„Częściej obchodziłam Dzień Teściowej niż Dzień Kobiet. Synowa myśli, że jestem już tylko maszynką do pilnowania wnuków”
„Wiedziałam, co ma na myśli – pewnie chodziło jej o ten czas, który miałam poświęcać na niańczenie ich dzieci całymi godzinami. Ona przecież musiała chodzić popołudniami na jakieś siłownie, fitnessy i kosmetyczki. A gdzie czas dla mnie?”.

- listy do redakcji
Kiedyś miałam męża, ale dość wcześnie straciłam go i zostałam wdową. Kiedy zakończyłam karierę jako nauczycielka i przeszłam na emeryturę, wnuki stały się całym moim światem. Ale jak wiadomo, taki świat szybko robi się za mały.
Po pewnym czasie odczułam, że boli mnie dosłownie wszystko. Bujanie młodszego wnuka na huśtawce odczuwałam w ramionach, podnoszenie młodszego w kręgosłupie, bieganie za nimi oboma w nogach, a od ciągłego krzyku i pisków na placu zabaw pulsowała mi głowa. Nie mówiąc już o urażonej dumie, która dawała o sobie znać za każdym razem, gdy przypominałam sobie, jak synowa wrobiła mnie w bycie nianią na pełen etat.
Nie jestem wyrodną babcią
Naprawdę uwielbiam swoje wnuczęta i mam z nimi chyba nawet lepszą więź, niż miałam kiedyś z moimi dziećmi. Moje własne pociechy nie mają już dla mnie czasu, ale znajdują go, by podjechać do mnie z maluchami, przywitać się i pożegnać, rzucają tylko „Dzięki” w progu.
– Chłopaki, na dzisiaj już kończymy – rzuciłam zmęczona. – Przyjdziemy na plac jutro, to się pobawicie.
– Jeszcze nie, huśtaj mnie jeszcze chwilę! – prosił Marcinek.
– Ja też chcę na huśtawkę! Albo na konika… nie, na samochodzik! – dodawał Piotruś, jego młodszy brat.
Nie mam pojęcia, skąd oni biorą tyle energii. Myślę, że mają rację ci, którzy powiadają, że dzieciaki w nocy się ładują, a nie śpią. Mieli wręcz kosmiczne ilości wigoru. Czasem się zastanawiałam, czy na pewno nie mają gdzieś zapasowych baterii.
– A może… Co powiecie na… – zaczęłam się głośno zastanawiać, co im zaproponować. – Teraz już stąd pójdziemy, ale za to babcia z wami pójdzie na… – zachęciłam chłopaków do wymyślenia powodu natychmiastowej ucieczki z rozwrzeszczanego placu zabaw.
– Na lody?! – zapytali chłopcy chórem i aż szerzej otworzyli oczy. Musiałam posiłkować się przekupstwem, ale wyrzuty sumienia miałam tylko przez chwilę.
W końcu dzieciaki szybko wyrosną, w oka mgnieniu, a ja jako babcia powinnam właśnie teraz ich rozpieszczać. Pomyślałam, że jedna mała porcja lodów to nic strasznego.
Wreszcie wróciliśmy – dzieci do rodziców, ja do własnego domu. Przywitała mnie cisza. Wspaniała cisza, której tak mi brakowało. Niestety niedługo mogłam się nią nacieszyć. Będę delektować się chwilę, póki odpoczywam po opiece nad wnukami. Po pewnym czasie mi się znudzi i przygwoździ mnie ona, podkreślając moją samotność w tym mieszkaniu.
Musiałam coś zmienić
Zastanawiałam się, co jednak można z tym zrobić? Nie chciałam przecież mieszać się w żadne wielkie romanse, żeby sąsiedzi mogli o mnie plotkować. Ale nie zaprzeczam, że marzyłam, by znów mieć u boku kogoś, z kim można by spokojnie porozmawiać, pooglądać film, pójść na spacer i na kawę. Takie były moje proste marzenia. A snułam je częściej z upływającym czasem. Czy można je spełnić?
Problem polegał na tym, że nie wcale niełatwo kogoś takiego spotkać, gdy niewiele się wychodzi do ludzi. To nie miała być relacja z listonoszem, pracownikiem gazowni czy hydraulikiem od naprawy starych kaloryferów.
Nie wiedziałam od czego zacząć. Na imprezy taneczne czułam się zbyt stara, a na kościelne ławki zbyt młoda. Co robić, gdy nie niańczę wnuków, a mam wolne popołudnie? Jeszcze dla mnie za wcześnie na spokojne odmawianie różańca. Dla mnie była jeszcze szansa na ułożenie sobie życia. Wpadłam na pomysł, że poproszę o pomoc syna oraz synową. Zaprosiłam ich do siebie na niedzielny obiad, ale tym razem bez dzieci – podrzucili je do drugich dziadków.
Poprosiłam syna o pomoc
– Dobre, prawda? – zapytałam podchwytliwie, patrząc, jak Daniel zajada moje kotlety schabowe.
– Pycha – odparł syn, przegryzając spory kawałek.
Rzuciłam okiem na jego żonę, która również zajadała z apetytem, ale starała się jeść spokojnie.
– Nikt nie robi tak wspaniałych kotletów jak mama – dodał Daniel. – Jeśli można, poproszę dokładkę.
Podeszłam do blatu po kolejne schabowe i zaczęłam nakładać synowi na talerz.
– Synku, a mówiłeś kiedyś, że kupiliście sobie nowy komputer, prawda? – zapytałam niewinnie.
– Tak, a co? – odpowiedział Daniel obserwując nakładanie jedzenia.
– Tak o tym myślałam i doszłam do wniosku, że już naczytałam się książek, a w telewizji nie ma nic ciekawego, bez znaczenia, ile ma się kanałów, to wreszcie się to nudzi.
– No tak…? – dociekał dalej syn.
– No i może ja też bym kupiła sobie takiego laptopa. Coś byś mi doradził przy wyborze. Koleżanka ma komputer z internetem i bardzo sobie chwali. Mówi, ile rzeczy może tam znaleźć – przepisy, wiadomości, blogi, audycje… I nawet kursy językowe – może bym sobie przypomniała trochę niemiecki i francuski. I mnóstwo innych rzeczy.
– Też mama znalazła pomysł… – rzuciła synowa z uśmiechem.
Zignorowałam tę uwagę.
– Czemu nie? W sumie dobry pomysł – odpowiedział syn, jakby chciał zagłuszyć komentarz Marty.
Nie byłam pewna, czy powiedział to szczerze, czy chodziło tylko o zabranie odmiennego stanowiska od żony. Ważne, że mnie poparł.
– Nie musisz nawet nic kupować. Mamy nowy laptop i stacjonarny komputer, a ten stary laptop jeszcze u nas został, bo działa nie najgorzej, ale nie na nasze potrzeby. Dzieciaki mają swoje sprzęty, więc nikomu nie będzie go brakować. Do czytania przepisów, blogów i wiadomości będzie jak znalazł.
Po czym się uśmiechnął i dojadł resztę obiadu.
– Oby tylko mama się nie uzależniła – dodała jeszcze Marta. – Bo inaczej nic innego już nie będzie robić…
Wiedziałam, co ma na myśli – pewnie chodziło jej o ten czas, który miałam poświęcać na niańczenie ich dzieci całymi godzinami. Ona przecież musiała chodzić popołudniami na jakieś siłownie, fitnessy i kosmetyczki. „Nie martw się, dam radę” – pomyślałam. Ale gdzieś w tle pojawiła się też myśl, że gdyby mój syn nie tyrał na dwa etaty, może nie byłoby jej stać na te wszystkie rozrywki, a za to znalazłaby czas dla własnych dzieci…
Nie chciałam się kłócić
Nie wyjawiłam nikomu tych myśli, bo jaki to miałoby sens? Po prostu umówiłam się z synem na kolejny weekend, żeby przyniósł mi tego jego ich laptopa, a wcześniej dobrze „wyczyścił” komputer ze wszystkich niepotrzebnych mi programów i plików. Uznałam, że na pewno szybko się wszystkiego nauczę, chociaż do tej pory komputera używałam głównie do gier w karty. Skoro jednak koleżanka z klatki może obsługowa taki sprzęt, to i ja sobie poradzę.
Daniel pojawił się w sobotę idealnie w porze obiadowej, ale byłam już przygotowana z porcją świeżych pierogów. Po obiedzie usiedliśmy do sprzętu. Sporo musiałam sobie przyswoić.
– Mamo, jeszcze raz ci pokazuję, gdzie się szuka programów. I pamiętaj, żeby nie odpinać kabla do ładowania na zbyt długo, bo ta bateria nie trzyma energii. Na pewno sama niedługo wszystko pojmiesz i znajdziesz, a jak nie, to możesz dzwonić – podsumował syn po dwóch godzinach omawiania obsługi laptopa.
Potem zrobiłam kawę i podałam ciasto, pogadaliśmy trochę o codziennych sprawach na spokojnie i Daniel zaczął się zbierać. Miło było spędzić trochę czasu sam na sam z synem jak za dawnych lat. Może i ja nie przepadałam za Martą, ale Daniel był z nią szczęśliwy, a to najważniejsze.
Może tak po prostu bywa, że teściowe zawsze znajdują jakieś wady w synowych. Jak w dowcipach. Być może matki tak odreagowują na „odebranie” im mężczyzny, który zajmuje pierwsze miejsce w ich sercu…
– Coś cię rozbawiło, mamo? – zapytał syn, gdy zobaczył, że uśmiecham się pod nosem.
– A tak sobie myślę, jak to dobrze mieć takie mądre dziecko – uśmiechnęłam się i poklepałam go po policzku.
– Mama to zawsze rzuci jakiś komplement – odwzajemnił uśmiech Daniel. – Zbieram się, bo mamy jeszcze iść wszyscy razem na basen, a Marta będzie marudzić, jak się spóźnimy. Możesz dzwonić do mniej później w razie czego. Pa!
Syn cmoknął mnie w policzek, ubrał kurtkę i wyszedł. Pożegnałam go i pomyślałam, jak to młodzi wiecznie mają jakieś plany, zamiary i gdzieś lecą…
Wróciłam do komputera i zaczęłam przeglądać strony internetowe. Gdy kolejny raz spojrzałam na zegarek, okazało się, że minęły aż trzy godziny! Jednak Marta miała rację – można się chyba uzależnić od tego wszystkiego. Internet wciąga tak bardzo, że aż można stracić poczucie czasu. Zgubić też się można i to bardzo łatwo.
Zrealizowałam swój tajny plan
Zaczęłam czytać o przepisach na ciasta, a jakimś cudem przeszłam na bloga o hodowaniu storczyków, później stronę i działaniu witamin oraz soków owocowych. Wchodziłam z jednej strony na drugą, aż wreszcie przeniosło mnie na podglądy kamer w galeriach handlowych. Wtedy udało mi się zakończyć ten szalony galop.
Musiałam aż sprawdzić i porównać godzinę na zegarku na meblach, bo przez chwilę miałam wrażenie, że to musi być pomyłka. Upomniałam się w myślach, by jednak bardziej się kontrolować na przyszłość. Zakończyłam przeglądanie stron z tymi głupotami. Czas przypomnieć sobie, po co tak naprawdę chciałam mieć tego laptopa.
Otworzyłam przeglądarkę na nowo i przepisałam nazwę strony, którą wcześniej zanotowałam sobie, gdy mówili o niej w radiu. Najpierw trzeba było się zalogować i podać trochę informacji o sobie. Zastanowiłam się i podałam swoje imię i wiek. Nie martwiłam się tym, że mam już 59 lat.
Co jeszcze powinnam wpisać? Może znak zodiaku? Na pewno dodam, że mam już dosyć bycia w kółko babcią, matką i teściową. Chciałabym przypomnieć sobie, jak to jest być kobietą. Szukam mężczyzny, który też chce odczuć bycie sobą, nawet jeśli metryka wskazuje prawie sześćdziesiątkę. Wpisałam coś podobnego i przyjrzałam się mojej stronie. Poczekam na odpowiedzi. A w międzyczasie wrócę jeszcze na to forum o storczykach, bo przecież pełno ich w całym mieszkaniu.
Bożena, 59 lat
Czytaj także:
„Ledwo płaciłam rachunki, ale przed teściową wypadało się pokazać. Nakupiłam francuskich serów, a ona wolała parówki”
„Byłam przykładną żoną, aż zadzwonił mój kochanek z młodości. Z gorących wspominek dostanę pamiątkę za 9 miesięcy”
„Miałam dom i mieszkanie w Warszawie oraz wysoką emeryturę. Do szczęścia brakowało mi jeszcze tylko tej jednej rzeczy”