Reklama

Nie wiem, czy samotność ma smak. Ale jeśli tak – to musi smakować jak letnia herbata zapomniana na parapecie. Letnia, bo nikt już jej nie chce pić, nie jest ani przyjemna, ani potrzebna. Taka właśnie byłam ja – letnia. Od rozwodu minęło już dobrych kilkanaście lat, a ja wciąż mieszkałam sama. Mój świat mieścił się w dwóch pokojach z balkonem i dzbankiem na herbatę, który zawsze parzyłam dla jednej osoby.

Żyłam w rutynie

Dzień za dniem płynął podobnie – kawa o siódmej, spacer do sklepu, wieczorem książka, czasem krzyżówki. W radiu głównie pogoda i polityka, a ja tęskniłam za rozmową. Bo z Natalią, moją córką, rozmawiałyśmy już głównie praktycznie o tym, czy coś kupić dzieciom, czy mogę odebrać Igę z przedszkola, co z obiadem w niedzielę. Miała swoje życie, a ja nie miałam odwagi pytać, czy w tym życiu jest dla mnie miejsce.

Któregoś dnia z czystej ciekawości założyłam konto na portalu randkowym. Bez wielkich oczekiwań. Wrzuciłam zdjęcie z zeszłego lata, takie, gdzie widać tylko moją twarz w okularach przeciwsłonecznych i trochę słońca. I wtedy napisał do mnie Adam. „Dzień dobry, Barbaro. Czy napije się pani ze mną kawy o wschodzie słońca?”.

Uśmiechnęłam się. Pierwszy raz od dawna tak naprawdę. Odpisałam: „O wschodzie słońca? Mało kto dziś tak zaczyna rozmowę”. „A ja właśnie tak lubię. Zaczynać dzień z kimś, kto nie boi się porannego światła”. Rozmawialiśmy chwilę. Później była jeszcze jedna wiadomość: „Może porozmawiamy przez telefon? Kawiarnię o szóstej rano trzeba zamówić z wyprzedzeniem” – zażartował.

Umówiłam się z nim

Zadzwonił tego samego wieczoru. Miał głos jak dawny znajomy – ciepły, ale nie narzucający się. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy o kawie, świtach i starych książkach. I zanim się rozłączyliśmy, umówiliśmy się na spotkanie. Na kawę. O wschodzie słońca.

Poczułam coś dziwnego. Coś pomiędzy niedowierzaniem a radością. Może nawet drżeniem. Jak wtedy, kiedy miałam siedemnaście lat i wiedziałam, że mam się z kimś spotkać po raz pierwszy.

Wstałam o piątej, chociaż ustaliliśmy spotkanie dopiero na szóstą. I tak nie spałam za dobrze tej nocy. Budziłam się co chwila, sprawdzałam zegarek, potem jeszcze raz patrzyłam na wiadomości od Adama. Niby nic wielkiego: kilka linijek tekstu, a jednak tyle w nich było nadziei.

Włożyłam granatowy sweter, ten, który zawsze uznawałam za odświętny, choć i tak rzadko miał okazję wyjść z szafy. Delikatnie się umalowałam – tylko rzęsy i odrobina różu. Szyję przewiązałam chustką z jasnym wzorem. Dla pewności wzięłam też parasolkę. Marzec potrafi być kapryśny.

Adam czekał już przed kawiarnią. Stał oparty o barierkę i trzymał w ręku dwa papierowe kubki z kawą. Z daleka wyglądał, jakby był wyjęty z jakiegoś starego filmu – długi płaszcz, szalik przewieszony przez szyję, siwe włosy lekko rozwiane przez wiatr. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i pomachał ręką.

– Cześć – powiedział, podając mi jeden z kubków. – Myślałem, że będziesz pierwsza. Ale przyznam, że czekanie na ciebie to bardzo przyjemna sprawa.

Był szarmancki

– Dzień dobry – odpowiedziałam i poczułam, jak ściska mi się gardło. – Mam nadzieję, że kawa nie wystygła.

– Trochę tak. Ale to nic. Najważniejsze, z kim się ją pije.

Usiedliśmy na ławce. Świat dopiero budził się do życia. Pachniało mokrą ziemią.

– Opowiedz mi coś o sobie – poprosił Adam. – Co lubisz robić, kiedy nie umawiasz się z nieznajomym o świcie?

Roześmiałam się. Dawno nikt nie zadawał mi takiego pytania z takim zainteresowaniem.

– Dużo czytam. Dbam o kwiaty, czasem piekę. Oglądam stare filmy. I… trochę tęsknię – powiedziałam szczerze, zaskakując samą siebie.

– Za czym?

– Za rozmową. Za uczuciem, że ktoś chce wiedzieć, co myślę.

Przez chwilę milczał. A potem skinął głową.

– Ja też. Czasem aż boli, jak bardzo się człowiek przyzwyczaił do ciszy. A potem nagle się orientuje, że ta cisza nie jest spokojna. Tylko pusta.

Słuchał mnie

Naprawdę się śmiałam. I co dziwniejsze – czułam się lekka. Jakby coś ze mnie opadło. Jakiś ciężar. Czułam, że patrzy na mnie jak na kobietę, która ma coś do powiedzenia i która może się jeszcze komuś podobać.

Zaczynało się robić gwarno. Przechodnie szli do pracy, kawiarnia się otworzyła, zaczęło pachnieć świeżymi bułkami.

– Chcesz jeszcze chwilę posiedzieć, czy już czas wracać? – zapytał Adam.

– Jeszcze chwilę – odpowiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić.

Wtedy spojrzał na mnie i powiedział cicho:

– Cieszę się, że napisałem do ciebie tamtego ranka.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ale chyba nie musiałam. Uśmiechnęłam się tylko i wzięłam kolejny łyk kawy. Była już zimna. Ale smakowała mi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Wyśmiała mnie

Natalia przyszła z dziećmi w sobotę. Ledwo zdjęła płaszcz, już zapytała:

– Mamo, czy ty się z kimś spotykasz?

– Poznaliśmy się przez internet.

– Ty? Przez internet? – parsknęła. – Mamo, randki? Serio?

Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem, czy randki. Spotkaliśmy się na kawę. Porozmawialiśmy. I było miło.

Natalia przewróciła oczami.

– Faceci w twoim wieku to kombinatorzy. Chcą albo pieniędzy, albo opieki.

– Ja niczego mu nie daję. Po prostu dobrze się z nim czuję.

– I co? Będziecie teraz chodzić na spacery o świcie? – prychnęła. – Mamo, to śmieszne.

– Śmieszne jest to, że myślisz, że nie mam prawa być szczęśliwa. Przez lata robiłam wszystko, żebyś ty miała dom, bezpieczeństwo. A teraz mam prawo do czegoś swojego.

Natalia milczała. Po chwili chwyciła dzieci za rękę.

– Chodźcie, jedziemy – powiedziała zimno.

Zamknęłam drzwi, oparłam się o nie plecami. Drżały mi ręce. Ale wiedziałam jedno: nie pozwolę, żeby ktoś znowu decydował za mnie, co daje mi szczęście.

Było mi przykro

Spotkaliśmy się z Adamem dwa dni później. Zabrał mnie do swojej ulubionej kawiarni. Siedzieliśmy przy herbacie z imbirem, kiedy opowiedziałam mu o rozmowie z Natalią.

– Wiesz, zabolało mnie to – powiedziałam cicho. – Jakby moje potrzeby były kaprysem.

Adam pokiwał głową. Miał spokojne oczy.

– Mój syn też nie rozumie. Dzwoni raz na dwa tygodnie, zapyta, czy żyję, ale gdy mu wspomniałem, że czasem bywa mi samotnie, to się zaśmiał. Mówi: „Tata, ty się nudzisz, bo nie potrafisz odpoczywać”.

– Myślę, że oni nie chcą, żebyśmy się zmieniali – dodał po chwili. – Wolą mieć nas w roli rodziców, bez emocji. Jakbyśmy byli zrobieni z kartonu.

– Może dlatego tak dobrze mi z tobą. Bo czuję się znowu żywa.

Patrzył na mnie długo, a potem powiedział:

– A co byś powiedziała na wyjazd w góry? Tylko kilka dni. Spacery, herbata w termosie, może śnieg. Bez wielkich planów. Tak po prostu, dla siebie.

Zaskoczył mnie

Nie odpowiedziałam od razu. Ale kiedy wróciłam do domu, otworzyłam szafę i wyjęłam plecak. Zadzwoniłam do Natalii.

– Chcę ci tylko powiedzieć, że jadę na kilka dni w góry. Z Adamem.

W słuchawce długo panowała cisza.

– Zrobisz, jak uważasz – powiedziała w końcu.

– Właśnie tak – odpowiedziałam i zaczęłam układać rzeczy na łóżku.

Pensjonat był prosty, z drewnianą werandą. Adam wstawał wcześniej niż ja. Kiedy otworzyłam oczy, stał przy czajniku w kuchni i mruczał coś pod nosem.

– Już nie śpisz? – zapytałam, ziewając.

– Robię herbatę dla mojej towarzyszki podróży – uśmiechnął się. – Z cytryną i miodem. Tak jak lubisz.

Usiadłam przy stole, owijając się kocem. Przez okno widać było ośnieżone drzewa i nikłe światło poranka.

– Dawno nie widziałam takiego spokoju – powiedziałam. – I dawno nikt nie robił mi herbaty z rana.

– To najwyższy czas, żeby to zmienić.

Byłam szczęśliwa

Spacerowaliśmy później po leśnej ścieżce, wolno, bez pośpiechu. Adam opowiadał mi o swojej młodości, o wyprawach w Bieszczady, o nocy, kiedy zasnął pod gwiazdami i obudził się cały przemoczony, ale szczęśliwy.

Ja też opowiadałam. O tym, jak kiedyś zakochałam się w chłopaku z sąsiedztwa i o tym, jak długo potem nie umiałam już ufać. O zapachu książek w księgarni i o tym, jak bardzo brakowało mi głosu drugiego człowieka w domu.

Wróciliśmy zmęczeni i lekko zmarznięci. Adam przykrył mnie kocem, zanim sama zdążyłam to zrobić.

– Dobrze ci tu? – zapytał.

– Tak. Jestem szczęśliwa. I trochę przerażona, że mogę to jeszcze czuć.

Położyłam się w łóżku i długo patrzyłam w sufit. Myślałam o tym, jak wiele lat spędziłam w ciszy. A teraz miałam z kim tę ciszę dzielić. I dzięki temu była mniej pusta.

Barbara, 65 lat

Reklama
Reklama
Reklama