Reklama

Wychowywałam Julię sama. Od kiedy jej ojciec zniknął z naszego życia, byłyśmy tylko we dwie – ja i ona. Robiłam, co mogłam, żeby niczego jej nie brakowało. Pracowałam, ogarniałam dom, odkładałam na jej studia. Miałyśmy swoje wieczorne rytuały – herbata, głupawy serial i rozmowy o wszystkim. O wszystkim... tak mi się wydawało.

W te wakacje Julia pojechała do Hiszpanii z koleżanką. Mówiła, że to będzie reset po trudnym semestrze. Wróciła kilka dni wcześniej niż planowała. Z opalenizną, spokojna, jakby coś się zmieniło. Usiadła w kuchni, zdjęła pierścionek z palca i położyła na stole.

– Zaręczyłam się – powiedziała.

Myślałam, że żartuje. Nie znałam żadnego Tomka. Nigdy o nim nie wspomniała.

– Jaki Tomek? – wydusiłam z siebie.

– Mój chłopak – odpowiedziała spokojnie.

– Przecież ty nie miałaś chłopaka.

– Miałam. Po prostu ci nie mówiłam.

Wszystko, co budowałam z nią przez lata, pękło w jednej chwili. Jak mogła mi nie powiedzieć? Czy ja już nic dla niej nie znaczę?

Zrobiło mi się przykro

– A co ja jestem? Obca baba z urzędu? – wyrwało mi się. – Jak długo się spotykacie?

– Od stycznia.

Zaniemówiłam. Siedem miesięcy. Przez siedem miesięcy nie wiedziałam nic. Ani słowa, ani wzmianki, żadnego „mamo, poznałam kogoś”. Tyle wieczorów przegadałyśmy o byle czym, a ona przez cały czas... miała swoje drugie życie.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytałam cicho.

– Bo byś zaczęła pytać. Węszyć. Oceniać. A ja nie chciałam tego psuć.

Zabolało. Jakby mi ktoś policzek spoliczkował.

– A teraz co? Wracasz i oświadczasz, że jesteście zaręczeni? Nawet nie wiem, jak on wygląda! – krzyknęłam.

– To nie był plan – powiedziała. – Tak wyszło. Tomek zapytał, zgodziłam się. Jestem dorosła, mamo.

– Dorosła?! Dorośli ludzie nie podejmują takich decyzji spontanicznie na wakacjach!

Wstałam. Chodziłam po kuchni, bo nie wiedziałam, co zrobić z rękami. A ona siedziała, patrzyła na mnie spokojnie. Zbyt spokojnie.

– Czy ty chcesz za niego wyjść?

– Tak.

– A ja? – warknęłam. – Co ze mną?

– Mamo, to nie o ciebie chodzi.

– Oczywiście, że chodzi. Zawsze o mnie chodziło. Zawsze byłam, kiedy płakałaś, kiedy miałaś gorączkę, kiedy nie spałaś w nocy. A teraz nagle jestem nikim?!

Z jej oczu zniknęło opanowanie.

– Bo mnie dusisz! Zawsze wszystko musiałaś wiedzieć, wszystko kontrolować!

Patrzyłyśmy na siebie długo. Dwie kobiety. Matka i córka. I pierwszy raz... jakby po przeciwnych stronach barykady.

Musiałam się wygadać

Wieczorem zadzwoniłam do Basi. Mojej przyjaciółki od lat. Odbierała jeszcze zanim zdążyłam wykręcić ostatnią cyfrę.

– Co się stało? – zapytała od razu. – Słyszę po twoim „halo”, że masz minę jak po grzmotnięciu cegłą.

– Julia się zaręczyła – powiedziałam bez zbędnych wstępów.

– Co?!

– Wróciła z Hiszpanii z pierścionkiem na palcu i chłopakiem, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam.

– Czekaj, jak to „nigdy nie słyszałaś”? Ty? Ty nic nie wiedziałaś?

– Nic. Ani słowa.

Basia milczała przez chwilę, potem westchnęła.

– Anka, może ty po prostu... nie chciałaś widzieć?

– Co?

– Może ona od dawna miała swój świat, tylko ty udawałaś, że jesteście jak dawniej. Że ona ci wszystko mówi, że nadal jesteś centrum jej świata.

Nie odezwałam się. Poczułam, jak oczy zaczynają mnie szczypać. Przysiadłam na fotelu.

– Ja naprawdę się starałam, Basia.

– Wiem. Ale może za bardzo.

Potem długo milczałyśmy. W końcu powiedziałam:

Myślisz, że zrobiłam coś nie tak?

– Nie wiem, Anka. Może po prostu wychowałaś ją na silną, niezależną dziewczynę. I teraz... sama musisz się z tym pogodzić.

W nocy nie mogłam spać. Wzięłam album z jej zdjęciami – od bobasa po liceum. W każdej z tych chwil byłam obok. A teraz miałam wrażenie, że stałam się widzem. Jakby ktoś zasłonił mi kurtynę i powiedział: „Dziękujemy, pani rola skończona”.

Nie chciałam podsłuchiwać

Przysięgam. Po prostu szłam do łazienki, kiedy usłyszałam, że Julia z kimś rozmawia przez telefon. Stała w swoim pokoju przy uchylonych drzwiach.

– …nie, nic jej nie mówiłam. I tak by nie zrozumiała. Dla niej wszystko musi być „normalnie”. Stabilnie. Jak w schemacie.

Zamarłam.

– Tak, wiem, że jej przykro. Ale ja też mam prawo żyć po swojemu. Ona nigdy tego nie zrozumie… nigdy nie czułam się tam jak u siebie. Nie w tym domu.

Zrobiło mi się niedobrze. Cofnęłam się cicho i wróciłam do salonu. Usiadłam na kanapie, gapiąc się bez sensu w wyłączony telewizor. A potem... nie wytrzymałam. Wstałam, otworzyłam jej drzwi. Julia aż podskoczyła, gdy mnie zobaczyła.

– Podsłuchiwałaś?! – syknęła.

– Powiedz mi prawdę – powiedziałam spokojnie, ale czułam, jak mi się głos łamie. – Czy to wszystko… ten wyjazd, te zaręczyny… To dlatego? Żeby uciec ode mnie?

Mamo, przestań dramatyzować.

– Nie dramatyzuję! – krzyknęłam. – Chcę tylko wiedzieć, czy uciekasz. Czy to jest twój sposób, żeby mnie wymazać?

Julia przez chwilę milczała. Potem usiadła na łóżku, wzięła głęboki oddech.

– Tak. Trochę tak. Chcę wyjechać na stałe do Warszawy z Tomkiem.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

Nawet się ze mną nie pożegnasz?

– Nie chcę się żegnać. Chcę zacząć.

Zrobiło się cicho. Tak cicho, że słyszałam tylko swoje serce. Biło wolno. Z ciężarem, jakby miało zaraz stanąć.

Musiałyśmy szczerze pogadać

Rano zaparzyłam dwie kawy. Jedną postawiłam na stole, drugą podałam Julii. Przyszła w piżamie, z lekko podpuchniętymi oczami.

– Siadaj – powiedziałam cicho.

Usiadła. Przez chwilę tylko mieszała łyżeczką w filiżance.

Nie chcę się z tobą kłócić – zaczęła. – Ale chcę, żebyś mnie w końcu wysłuchała.

Kiwnęłam głową. Nie ufałam sobie na tyle, żeby coś powiedzieć.

– Tomka poznałam na Erasmusie. On też był tam z Polski. Studiował architekturę. Wszystko zaczęło się… zwyczajnie. Wspólna kawa, biblioteka, potem wieczorne spacery. Było mi z nim lekko. Nie musiałam niczego udawać.

– I nie chciałaś mi o nim powiedzieć?

– Na początku nie. A potem… bałam się, że to popsujesz. Że zaczniesz analizować, ostrzegać. Znasz siebie, mamo.

Nie zaprzeczyłam. Znałam.

– Tomek to dobry człowiek. Uważny, troskliwy. Nie pcha się na pierwszy plan. Kiedy patrzy na mnie, czuję, że jestem... wystarczająca. Po prostu.

– A ja? – zapytałam szeptem. – Nigdy tak nie patrzyłam?

Julia spuściła wzrok.

Mamo, całe życie byłaś dla mnie wszystkim. Ale czasem... wszystko to za dużo. Dusiło mnie to. Chciałam mieć własny dom, własne decyzje. Nawet jeśli głupie. Nawet jeśli przedwczesne.

Zacisnęłam dłonie na kubku, żeby nie drżały.

– Kochasz go?

– Tak. I chcę z nim spróbować. Nie przeciwko tobie. Dla siebie.

Patrzyłam na nią długo. Dziecko, które stało się kobietą. I którego muszę wypuścić.

Musiałam go poznać

Zadzwoniłam do niego dwa dni później. Wzięłam numer z telefonu Julii, gdy nie patrzyła. Wiedziałam, że nie powinnam, ale... musiałam go usłyszeć.

– Chciałabym się z panem spotkać – powiedziałam, omijając wszystkie „proszę” i „czy można”.

Zgodził się. Spotkaliśmy się w kawiarni, w środku dnia, kiedy nikt nie miał czasu na emocje.

– Dziękuję, że pani zadzwoniła – powiedział. – Choć przyznam, że trochę się boję tej rozmowy.

Nie patrzyłam mu w oczy. Wzięłam łyk kawy i od razu przeszłam do rzeczy.

Zna pan ją wystarczająco dobrze, żeby się z nią zaręczyć?

Zawahał się. Nie z irytacji, raczej ze szczerości.

– Myślę, że tak. Ale wiem też, że mamy przed sobą dużo do odkrycia. Zaręczyny nie są dla mnie końcem, tylko początkiem drogi.

– A nie pomyśleliście, że to za szybko?

– Pani Anno, Julia nie jest impulsywna. Jeśli coś robi, to znaczy, że długo o tym myślała.

Milczałam. Trudno było mi przyjąć jego opanowanie. Jego... dojrzałość.

– Czy pan wie, że ona planuje wyjechać z panem na stałe?

– Tak. Ale powiedziałem jej, że to jej decyzja. Nie namawiałem. Gdyby została, uszanowałbym to.

Popatrzyłam na niego. Nie widziałam cwaniaka ani dzieciaka. Widziałam chłopaka, który mówił uczciwie. Może zbyt spokojnie, może zbyt grzecznie – ale bez gry. Wróciłam do domu zmęczona. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Cicho, do środka. Bo już wiedziałam: ona naprawdę odchodzi. A ja nie mogę jej już zatrzymać.

Zostałam sama

Odprowadziłam ją na pociąg. Nie mówiłyśmy wiele. Julia ściskała mnie mocno, ale bez łez. To ja płakałam, kiedy odwróciła się. Miała dwie walizki. I plecak. W nim pewnie wszystko, co naprawdę ważne. Zatrzymała się na chwilę, spojrzała na mnie przez ramię. Uśmiechnęła się. Delikatnie. I machnęła ręką. A potem zniknęła. Tak po prostu.

Wróciłam do pustego mieszkania. Weszłam do jej pokoju. Na półce zostawiła starego misia. I zdjęcie – nasze zdjęcie – w ramce. Głupio się uśmiechnęłam. Taki gest. Taki okruch czegoś, co było.
Usiadłam na jej łóżku. Wzięłam album. Przeglądałam zdjęcia: z urodzin, z wakacji, ze szkoły. Te same, które kiedyś wywoływały dumę. Dziś paliły jak rozgrzany metal.

Nie wiem, czy ją zawiodłam. Czy byłam zbyt blisko, czy zbyt daleko. Może jedno i drugie. Może w ogóle nie o to chodzi. Może po prostu przyszła pora, by przestać być „mamą, która wszystko wie”.
Zostawiłam jej wiadomość. Krótką. Bez pouczeń.

„Jestem. Zawsze. Jeśli będziesz potrzebować – dzwoń.”

Anna, 49 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama