„Córka namówiła mnie na przeprowadzkę do jej domu. Miała wobec mnie takie okropne plany, że musiałam uciekać”
„Próbowałam się uśmiechać. Próbowałam mówić sobie, że jestem potrzebna. Ale kiedy Asia trzaskała drzwiami, bo zrobiłam jej złą kanapkę, a Kuba nie podziękował ani razu za obiad, zaczęłam się zastanawiać, co tu właściwie robię”.

- Redakcja
Mieszkam sama od pięciu lat, odkąd Władek odszedł bez ostrzeżenia. Jeden wieczór był jeszcze przy mnie, a rano już go nie było. Nie umiałam się wtedy pozbierać. Przez kilka tygodni nosiłam jego sweter, pachnący jeszcze jego wodą po goleniu. Codziennie mówiłam do jego zdjęcia, jakby to miało pomóc. Potem było lepiej. Albo może po prostu nauczyłam się żyć z tą ciszą.
Mam małe mieszkanie w bloku z wielkiej płyty. Dobrze się tu czuję – znam sąsiadki z klatki, pani Danuta z góry często przynosi mi jabłka, bo jej syn pracuje w hurtowni. Czasem z kimś wypiję kawę, obejrzę serial. Mam swoje rytuały – środa to warzywniak, czwartek pranie, w sobotę rosołek. Nic szczególnego. Ale nie czułam się nieszczęśliwa.
Córka mnie zaskoczyła
Do Magdy dzwoniłam raz w tygodniu. Zwykle sama nie miała czasu – praca, dzieci, dom. To rozumiem. Młodzi mają swoje życie. Ale kiedy zadzwoniła któregoś dnia z tą propozycją, aż mnie zatkało.
– Mamo… a może byś się do nas przeprowadziła? – zapytała niemal mimochodem. – Wiesz, dzieci cię uwielbiają. Miałabyś więcej przestrzeni. I byłabyś bliżej nas.
– Do was? – spytałam, nie ukrywając zdumienia.
– Tak. Będzie ci z nami dobrze. Potrzebujemy siebie nawzajem – zapewniła.
Serce mi zadrżało. Magda, moja jedyna córka, potrzebuje mnie. Nie jestem sama. Znów będę mogła rano zrobić komuś herbatę, podać plasterek szynki. A wnuki – może rzeczywiście za mało ich znałam? Może los daje mi drugą szansę? Wtedy pomyślałam: czemu nie? I tak nie mam tu nikogo oprócz wspomnień.
Nie wiedziałam, że Magda ma wobec mnie zupełnie inne plany…
Miała dla mnie plan zadań
– Wstawaj, mamo, za piętnaście siódma! Trzeba przygotować dzieciakom śniadanie – usłyszałam przez drzwi. Głos Magdy. W moim pokoju było jeszcze ciemno, zimno, pachniało kurzem i czymś nieokreślonym – nowym domem, który nie był mój.
Podniosłam się z łóżka, narzuciłam sweter. W kuchni paliło się światło. Kuba już siedział przy stole z telefonem, Asia coś mamrotała z łazienki. Magda podawała mi kartkę.
– To plan dnia. Kiedy śniadanie, kto gdzie idzie, kiedy trzeba odebrać dzieci, co ugotować. Dałam ci orientacyjny grafik, bo u nas wszystko musi być poukładane.
– Ale ja miałam dzisiaj iść do lekarza, pamiętasz? – zapytałam nieśmiało.
Magda spojrzała na mnie ze zniecierpliwieniem.
– Mamo, przecież mówiłam ci, że mam spotkanie w pracy. Nie możesz się jakoś dostosować? Przesuń wizytę. Przecież to tylko kontrola, prawda?
Nie odpowiedziałam. Wbijałam jajka na patelnię i robiłam herbatę. Dzieci jadły bez słowa. Nawet nie zapytały, co słychać. Potem ubierałam je, wiązałam buty, poprawiałam kurtki. Magda w tym czasie malowała się w łazience. Tomek zniknął już dawno.
– Dzięki, mamo – rzuciła na odchodne. – Wrócę późno. Dobrze, że jesteś.
A ja? Co ja z tego mam? Posprzątałam kuchnię, potem łazienkę, a potem złożyłam pranie. Nawet nie miałam kiedy usiąść. Około siedemnastej dzieci wróciły. Kuba rzucił plecak w kąt i zamknął się w swoim pokoju. Asia przewróciła oczami, że znów zupa. Magda przyszła po dwudziestej. Nie zapytała, jak minął mi dzień.
Źle się tam czułam
W kolejnych dniach wszystko zaczęło przypominać grafik w zakładzie pracy. Punkt siódma – pobudka dzieci, kanapki, herbata, tornistry. Ósma – odprowadzenie do szkoły. Dziesiąta – zakupy i sprzątanie. Trzynasta – pranie, potem obiad. Szesnasta – odbiór dzieci, lekcje, kolacja. Wieczorem – czekanie na Magdę. I znów od początku.
Próbowałam się uśmiechać. Próbowałam mówić sobie, że jestem potrzebna. Ale kiedy Asia trzaskała drzwiami, bo zrobiłam jej złą kanapkę, a Kuba nie podziękował ani razu za obiad, zaczęłam się zastanawiać, co tu właściwie robię.
Wieczorami, kiedy Magda wracała, siadała na kanapie z laptopem. Nie pytała, jak się czuję. Nie zaglądała do kuchni, nie interesowało jej, czy coś mnie boli. W jej oczach byłam po prostu... funkcją.
– Nie po to się tu przeniosłam, żeby… żeby całe dnie siedzieć w kuchni – powiedziałam w końcu cicho, któregoś wieczoru.
Magda spojrzała znad komputera. Miała zmęczony wyraz twarzy.
– A czego się spodziewałaś? Że będziesz tylko patrzeć, jak rosną wnuki?
Zabolało. Nie krzyczała, nie była złośliwa. Po prostu... obojętna. Jakby to było oczywiste, że ja – starsza kobieta, wdowa, matka – jestem tutaj po to, żeby usługiwać.
Tomek pojawiał się rzadko. Kiedy wracał, zamykał się w pokoju. Nawet „dzień dobry” mówił półgębkiem. Czasem słyszałam, jak się kłócą z Magdą. O pieniądze, o dzieci, o zmęczenie. Nie mieszałam się. Przecież jestem tylko matką. A może właśnie dlatego? Wieczorem zasnęłam przy stole. Obudził mnie dźwięk zmywarki. Spojrzałam na zegarek. 23:14. Kuchnia posprzątana, światło zgaszone. Nikt mnie nie zauważył. Jakby mnie w ogóle nie było.
To mnie zabolało
Była sobota. Magda wyszła rano na jogę, dzieci oglądały bajki. Wzięłam się za pranie. Potem podłogi, potem obiad. Magda wróciła i zadzwonił jej telefon. Nie chciałam podsłuchiwać. Naprawdę nie chciałam. Ale słowa, które padły, sprawiły, że zamarłam.
– No mówiłam ci, że ją ściągnę do siebie. Mam teraz nianię, kucharkę i sprzątaczkę w jednym. I jeszcze się cieszy, że może „pomóc”.
Chwilę była cisza, a potem śmiech Magdy.
– Serio, Karola, gdybyś widziała, jak biega z mopem… jakby to jej sens życia był!
Nie pamiętam, jak długo siedziałam bez ruchu. Serce biło mi jak oszalałe. W gardle miałam sucho, dłonie zaczęły mi drżeć. Czy naprawdę tak o mnie myśli? Moja własna córka? Kiedy wróciła, byłam już w kuchni. Stukałam łyżką w garnek, byle coś robić.
– Tak o mnie myślisz? – spytałam.
Magda zesztywniała. Ale szybko się pozbierała.
– I co z tego? Podsłuchiwałaś?
– Więc po to mnie tu ściągnęłaś?! Żebyś miała święty spokój?!
– Nie dramatyzuj, mamo – odpowiedziała chłodno, wywracając oczami. – Ktoś cię zmusza?
– Tak, ty! Twoje słowa, twoje wieczne oczekiwania… Ja już nie mam siły! Myślałam, że… że będę częścią waszej rodziny. A nie darmową pomocą domową!
– To się może po prostu wyprowadź, skoro ci tak źle! – wybuchła. – Wcale cię nie trzymam siłą!
Wyszłam z kuchni, zanim popłynęły łzy. Do swojego pokoju. Zaczęłam pakować walizkę. Ręce mi się trzęsły. Serce waliło, ale wiedziałam, że nie mogę tam zostać ani dnia dłużej.
Uciekłam od nich
Wyszłam z ich mieszkania późnym wieczorem. Nie zabrałam wiele – jedną walizkę z ubraniami, torebkę, dokumenty. Magda nie wychodziła z pokoju. Tomek w ogóle się nie pojawił. Tylko Asia rzuciła krótkie: „Babciu, dokąd idziesz?”, ale nie czekała na odpowiedź.
Zamówiłam taksówkę. Kiedy kierowca spytał, dokąd jadę, powiedziałam: „Jakiś tani hotel. Byle cicho”. Nie miałam siły wracać do starego mieszkania od razu. Potrzebowałam nocy – jednej, samotnej nocy, by sobie wszystko poukładać.
Pokój był zimny, z łóżkiem pokrytym kocem w kratę. Telewizor grał cicho w tle, ale nie słuchałam. Usiadłam i płakałam. Płakałam za sobą, za Władkiem, za tym, że tak się dałam nabrać. Że uwierzyłam w słowa, nie widząc czynów. Spojrzałam na zdjęcie męża, które zawsze trzymam w portfelu. Dotknęłam go palcami.
– Władzio… co ja sobie zrobiłam? Ty byś wiedział. Ty byś od razu poznał, że to nie miłość, tylko wygoda.
Rano kupiłam bilet powrotny do mojego miasta. Siedząc w autobusie, patrzyłam przez okno na szare ulice. Nie czułam ulgi. Kiedy stanęłam pod drzwiami mojego mieszkania, klucz zadrżał mi w dłoni. Zamek był cięższy niż pamiętałam. Ale kiedy weszłam do środka, poczułam znajomy zapach – herbaty, starych książek, mojej poduszki. Zamknęłam drzwi. Odłożyłam walizkę. I poczułam, że wróciłam do domu.
Córka chciała przeprosić
Minęło kilka dni. Powoli wracałam do rytmu – zakupy, krzyżówka, wieczorny serial. Czasem jednak siedziałam na fotelu z herbatą w dłoni i po prostu... milczałam. Cisza była inna niż wcześniej. Dopiero ósmego dnia Magda stanęła w moich drzwiach. W rękach bukiet tulipanów, usta lekko drżące.
– Mamo... możemy porozmawiać?
Stałam chwilę w progu. Chciałam też jej powiedzieć, żeby wróciła tam, skąd przyszła. Nie zrobiłam tego. Odsunęłam się i wpuściłam ją do środka. Usiadła na tym samym fotelu, na którym kiedyś siadywał Władek.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Chciałam dobrze. Wiem, że... że tak to nie wyglądało. Nie doceniłam cię. Zrzuciłam na ciebie za dużo. Bardzo dużo.
– Chciałaś mieć wygodnie – poprawiłam ją. – A ja nie jestem wygodnym dodatkiem do twojego życia.
Zamilkła. Nie próbowała się bronić. Dobrze.
– Dzieci pytały o ciebie – dodała po chwili. – Tomek też. Trochę się posprzeczaliśmy... on mówi, że byłeś jedyną osobą, która jeszcze utrzymywała ciepło w tym domu.
Zrobiło mi się gorąco.
– To dlaczego tak mnie potraktowałaś?
Magda spuściła głowę. W końcu szepnęła:
– Nie wiem. Chyba myślałam, że tak się robi. Że ty zawsze się dostosujesz.
Przez dłuższą chwilę obie milczałyśmy.
– Nie wiem, czy ci wybaczę – powiedziałam szczerze. – Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę umiała ci zaufać.
Skinęła głową. Tulipany w jej dłoni drgnęły lekko.
– Ale... dziękuję, że przyszłaś – dodałam.
Zostawiła kwiaty na stole. I wyszła.
Teraz mi lepiej
Kiedyś myślałam, że najgorsze, co może się przydarzyć matce, to samotność. Że matka zawsze powinna być blisko, zawsze pomagać, zawsze się poświęcać. Ale to bzdura. Matka też jest człowiekiem. Ma serce, które pęka. Ma ręce, które się męczą. I duszę, która potrzebuje czułości, nie tylko obowiązku.
Dzisiaj wstałam późno. Zaparzyłam sobie kawę i zjadłam bułkę z masłem. Bez pośpiechu. Potem poszłam na spacer. Pachniało lipami. Przeszłam obok kiosku i kupiłam sobie gazetę – tylko dla siebie. Usiadłam na ławce. Obok mnie starszy pan czytał krzyżówkę.
– Dobrze dziś grzeje, prawda? – zagadnął.
– Oj tak – uśmiechnęłam się. – W sam raz, żeby odpocząć od świata.
Może jeszcze nie wszystko stracone. Może samotność boli, ale przynajmniej nie muszę nikomu służyć. I w końcu mogę żyć po swojemu.
Teresa, 68 lat
Czytaj także:
- „Mąż ciągle jeździł w delegacje. Przez przypadek zajrzałam do jego walizki i już wiedziałam, że nie wróci”
- „Oddawałam narzeczonemu całą pensję, bo niby znał się na finansach. Teraz mam na głowie komornika i kochankę byłego”
- „Po rozwodzie mąż zabrał mi wszystko poza dzieckiem i kredytem. Odzyskałam majątek z nawiązką dzięki jego nowej żonie”

