Reklama

Zawsze myślałem, że życie rodzica kręci się wokół dzieci, szkoły i codziennych obowiązków. Nie spodziewałem się, że jedno zwykłe spotkanie może wywrócić moje myślenie o świecie do góry nogami. Stałem na szkolnym korytarzu, obserwując tłum rodziców, gdy nagle moje oczy przykuła ona – wychowawczyni mojej córki. Jej spojrzenie, sposób poruszania się i lekka pewność siebie od razu mnie urzekły. W jednej chwili poczułem, że chcę ją lepiej poznać, nawet jeśli wymagałoby to ode mnie przekroczenia granic, których dotychczas nigdy nie chciałem przekraczać. To spotkanie miało zmienić wszystko.

Od razu mnie zauroczyła

Stałem przed drzwiami sali, w której odbywało się zebranie rodziców. W tłumie ludzi moja uwaga natychmiast skupiła się na niej. Była wyjątkowa – wysoka, elegancka, z lekko rozwianymi włosami. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, nawet gdy zaczęto omawiać sprawy bieżące szkoły. Każdy jej gest, sposób, w jaki kiwała głową, słuchając rodziców, sprawiał, że czułem nieznane dotąd napięcie w całym ciele. Serce biło mi szybciej, a myśli krążyły wokół jednej, szalonej idei – chciałem ją poznać bliżej.

Po zakończeniu zebrania zebrałem się na odwagę i podszedłem do niej.

– Dzień dobry, jestem ojcem Julki – zacząłem, starając się brzmieć naturalnie. – Chciałem podziękować za wszystko, co robi pani dla naszej klasy.

Uśmiechnęła się lekko, a w jej oczach pojawił się cień zaciekawienia.

– Dziękuję, miło to słyszeć. Julka jest bardzo zdolna, naprawdę ma potencjał.

– Zawsze wraca do domu zadowolona po pani lekcjach – dodałem. – Ma szczęście, że panią ma.

Zaśmiała się cicho.

– A pan ma szczęście, że ma taką córkę. Widać, że się pan angażuje.

Jej głos brzmiał ciepło, a sposób, w jaki patrzyła na mnie, sprawił, że poczułem się ważny. Chciałem powiedzieć coś więcej, zaprosić ją na kawę, spytać o cokolwiek, co przedłużyłoby tę chwilę, ale słowa jakoś uciekały. W końcu wyszedłem na korytarz, czując jednocześnie ulgę i frustrację.

Nie mogłem przestać o niej myśleć przez całą drogę do domu. Każdy detal – sposób, w jaki poprawiała włosy, zapach jej perfum, uśmiech ukryty w kąciku ust – zapadał mi w pamięć. Wiedziałem, że to nie było zwykłe spotkanie. Coś we mnie drgnęło. Chciałem ją zobaczyć jeszcze raz. I chciałem, żeby ona też spojrzała na mnie inaczej niż jak na jednego z rodziców.

Nie mogłem przestać o niej myśleć

Przez kilka następnych dni nie mogłem przestać myśleć o spotkaniu w szkole. Każde wspomnienie jej spojrzenia, gestu czy sposobu, w jaki mówiła do rodziców, wciąż wracało do mnie, budząc dziwną fascynację. Wiedziałem, że nie powinienem myśleć w ten sposób o wychowawczyni mojej córki, a jednak emocje wymykały się spod kontroli. Kilka dni później odebrałem Julkę ze szkoły i zobaczyłem ją przypadkiem przy wejściu do budynku. Uśmiechnęła się, jakby mnie rozpoznała.

– Dzień dobry, panie Kacprze – powiedziała z naturalną swobodą. – Julka była dziś naprawdę aktywna.

Julka podskoczyła obok mnie.

– Proszę pani, a tata mówi, że pani najlepiej tłumaczy – wypaliła z dumą.

Zrobiło mi się ciepło, choć to było trochę niezręczne.

– To miłe, Julka – wychowawczyni spojrzała na mnie z rozbawieniem. – Widzę, że ma pan w domu małego ambasadora biologii.

– W domu też czasem muszę nadrabiać materiał – rzuciłem pół żartem. – Przydałaby mi się mała pomoc.

Uniosła brwi.

– Jeśli będzie potrzeba, proszę się odezwać. Najważniejsze, żeby Julka czuła się pewnie z tematem.

Nie wiedziałem, czy to odpowiedni moment, żeby powiedzieć coś więcej. Chciałem zapytać o możliwość dodatkowych zajęć, pod pretekstem pomocy Julce w nauce biologii, lecz język mi się plątał. Jej uśmiech, subtelny i jednocześnie intrygujący, sprawił, że poczułem, jak rośnie we mnie mieszanka podniecenia i strachu.

Od tamtej chwili zaczęła we mnie kiełkować myśl – może powinienem spróbować spędzać z nią więcej czasu, pod jakimkolwiek pretekstem. Korepetycje z biologii wydawały się rozsądną drogą, nawet jeśli rozum podpowiadał ostrożność. Każda rozmowa z Julką, gdy opowiadała o lekcji, stawały się dla mnie pretekstem, żeby znów spotkać wychowawczynię, choć wiedziałem, że stąpam po kruchym lodzie.

Nie mogłem się jej oprzeć

Kilka dni później postanowiłem spróbować szczęścia. Julka miała zadanie z biologii, które wydawało się jej zbyt trudne. Wymyśliłem pretekst, żeby poprosić wychowawczynię o pomoc, choć w głębi duszy wiedziałem, że prawdziwy powód jest zupełnie inny. Napisałem krótki e-mail, grzecznie prosząc, czy mogłaby poświęcić chwilę, żeby wytłumaczyć Julce materiał. Odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewałem.

– Oczywiście, możemy się umówić w tym tygodniu. Najlepiej po lekcjach, u mnie, będzie spokojniej – napisała.

Umówiliśmy się na popołudnie. Kiedy dotarliśmy, przywitała nas ciepło.

– Wejdźcie, proszę. Julka, rozgość się. A pan… kawa czy herbata?

Zawahałem się przez sekundę, jak nastolatek.

– Kawa poproszę. Jeśli to nie kłopot.

– Żaden. Tylko proszę mi mówić Kasia. W końcu nie jesteśmy w szkole.

Uśmiechnęła się, a mnie aż zatkało. Podczas lekcji Julka siedziała przy stole, a ja – niby obok, niby w roli opiekuna – cały czas łapałem się na tym, że słucham bardziej głosu Kasi niż tego, co mówi. Kiedy nachyliła się nad zeszytem Julki, poczułem jej zapach.

– Pan chyba naprawdę lubi biologię, prawda? – spytała w połowie zajęć, patrząc na mnie z lekką ciekawością.

– Lubię, jak ktoś potrafi o niej tak opowiadać – odpowiedziałem szybciej, niż powinienem.

Zawiesiła wzrok na chwilę.

To miły komplement. Mam nadzieję, że Julka też na tym skorzysta.

Zaśmiała się, a ja razem z nią, choć w środku czułem coraz większy chaos. Po spotkaniu wyszliśmy, a ja miałem wrażenie, że zostawiam za sobą coś niedokończonego. Wiedziałem, że to dopiero początek, że te korepetycje mogą stać się okazją do czegoś więcej.

To nie były już tylko korepetycje

Spotkania stały się regularne, zawsze pod pretekstem nauki biologii. Z czasem Julka robiła coraz więcej sama, a my zostawaliśmy na krótkie rozmowy po lekcji. Z początku niewinne, potem coraz bardziej osobiste.

– Pan ma w sobie dużo spokoju – powiedziała raz, zbierając notatki. – Rzadko spotykam rodziców, którzy nie żyją w wiecznym pośpiechu.

– To pozory – odparłem. – Jestem zmęczony jak każdy, tylko staram się tego nie okazywać. Życie jest za krótkie, żeby wiecznie narzekać.

Uśmiechnęła się.

To mi się podoba.

Zapadła krótka cisza. Taka, która mówi więcej niż słowa. Podczas jednej z lekcji Julka była zajęta zadaniem przy stole. Wychowawczyni usiadła bliżej mnie.

– Wie pan, czasem rodzice tak bardzo angażują się w naukę dzieci, że zapominają o sobie – powiedziała cicho.

– Coś w tym jest – mruknąłem. – Dlatego poprosiłem o pomoc.

Spojrzała na mnie spod rzęs.

– A gdyby ktoś chciał panu pomagać częściej? Poza lekcjami?

Nie od razu odpowiedziałem. Serce waliło mi jak młotem.

– Chyba bym się nie obraził – powiedziałem w końcu, starając się utrzymać lekki ton. – Zwłaszcza jeśli to ktoś, kto ma talent do tłumaczenia trudnych spraw.

Zaśmiała się, ale w jej śmiechu było coś miękkiego, prywatnego.

– Trudne sprawy… czasem też są kwestią praktyki – rzuciła i znów na mnie spojrzała.

Wtedy oboje zrozumieliśmy, że to nie są już tylko korepetycje. Granice zaczęły się zacierać, ale nie w pośpiechu. Raczej w rytmie ostrożnych kroków.

To był dopiero początek

Pewnego popołudnia Julka miała wyjątkowo dużo zadań i skupiła się przy stole. My zostaliśmy w kuchni, przy herbacie.

– Kacper… – zaczęła nagle. Mówiła już do mnie po imieniu od jakiegoś czasu, ale teraz brzmiało to inaczej. – Zanim powiesz cokolwiek, ja też muszę coś powiedzieć.

Odłożyłem kubek.

– Słucham.

Wzięła oddech.

To się zrobiło zbyt osobiste. Wiem, że to nie jest typowa sytuacja. Jesteś tatą mojej uczennicy, ja jestem jej wychowawczynią. A ja… coraz częściej czekam na te nasze spotkania nie ze względu na biologię.

Zamarłem, ale w środku poczułem ulgę.

– Myślałem, że oszalałem – przyznałem. – Że tylko ja to czuję.

– Nie tylko ty – uśmiechnęła się smutno. – Tylko musimy uważać. Z powodu Julki. I z powodu szkoły.

– Wiem. Nie chcę mieszać w jej życiu. Ale też nie chcę udawać, że nic się nie dzieje.

Patrzyła na mnie długo.

– Może zrobimy tak – powiedziała w końcu. – Dokończymy ten semestr spokojnie. A potem… zobaczymy, co dalej. Bez pośpiechu, bez tajemnic przed Julką, kiedy przyjdzie czas.

Czyli to nie jest koniec – zapytałem.

– Raczej początek – odpowiedziała cicho.

Nie było wielkich gestów. Było to jedno słowo, które rozwiązało węzeł w mojej głowie.

To była lekcja w praktyce

Od tamtej rozmowy nasze spotkania nabrały innego znaczenia. Wciąż przychodziliśmy na lekcje, wciąż dbaliśmy o to, żeby Julka miała spokój i dobre wyniki, ale między nami wydarzyło się coś ważnego. Zaczęliśmy się widywać też poza korepetycjami. Najpierw krótkie spacery po zajęciach, potem kawa w małej kawiarni dwie ulice dalej, zawsze wtedy, kiedy Julka była u koleżanki albo u babci. Ostrożnie, ale bez grania i udawania.

– Wiesz, że dawno nie czułam się przy kimś tak swobodnie? – powiedziała kiedyś, gdy szliśmy wzdłuż parku.

– A ja dawno nie miałem poczucia, że ktoś mnie rozumie, a nie tylko ocenia – odpowiedziałem.

Jeszcze przed końcem roku szkolnego usiedliśmy z Julką do szczerej rozmowy. Bałem się jej reakcji bardziej niż czegokolwiek.

Czyli będziecie… razem? – spytała poważnie, a potem zmarszczyła nos. – To trochę dziwne, ale jak jesteście szczęśliwi, to okej. Tylko proszę, nie róbcie z tego tajemnicy przede mną.

Przytuliłem ją, a Kasia pogłaskała ją po głowie. Żadnych wielkich słów. Po prostu zgoda na to, że życie czasem idzie inną drogą. Kasia przestała być wychowawczynią Julki wraz z nowym rokiem szkolnym. Nie dlatego, że musiała uciekać, tylko dlatego, że tak było uczciwiej dla wszystkich. A my nie musieliśmy się już chować za zeszytami i tematami z biologii.

Te korepetycje naprawdę okazały się lekcją w praktyce i sprawdzianem nie tylko z biologii. Nauczyłem się bliskości, odpowiedzialności i tego, że czasem serce wybiera moment kompletnie nie w porę, a mimo to potrafi poprowadzić w dobrą stronę.

Kacper, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama