świeżego. Kogoś, kto nie będzie im tylko czytał z kartek. To twoja szansa.
Przez chwilę nie mogłam się odezwać. Patrzyłam na niego, a myśli kłębiły mi się w głowie. Prezentacja przed zarządem – ten moment, o którym myślałam od lat. Mój głos w tej firmie, moje nazwisko w sprawozdaniach. W końcu się doczekałam.
– Dziękuję – powiedziałam cicho. – Nie zawiodę.
Wychodząc z jego gabinetu, mijałam Anetę. Siedziała przy biurku i poprawiała coś w arkuszu. Zauważyła mnie kątem oka i od razu wstała.
– I co, wybrali cię? – zapytała z pozornym entuzjazmem.
– Tak. Poprowadzę prezentację – odpowiedziałam.
– Wow, gratulacje! Wiedziałam, że cię wybiorą – rzuciła i uśmiechnęła się szeroko, ale jej oczy pozostały nieruchome.
Chciała mi pomóc
Nie odwróciłam się, tylko kiwnęłam głową i ruszyłam dalej. Serce waliło mi jak młot. Nie potrafiłam ocenić, czy jestem bardziej podekscytowana, czy przestraszona. To miało być moje pięć minut, a ja bałam się, że nie dam rady. Ale wiedziałam też, że nie mogę tego wypuścić z rąk.
Później, kiedy już siedziałyśmy razem w sali konferencyjnej i robiłyśmy pierwsze szkice do prezentacji, Aneta zaproponowała, że pomoże.
– Zajmę się technicznymi detalami, żebyś mogła skupić się na merytoryce – powiedziała, zerkając na mnie z uśmiechem. – W końcu jesteśmy z jednego zespołu, nie?
Zgodziłam się bez wahania. Była jedną z niewielu osób, którym ufałam. Pracowałyśmy razem latami. Znała mój styl, rozumiała skróty myślowe, wiedziała, czego nie lubię. Pomyślałam wtedy, że dobrze, że mam ją przy sobie.
Ufałam jej
Aneta zajęła się prezentacją w PowerPoincie. Czuwała nad spójnością kolorów, układem slajdów, dbała o techniczne detale. Przynosiła pendrive, wrzucała wersje do folderu, uspokajała mnie, że wszystko działa, jak należy. Po godzinach spotykałyśmy się jeszcze na Teamsach, dzieliłyśmy ekran i nanosiłyśmy poprawki.
W czwartek wieczorem, na dzień przed prezentacją, zostałam dłużej w biurze. Światła jarzyły się tylko nad kilkoma stanowiskami, większość piętra już opustoszała. Coś mnie tknęło. Włączyłam komputer, żeby jeszcze raz zerknąć na finalną wersję. Chciałam przelecieć slajdy, tak dla spokoju sumienia.
Plik otworzył się wolno. Gdy zobaczyłam pierwszy slajd, zamarłam. Logo było stare, z poprzedniej wersji brandbooka, którego przestaliśmy używać dwa lata temu. Kliknęłam dalej. Kolejne slajdy – wykresy z błędami, nieaktualne dane, zdjęcia, które miały być wymienione. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś cofnął prezentację o kilka miesięcy. W jednej chwili miałam ochotę zerwać się z krzesła i krzyczeć. Ale tylko siedziałam. Patrzyłam w ekran. Czułam, jak sztywnieją mi dłonie. Zadzwoniłam do Anety.
– Hej – odezwałam się chłodno. – Co to za wersja slajdów? Sprawdzałam właśnie folder i coś się tu nie zgadza.
– O rany, to nie ta? – odparła ze śmiechem. – Pewnie coś się zapisało nie tak, już to poprawiam… Daj mi chwilkę, zaraz to ogarnę.
Nabrałam podejrzeń
Jej głos brzmiał zbyt swobodnie. Tak, jakby ćwiczyła tę odpowiedź wcześniej, jakby czekała, aż zadzwonię. Nie powiedziałam nic więcej, tylko się rozłączyłam. Zamknęłam laptopa. Siedziałam chwilę w milczeniu, serce waliło mi jak oszalałe. To nie był przypadek, to nie była to pomyłka. Aneta podmieniła slajdy celowo.
Wstałam, wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam jeszcze raz układać w głowie wszystko od początku. Wiedziałam, co było na slajdach. To ja tworzyłam tę historię, to był mój projekt, moja analiza, moje dane, Aneta tylko je przepisywała. Nie potrzebowałam slajdów, żeby mówić.
Zamknęłam oczy. Widziałam ich twarze: szefa i ludzi z zarządu. Miałam mówić do nich, nie do slajdów. To była jedyna rzecz, która mnie wtedy trzymała.
W dzień mojej prezentacji przyszłam wcześniej. Sala była jeszcze pusta, ekran wygaszony, kubki z wodą czekały równo ustawione przy każdym miejscu. Usiadłam w pierwszym rzędzie i wpatrywałam się w ścianę, próbując opanować nerwy. Slajdów nie udało się już poprawić – plik, który wgrała Aneta, był jedynym dostępnym na oficjalnym serwerze. Wiedziałam, że jeśli mam cokolwiek uratować, muszę to zrobić sama.
Byłam opanowana
Podczas prelekcji mówiłam spokojnie. Opowiadałam o problemie klienta, o naszej odpowiedzi, o wynikach, o reakcjach rynku. Przemyciłam dane z pamięci, w głowie widziałam każdy wykres, każdy cytat. Zarząd nie zerkał na ekran, patrzyli na mnie. Kiwnięcie głowy szefa było jak przyzwolenie, żebym szła dalej. Wróciłam na miejsce z sercem bijącym jak dzwon. Nikt nie klaskał na prezentacjach zarządu, ale ich twarze mówiły wszystko.
Minął tydzień. Pracowałam jak zwykle – spokojnie, bez spektakularnych gestów, bez omawiania prezentacji przy lunchu, ale czułam, że coś się zmieniło. Gdy szłam korytarzem, ludzie przyglądali mi się inaczej. Niektórzy z uznaniem, inni jakby z niepokojem. Szef przez kilka dni nie odzywał się wcale, a potem wysłał krótką wiadomość: „Spotkajmy się jutro o 10:00. Gabinet”.
Wygrałam tę walkę
Weszłam do jego gabinetu punktualnie. Siedział przy biurku, zamknął laptopa i spojrzał na mnie uważnie.
– Nie wiem, co się wydarzyło z prezentacją – zaczął. – Ale zarząd był pod ogromnym wrażeniem. Widzieli tylko jedno: ty jesteś liderką.
Milczałam przez chwilę, nie wiedziałam, co powiedzieć. W środku aż kipiało mi od emocji, ale z zewnątrz starałam się być spokojna.
– Dziękuję. Nie zawiodę – odpowiedziałam cicho.
Potem wręczył mi kopertę z nowym zakresem obowiązków. Awans. Równocześnie, bez żadnej zapowiedzi, ogłoszono zmianę w strukturze działu. Aneta została przeniesiona, oficjalnie do wsparcia zespołu sprzedaży. Nieoficjalnie – wszyscy wiedzieli, co się stało.
Zespół zareagował błyskawicznie. Nikt nie komentował, ale atmosfera się zmieniła. Aneta próbowała mnie jeszcze zaczepiać, udawać, że nic się nie stało. Nikt jej nie odpowiadał. Milczenie było wystarczająco wymowne.
Ewelina, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na emeryturze zamieszkałam z córką i jej rodziną. Zażyczyli sobie, bym płaciła im za wynajem jak za luksusowy hotel”
- „Teściowa przez lata mnie ignorowała. Dopiero po śmierci męża dowiedziałam się, dlaczego mnie nie znosiła”
- „Po 20 latach małżeństwa mąż odszedł bez słowa. Prawda, którą odkryłam w jego laptopie, zmieniła moje życie”

