Reklama

Kiedy w moim życiu pojawił się Przemek, to właśnie byłam na rozdrożu. Kilka dni wcześniej dostałam wypowiedzenie z pracy, którą naprawdę lubiłam, a jakby tego było mało, to nakryłam swojego chłopaka na zdradzie. Nic nie szło po mojej myśli.

– Proszę uważać! – usłyszałam podniesiony męski głos, gdy właśnie wchodziłam na przejście dla pieszych.

Przez swoje zamyślenie nie zauważyłam, że światło zielone zmieniło się na czerwone, a samochody stojące przed przejściem właśnie zaczynały ruszać. Gdyby nie męska ręka chwytająca mnie za ramię, to z całą pewnością weszłabym na ulicę i niechybnie zostałabym potrącona przez nadjeżdżające auto.

– Zamyśliłam się – wydukałam przepraszającym głosem. A potem od razu zaczęłam dziękować swojemu wybawcy.

– Nie ma za co – usłyszałam. I dopiero wtedy spojrzałam na mężczyznę, który najprawdopodobniej uratował mi zdrowie, a kto wie, czy i nie życie. Przede mną stał wysoki brunet, który swoim uśmiechem mógłby podbić niejedno kobiece serce. "Niezłe ciacho z niego" – pomyślałam. I niemal od razu zganiłam się w myśli.

Da się pani zaprosić na kawę? – tymczasem zapytał nieznajomy. A ja stwierdziłam, że przyda mi się towarzystwo takiego przystojniaka.

Od tej kawy wszystko się zaczęło. I bardzo szybko nasza historia potoczyła się dalej. Już kilka miesięcy później zamieszkaliśmy razem, a niecały rok później Przemek mi się oświadczył. I chociaż nie do końca byłam pewna, czy jest to prawdziwa miłość, to i tak się zgodziłam. A potem wielokrotnie zastanawiałam się, czy czasem nie była to zbyt pochopna decyzja.

Nasze małżeństwo było dziwne

Przez wszystkie wspólne lata w nieskończoność kłóciliśmy się i godziliśmy, rozstawaliśmy się i znowu się schodziliśmy, pakowaliśmy walizki, a potem je rozpakowywaliśmy. Jednym słowem – w naszym związku było bardzo burzliwie.

A mimo to nie potrafiliśmy się rozstać i tkwiliśmy w związku, który nie zawsze był szczęśliwy. Według mnie była to po prostu miłość. Ale potem okazało się, że według mojego męża było to jedynie przyzwyczajenie. I dopóki było mu wygodnie, to nic nie zmieniał. A gdy postanowił zmienić swoje życie, to nic więcej już go nie obchodziło.

Przez wszystkie te burzliwe lata naszego małżeństwa wielokrotnie zastanawiałam się, jak długo jeszcze wytrzymam w związku, który czasami przynosił więcej bólu niż radości.

– Może czas najwyższy to zakończyć? – zapytała mnie przyjaciółka, której zwierzyłam się, że znowu pokłóciłam się z Przemkiem, a mój mąż kolejny raz spakował walizkę i wyprowadził się do hotelu.

– Może – powiedziałam smętnie.

W głębi duszy wiedziałam, że wcale tego nie chce. Bo chociaż wiele razy przekonywałam siebie, że moje małżeństwo to jedna wielka pomyłka, to mimo wszystko nie potrafiłam zostawić swojego męża. Najzwyczajniej w świecie go kochałam.

– I to wszystko wyjaśnia – podsumowała Anka, gdy powiedziałam jej o swoich uczuciach. – Ale czy on darzy ciebie takim samym uczuciem, jak ty jego? – zapytała jeszcze.

I chociaż wcale nie byłam tego taka pewna, to chciałam wierzyć, że tak właśnie jest. "Gdyby mnie nie kochał, to już dawno by się ze mną rozstał" – próbowałam przekonać samą siebie. Ale tak naprawdę to chyba już wtedy zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to tylko pobożne życzenie.

Próbowałam nas ratować

A mimo to za wszelką cenę próbowałam ratować swoje małżeństwo. Robiłam wszystko, aby Przemek wrócił do domu i żebyśmy kolejny raz wszystko zaczęli od nowa.

– To nie może się tak skończyć – powiedziałam mu, gdy przekroczył próg naszego mieszkania.

A gdy podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, to kolejny raz uwierzyłam, że mamy przed sobą jeszcze jakąś przyszłość. Teraz nie wiem, kogo chciałam oszukać. Przecież już wtedy było widać, że nasze małżeństwo nie ma żadnych szans na przetrwanie. A mimo to za każdym razem chwytałam się nadziei, że między nami nie wszystko jeszcze jest skończone. Teraz wiem, że byłam bardzo naiwna.

Przez kolejne miesiące wydawało się, że wszystko idzie ku lepszemu. W naszym małżeństwie w końcu nieco się uspokoiło, a każdy kolejny dzień przekonywał mnie, że teraz może być już tylko lepiej.

– Co mam przygotować na kolację? – pytałam Przemka niemal codziennie.

Chciałam sprawić mu jak najwięcej radości, a ponieważ gotowałam całkiem nieźle, to wiedziałam, że nie będzie miał na co narzekać.

I wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Przez kilka tygodni żyliśmy jak każde kochające się małżeństwo. Jedliśmy razem śniadania, w ciągu dnia wymienialiśmy się czułymi sms – ami, a wieczory spędzaliśmy na mieście lub w sypialni. "Chyba w końcu coś się zmieniło" – myślałam z nadzieją.

Mąż coś ukrywał

A potem nagle Przemek się zmienił. Zaczął brać coraz więcej nadgodzin, a wieczory i weekendy coraz częściej spędzał poza domem. A gdy pytałam go, co się dzieje, to odpowiadał, że to tylko praca.

– Może ma kogoś? – zasugerowała przyjaciółka. Ale ja od razu odrzuciłam taką możliwość. Przecież bym o tym wiedziała, prawda? Wprawdzie słyszałam, że żony zawsze dowiadują się ostatnie o kochankach męża, ale nie wierzyłam w to. A może bardziej nie chciałam w to wierzyć.

I wreszcie pewnego dnia wydawało mi się, że odkryłam powód dziwnego zachowania mojego męża. Gdy wieczorem brał prysznic, to zostawił włączony laptop. A ja od razu zauważyłam, że ma otwartą stronę biura podróży. Na pulpicie były zdjęcia ciepłych krajów, w których można było poczuć się jak w raju. "Czyżby to miałby być powód tych nadgodzin?" – pomyślałam od razu. Za niecały miesiąc wypadały moje urodziny, a terminy wyświetlanych na ekranie wycieczek obejmowały właśnie ten okres.

– To teraz wszystko jest już jasne – powiedziałam na głos.

I nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Mój mąż planował zabrać mnie w romantyczną podróż do Chorwacji. A ponieważ taka wycieczka nie należała do tanich, to przez ostatnie tygodnie robił wszystko, aby na nią zarobić.

Byłam w szoku

Przez kolejne dni nie dałam nic po sobie poznać, że znam tajemnicę mojego męża. A gdy kilka dni później zadzwonił do mnie z pracy i powiedział, że jak najszybciej musimy porozmawiać, to od razu pomyślałam, że chce mi zakomunikować radosną wiadomość. Pognałam do domu jak na skrzydłach i od razu zabrałam się za przygotowywanie ulubionego dania męża. "To będzie niezapomniany wieczór" – pomyślałam podekscytowana. I faktycznie taki był. Ale w najgorszych snach nie przypuszczałam, że zapamiętam go tylko dlatego, że był jednym z najgorszych dni w moim życiu.

Nie mogłam doczekać się, aż Przemek w końcu wróci do domu. A gdy tylko przekroczył próg mieszkania, to od razu zaczęłam podawać kolację.

– Nie trzeba było – powiedział mój mąż. A potem spojrzał na mnie takim wzrokiem, że od razu wiedziałam, że nie będzie to radosny wieczór.

– Stało się coś? – zapytałam.

– W końcu muszę ci to powiedzieć – usłyszałam.

A potem Przemek poinformował mnie, że mam się wyprowadzić.

W przyszłym tygodniu złożę pozew rozwodowy – dobił mnie jeszcze bardziej.

Początkowo nie chciałam uwierzyć w to, co słyszę. Ale gdy zobaczyłam spakowaną walizkę, to zrozumiałam, że on wcale nie żartuje.

– Ale dlaczego? – zapytałam zszokowana.

Okazało się, że mój mąż już jakiś czas temu poznał kobietę, która od samego początku zawróciła mi w głowie. A ponieważ nie widział dla nas przyszłości, to nie zamierzał ratować i tak już kończącego się małżeństwa.

– Ale ja cię kocham – próbowałam ratować sytuację.

– Przykro mi – usłyszałam.

Przez długi czas nie mogłam się pozbierać. Kilkukrotnie próbowałam namówić Przemka do zmiany decyzji, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów. Teraz oczekuję na pierwszą rozprawę rozwodową i zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Być może faktycznie trzeba było zakończyć to wcześniej. Ale czy cierpiałabym mniej? Raczej nie.

Magdalena, 35 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama