„Córka mnie wyśmiała, gdy poprosiłam ją o zapłacenie rachunku za prąd. Stwierdziła, że nie jest bankomatem”
„Kiedy listonosz przyniósł mi rachunek opiewający na ponad czterysta złotych, przez chwilę naprawdę nie wiedziałam, co zrobić. Przez kilka dni chodziłam z nim po mieszkaniu. Aż w końcu wzięłam telefon”.

Gdyby ktoś dziesięć lat temu powiedział mi, że moja własna córka powie mi kiedyś, że „nic mi nie jest winna”, chyba bym go wyśmiała. Natalia zawsze była oczkiem w mojej głowie. Sama ją wychowałam, bo ojciec – mój były mąż Andrzej – zniknął z naszego życia tak szybko, jak się w nim pojawił. Wszystko, co miałam, oddałam córce. I teraz... teraz siedzę w zimnym mieszkaniu, w grubych skarpetach, i zastanawiam się, czy mam w ogóle prawo czuć się zraniona. Może to wszystko moja wina?
Jestem na emeryturze. Z tych pieniędzy ledwo starcza na opłaty, chleb. Zimą najgorszy jest prąd. Kiedy listonosz przyniósł mi rachunek opiewający na ponad czterysta złotych, przez chwilę naprawdę nie wiedziałam, co zrobić. Przez kilka dni chodziłam z nim po mieszkaniu. Aż w końcu wzięłam telefon.
Natalia mieszka sama w Warszawie. Pracuje w jakiejś firmie PR, zarabia dobrze – wiem, bo mówiła Joli, mojej sąsiadce, że „jest już niezależna”. Niezależna. To chyba słowo klucz tej historii. Zadzwoniłam do niej, wcale nie żeby żebrać, tylko... z nadzieją. Z nadzieją, że mi pomoże. Że powie: „Mamo, oczywiście”. Że się zatroszczy. Że będzie pamiętała. Ale to, co usłyszałam w słuchawce, zabolało mnie bardziej niż rozwód z jej ojcem.
Liczyłam, że córka się zatroszczy o mnie
– Cześć, Natalko – powiedziałam, jak najspokojniej potrafiłam. – Nie przeszkadzam?
– Nie, mów – odpowiedziała chłodno. W tle słyszałam szum – chyba jechała autobusem.
– Wiesz… dostałam rachunek za prąd. Prawie czterysta złotych. Nie wiem, jak to się stało, chyba ten grzejnik tyle ciągnie, a mrozy były… – zaczęłam tłumaczyć się, zanim zdążyłam zadać pytanie.
– Mamo, ale co ja mam z tym wspólnego? – przerwała mi.
– Myślałam tylko… może mogłabyś mi pomóc? Chociaż część, cokolwiek… – głos mi się załamał, ale starałam się nie dać po sobie poznać.
Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy, a potem usłyszałam jej śmiech. Cichy, krótki. Bolał bardziej niż każde słowo.
– Serio? – powiedziała. – Mamo, ja nie mam obowiązku cię utrzymywać.
– Ale… jesteś moją córką. Ja cię wychowałam, poświęciłam całe życie…
– Tak, i to był twój wybór – ucięła twardo. – Nie prosiłam się na ten świat. Nikt cię nie zmuszał, żebyś rezygnowała z siebie.
– Myślałam, że kiedyś to zrozumiesz… – szepnęłam.
– Mamo, błagam cię, nie zaczynaj. Mam swoje życie. I problemy. Nie jestem bankomatem.
Rozłączyła się. Patrzyłam na wyświetlacz telefonu, jakby miała zaraz oddzwonić i powiedzieć: „Żartowałam. Oczywiście, że ci pomogę, mamo.” Ale nic się nie wydarzyło. Tylko ekran przygasł, a ze mnie zeszło całe powietrze. Usiadłam przy kuchennym stole i długo gapiłam się na ten rachunek. Litery zlewały mi się w plamę. Czy to ja zrobiłam coś źle?
Może to moja wina?
– No nie wierzę, co ty mi mówisz, Danka – Jola aż odłożyła kubek z herbatą, który parzył ją w dłonie. – Własna córka cię tak potraktowała?!
– No – westchnęłam, próbując się nie rozkleić. – Powiedziała, że nic mi nie jest winna. Że to mój wybór, że ją wychowałam...
Jola spojrzała na mnie tak, jakby nie mogła uwierzyć, że Natalia to naprawdę powiedziała.
– Ale jak to? Przecież ty całe życie harowałaś, żeby jej niczego nie brakowało! Jak sobie przypomnę, jak nosiłaś te siaty z targu, jak po nocach dorabiałaś szyciem, to mnie aż nosi. A teraz co? Dziecko sukcesu i święty spokój?
– Nie wiem, Jolu. Może ja rzeczywiście byłam zbyt… zaborcza? – rzuciłam niepewnie. – Może ją za bardzo trzymałam przy sobie. A może odwrotnie – za mało mówiłam, że ją kocham?
– Nie gadaj głupot – Jola od razu ucięła. – Ty dla niej wszystko zrobiłaś. Sama pamiętam, jak Andrzej zniknął. Nie było cię stać na nic, ale Natalia miała podręczniki, ubrania, nawet te nieszczęsne lekcje angielskiego. A teraz nawet nie potrafi się odwdzięczyć?
Zamilkłam. Przez chwilę patrzyłyśmy przez okno na zaśnieżone podwórko. Cisza między nami była gęsta, ale nie krępująca. Ciepła.
– Może… może ja ją wychowałam tak, żeby była silna i niezależna – powiedziałam cicho. – Ale nie nauczyłam, jak się kocha.
Jola tylko pokiwała głową.
– To nie twoja wina, Danka. To nie jest normalne, żeby dziecko odwracało się od matki. I jeszcze się śmiało… Nie, coś tu jest bardzo nie tak.
Zrobiło mi się przykro
Nie wiem, jak to się stało, ale tego dnia los chyba chciał, żebym wszystko usłyszała. Natalia przyjechała w odwiedziny, a ja podsłuchałam jej rozmowę.
– Serio, stara znowu robi z siebie ofiarę – usłyszałam Natalię, jakby mówiła o kimś obcym. – Chce się wkupić na starość, ale gdzie była, kiedy naprawdę jej potrzebowałam?
– Nigdy mnie nie kochała – dodała.
Słowa uderzyły mnie jak pięść. Stałam nieruchomo, serce waliło, a w głowie kotłowały się wspomnienia: wszystkie te dni, kiedy siedziałam przy łóżku Natalii, gdy była chora; te noce, kiedy płakała, a ja ścierałam łzy jej i swoje; te poranki, kiedy przygotowywałam jej śniadanie i odprowadzałam do szkoły. Wszystko na nic? Wszystko zniknęło w sekundzie.
Nie mogłam się powstrzymać i weszłam do pokoju.
– Natalia… – zaczęłam drżącym głosem. – Słyszałam wszystko. Chcę, żebyś wytłumaczyła, co to znaczy. – Dlaczego…?
Ale nie dostałam odpowiedzi. Tylko echo własnego pytania.
Córka miała do mnie żal
Kilka godzin później Natalia przyszła do mnie. Stała w drzwiach, ręce w kieszeniach, wzrok zimny i wycofany. Siedziałam przy kuchennym stole, trzymając w dłoniach kubek z zimną herbatą. Cisza ciągnęła się nieprzyzwoicie długo, aż w końcu powiedziałam cicho:
– Chodź, usiądź. Musimy porozmawiać.
Zerknęła, skinęła głową i usiadła naprzeciwko. Jej oczy były jak lustra – odbijały wszystko, czego nigdy nie mówiła. I wtedy usłyszałam prawdę.
– Mamo… – zaczęła, a głos jej drżał, choć próbowała być twarda. – Czułam się niewidzialna. Zawsze byłaś zmęczona, wiecznie zajęta, a ja… ja nigdy nie wiedziałam, czy ci na mnie zależy. Wszystko robiłaś dla mnie, nigdy ze mną. Nigdy nie chciałaś mnie po prostu przytulić.
Serce mi zamarło. Każdy gest, każdy dzień poświęcony jej wychowaniu wydawał się nagle pusty.
– Próbowałam… – wyszeptałam, nie wiedząc, jak wytłumaczyć lata wyrzeczeń. – Całe życie chciałam dla ciebie najlepiej.
– Wiem… – przerwała. – Ale to nie wystarczyło. Chciałam matki, nie ideału.
Patrzyłam na nią i czułam ból większy niż cokolwiek, co pamiętałam z przeszłości. W jednym momencie życie wydawało się nagle puste, a ja… ja czułam się tak, jakby wszystko, co robiłam, nie miało znaczenia. Nie wiedziałam, jak kochać córkę, która czuła, że nigdy nie była naprawdę kochana.
– Nie wiem, czy jeszcze możemy się dogadać – powiedziałam cicho, a w środku wszystko mnie paliło. – Ale… chcę spróbować.
Natalia nic nie odpowiedziała.
Musimy to naprawić
Tym razem to ja pojechałam do Natalii. W torbie miałam ciasto – nie, nie po to, żeby ją przekupić, tylko żeby zrobić pierwszy krok, choć nie wiedziałam, czy w ogóle powinnam. Kiedy weszłam do jej mieszkania, powitała mnie chłodno, ale nie od razu zamknęła drzwi. Usiedliśmy przy stole w kuchni, a cisza wypełniła każdy kąt pomieszczenia.
– Chciałam przynieść ci coś… – zaczęłam nieśmiało. – Ciasto. Wiem, że nie rozwiąże naszych problemów, ale chciałam spróbować… porozmawiać.
– Dobrze – powiedziała krótko. Nie było w tym uśmiechu, nie było ciepła, tylko surowa, chłodna akceptacja. – Możemy spróbować.
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W końcu wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
– Może nie byłam najlepsza, może popełniłam błędy. Ale byłam. Cały czas… – urwałam, bo słowa zaczęły się plątać w gardle.
Natalia spuściła wzrok na stół, po czym popatrzyła na mnie.
– Nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku, skoro nie jest. Nie potrafię kochać tak, jak ty byś chciała.
– A ja próbowałam cię kochać – szepnęłam. – Całe życie. Dla ciebie.
– Wiem… – odpowiedziała, głos jej złagodniał. – Ale to nie wystarczyło. Czasem matka i córka nie potrafią znaleźć wspólnego języka, nawet gdy serca chcą tego samego.
Siedziałyśmy tak, w ciszy, nieco bliżej siebie niż wcześniej, ale wciąż dzielił nas mur. Każda z nas wiedziała, że przepaść między nami nie zniknie jednym spotkaniem. Ale był to pierwszy krok. Pierwsza próba zrozumienia, choć droga do prawdziwej bliskości była jeszcze daleka.
Danuta, 63 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byliśmy z bratem z innych światów. Ja byłam sprzątaczką, a on wielkim panem, ale wszystko zmienił jeden segregator”
- „Moja synowa obraża się o byle co. Ostatnio tylko oceniłam jej nową fryzurę, a ona odstawiła taką szopkę, że głowa mała”
- „Wsiadłam na prom do Szwecji, bo w Polsce nie czekało mnie już nic dobrego. W tej podróży podryfowałam w stronę miłości”

