Reklama

Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam się czuć przezroczysta. Może wtedy, gdy Adam wracał z pracy i bez słowa mijał mnie w korytarzu, rzucając tylko „cześć” w stronę lodówki. A może wtedy, gdy Jaś po raz pierwszy powiedział „tata” i Adam nawet nie oderwał wzroku od telefonu.

Zawsze myślałam, że jesteśmy drużyną. Że dzielimy się codziennością – on więcej zarabia, ja ogarniam dom, dziecko, zakupy, życie. Ale z czasem poczułam, że jestem bardziej od „ogarnięcia” niż od kochania.

Pracuję zdalnie, między zupą a bajką dla Jasia. Adam mówi, że to „fajnie mieć taką elastyczną pracę”. Nie wie, że elastyczność oznacza czasem wysyłanie maili z łazienki, żeby Jaś nie krzyczał w tle.

Kiedyś rozmawialiśmy o wszystkim. Teraz cisza jest wygodniejsza.

– Czasem mam wrażenie, że ja i Adam to tylko współlokatorzy – westchnęłam dziś do Magdy przez telefon. – Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie o coś zapytał...

Magda milczała chwilę, jakby nie chciała powiedzieć na głos tego, co ja już przeczuwałam. Że coś między nami pękło. Tylko jeszcze nikt tego nie nazwał.

Buzował we mnie żal

Otworzyłam laptopa Adama, bo potrzebowałam szybko sprawdzić dokument do kredytu. Zawsze logował się automatycznie – hasło znałam, zresztą nigdy go nie zmieniał. Ale dziś coś mnie tknęło. Może to był przypadek, a może intuicja. Weszłam w historię transakcji bankowych. I wtedy to zobaczyłam.

15 000 zł – przelew do: Barbara W.

Zrobiło mi się zimno. Serce zabiło mi szybciej, jakby próbowało nadgonić to, co mózg właśnie próbował zrozumieć. Przetarłam oczy. Może źle przeczytałam? Może to jakaś pomyłka? Ale nie. Data się zgadzała. Nazwisko? Wiadomo.

Wyszłam z pokoju jak automat. Adam siedział na kanapie, przeglądał coś w telefonie.

– Ty... – głos mi zadrżał. – Oddałeś całą premię swojej matce?

Spojrzał na mnie jakby wyrwany ze snu.

– Nie oddałem. Pożyczyłem. Ona miała pilną sprawę.

– I nie pomyślałeś, żeby mi o tym powiedzieć? – zapytałam cicho.

– Asia, daj spokój. To było na szybko. Mama miała dług, nie mogłem jej tak zostawić.

– A ja? My? Gdzie w tym wszystkim jesteśmy?

Milczał. Wstałam. Czułam, że jeśli zostanę choć sekundę dłużej, krzyknę. A nie chciałam krzyczeć. Chciałam zrozumieć, dlaczego znów zrobił to samo – podjął decyzję, jakby mnie nie było. Jakbym nie była jego żoną, tylko dodatkiem. Tłem.

Poszłam do sypialni, usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w ścianę. Żal we mnie buzował. Nie chodziło tylko o pieniądze. Chodziło o to, że przestałam być częścią jego świata.

W ogóle się ze mną nie liczył

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, a Adam chrapał spokojnie, jakby nic się nie stało. Jakby nie przelał właśnie naszych wspólnych pieniędzy, bez słowa, do swojej matki. Jakby nie wymazał mnie z równania.

Rano próbowałam porozmawiać jeszcze raz. Chciałam wyjaśnień. Chciałam, żeby powiedział: „Przepraszam, nie przemyślałem tego. Wiem, że cię zraniłem”.

Ale nic takiego nie padło.

– Nie chcę się kłócić, Asia – rzucił z kuchni, nawet nie patrząc mi w oczy. – To i tak już się stało.

– A może właśnie trzeba się pokłócić?! – uniosłam głos. – Może pierwszy raz nie zamiatać wszystkiego pod dywan?!

Zatrzymał się w pół ruchu. Patrzył na mnie, jakbym mówiła w obcym języku.

– To nie pierwszy raz, kiedy twoja matka jest ważniejsza niż ja! – krzyknęłam. – Cały czas jesteś jej małym chłopcem, który biega na każde skinienie. A ja? Kim ja jestem?

– To moja matka. Nie zostawię jej na lodzie – warknął.

– A mnie? Już zostawiłeś. W ogóle nie liczysz się z moim zdaniem.

Wyszedł. Po prostu wyszedł z mieszkania. Nawet nie zamknął drzwi.

Usiadłam na podłodze przy ścianie, z kolanami pod brodą. Nie płakałam. Jeszcze nie. Ale w głowie dudniła mi tylko jedna myśl: Czy on mnie w ogóle jeszcze kocha?

Więcej na to nie pozwolę

Nie chciałam tam iść. Serce waliło mi jak młot, kiedy stałam pod jej drzwiami. Ale wiedziałam, że muszę. Nie po to, żeby się kłócić. Tylko po to, by usłyszeć prawdę. Od niej.

Barbara otworzyła z niechętnym uśmiechem.

– Joanna. Co za niespodzianka.

– Mogę wejść? – zapytałam chłodno.

– Skoro już jesteś…

W salonie pachniało mocną kawą i jakimiś perfumami, które zawsze przyprawiały mnie o ból głowy. Usiadłam sztywno.

Wiem o przelewie – powiedziałam prosto z mostu. – Wiem, że Adam przelał ci premię.

Barbara wzruszyła ramionami.

– Potrzebowałam tych pieniędzy. To sprawy między mną a moim synem.

– Twój syn ma teraz rodzinę. Ma dziecko. Ma mnie – podkreśliłam.

– Rodzina to coś więcej niż żona z pretensjami – rzuciła kąśliwie.

Zamrugałam. Znałam ją od lat, ale jeszcze nigdy tak otwarcie mnie nie zlekceważyła.

– Całe życie walczę o to, żeby być traktowana poważnie. Żeby być partnerką Adama, nie tylko tą, która gotuje i zajmuje się dzieckiem, kiedy on się stara być „dobrym synem”. Ale mam dość. Mam dość bycia tłem.

Barbara spojrzała na mnie z wyższością.

– Joasiu, jeśli chcesz mieć Adama tylko dla siebie, to źle trafiłaś. On zawsze będzie mój. Ja go wychowałam. Ja wiem, co dla niego dobre.

Wstałam. Ręce mi się trzęsły. Miałam ochotę trzasnąć drzwiami. Ale wyszłam cicho. W drodze do domu myślałam o tym, jak wiele razy pozwalałam, by mnie pomijano. Nigdy więcej.

Musiałam mieć plan B

Od tamtej rozmowy z Barbarą w domu zapanowała cisza. Taka, która boli bardziej niż krzyk. Adam wracał z pracy, jadł kolację, bawił się chwilę z Jasiem i znikał w sypialni. Ja siedziałam w kuchni, udając, że coś czytam. Ale i tak słyszałam każde jego westchnięcie.

Nie pytał, jak się czuję. Nie przeprosił. Nie zapytał, co dalej. Jakby czekał, aż mi przejdzie. Jak zwykle.

– Myślałem, że to już za nami – powiedział pewnego wieczoru, podpierając framugę jak ktoś obcy.

– A ja myślałam, że jestem dla ciebie partnerką – odparłam bez emocji.

Nie odpowiedział.

Zaczęłam rozważać plan B. Weszłam na forum dla samotnych mam. Przeczytałam dziesiątki wpisów. O kobietach, które się bały – i przeżyły. O kobietach, które miały dość bycia „drugą po matce”. Czułam się jak jedna z nich.

Zaczęłam spisywać wszystko, co myślę, w notatniku. Nie dla niego. Dla siebie.

Adam próbował udobruchać mnie drobnymi gestami. Przyniósł moje ulubione ciastka, naprawił cieknący kran, którego nie ruszał od miesięcy. Ale nie powiedział „przepraszam”. A ja nie miałam już siły podsuwać mu słów, które powinien sam z siebie wypowiedzieć.

Patrzyłam na niego coraz częściej jak na mężczyznę, z którym kiedyś byłam szczęśliwa. Ale teraz? Żyliśmy obok siebie. Jak współlokatorzy. Tylko że z dzieckiem. I z milczeniem, które rosło między nami jak ściana.

Byłam przygotowana na wszystko

Zadzwoniłam do Karoliny, mojej starej znajomej z liceum. Została prawniczką. Nie chciałam mówić wprost, o co chodzi – tylko ogólniki. Jak wygląda kwestia „zabezpieczenia siebie i dziecka” w razie rozstania. Co z mieszkaniem, co z alimentami, jak wygląda opieka naprzemienna. Rozmowa trwała godzinę. Po niej długo patrzyłam na ekran telefonu, aż zgasł.

Nie podjęłam decyzji. Jeszcze nie. Ale chciałam wiedzieć, co mogę. Chciałam mieć plan.

Wieczorem, gdy Adam znów oglądał serial z dźwiękiem na pół mieszkania, usiadłam w kuchni i otworzyłam pusty dokument. Pisałam przez dwie godziny. Nie list, nie oficjalnie. Po prostu wyrzucałam z siebie wszystko. Każde „nie zapytał mnie”, każde „zdecydował za nas”, każde „wybrał ją, nie mnie”.

To był list do mężczyzny, którego kiedyś kochałam bezgranicznie. I do siebie – kobiety, która przestała czuć, że jest ważna.

W nocy po raz pierwszy od dawna spałam głęboko. Jakbym poczuła ulgę.

Nie wiem, co zrobię. Nie wiem, czy odejdę, czy zostanę. Ale wiem jedno. Już nigdy nie pozwolę, by ktoś postawił mnie na końcu kolejki. Zwłaszcza mąż.

Joanna, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama