Reklama

Codzienność liczy się u nas w złotówkach – nie w godzinach. Wszystko planuję pod kątem rachunków, a nie planów. Wiem, gdzie są najtańsze ziemniaki, kiedy w Biedronce są przeceny i gdzie można znaleźć dobre używane kurtki dla dzieci. A jednak wciąż za mało.

Zuzia ma trzynaście lat. Jeszcze niedawno była moją małą dziewczynką, która przytulała się do mnie z misiem w ręku, opowiadała o wszystkim i nie pytała, czemu nie mamy samochodu. Teraz coraz częściej wraca do domu z błyskiem złości w oczach. Mówi cicho, ze złością w głosie. Patrzy z wyrzutem, kiedy widzi mój stary telefon. A ostatnio – coraz częściej – milczy i zaszywa się w swoim pokoju.

Zaczęły się porównania. Magda ma nowy iPhone, Klaudia dostała Air Maxy, a Oliwii mama kupiła plecak z nowej kolekcji. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że Zuzia ma buty całe i że jej zeszłoroczny tornister jeszcze trzyma się kupy. Ale wiem, jak to brzmi: jak wymówka.

Czasem, kiedy zasypiam, myślę o tym, czy jestem wystarczającą matką, czy daję jej dość, czy nie zniszczę w niej czegoś tym swoim wiecznym „nie mam”, „poczekaj”, „może w przyszłym miesiącu”. Kocham ją przecież tak, że serce mnie boli. Ale może to za mało?

Nie miałam na nic

Tego dnia wróciłam do domu z pracy później niż zwykle. Klientka, u której myłam okna, miała jeszcze „kilka rzeczy przy okazji”. Bolały mnie ręce, a buty, które przemokły rano, zdążyły już wyschnąć w środku na sztywno.

Marzyłam, żeby się położyć choć na chwilę. Weszłam do mieszkania i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to buty Zuzi porzucone byle jak przy drzwiach. Sznurowadła rozplątane, kurtka na podłodze. Z kuchni usłyszałam łomot. Zaraz potem kroki i jej głos – ostry, napięty, jak struna:

– Serio, mamo? SERIO?!

Zajrzałam do pokoju. Stała tam z założonymi rękami, twarz miała rozpaloną, a oczy – jakby płakała.

– Co się stało? – spytałam ostrożnie.

– Nic! – syknęła. – Po prostu jestem idiotką. Bo myślałam, że może chociaż raz, chociaż jeden raz nie będę wyglądać jak ktoś z innego świata!

Zamarłam. Wiedziałam, co nadchodzi, ale i tak próbowałam jeszcze złagodzić ton.

– Zuzia, o co chodzi? – weszłam do pokoju. – Co się wydarzyło?

– Byłam z Magdą i Klaudią w galerii! – krzyknęła. – Wszystkie miały plecaki z tej nowej serii, a ja swój z odzysku! Ludzie się patrzyli! Śmiały się jakieś dziewczyny w kolejce! Magda próbowała coś mówić, że jest „retro”, ale to było tylko gorzej. Upokorzyłaś mnie.

Chciała być jak inni

Poczułam, jak wszystko we mnie sztywnieje. Westchnęłam i usiadłam na krześle.

– Zuziu, przecież wiesz, że nie mogę kupić ci wszystkiego, czego sobie zażyczysz. Robię, co mogę.

– Nie chodzi o wszystko! – przerwała mi gwałtownie. – Chodzi o to, co najprostsze! O to, żeby nie czuć się jak dziwadło! Ten plecak wygląda, jakbyś go wyciągnęła z piwnicy!

– Bo był używany, ale w dobrym stanie. Lepiej kupić coś porządnego z drugiej ręki, niż tani bubel, który się rozleci po tygodniu. Wszystkie pieniądze idą na jedzenie, rachunki… Przecież wiesz, jak jest.

Zuzia stała w drzwiach, drżała jej broda. Miałam nadzieję, że się uspokoi, że porozmawiamy jak dawniej, ale ona tylko rzuciła z pogardą:

– Ty nic nie rozumiesz.

– Próbuję ci wytłumaczyć…

– Nie tłumacz! – krzyknęła, a w oczach miała łzy. – Bo mnie to nie obchodzi! Moje życie wygląda, jakby było karą! Nie mogę mieć normalnych rzeczy, nie mogę wyglądać normalnie. Wszyscy mają wszystko, a ja tylko twoje „przepraszam, może kiedyś”. Mam dosyć!

Nic nie rozumiała

Stałam jak zamurowana. Chciałam coś powiedzieć, zapytać, przytulić, ale ona odwróciła się gwałtownie i trzasnęła drzwiami swojego pokoju. Oparłam się plecami o ścianę. Gardło miałam ściśnięte. W tamtym momencie poczułam się, jakbym przegrała. Nie w jakiejś wielkiej sprawie, tylko w tej jednej, konkretnej – bycia matką, której dziecko nie musi się wstydzić.

Tamtego wieczoru siedziałam przy stole i przekładałam rachunki. Próbowałam przesunąć opłatę za gaz o tydzień. Miałam zlecenie na sobotę, może wystarczy. Wtedy mój wzrok padł na pudełeczko w dolnej szufladzie. Otworzyłam je. Leżał tam mój zegarek – rzecz, którą dostałam od ojca na osiemnaste urodziny. Srebrna bransoleta, prosty cyferblat. Nie miał wielkiej wartości rynkowej, ale dla mnie był wszystkim, co mi po nim zostało.

Wzięłam go do ręki i siedziałam tak długo, aż wybiła północ. Zaczęłam wtedy rozważać, czy nie lepiej byłoby go sprzedać. Byłam rozdarta, bo nie chodziło tylko o ten plecak. Chodziło o to, że moje dziecko czuło się upokorzone przeze mnie. A jeśli miałabym zrobić cokolwiek, by znów poczuła się „normalna”, jak to powiedziała… Może warto?

Podjęłam decyzję

Następnego dnia przed pracą weszłam do komisu. Pokazałam zegarek. Mężczyzna w grubych okularach obejrzał go dokładnie.

– Ładny. Dla pani sentymentalny, co? – rzucił.

Nie odpowiedziałam. Kiwnęłam tylko głową.

– Dam dwieście pięćdziesiąt. Więcej nie mogę, to nie jest żadna marka.

Wzięłam pieniądze i wyszłam stamtąd. Wieczorem, kiedy Zuzia była w łazience, położyłam plecak na jej łóżku. Nowy, taki, jak chciała. Wiedziałam, bo słyszałam, jak mówiła o nim Magdzie przez telefon. Ciemny granat, markowe logo, srebrne suwaki. Nie powiedziałam nic. Wyszłam z jej pokoju, zanim zdążyła wrócić.

Nie było żadnej reakcji: ani spojrzenia, ani pytania. Ale jak wyszła do szkoły, weszłam do jej pokoju. Stary plecak leżał w kącie, nowy zniknął. Po południu nadal nic, tylko krótkie: „Dzięki” rzucone beznamiętnie, gdy wróciła. Cisza ciągnęła się przez kolejne dni. Aż w niedzielę, kiedy sprzątała, zawołała:

– Mamo, a gdzie jest twój zegarek?

– Nie wiem, pewnie schowałam gdzie indziej – rzuciłam. – Po co ci?

– Zawsze był w tym pudełku. Przetrząsnęłam wszystko. Coś się z nim stało?

Wzruszyłam ramionami, ale wiedziałam, że nie dam rady tego tak zostawić. Usiadłam.

– Zuziu… Kupiłam ci ten plecak, bo wiem, jak się czułaś. I zapłaciłam za niego zegarkiem. Sprzedałam go.

Było jej głupio

Patrzyła na mnie przez chwilę, nie mówiąc nic. Przysiadła na brzegu krzesła, jakby nie wiedziała, co ze sobą zrobić.

– To był prezent od dziadka – powiedziała cicho.

– Wiem.

– Dlaczego to zrobiłaś?

– Bo chciałam, żebyś przez chwilę nie musiała się wstydzić. Chciałam, żebyś mogła czuć się tak jak inne dziewczyny.

Nie odpowiedziała. Siedziałyśmy w ciszy jeszcze chwilę. Potem wstała i wróciła do siebie, zamykając za sobą drzwi bez słowa.

Następnego ranka Zuzia wstała wcześniej niż zwykle. Zrobiła sobie śniadanie i nie trzaskała drzwiami. Zanim wyszła do szkoły, zatrzymała się w kuchni.

– Mamo… ten plecak… On nie jest ważniejszy niż twój zegarek.

Spojrzałam na nią. Była poważna, ale w oczach miała skruchę.

– Już to zrobiłam. Nie cofniemy tego – odpowiedziałam cicho.

– Nie zasługuję na ten plecak – wyszeptała.

– Zrobiłam to z miłości. Nie po to, żebyś się czuła winna.

Wieczorem przyniosła mi ulotkę.

– Sąsiadka szuka kogoś do pomocy w angielskim. Mogłabym spróbować. Może za jakiś czas odkupimy twój zegarek.

Nic nie mówiłam. Tylko skinęłam głową i przytuliłam ją mocno.

Wiktoria, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama