Reklama

Pracuję w dużej firmie zajmującej się nowymi technologiami. Odkąd pamiętam, zawsze chciałam być najlepsza w tym, co robię. Zespół, z którym pracuję, darzy mnie szacunkiem, a ja staram się być dla nich wsparciem i motywacją. To dzięki nim czuję, że każdy dzień w pracy ma sens. Mimo to nie mogłam oprzeć się uczuciu, że moje starania zasługują na większe uznanie. Od dłuższego czasu liczyłam na awans, na którym zależało mi bardziej niż na jakiejkolwiek nagrodzie. Wiedziałam, że to szansa na rozwój. Byłam przekonana, że jeśli ktokolwiek miałby objąć to stanowisko, to powinnam być właśnie ja. Kiedy jednak stanowisko to otrzymał ktoś inny – nowy kolega, który dopiero dołączył do naszej firmy – poczułam, jakby ktoś wymierzył mi cios prosto w serce. Nie zrozumcie mnie źle, on był w porządku. Jednak czułam, że to nie jego kolej. Że ten awans należał się mnie.

Postanowiłam działać

Po ogłoszeniu decyzji o awansie atmosfera w naszym dziale była wyczuwalnie napięta. Pracownicy wymieniali spojrzenia, a między biurkami zaszumiało. Zespół zebrał się wokół mnie podczas przerwy na kawę, wyrażając zaskoczenie i dezorientację.

Nie wierzę, że dali mu to stanowisko – powiedziała Marta, jedna z moich najbliższych koleżanek z pracy, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. – Przecież ty powinnaś je dostać. Wszyscy to wiemy.

Inni kiwnęli głowami na znak zgody, a ja czułam ich wsparcie, które dodawało mi otuchy.

– Cóż, najwyraźniej zasługa jego koneksji – powiedziałam z goryczą, choć starałam się to zamaskować.

Po tej rozmowie wróciłam na swoje miejsce, ale nie mogłam skupić się na pracy. Myśli krążyły wokół nowego kolegi i jego niespodziewanego awansu. Analizowałam całą sytuację, próbując znaleźć racjonalne wytłumaczenie. Jednak każda odpowiedź, którą sobie dawałam, wydawała się być tylko kolejnym pretekstem, by usprawiedliwić niesprawiedliwość, która mnie spotkała. Doszłam do wniosku, że w tej sytuacji nie mogę pozostać bierna. Postanowiłam działać. Musiałam coś zrobić, żeby odzyskać to, co uważałam za należne mi miejsce. Zaczęłam snuć plan, który miał na celu ukazanie prawdziwego oblicza mojego nowego konkurenta i zdemaskowanie jego słabości. Wiedziałam, że to ryzykowne, ale w tamtej chwili wydawało mi się, że nie mam nic do stracenia.

Musiałam być subtelna

Z każdym dniem, gdy spotykaliśmy się na wspólnych lunchach, starałam się zręcznie kierować rozmowy na temat nowego kolegi. Nie było to łatwe zadanie. Musiałam być subtelna, żeby nie wyjść na osobę złośliwą czy zawistną.

– Słyszałam, że nowy kolega miał ostatnio problemy z jednym z projektów – rzuciłam mimochodem, gdy siedzieliśmy razem przy stole, popijając kawę.

Starałam się, by mój ton brzmiał niewinnie, jakbym jedynie dzieliła się plotką.

– Naprawdę? – zapytała Ania, kolejna z moich współpracowniczek, z wyraźnym zainteresowaniem. – Nie wyglądał na kogoś, kto miałby kłopoty.

– No wiesz, różne rzeczy mogą się zdarzyć – dodałam szybko. – Każdy ma swoje słabsze momenty.

Z czasem, podczas takich rozmów, zaczęłam dostrzegać pierwsze efekty moich działań. Coraz częściej zauważałam, że inni zaczynali zadawać pytania i wyrażać wątpliwości co do kompetencji nowego kolegi. Satysfakcja, którą poczułam, była niemal namacalna. Każda kolejna wątpliwość, którą zasiałam w ich umysłach, dodawała mi pewności siebie. Czułam, że mam kontrolę nad sytuacją. Jednak z tyłu głowy coś nie dawało mi spokoju. Wiedziałam, że to, co robię, jest moralnie dwuznaczne. Ale czy nie była to konieczność, by osiągnąć swoje cele? Ostatecznie w pracy zawsze chodziło o to, kto jest sprytniejszy, kto potrafi lepiej rozegrać swoją kartę. Przekonywałam samą siebie, że to tylko strategia.

Serce zabiło mi mocniej

Tygodnie mijały, a ja czułam, że moje starania zaczynają przynosić oczekiwane rezultaty. Jednak pewnego popołudnia, kiedy wracałam do biura po przerwie na lunch, niespodziewanie usłyszałam rozmowę, której nie miałam zamiaru słuchać. Stojąc na korytarzu, przez lekko uchylone drzwi gabinetu szefa, usłyszałam jego głos. Rozmawiał z nowym kolegą. Wszyscy wydawali się być zajęci swoimi sprawami, więc skorzystałam z okazji, by podsłuchać choćby urywki ich konwersacji.

– Rozumiem, że są pewne trudności – mówił szef. – Jednak bardziej martwi mnie coś innego. Mam wrażenie, że zespół nie stoi po twojej stronie.

Serce zabiło mi mocniej. Wiedziałam, że te słowa mogą mieć daleko idące konsekwencje. To, co początkowo wydawało się niewinną grą, teraz mogło obrócić się przeciwko mnie. Myśli kłębiły się w mojej głowie. Drzwi gabinetu nagle się otworzyły. W ostatniej chwili udało mi się wycofać na bezpieczną pozycję. Wróciłam do swojego biurka, czując, że grunt pod moimi stopami zaczyna się chwiać. Świadomość, że moje działania mogły wpłynąć na postrzeganie całego zespołu, była przytłaczająca. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że przez swoją manipulację mogę stracić zaufanie szefa i kolegów. Moja wewnętrzna pewność siebie zaczęła się kruszyć. Zrozumiałam, że zagrałam o zbyt wysoką stawkę i teraz mogłam ponieść poważne konsekwencje. Byłam w potrzasku własnych działań i nie wiedziałam, jak się z tego wyplątać.

Poczułam ulgę

Wiedziałam, że muszę odzyskać zaufanie zespołu, zanim będzie za późno. Zorganizowałam spotkanie w naszym dziale, żeby porozmawiać o atmosferze w pracy i wyzwaniach, przed którymi stajemy.

– Słuchajcie, wiem, że ostatnio sytuacja w naszym zespole jest napięta – zaczęłam, starając się, aby mój głos brzmiał szczerze i autentycznie. – Chciałabym, abyśmy razem zastanowili się, jak poprawić nasze relacje i wrócić na właściwe tory.

Wszyscy patrzyli na mnie z ciekawością. Czułam, że muszę być szczera, nawet jeśli wiązało się to z przyznaniem do błędów.

– Muszę się przyznać, że moje działania mogły nieco zaognić sytuację – kontynuowałam, starając się opanować emocje. – Moje ambicje i chęć zdobycia awansu przesłoniły mi to, co naprawdę ważne – naszą współpracę i wzajemne zaufanie.

Cisza, która zapanowała, była niepokojąca. Ale jednocześnie poczułam ulgę. Zdałam sobie sprawę, że moje prawdziwe motywacje były związane z potrzebą władzy i uznania. Przyznałam się do tego przed sobą i teraz przed zespołem. To było trudne, ale konieczne, aby zacząć naprawiać to, co zepsułam.

– Naprawdę przepraszam za to, co się stało. Mam nadzieję, że możemy razem pracować nad poprawą atmosfery w naszym dziale.

Zobaczyłam w oczach niektórych członków zespołu cień zrozumienia i być może nawet przebaczenia. W tamtej chwili poczułam, że być może jest jeszcze szansa na odbudowanie zaufania i relacji, które były tak ważne. Wiedziałam, że to pierwszy krok w dobrą stronę.

Musiałam być szczera

Kilka dni po rozmowie z zespołem zdecydowałam się porozmawiać z szefem. Wiedziałam, że muszę stawić czoła konsekwencjom swoich działań i szczerze wyznać swoje błędy. Z duszą na ramieniu zapukałam do drzwi jego gabinetu.

– Proszę, wejdź – powiedział, wskazując mi miejsce naprzeciwko siebie.

Usiadłam, czując, jak serce bije mi szybciej.

– Chciałam z panem porozmawiać – zaczęłam niepewnie, ale od razu przeszłam do sedna. – Zdaję sobie sprawę, że moje działania mogły wpłynąć na atmosferę w zespole. Pragnę szczerze przeprosić i zapewnić, że pracuję nad tym, by naprawić sytuację.

Szef spojrzał na mnie uważnie, ale jego twarz była nieodgadniona. Przez chwilę nic nie mówił, co tylko potęgowało mój niepokój.

– Cieszę się, że chcesz naprawić błąd – powiedział w końcu. – Widzisz, dostrzegam w tobie potencjał i umiejętności, ale potrzebuję czegoś więcej. Lojalność i zaufanie są kluczowe w pracy zespołowej.

Jego słowa były dla mnie zarówno ostrzeżeniem, jak i motywacją. Zrozumiałam, że jeśli chcę rozwijać swoją karierę i zasłużyć na przyszły awans, muszę najpierw udowodnić swoją wartość jako członek zespołu.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby to udowodnić – obiecałam z determinacją. – Chcę, aby nasz zespół był silny i zjednoczony.

Szef uśmiechnął się lekko, a ja poczułam, jak napięcie, które trzymało mnie w swoich szponach, powoli odpuszcza. Wiedziałam, że przede mną długa droga do odbudowy reputacji, ale przynajmniej teraz miałam jasno wytyczony cel. Opuszczając gabinet, czułam, że balansuję między nadzieją a lękiem o przyszłość zawodową. Wiedziałam, że nie mogę już pozwolić sobie na błędy i muszę pracować ciężko, aby naprawić to, co zostało zniszczone.

Agata, 41 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama