„Czekałem na zwykłe skarpetki pod choinką, ale moja żona mnie zaskoczyła. Tę niespodziankę zapamiętam do końca życia”
„Kiedyś powiedziałem, że to poza moim zasięgiem. A ona zapamiętała. I kupiła. Nic nie powiedziałem, ale coś ścisnęło mnie w środku. Poczułem się ważny. Doceniony. I przez chwilę uwierzyłem, że może jeszcze coś w nas zostało, że warto się starać”.

Święta w naszym domu to coroczna powtórka z rozrywki. Karp smażony w za małej patelni, pierogi lepione z babcią Iwonki, ścisk w kuchni, a potem ta sama choinka, która pamięta lepsze czasy. Teściowa z wiecznym grymasem, szwagier z tekstem, że znowu przytyłem i Iwona – moja żona – wiecznie z nożem w ręku i miną typu „wszystko na mojej głowie”. Ja w tym wszystkim stoję gdzieś z boku. Grzecznie się uśmiecham, potem otwieram piwo i czekam, aż się wszyscy zmęczą atmosferą miłości i wycofają przed telewizor.
Mam 34 lata i od pięciu lat jestem mężem Iwony. Tak naprawdę jesteśmy razem dekadę – trochę jak stare małżeństwo, które już dawno przestało się zaskakiwać. Znamy swoje przyzwyczajenia, teksty, reakcje. Święta to u nas bardziej obowiązek niż magia. Co roku dostaję to samo: skarpetki, żel pod prysznic, czasem zestaw do golenia. Żona z kolei dostaje ode mnie książki kulinarne, świeczki albo coś, co może jej się „przydać”. Nie oszukujmy się – romantyzm umarł.
Aż do tego roku. W tym roku, pod choinką znalazłem piękne, drogie perfumy. Te, które kiedyś tylko powąchałem w perfumerii i powiedziałem, że są poza moim zasięgiem. A ona zapamiętała. I kupiła. Nic nie powiedziałem, ale coś ścisnęło mnie w środku. Poczułem się ważny. Doceniony. I przez chwilę uwierzyłem, że może jeszcze coś w nas zostało.
Naprawdę się ucieszyłem
– No, i co tam, mój Mikołaju? – zagadała Iwona, zasiadając przy stole, gdy wszyscy już byli po karpiu i rozchodzili się na deser.
– Mikołaj był zaskakująco hojny w tym roku – odparłem, unosząc perfumy jak trofeum. – Musiałem być wyjątkowo grzeczny.
– Albo po prostu miał dobry gust – uśmiechnęła się i napiła się kompotu.
– To znaczy… serio, Iwona, skąd wiedziałaś? – zapytałem po chwili. – Te perfumy… no, wow.
Wzruszyła ramionami.
– Czasem trzeba się trochę bardziej postarać. I zapamiętać, co ktoś mówi.
Pokiwałem głową, ale nie dawało mi to spokoju. Od dawna nie dostawałem od niej niczego tak… osobistego. I takiego, co faktycznie mnie poruszyło. Zazwyczaj były to rzeczy „na szybko”.
– Ale ja nie mówiłem o nich na głos. Tak konkretnie. Tylko wtedy, w galerii, rzuciłem, że są fajne…
– No widzisz, to jednak mówiłeś – rzuciła niby żartem, ale nie spojrzała mi w oczy. Zaczęła zbierać talerze i udawała, że zmywa.
Wstałem i podszedłem do niej.
– Mówię poważnie. Zrobiło mi się… nie wiem, jakoś ciepło. Dzięki.
– Nie ma za co – uśmiechnęła się, ale był to jeden z tych uśmiechów, co nie dochodzą do oczu. Była jakby nieobecna.
Stałem przez chwilę, patrząc na nią. Nie wyglądała na zmęczoną. Raczej jakby była myślami gdzieś daleko. Zdziwiło mnie to. Coś we mnie drgnęło. Niepokój. Delikatny, ledwo wyczuwalny.
Nic się tu nie zgadzało
Kilka dni po świętach wróciłem wcześniej z pracy. Iwona była jeszcze w drodze z siłowni, a jej telefon leżał na blacie w kuchni. Zadzwonił. Wyświetliło się imię: „Magda”. Jej koleżanka z pracy. Zawsze paplały godzinami. Odebrałem, bo Magda często dzwoniła w sprawach typu „masz pożyczyć suszarkę?” albo „w której aptece są jeszcze testy?”. Zamiast jej głosu usłyszałem automatyczną sekretarkę i nagranie:
– Sorry, że znowu dzwonię, ale serio, szkoda, że M. nie chciał tych perfum. Przynajmniej się nie zmarnowały… Zresztą, jak zobaczyłam twoją minę pod choinką na zdjęciu, to aż mi ciarki przeszły. Oddzwonisz?
Zamarłem. M.? Jaki M.? Co to znaczy, „nie chciał perfum”? Przecież… przecież je dostałem. Zacząłem się sam uspokajać. Może chodziło o jej brata, Michała. Albo o Marka z jej działu. Może kupiła komuś te perfumy na prezent firmowy, a ten ktoś się obraził. I wtedy przypomniałem sobie – ja o zapachu powiedziałem jej w listopadzie, ale tylko tak, przelotnie.
Otworzyłem aplikację banku. Zakup 29 października, perfumeria online. To nie pasowało. Za wcześnie. Zanim zdążyłem o nich wspomnieć. Czy na pewno tak było? Wieczorem zagadnąłem Iwonę niby mimochodem.
– A kiedy właściwie kupiłaś te perfumy? – zapytałem przy kolacji.
Zawahała się.
– Nie pamiętam… chyba na Black Friday? – odpowiedziała zbyt szybko.
Znałem ją zbyt dobrze. Zawsze planowała zakupy z kalendarzem w ręku. Ale teraz coś było nie tak. Coś się nie zgadzało. Miałem złe przeczucia.
Wcale nie taka niespodzianka
To był zwykły czwartek. Wróciłem wcześniej, bo projekt się wysypał, a serwery siadły. Wszedłem do mieszkania. Było cicho. Iwona chyba jeszcze nie wiedziała, że już jestem. Z kuchni dochodził jej głos.
– Mówię ci, że się wściekł, bo mu coś kupiłam. Twierdził, że to perfumy dla pajaców, a nie dla „prawdziwego faceta”. No to dałam Maćkowi. I tak się ucieszył. Jak dziecko, serio – zachichotała. Poznałem ten śmiech. Ten sam, który kiedyś był tylko dla mnie.
Zamarłem.
– Nie wiem, czemu M. ich nie chciał. W sumie szkoda. Ale przynajmniej nie poszły na marne.
Głos Magdy w słuchawce był stłumiony, ale już nie musiałem słyszeć więcej. Stałem za drzwiami z sercem walącym jak młot. Wszedłem do kuchni bez słowa. Iwona spojrzała na mnie, jakby zobaczyła ducha. Telefon natychmiast wyłączyła.
– Podsłuchiwałeś mnie?
– Te perfumy… – powiedziałem tylko. – One nie były dla mnie, prawda?
Zamilkła. Chciała coś powiedzieć, ale głos jej zamarł. Usiadłem naprzeciwko.
– Dla kogo były?
– Maciek, ja... to nie tak, jak myślisz.
– A jak? Bo wygląda to tak, że kupiłaś drogi prezent dla faceta, który cię olał, więc dałaś go swojemu mężowi. Fajna symbolika.
– To był tylko moment. Nic z tego nie wyszło. To było głupie. Nic nie znaczyło.
– Z wyjątkiem tego, że perfumy, które miałem za wyraz miłości, były prezentem z odzysku – powiedziałem spokojnie.
W oczach mi się ściemniło. Nie chodziło o zdradę fizyczną. Chodziło o to, że stałem się opcją zapasową.
Czułem się jak śmieć
Wyszedłem. Bez słowa. Po prostu założyłem kurtkę i wyszedłem na nocną Warszawę. Padał śnieg. Nieprzyjemny, wilgotny, taki, który nie wygląda jak z pocztówki, tylko jak błoto w białym opakowaniu. Ulice były puste, jakby miasto też nie chciało już gadać.
Szedłem bez celu. Przez chwilę rozważałem, czy nie wsiąść do nocnego autobusu i pojechać gdziekolwiek. Ale zostałem na nogach. Miałem w głowie tylko jedno zdanie: „Dałaś mi prezent po kimś innym”. To mnie bolało najbardziej. Nie zdrada sama w sobie – choć i ta była bolesna – ale to, że patrzyłem na ten flakon jak na symbol. Że się wzruszyłem. Że wziąłem coś, co dla niej było już... odpadkiem. A ja się tym zachwycałem.
Usiadłem na ławce w parku i przypomniałem sobie nasze początki. Jak Iwona rzucała przekleństwa przy gotowaniu, jak się śmiała, że coś jej nie wychodzi. Kochałem ją. Tak po ludzku. Bez fanfar. Czy przestałem się starać? Pewnie. Ale czy ona próbowała mnie jeszcze kochać? Czy po prostu szukała kogoś, kto przypomni jej, że w ogóle istnieje? Tego wieczoru nie wróciłem do domu. Przenocowałem u kumpla z pracy, nie tłumacząc nic. Rano powiedział, że mam czerwone oczy i że „wyglądam, jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł”. Miał rację.
Wyznała mi wszystko
Wróciłem następnego dnia przed południem. Mieszkanie było ciche, jakby wymarłe. Iwona siedziała przy stole w kuchni z kubkiem zimnej kawy, w tej samej bluzie, w której ją zostawiłem. Gdy mnie zobaczyła, podniosła wzrok. Nie wyglądała na zapłakaną. Raczej jak ktoś, kto nie spał całą noc, bo nie wiedział, co powiedzieć.
Usiadłem naprzeciwko. Milczeliśmy dłuższą chwilę.
– Chcesz wiedzieć wszystko? – zapytała w końcu, cicho.
Skinąłem głową.
– To był jeden facet. Poznałam go w pracy. Przyszedł z firmą zewnętrzną, miał projekt na miesiąc. Miły, błyskotliwy, taki… czarujący. Wiesz, że od ciebie od miesięcy nie usłyszałam komplementu?
– A ja od ciebie?
Zignorowała pytanie.
– Wysłał mi kiedyś link do perfum. Napisał: „pasowałyby do twojej energii”. Wiesz, jak to działa. Zaiskrzyło. Kilka spotkań po pracy. Nic wielkiego. Nawet się nie całowaliśmy. Potem mu kupiłam te perfumy, tak, w październiku. Wtedy nagle stwierdził, że to jednak nie to, że ma dziewczynę. Było mi wstyd. Zostawiłam flakon na dnie szafy. A potem… potem dałam go tobie.
– Żeby nie zmarnować?
– Nie – przełknęła ślinę. – Chciałam zobaczyć, czy to coś jeszcze znaczy. Czy się ucieszysz. Czy to jeszcze działa między nami.
– I co? – zapytałem.
– Nie wiem – otarła łzę rękawem. – Ale chyba właśnie się dowiaduję.
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem na nią. Piękną, zmęczoną, zagubioną. Czułem się tak cholernie obcy.
Prezent przypomina mi o najgorszym
Zamknąłem się w sypialni. Nie po to, żeby uciec. Po prostu nie miałem już siły rozmawiać. Wsunąłem rękę do szuflady nocnej szafki. Flakon nadal tam był. Czarny, elegancki, ciężki w dłoni. Powąchałem korek. Nadal pachniał tak, jak wtedy w perfumerii. Tak, jak wtedy, gdy myślałem, że jestem kochany.
Postawiłem go na komodzie. Patrzyłem na niego dłuższą chwilę. Wciąż mi się podobał ten zapach. Ale teraz… teraz pachniał zdradą. Głupotą. Upokorzeniem. Zamknąłem go z powrotem w szufladzie. Powoli. Jakby zamykał się za nim jakiś etap.
Usiadłem na łóżku. Otworzyłem laptopa. Wpisałem w przeglądarkę: „czy warto wybaczyć zdradę emocjonalną”. Wyskoczyło tysiące wyników. Artykuły, fora, wypowiedzi ludzi, którzy byli w podobnych sytuacjach. Kliknąłem pierwszy link. Potem cofnąłem się. I tak kilka razy. W końcu zamknąłem przeglądarkę. Siedziałem tak jeszcze długo. W ciszy. Z pustką w głowie.
Nie wiem, co będzie dalej. Czy zostaniemy razem. Czy to tylko rysa, czy już pęknięcie. Wiem, że to nie są tylko perfumy. To nie był tylko prezent. To był moment, w którym zrozumiałem, że można się pomylić nawet we własnym domu. Nawet w osobie, z którą dzieli się życie. A najbardziej boli to, że przez chwilę... naprawdę poczułem się ważny. I że wcale nie chciałem przestać.
Maciej, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż wręczył mi perfumy na mikołajki. Byłam wniebowzięta, dopóki nie odkryłam, że taki sam flakonik dał swojej kochance”
- „Mąż pożałował kasy na prezent na Mikołajki dla mnie. Mówi, że oszczędza, ale ja dobrze wiem, na co wydaje swoją pensję”
- „Podczas mycia okien na Święta zobaczyłam coś, czego nie powinnam. W tym roku zamiast kolęd wysłucham tłumaczeń męża”

