„Córka wyjechała za pracą do Niemiec i zapomniała o matce. Tak się odwdzięcza za całe życie harówki na jej przyjemności”
„Nie miałam przyjaciół, nie szukałam miłości, nie rozwijałam swoich pasji. Wszystko było podporządkowane jednemu celowi – wychować córkę. I kiedy cel został osiągnięty, ja zostałam z pustką, której nie potrafiłam zapełnić”.

- Redakcja
Mam sześćdziesiąt lat… a czuję się, jakbym miała ze sto. Może dlatego, że przez całe życie harowałam dla Zosi. Nie miałam przyjaciół, nie miałam partnera, nie miałam nawet czasu, żeby pomyśleć, czego tak naprawdę chcę. Każda moja decyzja, każdy wydatek, każda nieprzespana noc – wszystko kręciło się wokół córki.
Wspierałam ją
Kiedy była mała, to ja siedziałam przy jej łóżku, gdy miała gorączkę. To ja odmawiałam sobie nowego płaszcza, żeby kupić jej podręczniki. To ja pracowałam na dwie zmiany, byle tylko mogła pojechać na kolonie.
– Mamo, ty jesteś najlepsza – powtarzała wtedy, obejmując mnie.
Zosia wyrosła na mądrą, piękną, ambitną dziewczynę. Uczyła się świetnie, zdobyła stypendium, a teraz… dostała pracę za granicą. Marzenie każdej matki. „Wyszła na ludzi” – tak mawiają sąsiedzi. A ja, dumna jak paw, kiwałam głową, powtarzając wszystkim, że moja córka zrobi karierę. Ale kiedy w dniu wyjazdu przytuliła mnie w pośpiechu, a w oczach miała więcej ekscytacji niż tęsknoty, zrobiło mi się przykro.
– Mamo, to tylko rok, zobaczysz, szybko minie – rzuciła lekko, jakby mówiła o wakacjach.
Uśmiechałam się, machałam jej z peronu, a w środku miałam dziurę wielkości świata. Bo co ja mam teraz? Puste mieszkanie, które nagle wydaje się za duże.
Tęskniłam za nią
Poranki były dla mnie najtrudniejsze. Wcześniej zawsze słyszałam jej kroki, odgłos otwieranej lodówki i niecierpliwe pytanie:
– Mamo, a zrobiłaś mi kanapki?
Teraz budziła mnie cisza. Niby mogłam dłużej spać, nikt mnie już nie potrzebował o świcie, ale ten nadmiar wolnego czasu ciążył mi jak kamień. Dzwoniłam do Zosi codziennie, żeby usłyszeć jej głos.
– Kochanie, jak ci mija dzień?
– Mamo, muszę kończyć, mam spotkanie – odpowiadała szybko.
– Rozumiem, jesteś zajęta.
Odkładałam słuchawkę, a w środku czułam zawód. Pytałam siebie, czy przesadzam. Może za bardzo się narzucam? Może powinnam dać jej spokój? Przecież to normalne, że młodzi mają swoje sprawy, a matki zostają na drugim planie.
Miała swoje życie
Kiedy nadszedł grudzień, wyobrażałam sobie Zosię przy stole, jak zawsze proszącą o dodatkową porcję pierogów z kapustą. Ale gdy zadzwoniłam do niej, powiedziała:
– Mamo, w tym roku nie dam rady. Może innym razem – usłyszałam.
– Rozumiem… – wyszeptałam i szybko zakończyłam rozmowę.
Kiedy odłożyłam telefon, łzy same popłynęły. Powtarzałam sobie, że nie mogę być samolubna. Ona ma prawo żyć swoim życiem, nie mogę jej zatrzymywać. Starałam się to sobie wytłumaczyć, ale w środku czułam, że coś we mnie osiada jak ciężar.
Pewnego wieczoru, kiedy nie mogłam zasnąć, bezmyślnie przeglądałam internet. Weszłam na Facebooka i nagle zobaczyłam zdjęcia Zosi. Stała wśród uśmiechniętych znajomych, trzymała w dłoni kieliszek, a wokół niej kolorowe światła klubowe. Patrzyła w obiektyw tak radośnie, jakby cały świat należał do niej.
Zamarłam. Patrzyłam na te zdjęcia i zadawałam sobie pytanie: dlaczego ona ma czas na imprezy, a dla mnie zawsze brakuje jej chwil?
Zapomniała o mnie
Przy kolejnym telefonie nie wytrzymałam.
– Zosiu, czy ty jeszcze w ogóle pamiętasz, że masz matkę? – wyrzuciłam z siebie.
Po drugiej stronie zapadła cisza. W końcu usłyszałam chłodny głos:
– Mamo, nie mogę żyć tylko dla ciebie.
Nie mogłam wydusić ani słowa. W końcu zakończyła rozmowę, a ja zrozumiałam, że całe moje poświęcenie, wszystkie lata oddane jej kosztem własnego życia, nie dały mi tego, czego pragnęłam najbardziej – bliskości. Zosia była daleko, miała przyjaciół, miała nowe życie. Ja zostałam z samotnością, której nie umiałam nazwać inaczej niż zdradą.
Po tamtej rozmowie nic już nie było takie samo. Chodziłam po mieszkaniu jak cień, nie potrafiłam zebrać myśli. Każdy kąt przypominał mi o Zosi. W jej pokoju wciąż leżał szalik, którego nie zabrała. Podnosiłam go i przyciskałam do twarzy, jakbym mogła jeszcze poczuć jej obecność.
W nocy nie spałam. Wpatrywałam się w sufit i płakałam. Myśl, że całe moje życie było dla niej, a teraz nie mam już nic, wbijała się we mnie jak cierń. Pytałam siebie w kółko: kim ja właściwie jestem bez niej?
Czułam się samotna
Nie miałam przyjaciół, nie szukałam miłości, nie rozwijałam swoich pasji. Wszystko było podporządkowane jednemu celowi – wychować córkę. I kiedy cel został osiągnięty, ja zostałam z pustką, której nie potrafiłam zapełnić. Któregoś dnia zebrałam w sobie odwagę i zadzwoniłam do Zosi. Głos mi drżał, ale wiedziałam, że muszę to powiedzieć.
– Kochanie, ja nie chcę cię zatrzymywać. Wiem, że masz swoje życie. Ale czuję się, jakbyś mnie zostawiła – wyszeptałam.
Po drugiej stronie zapadła cisza, a potem odpowiedź, której się spodziewałam, choć i tak bolała.
– Mamo, ja cię kocham, ale muszę żyć swoim życiem.
– Wiem… tylko czasem nie potrafię sobie z tym poradzić – przyznałam.
– Spróbuj mnie zrozumieć. Tutaj mam pracę, znajomych, swoje sprawy. Nie mogę być już tą samą dziewczyną, którą pamiętasz z liceum – dodała.
Czułam, że dzieli nas mur, którego nie potrafię przeskoczyć. Ona tłumaczyła, ja przytakiwałam. Każda z nas mówiła innym językiem. Kiedy odłożyłam telefon, wiedziałam, że Zosia nie wróci już do mnie tak, jak kiedyś. Nie będzie już porannych pytań o kanapki, wspólnego lepienia pierogów ani śmiechu przy stole. Nasza relacja zmieniła się nieodwracalnie.
Nie radziłam sobie
Minęły kolejne miesiące. Zaczęłam wychodzić z domu częściej, bo samotność w czterech ścianach przygniatała mnie coraz bardziej. Chodziłam na spacery po parku, siadałam na ławce i obserwowałam ludzi – młode matki z wózkami, zakochane pary. Myślałam wtedy, że moje życie toczyło się jednym torem i już nie skręci w inną stronę.
Zaczęłam też spotykać się częściej z sąsiadką. Wpadała do mnie na kawę, czasem ciągnęła mnie na targ. Jej obecność przypominała mi, że wciąż mogę być częścią czyjegoś świata. Próbowałam szukać zajęć. Zapisałam się nawet na kurs haftu w domu kultury. Siedząc nad kawałkiem płótna, śmiałam się gorzko sama z siebie – przez lata nie miałam czasu na nic, a teraz mam go aż nadto i nie wiem, jak go zapełnić.
Zrozumiałam, że moja córka ma swoje życie, a ja muszę znaleźć sposób, by żyć bez niej. Nasza więź nie zniknęła, ale nie była już taka sama. Muszę nauczyć się, jak nie bać się ciszy w domu i jak oddychać bez jej obecności.
Maria, 60 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Puściłam męża samego na wakacje do Chorwacji, żeby odpoczął od dzieci. Zamiast magnesu przywiózł papiery rozwodowe”
- „Zostawiłam syna pod opieką mojej matki i wyjechałam do Niemiec do pracy. Gdy wróciłam, nie mogłam uwierzyć, co zrobiła”
- „Rozsiewam nasionka, grzebię w ziemi i zbieram pomidory. Rodzina ze mnie kpi, a ja w końcu czuję, że żyję”

