„Córka pojechała do pracy w Szwecji, by zarobić na studia. Zamiast pieniędzy przywiozła niespodziankę i kupę wstydu”
„Kiedy po maturze powiedziała, że chce iść na studia prawnicze, była dumna, ale wiedziałam też, że nas na to nie stać. Dlatego wysłałam ją do Szwecji, do ciotki, żeby zarobiła na nie sama. Serce mi pękało, że wysyłam moją córeczkę tak daleko samą”.

Nie lubię wracać do tych myśli, ale jak człowiek raz zacznie, to potem leci lawina. Patrzę czasem na moją córkę, już teraz dorosłą, i nie mogę uwierzyć, że tyle się wydarzyło. Zostałam sama z Karolinką, gdy jej ojciec uznał, że życie z nami mu nie odpowiada. Próbowałam wtedy być dzielna.
Robiłam, co mogłam
Miałam trzydzieści sześć lat, byłam świeżo po rozwodzie i mieszkałam w małym mieście, gdzie każdy znał każdego. Pracowałam jako nauczycielka w lokalnej szkole i marzyłam tylko, żeby córka miała lepiej w życiu niż ja. Karolinka zawsze była ambitna. Dobra uczennica, pomocna, spokojna, nie przysparzała mi żadnych problemów. Ale ja też nie byłam z tych, którzy ciągle wiszą nad dzieckiem. Uczyłam ją samodzielności – niech wie, że świat nie jest bajką.
Kiedy po maturze powiedziała, że chce iść na studia prawnicze, była dumna, ale wiedziałam też, że nas na to nie stać. Dlatego wysłałam ją do Szwecji, do ciotki Wandy, żeby zarobiła na nie sama. Zacisnęłam zęby. Serce mi pękało, że wysyłam moją córeczkę tak daleko samą.
Codziennie dostawałam od niej wiadomości. „Mamuś, zobacz, jak tu jasno w nocy!” – pisała i przesyłała zdjęcie z ogrodu ciotki. „Jestem zmęczona, ale szczęśliwa. To moja pierwsza praca – i daję radę!” – napisała po tygodniu pracy w kawiarni. Czytałam te wiadomości po kilka razy i miałam łzy wzruszenia w oczach, że moje dziecko dorosło i jest takie samodzielne.
Byłam z niej dumna
Wreszcie we wrześniu Karolina wróciła z Malmö. Było chłodno jak na wrzesień, niebo zachmurzone, ale stałam na peronie i czekałam na nią, bo myślałam tylko o tym, żeby ją wreszcie zobaczyć. Pociąg przyjechał punktualnie. Ludzie zaczęli się wysypywać na peron, ale nie widziałam Karoliny.
W końcu wyszła. Szła powoli, w czarnej kurtce, z dużą torbą, włosy spięte, bez makijażu, twarz zmęczona. Uśmiechnęła się, ale jakoś niemrawo.
– Cześć, mamuś – rzuciła i przytuliła mnie pośpiesznie.
– Jak było? – zapytałam, kiedy już szłyśmy w stronę samochodu.
– Dobrze. Dużo się nauczyłam. Ciotka Wanda to szalona kobieta, ale bardzo dobra. A praca w porządku. Ciężko, ale jestem z siebie dumna. Trochę zarobiłam, powinno wystarczyć na pierwszy semestr studiów.
Coś mi w niej nie pasowało. Moja Karolinka zawsze gadała dużo i z entuzjazmem, a teraz mówiła oszczędnie.
– To teraz odpoczniesz?
– Tylko chwilę – odpowiedziała, wpatrzona w szybę. – Potem trzeba ogarnąć papiery, uczelnię…
Nie mogłam uwierzyć
Ale nie ogarnęła. Zamiast tego przez kilka dni chodziła cicho po domu, jakby stąpała po kruchym lodzie. Nocami siedziała w kuchni i patrzyła w telefon. Raz, kiedy przyszłam po szklankę wody, widziałam, jak wyłącza ekran, jakby się czegoś wstydziła. A potem, któregoś wieczoru, usiadła naprzeciwko mnie z poważną miną.
– Mamo… – zaczęła i zamilkła. Spojrzała na mnie, jakby zaraz się miała rozpłakać, ale nie zrobiła tego. Jej głos był spokojny. – Jestem w ciąży.
Poczułam, że nagle brakuje mi powietrza. Zrobiło mi się gorąco.
– Kto jest ojcem? – zapytałam.
– Nie chcę o tym mówić – odpowiedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Wyszłam z kuchni bez słowa. Zamknęłam się w łazience i stanęłam przy umywalce. Patrzyłam w swoje odbicie w lustrze i zastanawiałam się, w którym momencie popełniłam błąd i czy zawiodłam jako matka.
Nic nie powiedziała
W rodzinie zawrzało, bo musiałam wszystkim powiedzieć. Babcia Karoliny dzwoniła co drugi dzień, wypytywała, robiła uwagi. Mój brat Zbyszek nie dowierzał i mówił, że to wstyd. Karolina zamknęła się w sobie, jakby przestała być częścią tej rodziny. A najgorsze było to, że ja nie umiałam już na nią patrzeć. Była blisko, pod moim dachem, ale jakby za szybą.
Z każdym dniem coraz trudniej było mi patrzeć ludziom w oczy. W sklepie, na poczcie, w szkole – wszędzie miałam wrażenie, że ktoś się za mną ogląda i myśli tylko o tym, że moja córka wyjechała za granicę, by zarobić, a wróciła z brzuchem. W końcu w takich miasteczkach plotka rozchodzi się szybciej niż wiadomość na Facebooku.
Karolina zamknęła się jak muszla. Bywały dni, że jadłyśmy w ciszy. Patrzyła w talerz, a ja próbowałam nie patrzeć na jej brzuch.
– Karolina – odezwałam się raz. – Musimy wiedzieć. To nie tylko twoja sprawa.
– Nie chcę o tym mówić – odpowiadała ze złością.
– Ale ludzie pytają! Babcia, wujek, wszyscy… ja nie wiem, co mam mówić!
– Nic nie mów. To moje życie.
Byłam wściekła
Któregoś dnia poczułam, że miarka się przebrała.
– Twoje życie? Może. Ale wiesz, co? Wstydzę się za ciebie, że nie potrafisz nawet powiedzieć, kto jest ojcem twojego dziecka, a ja muszę wymyślać kłamstwa, żeby cię chronić!
Karolina wtedy zbladła, ale wciąż nie odpowiedziała, tylko poszła do swojego pokoju. Zostałam sama z gorzkim żalem. Gdy nadszedł dzień porodu, nie chciała, żebym z nią pojechała do szpitala. Uparła się, że pojedzie z koleżanką. Nie naciskałam. Zaczęłam rozumieć, że to, co między nami było, już się nie wróci.
Wróciła do domu po dwóch dniach z małym zawiniątkiem, które ani trochę nie wyglądało na początek czegoś radosnego. Płakało dużo, a Karolina wyglądała jak cień. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. Nie umiałam spojrzeć na to dziecko jak na wnuka. Widziałam w nim pytanie bez odpowiedzi: Skąd się wziąłeś? Kto jest twoim tatą?
Wstydzę się jej
W urzędzie zarejestrowano je bez ojca. Imię i nazwisko matki, ojciec: „nieznany”.
– Tak ma być? – zapytałam, gdy podpisała dokumenty.
– Tak ma być – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem.
Nie zaprosiłam nikogo na chrzciny, nie zadzwoniłam do mamy, żeby pochwalić się jej prawnukiem. Bo co miałabym powiedzieć? Że Karolina wróciła z zagranicy z dzieckiem bez ojca? Zaczęłam unikać znajomych, w sklepie przemykałam, żeby nikogo nie spotkać. Nie pokazywałam się z wnukiem publicznie.
Wieczorami słyszałam, jak Karolina szlocha w swoim pokoju, ale nigdy tam nie wchodziłam. Nie byłam gotowa być babcią dla dziecka, które przyszło na świat w milczeniu, tajemnicy i wstydzie. Dziś wiem jedno: to już nie jest ta sama dziewczyna, którą wyprawiałam do Malmö z nadzieją i dumą w sercu.
Grażyna, 56 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na wyjeździe służbowym może i straciłam godność, ale zyskałam coś cenniejszego. Wszystkie koleżanki mi zazdroszczą”
- „Wybieram rozwodników, bo żony ich już wychowały. Tacy faceci mają większe doświadczenie życiowe i wiedzą, czego chcą”
- „Gdy wypisaliśmy córkę z religii, teściowa obraziła się na amen. Zrozumiałam, że to nie o wiarę tutaj chodzi”

