Reklama

Babcia zawsze mówiła, że porządek na grobie to jak porządek w sercu. Że jeśli już nie możemy jej przytulić, to przynajmniej możemy zadbać o jej miejsce spoczynku. I myślę, że właśnie dlatego od dwóch lat, odkąd jej zabrakło, jeżdżę na cmentarz tak często. Stawiam świeże chryzantemy, czyszczę marmurową płytę, poprawiam znicze. To taki nasz rytuał – mój, mamy, wujka Piotra i dziadka. Każdy z nas dorzuca coś od siebie. Mama przynosi kwiaty, wujek zawsze przycina coś sekatorem, a ja robię całą resztę. I czuję, że babcia tam jest. Czuwa.

Nie wiem, co sobie myślała ciotka Wiesia, kiedy zaczęła się tam pojawiać. Że wystarczy przynieść plastikowego aniołka i udawać, że wszystko między nimi było dobrze? Że ją to jakoś rozgrzeszy? Przez całe życie nie odzywała się do babci, nie dzwoniła, nie pytała. Nawet w chorobie nie przyjechała. A teraz przychodzi co miesiąc i poprawia to, co my zrobiliśmy. Przestawia stroiki, zmienia znicze, komentuje. Jakbyśmy nie wiedzieli, co babcia lubiła. Jakby była lepsza.

Najgorsze jest to, że moja mama jej nie powie ani słowa. „Bo to jej siostra” – powtarza. Jakby to coś tłumaczyło. A ja już mam dość. Jeśli nikt inny się nie odezwie, to ja to zrobię. W końcu ile razy można pozwalać komuś deptać po pamięci osoby, którą się naprawdę kochało?

Wszystko wiedziała najlepiej

– No nie… znowu te plastikowe znicze? – mruknęła ciotka Wiesia z taką miną, jakby ktoś postawił na grobie babci kubeł śmieci.

Stałam obok z rękami jeszcze brudnymi od ziemi, bo przed chwilą dosadzałam wrzosy. Mama cicho westchnęła, jak zawsze, gdy ktoś mówi coś, czego nie powinien. Wujek Piotr przewrócił oczami. A Wiesia nie przestawała.

Kto to tak ustawił? – ciągnęła, rozglądając się, jakby szukała winnego.

– Ja – podniosłam się i spojrzałam jej prosto w oczy. – A coś nie pasuje?

– No przecież to razi w oczy! Kicz! Przecież ona miała gust, zawsze była elegancka… Te czerwone świece? Jak w markecie…

– Może i z marketu – prychnęłam – ale palą się porządnie. I sama je wybierałam, bo babcia lubiła czerwony. Chyba lepiej niż te twoje aniołki z brokatem, które wyglądają jak z taniego jarmarku.

Ciotka Wiesia udała, że nie słyszy. Wzięła swój stroik – oczywiście z wielkim napisem „na zawsze w sercu” – i zaczęła przestawiać nasze dekoracje. Zignorowała wrzosy, rozsunęła nasze znicze, po czym dumnie postawiła swoje dzieło na środku nagrobka.

– Zosia by się w grobie przewróciła, jakby to widziała – powiedziała z przekonaniem.

Patrzyłam, jak bezceremonialnie niszczy to, co zrobiliśmy wspólnie z mamą i wujkiem. Jak narzuca się, jakby to ona wszystko wiedziała najlepiej.

W głowie kłębiły mi się myśli: „Gdzie byłaś, kiedy babcia była sama? Kiedy nie miała siły wstać z łóżka? Kiedy ją zawoziliśmy na kolejną operację? Gdzie wtedy była twoja troska?”. Spojrzałam na mamę. Jak zwykle milczała. Wujek tylko westchnął. A ja czułam, że zbliża się moment, w którym już dłużej tego nie wytrzymam.

Musiałam postawić granicę

W kuchni pachniało kawą, ale nikt się nią nie delektował. Mama siedziała przy stole z kubkiem w dłoniach, wujek Piotr opierał się o blat i przeglądał wiadomości w telefonie, choć dobrze wiedziałam, że nic nie czyta. A ja stałam na środku i nie mogłam już dłużej milczeć.

– Albo jej powiecie, żeby przestała, albo zrobię to ja. I nie ręczę, że będę miła – rzuciłam bez ogródek.

– Ola, daj spokój… – zaczęła mama, ale przerwałam jej natychmiast.

– Nie! Wystarczy! – uderzyłam dłonią w stół. – Dwa lata temu nie wiedziała nawet, gdzie babcia mieszka. A teraz wszystko musi być po jej myśli? I nikt jej nie powie, że przesadza?

– Ola, ona była siostrą mamy. Też ma prawo do żałoby. Może się spóźniła, ale… – próbowała tłumaczyć mama, a głos jej drżał.

Spóźniła się o jakieś trzydzieści lat – rzucił Piotr, nawet nie podnosząc wzroku. – I nie przyszła nawet na ostatnie urodziny mamy. Pamiętasz?

– Nie wszystko da się zmierzyć obecnością na urodzinach… – mama była już prawie szeptem.

– Mamo, nie chodzi tylko o znicze. Ona nas lekceważy. To, co robimy przy grobie. Naszą pamięć. Babcia miała nas. Nas, nie ją. Nie dzwoniła, nie odwiedzała, nawet kiedy babcia leżała w szpitalu. A teraz udaje najbliższą?

Mama się rozpłakała. Cicho, bezgłośnie. Odwróciła głowę, jakby chciała się schować.

– Przepraszam, ale nie umiem już tego trzymać w sobie – dodałam ciszej, siadając obok niej.

Wuj Piotr odłożył telefon i spojrzał na mnie poważnie.

– Może rzeczywiście trzeba jej coś powiedzieć. Bo to się robi chore.

Nikt nie powiedział już nic więcej, ale wiedziałam, że decyzja zapadła. Następnym razem już jej nie pozwolę.

Nie pozwolę na to

Cmentarz był pełen ludzi. Wiązanki, znicze, dym kadzideł i szeptane modlitwy – Wszystkich Świętych. Szliśmy powoli z torbami pełnymi ozdób i nowych wkładów. Mama niosła białe chryzantemy, Piotr z dziadkiem nieśli wianek z gałązek modrzewia. A ja wciąż w głowie układałam sobie słowa, które miałam wypowiedzieć. Wiedziałam, że dzisiaj nie mogę się cofnąć.

Oczywiście – już tam była. Stała przy grobie w beżowym płaszczu, z wielkim, złotym zniczem w kształcie serca, i już rozkładała swoje dekoracje.

– O, przyszliście – rzuciła tonem, jakbyśmy się spóźnili na własną uroczystość. – Zdążyłam trochę ogarnąć, bo... no wiecie, było tu tak byle jak.

Mama nic nie powiedziała, tylko postawiła swoje kwiaty obok. Ja zrobiłam krok w przód.

– Ciociu, proszę już niczego nie przestawiać. To my się tym grobem opiekujemy cały rok.

Spojrzała na mnie z lekkim uśmieszkiem.

A ty to kto jesteś, żeby mi mówić, co mogę? Ja jestem jej siostrą!

– A ja jestem wnuczką, która tu przychodzi co tydzień. Sadzi kwiaty. Czyści nagrobek. Ty tylko przychodzisz raz na miesiąc z tymi złotym kiczem i przestawiasz wszystko jak leci.

– Nie życzę sobie takiego tonu! – Wiesia się wyprostowała. – Gdzie twoje wychowanie?

– Gdzie było cioci wychowanie, kiedy babcia potrzebowała pomocy? Kiedy leżała w szpitalu i nie mogła nawet sama wstać do toalety? Gdzie ciocia była, kiedy dzwoniliśmy po ludziach, żeby znaleźć jej transport na kolejną wizytę? Wtedy jakoś nie było cioci. A teraz nagle cioci się przypomniało, jak trzeba robić „porządek”?

Wokół zrobiło się cicho. Mama zamarła. Wujek spuścił wzrok. Nawet dziadek stał w miejscu jak wryty. Wiesia stała z otwartą buzią, kompletnie zaskoczona. Ludzie dookoła zaczęli się oglądać.

To nie teatr. To grób naszej babci. A ja nie pozwolę już więcej udawać, że ciocia była jej bliska. Bo nie była.

Cisza ciążyła jak ołów. A potem... nikt nie powiedział ani słowa w obronie Wiesi.

Czułam wyrzuty sumienia

Odeszłam od grobu szybciej, niż powinnam. Wiem. Ale nie mogłam już tam stać. W gardle miałam kluchę, dłonie mi się trzęsły, a w oczach piekły łzy – nie ze smutku, tylko z napięcia. Usiadłam na zimnej ławce kilka alejek dalej. Wciąż słyszałam cichy gwar, głosy ludzi, szuranie zniczy po granicie.

Po chwili dosiadł się dziadek. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę.

Babcia by się ciebie nie powstydziła – powiedział w końcu, cicho.

Zerknęłam na niego. Patrzył przed siebie, na nagrobki.

– Nie wiem. Chyba wolałaby, żebyśmy nie krzyczeli.

– Może i tak. Ale chyba jeszcze bardziej by chciała, żeby ktoś w końcu powiedział, jak było naprawdę – odparł.

Zamilkłam.

– Wiesia zawsze była… trudna – dodał. – One od dziecka się ze sobą kłóciły. Twoja babcia była starsza, bardziej zaradna. Wiesia miała żal o wszystko. Że nie miała takiego samego ślubu. Że nie pojechała na studia. Nawet o to, że rodzice częściej babci pomagali.

– Ale przecież to nie wina babci – szepnęłam.

– No właśnie. Ale Wiesia nie umiała tego zrozumieć. Nigdy nie umiała dawać. Tylko zazdrościła. A teraz... pewnie sobie myśli, że naprawi coś zniczem albo stroikiem.

Pokiwałam głową. Czułam, jak opada ze mnie złość. Trochę. Nadal nie żałowałam tego, co powiedziałam. Ale chyba pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać, co się kryje pod tą całą jej pokazówką.

Nie musisz jej wybaczać – powiedział dziadek. – Ale warto zrozumieć. To nie to samo.

Uśmiechnął się delikatnie i klepnął mnie po dłoni. Zrozumiałam, że czasem prawda boli – ale też uwalnia.

Chciałam ją zrozumieć

Zadzwoniłam do niej tydzień później. Nie wiedziałam, co mnie podkusiło. Może to była ta rozmowa z dziadkiem, może cisza po wszystkim, może zwykła ludzka ciekawość. Ale kiedy odebrała, była zaskoczona. Choć nie brzmiała złośliwie. Raczej… zmęczona.

– Ola? – zapytała cicho. – Nie spodziewałam się.

– Czy możemy się spotkać? – zapytałam.

Nie powiedziała „tak”, ale też nie powiedziała „nie”. Dwa dni później siedziałam w jej niewielkim mieszkaniu. Było trochę staroświeckie, pełne bibelotów, zdjęć i haftowanych serwetek. Wszystko zbyt równe, zbyt poukładane. Jakby nic w tym domu nie mogło być spontaniczne.

– Nie wiedziałam, że was to aż tak boli – zaczęła. – Myślałam, że to… drobiazgi.

Dla nas babcia była wszystkim – odpowiedziałam. – A dla cioci?

Zamilkła. Przez chwilę tylko stukała palcem o porcelanowy kubek z herbatą.

Zazdrościłam wam. Tej waszej bliskości. Tej naturalności. Tego, że ją tak kochaliście. Ja… nie umiałam się z nią dogadać. Z nikim zresztą. Zawsze byłam ta gorsza. Taka… mniej ważna.

– I dlatego przestawiałaś znicze? – zapytałam, może zbyt ostro.

Wzruszyła ramionami. Oczy miała wilgotne.

To była jedyna rzecz, którą mogłam zrobić. Cokolwiek. Żeby poczuć, że mam prawo. Że jeszcze coś mnie z nią łączy.

Milczałyśmy chwilę.

– Ja nie chcę wojny o znicze, ciociu – powiedziałam w końcu. – Ale proszę – nie przestawiaj już tego, co ustawiamy. Dla nas to ważne. Dla mnie. Dla mamy. Dla dziadka.

Kiwnęła głową.

– Dobrze. Postaram się.

Po raz pierwszy naprawdę jej uwierzyłam.

Zaczęliśmy się szanować

Czasem siedzę przy grobie babci i myślę o niej tak, jakby miała za chwilę przejść alejką z reklamówką pełną drożdżówek. Jakby miała usiąść na tej samej ławce co ja i westchnąć: „No, Ola, znowu mnie odwiedziłaś. A myślałam, że zapomnisz”. Nie zapomnę. Nigdy. Grób wygląda tak, jak lubiła – prosto, elegancko, bez zbędnych ozdobników. Białe chryzantemy, czerwone znicze, lekko przetarta płyta. Bez aniołków. Bez złotych serc. Bez przesady.

Wiem, że ciocia Wiesia nadal tu przychodzi. Ale nic już nie przestawia. Czasem zostawia drobne kwiaty z boku. Czasem siada na ławce. Nie rozmawiamy przy grobie, ale wiem, że to spotkanie z babcią jakoś ją wycisza. Że znalazła swój sposób. I chyba przestała udowadniać światu, że coś jeszcze może nadrobić.

Ja też zrozumiałam coś ważnego. Żałoba ma różne kolory. Różne rytmy. Dla jednych to ciche wspomnienie przy kawie, dla innych – stroik z napisem „Na zawsze”. Ale są granice. Granice, które wyznacza szacunek. I prawda. Nie można nadrobić lat milczenia jednym zniczem. Ale można zacząć od rozmowy.

Patrzę na grób babci. Zostawiam świeży znicz. Wszystko zostaje tak, jak było ostatnio. Nie poprawiam niczego. Już nie chodzi o znicze. Chodzi o pamięć. O szacunek. I o to, żeby żywi w końcu zaczęli ze sobą rozmawiać.

Aleksandra, 25 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama