„Córka powiedziała, że matura to bzdura i nie będzie jej zdawać. Nagrywa głupie i filmiki i chce z tego żyć”
„Patrzyłam na zamknięte drzwi jej pokoju i czułam, jak coś we mnie pęka. Przecież ja ją inaczej wychowywałam. Gdzie popełniłam błąd? Czy to przez to, że zbyt dużo wymagałam? Że chciałam ją wtłoczyć w ramy, w które sama tak kurczowo wierzę?”.

Pracuję jako nauczycielka języka polskiego w liceum, takim całkiem porządnym, chociaż z roku na rok coraz trudniej mi wierzyć, że to, co robię, naprawdę ma znaczenie. Od zawsze wierzyłam, że edukacja to klucz. Fundament. Bez niej wszystko się sypie – wartości, samodzielność, przyszłość. Tak byłam wychowana i tak chciałam wychować swoją córkę. Oliwia… moja jedynaczka. Największa duma, największa miłość, a teraz… największy ból.
Jeszcze rok temu siedziała wieczorami przy biurku, zaczytana w "Lalce", dyskutowałyśmy o motywach romantyzmu, marzyła o studiach psychologicznych. A teraz? Teraz Oliwia woli głupie filmiki od książek, TikToka od matury, followersów od nauczycieli. Zmieniła się. I nie, to nie jest po prostu bunt.
Dla mnie to głupoty
Wczoraj znowu nagrywała jakieś głupoty w swoim pokoju. Słyszałam, jak powtarza do kamery:
– Hejka, kochani, dzisiaj opowiem wam, jak dostać współpracę z marką, nie mając nawet tysiąca obserwujących...
Patrzyłam na zamknięte drzwi i czułam, jak coś we mnie pęka. Przecież ja ją inaczej wychowywałam. Gdzie popełniłam błąd? Czy to przez to, że zbyt dużo wymagałam? Że chciałam ją wtłoczyć w ramy, w które sama tak kurczowo wierzę?
Wieczorami z Tomaszem, moim mężem, patrzymy na siebie i nie wiemy, co powiedzieć. On wzdycha, ja się zamykam w sobie. A Oliwia... coraz częściej patrzy na nas jak na dwoje staruszków z epoki dinozaurów.
Nasz dom, jeszcze niedawno pełen śmiechu i zapachu książek, dziś przypomina pole minowe. Każde zdanie może być zarzewiem kolejnej kłótni. Bo jak powiedzieć własnemu dziecku: „Zabijasz swoją przyszłość”? I jak nie wyjść przy tym na tyrana?
Nie chciała zdawać matury
– Nie będę pisać matury – oznajmiła Oliwia, wchodząc do kuchni z telefonem w dłoni. W tle leciała jakaś piosenka z TikToka, którą nuciła pod nosem. Jakby mówiła, że zamierza kupić nowy lakier do paznokci, a nie zrezygnować z najważniejszego egzaminu w swoim życiu.
– Co powiedziałaś? – odłożyłam nóż. Kroiłam ogórka do kanapek, ale nagle nie wiedziałam, co zrobić z rękami.
– Mówię, że nie piszę matury. Po co mi to? Już mam pierwsze współprace. Za tydzień lecę z Zuzą do Warszawy, agencja zaprosiła nas na event.
– Oliwia... – Tomasz usiadł obok niej, próbując brzmieć spokojnie. – To przecież tylko jeden egzamin. Potem rób, co chcesz. Ale nie rezygnuj teraz.
– Serio? – parsknęła. – Wy myślicie, że ja potrzebuję papierka, żeby coś w życiu osiągnąć? Spójrzcie na Zuzę. Zarabia więcej niż wy oboje razem wzięci.
– To nie chodzi o pieniądze! – podniosłam głos, mimo że starałam się tego nie robić. – Chodzi o... sens, o wartości. Ty naprawdę myślisz, że ta cała internetowa papka da ci przyszłość?
– Ty nic nie rozumiesz. Jesteś nauczycielką, zabetonowaną w systemie. Przestań mnie oceniać!
Zamilkłam. W głowie miałam jedno pytanie: czy naprawdę właśnie straciłam kontakt z własnym dzieckiem?
Tomasz próbował jeszcze coś mówić, ale jego głos był tylko szumem. Patrzyłam na Oliwię, jej pewność siebie, ten błysk w oku – i czułam, że nie tylko nie słucha, ale że już od dawna jest gdzie indziej.
Potrzebowałam wsparcia
– Czy to ja ją tak wychowałam? – zapytałam cicho, mieszając herbatę w pokoju nauczycielskim.
– Dorota, nie możesz brać wszystkiego na siebie – westchnęła Magda, moja koleżanka z pracy. – Te dzieciaki żyją teraz w zupełnie innym świecie.
– Ale ja naprawdę się starałam. Czytałam jej książki do snu, chodziłam na wszystkie zebrania, rozmawiałyśmy godzinami... A teraz ona traktuje mnie jak wróg.
Magda tylko pokiwała głową. Wiedziała, że to nie jest rozmowa na pięć minut.
Jeszcze tego samego popołudnia zadzwoniłam do mamy. Babcia Halina, jak zawsze bez ogródek, rzuciła:
– To twoja wina, Dorotko. Za miękka byłaś. Gdybyś trzymała ją krótko, to by się nie wydurniała z tym całym internetem.
– Mamo, świat się zmienił – próbowałam. – To nie takie proste.
– A kto mówi, że ma być prosto? Matura to podstawa! A ona zachowuje się, jakby świat czekał, aż jej zrobi zdjęcie.
Wieczorem umówiłam się z Markiem, nauczycielem chemii. Spotkaliśmy się w pustej sali, po lekcjach.
– Oliwia ma potencjał. Ale odleciała. Ostatnie miesiące... jakby jej tu w ogóle nie było. Przychodzi, siedzi, wychodzi.
– Próbowałeś z nią rozmawiać?
– Próbowałem. Ale ona patrzy jak przez szybę. Jakby już nie była uczennicą. Jakby to wszystko – szkoła, nauczyciele, my – to był tylko epizod.
Wróciłam do domu jeszcze bardziej zagubiona. Czułam, że ją tracę. I że nikt nie ma na to gotowej recepty.
Córka mnie ośmieszyła
Weszłam do pokoju Oliwii bez pukania. Chciałam tylko zawołać ją na kolację. Ale zatrzymałam się w progu, gdy zobaczyłam ekran jej laptopa – była właśnie na żywo.
– Słuchajcie, serio, nie potrzebuję niczyjej zgody. A już na pewno nie mojej matki. – Oliwia siedziała na tle białego neonu z napisem „Be You” i mówiła pewnym głosem do tłumu widzów. – Ona niby nauczycielka, ale żyje w jakimś skansenie. Myśli, że bez matury nie ma życia. Hello, mamy 2025 rok!
Zamarłam. Nagle to nie była tylko moja córka – to była publiczna krytyka, wystawienie mnie na ocenę całego internetu. Własna córka, mówiąca o mnie jak o przeszkodzie, jak o... przeszkadzającym tle.
– Oliwia! – podeszłam szybko i bez słowa zamknęłam laptopa. – Co ty wyprawiasz?!
– Mamo, zwariowałaś?! To był live!
– Wiem. Słyszałam. Cała Polska mogła słyszeć, jak wyśmiewasz własną matkę!
– Bo ty mnie nie rozumiesz! – krzyknęła. – Chcę żyć po swojemu! Nie potrzebuję twoich rad, twoich lęków, twoich matur i studiów!
Patrzyłam na nią, a w uszach wciąż dźwięczały słowa, które wypowiedziała do kamery. Miałam ochotę wrzeszczeć, ale... coś się we mnie złamało. Usiadłam cicho na jej łóżku.
– Czy ja cię naprawdę już straciłam?
Oliwia zamilkła. I po raz pierwszy... wyglądała na niepewną. Ale nic nie powiedziała. Milczenie między nami było jak mur. Zbudowany z filmików, lajków i niepowiedzianych słów.
Nie wróciła na noc
Dzwoniłam, pisałam, sprawdzałam lokalizację w aplikacji – nic. Telefon Oliwii milczał, jakby w ogóle nie istniał. Siedzieliśmy z Tomaszem przy kuchennym stole, wpatrzeni w okno, jakby miała zaraz wrócić. Ale nie wracała.
– Jest u Zuzy – powiedziałam w końcu. – Tam zawsze znika, kiedy chce udawać dorosłą.
– Może po prostu musiała ochłonąć? – próbował Tomasz. – Dajmy jej chwilę.
Ale ja nie umiałam siedzieć bezczynnie. Rano, zanim zdążyłam wypić kawę, wsiadłam do auta i pojechałam do tej ich „influencerskiej bazy” – nowoczesne mieszkanie Zuzy w centrum, gdzie wszystko błyszczało: marmur, LED-y, selfie-lustra.
Drzwi otworzyła Zuza, opatulona w szlafrok, z telefonem w ręce.
– O, dzień dobry... Pani Doroto.
– Gdzie jest Oliwia?
– Śpi. Miałyśmy wczoraj intensywną burzę mózgów... Planowałyśmy wyjazd do Warszawy. Mamy spotkanie z agencją. Wie pani, dzisiaj to takie nowe CV.
– Naprawdę myślicie, że z kamerą i błyszczykiem zbudujecie sobie życie?
Zuza uśmiechnęła się z przekąsem.
– Proszę pani... pani już swoje życie zbudowała. My budujemy swoje. Po swojemu.
Wtedy wyszła Oliwia. W dresie, z rozmazanym tuszem i miną, jakby zobaczyła ducha.
– Mamo?
– Nie przyszłam się kłócić – powiedziałam cicho. – Tylko zobaczyć, czy jesteś cała.
Stałyśmy przez chwilę w ciszy. Tylko Zuza pstrykała zdjęcia swojemu śniadaniu.
– Wracasz ze mną?
Oliwia spojrzała na mnie. Nie wrogo, nie z pretensją. Ale też bez skruchy.
– Nie teraz. Jeszcze nie.
I wtedy zrozumiałam – nie mogę jej zmusić do powrotu. Musi sama chcieć.
Mąż musiał działać
Oliwia stała przy kuchennym blacie, nerwowo przewracając kubek w dłoniach. Wróciła kilka godzin wcześniej, bez słowa, rzuciła plecak na podłogę i zamknęła się w swoim pokoju. Teraz była gotowa rozmawiać – ale nie ze mną.
– Chcesz gdzieś pojechać? – zapytał Tomasz, zakładając kurtkę.
– A dokąd?
– Niespodzianka. Ale spokojna, bez dram.
Zgodziła się, ku mojemu zaskoczeniu. Patrzyłam, jak wychodzą razem. Tomasz jeszcze zerknął na mnie przez ramię. W jego oczach był plan. I spokój, którego mi tak brakowało.
Jak mi potem opowiedział, pojechali nad jezioro, gdzie kiedyś chodzili na pikniki. Zaparkowali na pustym parkingu. Tomasz otworzył bagażnik – wyjął dwie herbaty w termosach i paczkę kruchych ciastek.
– Serio? Piknik? – rzuciła z lekką kpiną.
– Serio. I zero rozmów o maturze. Obiecuję.
Usiedli na kocu. Tomasz nie zaczynał od moralizowania. Zamiast tego opowiedział o tym, jak sam kiedyś chciał rzucić technikum, jak marzył o pracy w skate shopie i trasie koncertowej z zespołem, który rozpadł się, zanim nagrali cokolwiek.
– Wiesz, nie żałuję marzeń. Ale żałuję, że nie miałem planu, co jeśli się nie spełnią.
– Ty w ogóle kiedyś miałeś jaja, żeby robić coś innego niż plan mamy? – burknęła, a potem dodała: – Przepraszam. To nie było fair.
– Może nie miałem. Ale może ty właśnie masz. Tylko... użyj ich dobrze, dobra?
Długo siedzieli w ciszy. A potem Oliwia zapytała:
– Jeśli jednak bym spróbowała... matury... to pomożesz mi z matmą?
– Z matmą nie. Ale z kawą i motywacją – zawsze.
Dorota, 43 lata
Czytaj także:
- „Na kursie tańca odkryłam pasję i chęć do życia. Nie chcę słuchać, że czegoś mi nie wypada, bo jestem stara”
- „Synom nie podoba się, że mam młodszą partnerkę. Podobno stary wdowiec nie może już mieć nic od życia”
- „Myślałam, że dom seniora to ostatni etap przed trumną. Teraz dziękuję córce na kolanach, że mnie tam umieściła”

