„Coroczny obiad u teściów we Wszystkich Świętych skończył się płaczem. Teść jednym zdaniem zakończył moje małżeństwo”
„Głosy ucichły, nikt się nie poruszył. Mama wstrzymała oddech, tata spojrzał na mnie spod oka, teściowa otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wydobyła z siebie dźwięku. Jacek nie spojrzał na mnie”.

- Redakcja
Jestem żoną Jacka, nauczycielką języka polskiego w liceum, matką kota, strażniczką świątecznych tradycji, opiekunką rodzinną, kucharką, psycholożką na pół etatu, sprzątaczką z nadgodzinami. Gdyby rozdawali medale za niezauważalne poświęcenie – miałabym już całą półkę. Ale nie rozdają i nikt tego nie zauważa.
Nie cierpiałam tego
Moje małżeństwo z Jackiem to bardziej wspólnota logistyczna niż związek. Rozmowy – o rachunkach, o planie lekcji, o tym, kto odbierze paczkę z paczkomatu. Seks? Zdarza się, jak meteor – rzadko i z hukiem, kiedy już dojdzie do lądowania. Jacek jest cichy, jakby przezroczysty. Idealny mąż na pokaz – nie pije, nie bije, nie krzyczy. Ale czasami cisza boli bardziej niż krzyk.
Nie cierpię rodzinnych spotkań u jego rodziców. Czuję się tam jak mebel, który się przestawia, żeby ładniej wyglądało. Teściowa, zawsze uprzejma, zawsze z tą wymuszoną miną – jakby pod podkładem cierpliwości kryło się coś kwaśnego. Teść nie potrzebuje masek. On już je wszystkie zrzucił. Zgryźliwy, cyniczny, wypatroszony z taktu. Alkohol tylko dodaje mu odwagi.
Dziś Wszystkich Świętych. Rano pojechaliśmy na cmentarz. Kupiliśmy znicze – ja wybrałam białe, Jacek, jak zwykle, powiedział, że wszystko mu jedno. Było zimno, rozmowy dotyczyły „kto zmarł w tym roku” i „czy tuja nie uschła za bardzo”. Wymienialiśmy kurtuazyjne słowa z krewnymi, jakbyśmy grali w sztuce, której scenariusz dobrze znamy, ale nikt nie ma ochoty go recytować.
Było tak samo
A potem – jak co roku – obiad u teściów. To nasz rytuał, tradycja. Usiedliśmy przy stole jak zwykle – teść na końcu, z butelką w zasięgu ręki, teściowa naprzeciwko niego, Jacek po mojej lewej, a ja z prawej strony stołu, trochę z boku, tak jakby nikt nie chciał się narazić na zbyt bliski kontakt.
Moich rodziców posadzono naprzeciwko mnie, jakby mieli pełnić rolę bezstronnych obserwatorów. W tle słychać było szuranie talerzy i ciche „smacznego” wypowiedziane przez teściową, zanim usiadła.
Zupa grzybowa była chyba z torebki, a kotlet schabowy wyglądał na zrobiony dwa dni wcześniej. Jadłam bez apetytu, uważnie obserwując twarze. Jacek unikał mojego spojrzenia, wbijał wzrok w talerz, jakby między ziemniakami mógł znaleźć drogę ucieczki. Teść pił już trzeci kieliszek, a rozmowa toczyła się na autopilocie – o korkach, o podwyżkach, o tym, że kiedyś to było lepiej.
– W telewizji mówili, że znowu benzyna pójdzie w górę – rzuciła teściowa, chyba tylko po to, by zakryć niezręczną ciszę.
– A gdzie nie idzie w górę, Halinko? – zaśmiał się teść i dolał sobie. – Chyba tylko w grobie nic nie drożeje.
To był szok
Zaśmiał się sam do siebie, ale nikt mu nie wtórował. Przestaliśmy udawać, że te jego dowcipy kogokolwiek bawią. Rozmowy przy stole przypominały grę w szachy – każdy ruch był ostrożny, wyważony, jakbyśmy wszyscy czekali na czyjś błąd. Czułam, jak napięcie we mnie narasta. Coś wisiało w powietrzu. Wiedziałam to od samego rana.
– A ten twój Jacek to chyba nie taki święty – powiedział teść nagle, spokojnym głosem, jakby stwierdzał fakt. – Widziałem go w zeszłym tygodniu w galerii z jakąś panną. Ręka w rękę, całowali się.
Głosy ucichły, nikt się nie poruszył. Mama wstrzymała oddech, tata spojrzał na mnie spod oka, teściowa otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wydobyła z siebie dźwięku. Jacek nie spojrzał na mnie. Zastygł w bezruchu, dłonie zaciśnięte w pięści.
Wstałam powoli. Nie powiedziałam nic. Przeszłam obok stołu i wyszłam z pokoju, nie oglądając się za siebie. W przedpokoju założyłam płaszcz i zamknęłam za sobą drzwi. Na zewnątrz było zimno. Szłam szybkim krokiem w stronę samochodu, nie mając nawet pewności, czy zabrałam ze sobą kluczyki. W głowie dudniło mi tylko jedno zdanie: „Wszyscy teraz patrzą na mnie, jakbym to ja była winna”.
Wypierał się
Przecież nie byłam zaskoczona. Może gdzieś wewnątrz siebie wiedziałam, ale nie chciałam wiedzieć. Nie chciałam tego słyszeć z ust teścia, przy stole, na oczach wszystkich. Zamknęłam się w aucie, wcisnęłam głowę w oparcie fotela i zamknęłam oczy. Wiedziałam, że to dopiero początek.
Wróciłam do domu. W mieszkaniu było cicho. Zaparzyłam sobie herbatę, ale nie tknęłam. Usiadłam na kanapie i czekałam. Jacek wszedł po godzinie. Zdjął buty, kurtkę, jakby wracał z pracy, a nie z rodzinnego pola bitwy. Spojrzał na mnie krótko, potem odwrócił wzrok.
– To prawda, co powiedział twój ojciec? – zapytałam bez podnoszenia głosu.
– Nie wiem, co on widział – odpowiedział z przekąsem.
– Czyli nie zaprzeczasz.
– Nie chcę o tym gadać.
– No to świetnie – powiedziałam i wstałam. – Bo ja właśnie chcę. Chyba zasługuję na chociażby jedno słowo wyjaśnienia, prawda?
– Marta, nie dramatyzuj – rzucił i przeszedł do kuchni.
Chciałam poznać prawdę
Patrzyłam, jak sięga po szklankę i nalewa sobie wody, jakby nic się nie stało, jakby nie zostawił mnie samej z tym wśród całej rodziny. Przestałam mówić. Po prostu wyszłam z kuchni i zamknęłam się w sypialni. Leżałam bez ruchu. W mojej głowie pojawiały się obrazy, fragmenty rozmów, znaki, które wcześniej bagatelizowałam. Czułam się, jakbym właśnie się obudziła po bardzo długim śnie.
Wróciłam do teściów następnego dnia rano. Nie uprzedzałam, nie dzwoniłam. Teściowa otworzyła mi drzwi w fartuchu, z zaskoczoną miną. W kuchni pachniało jeszcze wczorajszym obiadem. Teść siedział przy stole, w koszulce z plamą na brzuchu, popijał herbatę i rozwiązywał krzyżówki.
– Dlaczego to powiedziałeś przy wszystkich? – zapytałam.
Podrapał się po głowie, jakby próbował zyskać czas.
– Bo mam dość tego cyrku. Udajecie jakąś idealną parę, a Jacek to kłamca.
– Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś?
– Myślałem, że się opamięta. Ale on zawsze był tchórzem.
To był koniec
Usiadłam naprzeciwko niego. Milczeliśmy chwilę.
– Czekałeś, aż się domyślę? Aż ktoś mnie upokorzy publicznie?
– Nie jestem twoim sprzymierzeńcem, dziewczyno – powiedział, wzdychając ciężko. – Ale też nie jestem idiotą. Widziałem, że się dusisz w tym małżeństwie. Może to i lepiej, że teraz się wydało.
Nie wiedziałam, czy dziękować mu, czy go nienawidzić. Nie byłam już zła. Byłam zmęczona. Nie miałam siły z nim walczyć. Wstałam bez słowa i wyszłam.
Kilka dni później Tomek się wyprowadził. Zostałam sama. Przeglądałam nasze zdjęcia w telefonie – wakacje nad morzem, święta, uśmiechy, które już nic nie znaczyły. Wiedziałam, że wiele z tych chwil było tylko dekoracją. Udawaliśmy.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam zwyczajnie, bez makijażu, z podkrążonymi oczami. Ale pierwszy raz od dawna wiedziałam, kim jestem.
Marta, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Filip był idealny. Nie wspomniał tylko, że nasz związek to już zawsze będzie trójkącik z jego mamusią”
- „Mąż nie pozwalał mi grzebać w dokumentach, ale raz mnie skusiło. Wtedy odkryłam jego brudną tajemnicę”
- „Synowa wyśmiewała moją polską kuchnię i chciała sushi zamiast gołąbków. Zrobiłam jej niespodziankę, którą popamięta”

