Reklama

Mieszkałam w tej wsi od urodzenia i nigdy nie sądziłam, że coś mogłoby się tu zmienić. Każdy znał każdego, ludzie mieli swoje zajęcia, a najważniejsze było to, co sąsiedzi powiedzą. To była nasza codzienność, niepodważalna jak niedzielna msza o dziewiątej rano. Całe życie starałam się żyć przyzwoicie, dbać o dom, rodzinę i dobre imię.

Reklama

Zmieniła się

Największą dumą była dla mnie nasza córka Kinga. Mądra dziewczyna, poszła na studia, do miasta, miała się uczyć i osiągnąć coś więcej niż my. Zawsze wierzyłam, że jak człowiek się stara, to życie mu się odpłaci. Ale kiedy Kinga wróciła po studiach, miałam wrażenie, że nie przyjechała do domu, tylko do jakiegoś obcego miejsca, w którym nic już jej nie obchodziło.

Zamiast dostosować się do tutejszych zwyczajów, ona robiła wszystko, żeby się wyróżniać. Ubierała się tak, że wstyd było z nią iść do kościoła, śmiała się głośno w miejscach publicznych i zachowywała się tak, jakby nic ją nie obchodziło. A mnie obchodziło, aż za bardzo.

Nie musiałam długo czekać, żeby usłyszeć szepty. W sklepie, na przystanku, pod kościołem – wszędzie czułam spojrzenia i widziałam, jak kobiety ściszają głos, gdy przechodziłam obok. Sąsiadka powiedziała mi wprost:

– Takiej córki to bym się wstydziła.

Sama nie wiedziałam, co czułam. Złość, smutek, może strach. Prosiłam Kingę, żeby się uspokoiła, żeby pomyślała o nas, o rodzinie, o tym, jak ludzie na nas patrzą. Ale ona tylko wzruszała ramionami i mówiła, że czasy się zmieniły. Może i się zmieniły, ale tutaj, na tej wsi, wszystko było takie samo jak zawsze. Tylko ja coraz częściej czułam, że coś mi się wymyka spod kontroli.

Było mi wstyd

Kinga wróciła do domu późnym popołudniem. Krótka spódniczka, buty na wysokim obcasie, bluzka, która ledwo zakrywała ramiona.

– Czy ty nie możesz ubierać się normalnie? Jak człowiek?! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Kinga spojrzała na mnie i tylko przewróciła oczami.

– Mamo, to XXI wiek. Nie chodzę naga, więc o co chodzi?

– O ludzi! O to, co mówią! – Głos mi się załamał, ale nie mogłam przestać. – Sąsiadka mi dziś powiedziała, że z taką córką to wstyd na całą wieś!

Kinga uśmiechnęła się pod nosem, jakby to wszystko było dla niej zabawne.

– Ludzie zawsze gadają. Jak nie o mnie, to o kimś innym.

Usiadła przy stole i zaczęła jeść obiad, jakby nic się nie stało. Czułam, jak wzbiera we mnie złość. Jak mogła tak lekceważyć to wszystko? Czy naprawdę nie rozumiała, że nie chodziło tylko o nią, ale o całą rodzinę?

– Myślisz, że to takie proste? – spytałam, starając się opanować drżenie głosu. – Może w mieście nikt na ciebie nie patrzył, ale tu każdy zna każdego. Jak my mamy teraz ludziom w oczy spojrzeć?

– Może po prostu przestańcie się przejmować tym, co myślą inni? – odpowiedziała spokojnie, odkładając widelec.

Nie wytrzymałam

– Gdzie ja popełniłam błąd? – rzuciłam bardziej do siebie niż do niej. – Czy tak trudno ci zrozumieć, że w naszej wsi nie ma miejsca na takie zachowanie?

Kinga nie odpowiedziała. Skończyła jeść, wstała od stołu i bez słowa poszła do swojego pokoju. Zostałam sama, czując, że moja własna córka oddala się ode mnie coraz bardziej, a ja nie mam pojęcia, jak ją zatrzymać.

Następnego dnia poszłam do sklepu, ale już od progu poczułam na sobie spojrzenia. Kobiety stojące przy ladzie wymieniały porozumiewawcze spojrzenia, a kiedy przechodziłam obok, zapadła cisza. Wiedziałam, co to znaczy. W końcu jedna z nich, pani Stasia, której nigdy nie brakowało odwagi do wtrącania się w cudze sprawy, odezwała się z udawaną troską.

– Ciężko mieć taką córkę, co?

Miałam ochotę wyjść bez słowa, ale nogi wrosły mi w ziemię.

– Każdy wychowuje, jak umie – odpowiedziałam, choć w środku aż mną trzęsło.

Pani Stasia pokiwała głową, jakby właśnie potwierdziło się to, co od dawna podejrzewała.

– A ksiądz na kazaniu mówił, że młodzież się psuje. Wracają z miast i myślą, że wiedzą lepiej. Nie pomyślałaś, żeby porozmawiać z proboszczem?

Wszyscy gadali

Nie odpowiedziałam. Wyszłam ze sklepu, czując, że oddech mi przyspiesza. Nie miałam siły iść do domu. Skręciłam w stronę sadu i usiadłam na drewnianej ławce pod jabłonią, starając się zebrać myśli.

Wieczorem, kiedy mój mąż Janek wrócił z pola, czekałam na niego w kuchni. W milczeniu podałam mu kolację, czekając, aż skończy jeść. Nie było łatwo rozmawiać z mężem o czymkolwiek, bo miał w zwyczaju unikać tematów, które mogłyby prowadzić do kłótni. Ale tym razem nie mogłam odpuścić.

– Ty nic nie powiesz? – zaczęłam, krzyżując ręce na piersi. – Ludzie gadają. Nawet ksiądz się z ambony!

Mąż podniósł na mnie zmęczony wzrok i wzruszył ramionami.

– A co ja mam powiedzieć? Kinga ma swoje życie.

– Ale to nasze nazwisko! Nasz dom! Nie chcę być matką dziewczyny, o której mówi cała wieś!

Janek odsunął talerz i przetarł dłonią twarz.

– Może to minie.

– Może? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – To nie minie samo! Ona robi wszystko, żeby się wyróżniać, a my mamy udawać, że to nic takiego?

Nie odpowiedział. Wstał, zabrał kurtkę i wyszedł na podwórko, jak zawsze, kiedy rozmowa stawała się dla niego niewygodna. Poczułam, że jestem w tym wszystkim sama.

Nie obchodziło go to

Wiedziałam, że ludzie będą gadać, ale nie spodziewałam się, że będzie to tak bolesne. Tego dnia, kiedy szłam przez wieś, wyraźnie usłyszałam rozmowę dwóch sąsiadek, które stały przy furtce i nawet nie starały się ściszyć głosu.

– Ja bym się ludziom na oczy nie pokazała, gdybym miała taką córkę – powiedziała jedna, potrząsając głową.

– Ona nie ma wstydu, ale matka? Jak ona to znosi? – dodała druga.

Zatrzymałam się na moment, poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, ale nie odwróciłam się. Po prostu poszłam dalej, choć w głowie mi huczało.

Kiedy wróciłam do domu, byłam wściekła. Już nie tylko na ludzi, ale na Kingę, na jej beztroskę, na jej lekceważenie wszystkiego, co było dla mnie ważne. Wpadłam do jej pokoju, nawet nie pukając, i otworzyłam szafę.

– Dość tego! – krzyknęłam, wyciągając po kolei jej bluzki, spódnice i te wszystkie modne rzeczy, które nosiła. – Albo się ubierasz jak człowiek, albo nie masz tu miejsca!

Kinga wbiegła do pokoju, oczy miała rozszerzone ze zdziwienia.

– Co ty wyprawiasz?!

Była w szoku

Nie przestawałam. Rzuciłam na środek pokoju stertę ubrań i spojrzałam na nią z furią.

– Nie pozwolę, żebyś robiła z naszej rodziny pośmiewisko! Wstyd mi za ciebie!

Kinga zamarła na chwilę, jakby nie wierzyła w to, co widzi, ale potem jej twarz stężała.

– To twój problem, mamo, nie mój – powiedziała zimno.

Te słowa były jak policzek. Przez moment myślałam, że zacznie się tłumaczyć, że powie cokolwiek, co mnie uspokoi, ale ona tylko stała i patrzyła na mnie tym swoim pewnym siebie wzrokiem.

– Jeśli nie potrafisz tego zrozumieć, to może nie powinnaś tu mieszkać – powiedziałam, choć serce waliło mi jak młotem.

Nie chciałam jej wyrzucić. Chciałam, żeby się opamiętała. Ale Kinga nie wyglądała na taką, którą dałoby się do czegokolwiek zmusić.

– Wiesz co? Masz rację – odparła spokojnie. – Może naprawdę nie powinnam.

Minęła mnie w drzwiach, wyszła z domu, trzaskając drzwiami, a ja stałam pośrodku jej pokoju, wśród porozrzucanych ubrań, i nie potrafiłam się ruszyć.

Żałuję tego

Minęły dwa dni, zanim naprawdę do mnie dotarło, że Kinga nie wróci. Myślałam, że prześpi się u koleżanki, ale zrozumiałam, że to nie była chwilowa obraza.

– Zobaczysz, wróci – powiedział Janek, kiedy po raz kolejny spojrzałam przez okno, jakby nagle miała stanąć na podwórku.

Przez pierwsze tygodnie wmawiałam sobie, że dobrze zrobiłam. Że to dla jej dobra, bo może w końcu zrozumie, co to znaczy rodzina, szacunek, przyzwoitość. Ale kiedy minęły kolejne święta, poczułam, że zamiast wygrać, coś przegrałam. Wciąż nie mogłam się do tego przyznać.

– Co tam u Kingi? – zapytała kiedyś sąsiadka, jakby od niechcenia, choć wiedziałam, że to nie była zwykła ciekawość.

– Nie mamy kontaktu – odpowiedziałam sucho, a ona tylko pokiwała głową.

Z czasem ludzie przestali pytać. Dla nich historia się skończyła, a ja zostałam z tą ciszą, która wieczorami wypełniała dom.

Siedziałam w kuchni i układałam talerze, choć nikt więcej nie miał przyjść na kolację. Miejsce Kingi przy stole było puste i cokolwiek bym sobie wmawiała, nie dało się tego miejsca zapełnić czymś innym.

Izabela, 48 lat

Reklama

Czytaj także:
„Nie wiedziałam, że z teściowej taka aktoreczka. Powinna dostać Oscara za to, co zrobiła, żeby się mnie pozbyć”
„Oznajmiłam teściowej, że ma zakaz wstępu do mojego domu. Zrobiła taka awanturę, że sąsiedzi wyszli z mieszkań”
„Pierwszy wiosenny motyl miał zwiastować szczęście, a przyniósł śmierć. To boli, że już nigdy nie powiem mu, że go kocham”

Reklama
Reklama
Reklama