„Córka prowadza się z mężczyzną starszym nawet ode mnie. Cała wieś aż huczy od plotek, a oni nie mają za grosz wstydu”
„Ktoś widział ich razem na zakupach. Ktoś inny pod urzędem. Nie minął tydzień, a wszyscy już mówili, że pan Waldemar – jej kolega z pracy, rozwodnik, starszy nawet ode mnie – kręci się wokół mojej córki”.

Mieszkam w jednej z tych wiosek, gdzie wszystko o wszystkich wiadomo. Na jednej ulicy plotki powtarza ksiądz, na drugiej radna, a po sąsiedzku pani Halina – żywa encyklopedia plotek. Ona wie nawet, kto zapomniał wystawić śmieci. W takich miejscach ludzie żyją cudzymi sprawami, bo własne często zbyt nudne.
Byłam z niej dumna
Mam ułożone życie i córkę Beatę, z której byłam dumna. Moja jedynaczka pracowała jako urzędniczka w starostwie. Była wykształcona, spokojna, zawsze grzeczna i poukładana. Żadnych ekscesów, żadnych głupot. Jak z obrazka. A ja – jak każda matka – chwaliłam się nią wszędzie, nawet jak nie było czym. Że Beata to taka mądra, że nigdy nie przyniosła wstydu.
Ale któregoś dnia usłyszałam w warzywniaku coś niepokojącego.
– Pani Mariolu, słyszała pani, że podobno Beata się z kimś spotyka? – zagadnęła pani Halina niby mimochodem. – Podobno z jakimś starszym mężczyzną.
Zrobiło mi się gorąco. Pomyślałam, że może ktoś coś pokręcił. Ale plotki szybko się mnożyły. Ktoś widział ich razem na zakupach. Ktoś inny pod urzędem. Nie minął tydzień, a wszyscy już mówili, że pan Waldemar – jej kolega z pracy, rozwodnik, starszy nawet ode mnie – kręci się wokół mojej córki.
– On by mógł jej ojcem być! – szeptały sąsiadki, kręcąc głowami.
Wreszcie nie wytrzymałam i zadzwoniłam do córki:
– Beata, co to za historia z tym Waldemarem?
– Mamo, to moja sprawa. Proszę cię, nie zaczynaj.
Zamilkłam. Nie poznawałam własnego dziecka. Nigdy wcześniej tak do mnie nie powiedziała. Byłam zmartwiona i zaniepokojona.
Zszokowała mnie
Tamtego dnia już od rana czułam napięcie w powietrzu. Beata zadzwoniła, że wpadnie po pracy. Nie wspomniała, że nie przyjdzie sama. Drzwi się otworzyły, usłyszałam jej szuranie w sieni, a zaraz potem zobaczyłam jego. Waldemar stał w przedpokoju.
Spojrzałam na nich i nie powiedziałam ani słowa. Nie podałam mu ręki, nie zapytałam, czy się napije kawy. Odwróciłam się i poszłam do kuchni.
Usiedli w salonie, rozmawiali półgłosem. Co jakiś czas dobiegał mnie jego stłumiony śmiech. Beata powiedziała coś o wyjeździe na weekend, na co on odpowiedział, że „byle było ciepło i z winem”. Zalała mnie fala gniewu, ale nie chciałam robić scen. Po godzinie wyszli. On się tylko uśmiechnął i rzucił: „do widzenia pani Mariolo”. Odpowiedziałam cicho, nie patrząc na niego.
Wieczorem zadzwoniłam do niej. Nie mogłam tego tak zostawić.
– To poważne? – zapytałam. – Z tym Waldemarem?
– Mamo, nie zaczynaj.
– Pytam tylko, czy wiesz, jak to wygląda. Ludzie gadają.
– Ludzie zawsze będą gadać – odbiła. – Mam przestać żyć, bo pani Halina ma za dużo wolnego czasu?
Nie widziała problemu
– Nie chodzi tylko o panią Halinę. Ty robisz z siebie pośmiewisko! – wyrwało mi się. – On jest od ciebie dwadzieścia osiem lat starszy! To nie miłość, to kryzys wieku średniego!
Beata tylko głośno westchnęła.
– A ty kochasz mnie tylko wtedy, gdy pasuję do twojego obrazka idealnej córki? Gdy jestem panią z urzędu, która niczym się nie wyróżnia?
– Ja chcę cię chronić.
– Nie! Ty chcesz mieć święty spokój! Żeby ludzie nie gadali! Żeby nikt palcem nie wskazał, że twoja córka to ta, co ma starszego faceta. Nigdy mnie nie wspierałaś, mamo.
Zamilkłam. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Kochałam ją. Tylko może inaczej niż ona by chciała.
Od tej rozmowy nic już nie było takie samo. Beata przestała wpadać tak często. A jak już przyszła, to tylko na chwilę – zabrać rzeczy, przynieść pranie, coś zostawić. Unikała rozmów, patrzyła obojętnie, jakbym była kimś obcym. Udawałam, że wszystko gra.
Oddaliła się
Rodzina też udawała. Na imieninach ciotki nikt nie powiedział ani słowa o Waldemarze. Szwagier tylko mruknął:
– Daj jej czas. Sama się przekona.
Beata traciła znajomych. Ludzie z pracy przestali ją zapraszać, koleżanki unikały. I choć nigdy nie powiedziała, ani słowa, wiedziałam, że to przez ten związek. Poczułam wtedy satysfakcję. Mówiłam sobie: „Przecież ostrzegałam. A ona wiedziała lepiej”.
Któregoś dnia wpadła do mojego domu po jakieś rzeczy. Zauważyłam, że ma oczy tak czerwone, jakby pół dnia płakała. Patrzyłam tylko, jak przemyka się po domu. Jakiś czas później usłyszałam, że straciła pracę. Plotki sięgnęły przełożonych. Waldemar jej nie pomógł. Usunął ją z życia tak samo, jak wcześniej się w nie wślizgnął.
Pewnego wieczoru, gdy przyszła do mnie, usłyszałam szloch z łazienki. Stałam pod drzwiami i nie potrafiłam zapukać. Czułam się jak tchórz, bo wiedziałam, że zawiodłam.
– Beata… – zaczęłam.
– Wiesz, co boli najbardziej? – zapytała przez drzwi łazienki. – Że ty się cieszysz z mojego cierpienia. Że patrzysz i myślisz: „a nie mówiłam?”.
Zabrakło mi słów
Może i tak było. Ale nie chciałam, żeby cierpiała.
Beata wprowadziła się na jakiś czas do mnie, ale zamknęła się w sobie na dobre. Rano znikała bez słowa, wracała późno, siadała w kącie z książką, ale nie przewracała stron. Jedzenie zostawiała nietknięte. Chudła. Patrzyła w ścianę, jakby chciała przez nią przeniknąć.
Wieczorem usiadłam przy niej. Spojrzałam na nią i chciałam powiedzieć „przepraszam”. Ale nie potrafiłam.
– Zrobiłam herbatę – wyszeptałam. – Z cytryną.
Nie odpowiedziała. Wstała powoli, minęła mnie i wyszła. Drzwi jej pokoju zamknęły się miękko. Zostałam z dwiema herbatami. Jedną wypiłam. Drugą wylałam. Już nie wiem, czy jestem jeszcze jej matką. Podobno nie wszystko da się cofnąć, ale można próbować odbudować. Tylko że ja nie wiem już od czego zacząć.
Mariola, 52 lata
Czytaj także:
„Teściowa szybko pocieszyła się po śmierci teścia. Było mi jej żal, gdy została ze złamanym sercem i pustym kontem”
„Dawałam z siebie wszystko, by córka stała się kimś w życiu. Po latach zostałam sama z poczuciem wychowawczej porażki”
„Od lat puszczałem te same numery w totolotku. Gdy wreszcie je wylosowano to nie ja odebrałem nagrodę”

