„Córka ma mnie za życiową niedojdę i publicznie mnie poucza. Co takiego zrobiłam, że traktuje mnie jak śmiecia?”
„Było mi potwornie ciężko. Pracowałam na dwa etaty – jako sprzątaczka i ekspedientka. Robiłam, co tylko w mej mocy, żeby zapewnić dziecku wszystko, czego trzeba. Starałam się poświęcać jej jak najwięcej czasu”.

- Listy do redakcji
Mam ponad sześćdziesiąt lat na karku i wszechogarniające poczucie porażki. Niczego się w życiu nie dorobiłam poza nieustannymi problemami, z którymi muszę się mierzyć kompletnie sama. W oczach mojej jedynej córki jestem niedojdą. Kimś, kto ma dwie lewe ręce i ograniczony umysł. Jej słowa ranią bardziej niż najostrzejsze sztylety.
Poświęciłam jej życie
Marysia zawsze była moją najukochańszą córeczką, słoneczkiem i oczkiem w głowie. Jej ojciec zostawił nas, kiedy miała osiem lat. Odszedł do innej, młodszej. Kiedy dostał od niej kosza i chciał wrócić, nie zgodziłam się, bo nie umiałam wybaczyć i zaufać ponownie.
Zawsze był egoistą, nie szukał nawet kontaktu z własną córką. Wychowywałam ją bez jego pomocy. Było mi potwornie ciężko. Pracowałam na dwa etaty – jako sprzątaczka i ekspedientka. Robiłam, co tylko w mej mocy, żeby zapewnić dziecku wszystko, czego trzeba. Starałam się poświęcać jej jak najwięcej czasu. Zależało mi na tym, aby bez względu na okoliczności myślała o sobie pozytywnie i znała swoją wartość.
– Wiecie, jaka mama jest. To cud, że dała radę się dziś ogarnąć – takim tekstem rzuciła podczas urodzin mojej siostry.
Wszystkich rozbawił ów „żart”. Udawałam, że mnie również, bo nie chciałam wyjść na kogoś, kto nie ma za grosz dystansu do siebie. W rzeczywistości było mi jednak bardzo przykro, ale jak to ja, dusiłam to w sobie.
Strofowała mnie
Raz w sklepie, gdy poszłyśmy razem na zakupy, zapomniałam PIN-u do karty. Stałam jak wryta przed terminalem, usiłując go sobie przypomnieć. Kasjerka tylko przewracała oczami, a ludzie w kolejce strasznie się niecierpliwili.
– To norma, mama tak już ma, że nie ogarnia.
Niektórzy tylko uśmiechnęli się pod nosem, inni nadal wzdychali. Ja miałam ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię, ale wtedy również nie zwróciłam córce uwagi. Bardzo się obawiałam jej reakcji.
Nie wyobrażałam sobie, żeby nagle przestała się do mnie odzywać. Niemniej podobnych sytuacji mogłabym wymienić znacznie więcej. Dla Marysi standardem jest publiczne upokarzanie mnie, aczkolwiek kompletnie nie pojmuję, dlaczego tak robi. Ile w tym jest mojej winy? Czyżby za często słyszała, że jest niezmiernie mądra? Jeszcze jak chodziła do szkoły, uwielbiała mnie pouczać.
– Mamo, serio, jak można tego nie wiedzieć? – irytowała się, gdy nie potrafiłam jej wytłumaczyć czegoś z matematyki, która nigdy nie była moją mocną stroną.
Uważała się za mądrą
Odkąd pamiętam, byłam matką, która dużo wybacza i na wiele rzeczy przymyka oko. Córka złościła się, gdy miałam trudności z opanowaniem obsługi nowoczesnego smartfona. Ilość tych wszystkich funkcji mnie przerażała. Teraz całkiem nieźle mi to idzie, aczkolwiek Marysia od czasu do czasu wbija mi szpilę.
– Twoje pokolenie to jakaś masakra, niczego nie rozumiecie – te słowa w jej ustach nie należą do rzadkości.
Nie każdy przecież musi świetnie się orientować w nowinkach technologicznych i posługiwać się nimi z łatwością. To fakt, iż czasy są takie, że trzeba za takimi rzeczami nadążać, ale niekiedy nauka idzie nieco opornie. Wychowałam się bez telefonu komórkowego i kilkudziesięciu kanałów telewizyjnych. Nie miałam laptopa i zegarka liczącego kroki. Musiałam dość wcześnie się usamodzielnić, nie było wyjścia.
Dla Marysi jest to po prostu śmieszne. Pomimo że ma przeszło trzydzieści lat, nie potrafi postawić się w mojej sytuacji i wykazać się empatią. Wiem, że nie dałam jej tego, co miało wielu jej rówieśników. Nie jeździłyśmy na wczasy, gdyż nie było mnie na to stać. Nie miałam pieniędzy na drogie ciuchy. Wyrażała swoje niezadowolenie i tak jej zostało do dziś.
Zmieniłam się
Postanowiłam wziąć się za siebie, żeby córka się nie wstydziła, że ma taką, a nie inną matkę. Zapisałam się na kurs angielskiego, zmieniłam fryzurę i zaczęłam ćwiczyć. Zamiast docenić moje wysiłki, córka ze mnie szydziła.
– Proszę, proszę, starsza pani się ogarnia – ironizowała.
Nie miała jednak nic przeciwko temu, aby wpadać do mnie co tydzień i zabierać słoiki z rosołem czy kotletami. Wówczas zdarzało się okazywać względną uprzejmość, ale były to zwykle ochłapy uwagi.
Ilekroć się z nią widywałam, zawsze pisałam po jej wyjściu coś w stylu „wracaj do domu bezpiecznie, kocham Cię”. Nie przypominam sobie, żeby na którąś z tych wiadomości odpowiedziała. Trudno opisać, jak czułam się przez takie traktowanie.
Byłam zła na siebie za brak umiejętności stawiania granic. W pewnym momencie, po kolejnym zignorowanym SMS-ie, pojęłam, że jeżeli się tego w końcu nie nauczę, to będzie tylko gorzej. Tak więc w następny weekend, gdy Marysia się pojawiła pod pretekstem odwiedzin, nic jej nie napisałam. Przestałam dzwonić i zabiegać o jej uwagę. Serce mi pękało, ale cóż innego miałam uczynić?
Postawiłam granice
Odezwała się po dwóch miesiącach milczenia z mojej strony z zapytaniem, czy pożyczę jej tysiąc złotych. Odmówiłam. Wydawało się jej, że żartuję. Na drugi dzień ponowiła swoją prośbę, która – nawiasem mówiąc – brzmiała bardziej jak żądanie. Usłyszała stanowcze „nie”.
– Mamo, tobie to się coś poprzestawiało, czy jak?
Wiedziałam, że muszę być konsekwentna i nie mogę odpuścić ani na krok. Przekonałam się na własnej skórze, że niezadowoleni ze stawiania granic najbardziej są ci, którzy dotychczas korzystali z ich braku.
Mozolnie odzyskuję nie tylko siły, ale nade wszystko siebie. Bo gdzieś się pogubiłam, bo nie poświęcałam sobie wystarczająco dużo czasu. Moje dotychczasowe życie kręciło się wokół córki. Być może do Marysi kiedyś dotrze, ile dla niej poświęciłam. Za jej niezależnością stoi moja harówka, byle tylko miała zapewniony godny start.
Przestaję powoli wstydzić się tego, jaka jestem. Wsłuchuję się we własne potrzeby, czego przedtem nie robiłam. Nie chcę już dłużej być zależna od opinii córki i na tej podstawie budować swojej wartości. Nie mam pojęcia, dokąd mnie to zaprowadzi, ale to właściwy kierunek.
Aleksandra, 66 lat
Czytaj także:
- „Mój mąż zrujnował wakacje moich marzeń w Prowansji. Wszystko przez jego skarpety do sandałów i stare podkoszulki”
- „Wakacje na kampingu w Chorwacji miały być jak marzenie. Zamiast tego tyrałam jako służąca dla 12 osób”
- „Wakacje all inclusive z byłym nie mogły się udać. Udawaliśmy parę dla rodziny, ale ten teatr skończył się płaczem”

