„Co roku siostra przyjeżdża z rodziną na święta. Nic nie robią i traktują nasz dom jak darmowy hotel”
„Każde Boże Narodzenie wyglądało tak samo – Ania i Paweł mieli pieniądze, ale woleli spędzać święta w naszym domu. Tu mieli gotowe posiłki, komfortowe pokoje i wszystko podane na tacy. Mogli spędzać czas przy kominku, dekorować choinkę, a nawet zabierać dzieci na spacer, nie martwiąc się o nic”.

Moja siostra była bezczelna i zupełnie nie dostrzegała, jak nas traktuje. Miała pieniądze na zagraniczne wyjazdy, ale wolała spędzać święta w naszym domu, gdzie wszystko było podane pod nos. Rodzice uwielbiali ją gościć, a ja – młodsza o sześć lat – zawsze starałam się dopilnować, żeby dom wyglądał schludnie, przygotować jedzenie i zapewnić dzieciom rozrywkę. Czułam mieszankę obowiązku i frustracji: każdy rok wyglądał tak samo, a ja nie mogłam liczyć na żadną pomoc ze strony Ani, jej męża ani ich dzieci. W Boże Narodzenie dom wypełniał się gwarą, a ja, mimo zmęczenia, musiałam przyjąć rolę perfekcyjnej gospodyni.
Było jej tak wygodnie
Śnieg pokrywał podwórko, a ja marzyłam o spacerze po lesie, ale wiedziałam, że w domu czekały obowiązki. Obiecałam mamie, że przygotuję dom na święta, umyję okna i porządnie posprzątam schody. Mama miała trudności z pochylaniem się, więc bez mojej pomocy dom szybko stałby się siedliskiem kurzu. Najpierw jednak poszłam się przejść. Gdy wróciłam, w domu czekała na mnie wiadomość, która wywołała nieprzyjemny dreszcz.
– Czy oni naprawdę planują spędzić u nas Boże Narodzenie? – zapytałam z niedowierzaniem. – Przecież Ania mówiła, że w tym roku wyjeżdżają do Włoch!
– Tak, ale zmienili plany – odpowiedziała mama. – Muszą oszczędzać na remont kuchni.
– Cóż, w takim razie chyba przeniosę się na te dni na górę! – westchnęłam i pobiegłam na piętro.
Ania była starsza ode mnie o 10 lat. Kiedy poznała swojego męża Pawła, zamieszkali razem, potem wzięli ślub i doczekali się dwójki dzieci – Michała i Julki. Odwiedziłam ich tylko raz w starym mieszkaniu. Teraz mieszkali w dużym domu, który stopniowo urządzali, ale nas nigdy nie zapraszali. Za to chętnie spędzali święta u nas.
Od razu był zamęt
– Mamusiu, dotarliśmy! – rozległ się głośny głos Ani, gdy jej auto zatrzymało się na podjeździe. Jeszcze zanim przekroczyli próg, wbiegły do domu ich dzieci – Michał i Julka. Kocham je, ale ich zachowanie od razu sprawiło, że poczułam napięcie w całym ciele.
– Ciociu, gdzie jest ładowarka do telefonu? – zawołał Michał, nie zwracając uwagi na świąteczne ozdoby.
– Babciu, chce mi się pić! Masz colę? – wrzeszczała Julka, wskazując na mamę.
Paweł wszedł do domu, cały czas sprawdzając telefon, jakby świat czekał na jego decyzję. Ania pocałowała mamę w policzek:
– Jesteśmy wykończeni i głodni, dzieci nic nie jadły od śniadania.
Obiad był gotowy, ale dzieci nie chciały jeść, bo to nie frytki. Po chwili udały się do pokoju, a ja liczyłam na odrobinę świętego spokoju.
Każde Boże Narodzenie wyglądało tak samo – Ania i Paweł mieli pieniądze, ale woleli spędzać święta w naszym domu. Tu mieli gotowe posiłki, komfortowe pokoje i wszystko podane na tacy. Mogli spędzać czas przy kominku, dekorować choinkę, a nawet zabierać dzieci na spacer, nie martwiąc się o nic.
– Mamo, powinnaś porozmawiać z Anią – powiedziałam, wyjmując zakupy z torby. – Może mogłaby choć trochę pomóc w przygotowaniach.
– Nie, to by było nie na miejscu – odpowiedziała mama. – Oni są naszymi gośćmi, a my powinniśmy się cieszyć, że są z nami.
Spojrzałam na nią z mieszanką frustracji i bezsilności, wiedząc, że te święta znowu będą ciężkie, mimo że dom był udekorowany i pachniał świętami.
Atmosfera była napięta
Święta nabierały tempa. Choinka została ustawiona w salonie, światełka rozświetlały okna, a zapach pierników wypełniał cały dom. Ja biegałam od kuchni do stołu, mieszając barszcz, doprawiając kapustę z grzybami i sprawdzając, czy pierogi nie przywarły do garnka. Miałam wrażenie, że przygotowuję Wigilię nie tylko dla naszej rodziny, ale przede wszystkim dla Ani i jej dzieci.
– Ciociu, gdzie są moje skarpetki? – zawołał Michał, wchodząc do kuchni w pośpiechu.
– Babciu, gdzie są pierniczki? – dodała Julka, niecierpliwie wyciągając ręce.
Ania i Paweł siedzieli przy stole, pijąc kawę i obserwując chaos, który ja tworzyłam wokół nich. Ania co jakiś czas zerkała na telefon, a Paweł poprawiał krawat, jakby kontrolował rytm mojego sprzątania.
– Michał, Julka, nie przeszkadzajcie – powiedziałam, próbując utrzymać spokój, choć serce biło mi jak szalone. – Pierogi jeszcze się gotują, barszcz muszę doprawić!
Dzieci biegały między stołem a choinką, przewracając ozdoby i zostawiając okruchy ciastek na dywanie. Każdy ruch wymagał ode mnie natychmiastowej reakcji – sprzątania rozsypanych ciastek, poprawiania dekoracji, pilnowania, żeby nic nie spadło ze stołu.
– Aniu, mogłabyś chociaż podać talerze? – wyszeptałam, gdy zobaczyłam, że jej ręce są puste, a ona jedynie patrzy, jak ja biegam.
– Emilia, nie przesadzaj – odpowiedziała Ania lekko, a w jej głosie pobrzmiewał uśmiech, który tylko mnie irytował.
W międzyczasie przygotowywałam stół – obrusy, świeczniki, talerze, sztućce. Czułam się, jakby Wigilia była wyłącznie moim obowiązkiem. Dzieci, nieświadome chaosu, biegały po domu, a ich rodzice wciąż nie pomagali.
Gdy w końcu barszcz znalazł się w wazie, pierogi na talerzach, a choinka lśniła, poczułam zmęczenie przenikające całe ciało. Ania i Paweł uśmiechali się z satysfakcją, a ja wiedziałam, że znów większość przygotowań spadła na moje barki.
Puściły mi nerwy
Wieczór Wigilii zbliżał się do końca, a ja ledwo nadążałam ze wszystkim. Dzieci wciąż biegały między stołem a choinką, przewracając ozdoby, a ich rodzice siedzieli, pijąc wino i rozmawiając o swoich planach, zupełnie nie zauważając chaosu.
– Ciociu, mogę dostać więcej pierników? – zawołał Michał, trzaskając drzwiami do kuchni.
– Julka, zostaw to! – krzyczałam, biegnąc za nimi po salonie.
W końcu nie wytrzymałam. Znalazłam Anię stojącą przy stole, uśmiechającą się do Paweł, jakby nic się nie działo.
– Czy ty w ogóle widzisz, co się tu dzieje?! – wyrwało się ze mnie. – Całe przygotowania spadły na mnie, a ty siedzisz i nic nie robisz!
Ania uniosła brwi, a w jej głosie pojawiła się irytacja.
– Emilia, przesadzasz! Przecież to tylko święta! – odpowiedziała z chłodnym uśmiechem. – Zawsze przesadzasz.
– Przesadzam?! – warknęłam, czując, że fala wściekłości rośnie. – Nie widzisz, że dzieci niszczą wszystko, a wy nawet nie ruszyliście się z kanapy?!
Paweł odłożył kieliszek, próbując interweniować, ale Ania odwróciła wzrok.
– Jesteś zazdrosna, bo mam męża i dzieci, a ty nadal wszystko robisz sama – powiedziała lodowato.
Nie mogłam uwierzyć, że powiedziała coś takiego. Wściekłość mieszała się ze zmęczeniem, a poczucie bezsilności przytłaczało mnie całkowicie.
Coś zrozumieli
Następnego dnia po Wigilii dom był wciąż pełen świątecznych ozdób, ale atmosfera była napięta. Ania i Paweł siedzieli przy stole, pijąc herbatę, a ja sprzątałam resztki po świętach, odkurzałam okruchy i układałam przestawione zabawki.
– Emilia… wiesz, że nie chciałam, żeby wczoraj było aż tak… – zaczęła Ania, próbując wytłumaczyć swoje zachowanie.
– Wiem – odparłam, chowając resztki pierników do pudełka. – Ale musisz zrozumieć, że nie mogę robić wszystkiego sama. Nie jestem waszą służącą.
Paweł przysunął się bliżej, patrząc na mnie z lekką skruchą.
– Może faktycznie powinniśmy spróbować następnym razem trochę bardziej pomagać – powiedział cicho.
Ania westchnęła i wzięła głęboki oddech.
– Masz rację… nie chciałam, żebyś czuła się tak przemęczona. Spróbujemy zorganizować to inaczej – dodała, choć w jej oczach wciąż widać było cień frustracji.
Zrobiło mi się lżej, ale nie mogłam zapomnieć o całym chaosie i zmęczeniu poprzedniego dnia. Wiedziałam, że choć Ania i Paweł chcą poprawić sytuację, nasze relacje nadal będą wymagały cierpliwości i dystansu.
– Dobrze – odpowiedziałam w końcu. – Zrobimy tak: następnym razem każdy ma swoje obowiązki i wszyscy pomagają zorganizować święta.
Paweł i Ania skinęli głowami, a dzieci zaczęły biegać wokół stołu, śmiejąc się i ciągnąc nas do zabawy. Poczułam, że mimo trudności, udało nam się znaleźć mały kompromis. Nie było pełnej zgody ani zapomnienia o wcześniejszych konfliktach, ale pojawiła się szansa na spokojniejsze święta w przyszłości.
Natalia, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W zimowej kurtce męża znalazłam paragon za drogie perfumy. Szkoda, że to nie był prezent dla mnie”
- „Mąż w Wigilię miał jechać do ojca, ale tam nie dotarł. Prezenty wolał otwierać z koleżanką niż z własnymi dziećmi”
- „Choć mam 70 lat to nie jestem za stara na przygody. Los sprawił, że w starej windzie poczułam się jak nastolatka”

