„Córka żeruje na nas i nie ma żadnych planów na przyszłość. Boję się, że zmarnuje całe swoje życie”
„– Ale nie możesz przecież leżeć całymi dniami w łóżku i czekać na olśnienie! – wybuchłam. – Przerwałaś studia, nie szukasz pracy, nie masz żadnych planów, Julia! – Mamo, przestań. Jeszcze nie ogarnęłam wszystkiego – odpowiedziała z wyrzutem”.

- Redakcja
Czasem siedzę przy kuchennym stole i zerkam na zegarek, jakbym miała gdzieś iść. Ale nie – to tylko przyzwyczajenie z czasów, kiedy życie miało rytm: pobudka, szkoła, kolacja, sprawdzanie zeszytów. Teraz siedzę tu jak na posterunku. Czuwam. Czekam. Nasłuchuję, czy Julia wstanie przed południem. Czy zje cokolwiek oprócz chipsów. Czy w ogóle się do mnie odezwie.
Mam 51 lat. Pracuję w liceum, uczę polskiego, czytam wypracowania z lektur, o których moje uczennice potrafią mówić z większym zaangażowaniem niż moja własna córka o swoim życiu. Julia ma 23 lata, mieszka z nami – ze mną i z Tomkiem – i, cóż… żyje tak, jakby świat miał jej się należeć. Bez obowiązków, bez celu, bez napięcia. I bez wstydu.
– Daj jej czas – mówi Tomasz, gdy znów próbuję zacząć temat.
A ja się zastanawiam… A jeśli ten czas właśnie mija bezpowrotnie? Jeśli to nie jest żaden „okres przejściowy”, tylko jej nowa rzeczywistość? Taka, w której rodzice są bankomatem, a życie to wieczne „jutro coś zrobię”? Czuję się zmęczona. Bezsilna. I winna. Może to moja wina, że jej nie przygotowałam na dorosłość?
Nic do niej nie docierało
– Julia, może byś się w końcu czymś zajęła? – powiedziałam, starając się brzmieć spokojnie, choć gotowałam się od środka.
Kolacja parowała na talerzach, a ona siedziała naprzeciwko mnie w dresie, z telefonem w ręce, jakby była gościem w tym domu, nie jego częścią.
– Czym? – mruknęła bez podnoszenia wzroku. – Nie wiem jeszcze, co chcę robić.
Zamknęłam oczy na ułamek sekundy. Od miesięcy to samo.
– Ale nie możesz przecież leżeć całymi dniami w łóżku i czekać na olśnienie! – wybuchłam. – Przerwałaś studia, nie szukasz pracy, nie masz żadnych planów, Julia!
– Mamo, przestań. Jeszcze nie ogarnęłam wszystkiego – odpowiedziała z wyrzutem, jakbym ją skrzywdziła. – Daj mi trochę czasu.
– Nie można wiecznie nic nie robić i liczyć, że wszystko się samo ułoży! – podniosłam głos. – Życie tak nie działa!
Julia spojrzała na mnie zranionym wzrokiem, po czym nagle odsunęła talerz i wstała od stołu.
– Nic nie rozumiesz! – rzuciła, a po jej policzku spłynęła łza, której się po niej nie spodziewałam. – Zawsze tylko pretensje!
Wybiegła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Tomasz odłożył widelec i spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Nie możesz tak na nią naciskać – powiedział cicho. – Przesadzasz.
Zamrugałam szybko, tłumiąc łzy.
– A jeśli nie chodzi o presję, tylko o uratowanie jej życia? – szepnęłam.
Zostałam w kuchni sama. Z jej talerza unosił się jeszcze zapach ciepłej zupy. Ale ja nie czułam już głodu. Tylko ten znajomy ciężar w klatce piersiowej, który mówił mi jedno: znowu zawiodłam.
Nie wiedziałam, co robić
– Ona całe dnie leży i gapi się w sufit, Marta. Ja już nie wiem, co mam robić – mówiłam, obracając filiżankę z kawą. – Kiedyś miała w sobie tyle życia, pomysłów, śmiała się… A teraz? Jakby ktoś zgasił światło.
Siedziałyśmy w małej kawiarni, niedaleko szkoły. Marta słuchała mnie z tym spokojem, którego zawsze jej zazdrościłam. Znałyśmy się od lat – ona uczyła biologii, miała dwójkę dzieci i jakąś niewidzialną siłę, która trzymała ją w pionie, nawet gdy wszystko się waliło.
– A próbowałaś zapytać, co ona czuje? – spytała cicho. – Nie osądzać. Nie sugerować, że z nią coś nie tak. Tylko zapytać… co ją boli?
Zamarłam. Zawsze mówiłam do Julii, tłumaczyłam, poganiałam. Ale… czy naprawdę kiedyś ją po prostu zapytałam?
– Nie wiem – przyznałam szczerze. – Może… Może ona się czegoś boi? Może jej się nic nie chce, bo już w nic nie wierzy?
Marta kiwnęła głową.
– Czasem człowiek nie leży w łóżku z lenistwa, tylko dlatego, że nawet podnieść się jest za ciężko. Zastanów się… Może ona naprawdę się pogubiła. A ty – nieświadomie – tylko dolewasz oliwy do ognia.
Spojrzałam przez okno, na mokry chodnik. Deszcz zmywał liście z jesiennych drzew. Naprawdę czułam się bezradna. Tego wieczoru wróciłam do domu i długo stałam pod drzwiami pokoju Julii. Nie zapukałam. Jeszcze nie. Ale po raz pierwszy nie czułam złości. Czułam strach.
Chciałam pogadać z córką
Zebrałam się dopiero następnego dnia. Stałam przed drzwiami jej pokoju, czując się jak uczennica przed wejściem na maturę. Zapukałam lekko.
– Julia? Mogę?
Nie odpowiedziała od razu, ale po chwili usłyszałam ciche:
– Mhm.
Weszłam. Pokój był w półmroku, zasłony zaciągnięte, na biurku kubek po dawnej herbacie, obok jakieś rozsypane kosmetyki. Julia leżała pod kocem, wpatrzona w sufit.
Usiadłam na brzegu łóżka.
– Nie przyszłam cię ganić – powiedziałam łagodnie. – Przyszłam… posłuchać.
Odwróciła twarz w moją stronę. Zaskoczona. Podejrzliwa.
– Słuchać czego?
– Ciebie. Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje, córeczko. Bez oceniania. Po prostu powiedz mi, co cię boli.
Julia długo milczała. Myślałam, że nic nie powie. Ale wtedy coś w niej pękło.
– Mamo, ja się boję… – wyszeptała, a jej głos się załamał. – Boję się, że już przegrałam życie. Że wszyscy idą do przodu, a ja stoję w miejscu i nie umiem się ruszyć. Każdy dzień budzę się z poczuciem winy… Ale nie umiem tego zmienić.
Serce mi się ścisnęło.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – spytałam cicho, czując, jak coś ściska mi gardło.
– Bo myślałam, że i tak tylko się zezłościsz. Że i tak powiesz, że przesadzam, że dramatyzuję…
Objęłam ją powoli. Drżała. Nie było we mnie już gniewu. Tylko żal. I żałość, że tak długo tego nie widziałam.
Zaczęłam się martwić
Od tamtej rozmowy coś się we mnie zmieniło. Nie spałam pół nocy. Może to było coś więcej niż zwykłe lenistwo?
Następnego dnia poszłam do szkolnej psycholożki. Znamy się od lat. Opowiedziałam jej o Julii, bez ozdobników, bez wstydu.
– To nie twoja wina, Aniu – powiedziała spokojnie. – Ale teraz musisz pomóc jej znaleźć fachową pomoc. Sama nie dasz rady.
Kiedy wróciłam do domu, próbowałam porozmawiać z Tomkiem. Siedział przed telewizorem, wpatrzony w wiadomości.
– Musimy jej pomóc, Tomek. To nie jest bunt, ani kaprys. Ona się sypie. – Usiadłam obok niego, prawie błagalnie.
– Przesadzasz – mruknął. – Każdy ma gorszy okres. Wymyślasz problemy, zamiast dać jej spokój. Może jakbyś mniej ją strofowała, byłoby lepiej.
Zacisnęłam pięści.
– Nie! Ty nie widzisz, co się z nią dzieje.
Tomasz westchnął, wzruszył ramionami. Wstał i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą. Poczułam się tak, jakbym próbowała utrzymać w pionie cały świat, a on po prostu odwracał wzrok.
Wieczorem usiadłam obok Julii.
– Kochanie, chciałabym, żebyś porozmawiała z kimś, kto ci pomoże. Z terapeutką. Nie musisz być sama w tym wszystkim.
Spojrzała na mnie niepewnie.
– A jeśli to nic nie da?
– To spróbujemy jeszcze raz. I jeszcze. Dopóki trzeba.
Skinęła głową. Cicho, ledwo zauważalnie. Ale w jej oczach pojawił się błysk, jak maleńka iskra. Może właśnie od niej wszystko miało się zacząć.
Może coś się zmieni
Julia zaczęła terapię. Nie od razu – musiała przełknąć lęk, opór, potem jeszcze znaleźć kogoś, komu zdoła zaufać. Ale w końcu się udało. Po pierwszej wizycie wróciła cicho, zamknięta w sobie. Nie pytałam. Dałam jej przestrzeń. Wiem, jak łatwo zburzyć coś, co dopiero zaczyna rosnąć.
Minęły trzy tygodnie. Zauważyłam, że przestała spać do południa. Czasem z samego rana wychodziła na spacer. Kupiła sobie nowy zeszyt i coś w nim notowała – chyba zadania z terapii. Zaczęła częściej rozmawiać. O niczym wielkim, czasem o pogodzie, czasem o filmie. Ale to już był znak.
– Mamo… – powiedziała kiedyś wieczorem, siadając obok mnie na kanapie. – Nie wiem, co dalej, ale spróbuję. Może wrócę na studia, ale inne. Albo coś zupełnie nowego.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Cokolwiek wybierzesz, będę cię wspierać.
Gdy wyszła do swojego pokoju, zadzwoniłam do Marty. Opowiedziałam wszystko, nie pomijając ani słowa.
– To może nie wystarczy, ale to coś – powiedziała cicho.
Wieczorem siedziałam sama w kuchni. Na stole parowała herbata z imbirem, tak jak Julia lubiła, kiedy była mała. Przez okno patrzyłam na ciemniejące niebo. Wciąż bałam się, że to, co teraz wygląda na początek, może się nagle zatrzymać. Że znów się zamknie, zniknie, przestanie próbować i nadal będzie na nas żerować.
Czasem się boję
Nie wiem, co będzie dalej. Nie wierzę już w bajki o cudownych przemianach, po których wszystko wraca na swoje miejsce. Julia ma przed sobą długą drogę. Ja też. Uczę się milczeć, kiedy trzeba, i być obok, nawet jeśli nie rozumiem.
Czasem nachodzi mnie lęk, że znów się cofnie. Że się podda. Zrozumiałam jedno: nie naprawię jej życia. Nie ułożę go za nią. Mogę być obok. Słuchać, trzymać za rękę, czasem tylko patrzeć. To nie jest łatwe. To bywa bolesne. Ale może właśnie na tym polega bycie matką dorosłego dziecka – nie na prowadzeniu, tylko na obecności.
Anna, 51 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ktoś zapalił znicz i zostawił karteczkę na grobie mojej żony. Zatkało mnie, gdy odkryłem, kto ją odwiedza”
- „W aplikacji pisał, że mnie kocha, a ja pragnęłam miłości. Gdy poprosił o kilka tysięcy pożyczki, nawet się nie zawahałam”
- „Na emeryturze odkładaliśmy pieniądze na wakacje życia. Marzenia prysły, gdy odkryłam, co mąż zrobił z oszczędnościami”

