„Cieszyłam się, że córeczka lubi swoją nianię. Aż opowiedziała mi, co tatuś wyrabia z opiekunką pod moją nieobecność”
„Poczułam w brzuchu krótkie, nieprzyjemne ukłucie. Pewnie to tylko jakaś bzdura. Dzieci różne rzeczy mówią. Wyobraźnia pracuje, mylą fakty, coś im się wydaje. Ale cień niepokoju już został zasiany. A ja nagle poczułam, że chcę wiedzieć więcej… może nawet za bardzo”.

- Redakcja
Nazywam się Alicja. Trzydzieści parę lat, kredyt na mieszkanie, praca w korporacji, w której ciągle ktoś mówi o „work–life balance”, choć nikt tak naprawdę nie wie, jak to wygląda. Może na prezentacjach. W realu, kiedy po raz trzeci w miesiącu wracam z delegacji o 23:40, z ważącą tonę walizką, a głowa boli mnie od klimatyzacji w samolocie — balans to ostatnie, co czuję.
Jestem mamą czteroletniej Poli. Dziewczynki, która mówi wszystko, co myśli, nie znając pojęcia wstydu ani dyplomacji. I dobrze. Może ktoś w tym domu powinien być szczery do bólu. Ja… już dawno nauczyłam się zaciskać zęby. Być twarda, nie płakać, ogarniać. A gdzieś pod tym wszystkim jestem ja — wrażliwa, dużo bardziej niż ktokolwiek podejrzewa. Nawet mój mąż.
Chciałam wiedzieć więcej
Marek ostatnio… jest jakiś nieobecny. Tłumaczy się zmęczeniem pracą. Czasem mam wrażenie, że jest obok, ale jakby w innym świecie. Ja też bywam nieobecna — delegacje, maile, raporty — więc tłumaczę to rutyną. Każdy z nas ma prawo być zmęczony. Prawda? Tak było, gdy tego wieczoru wróciłam do domu po dziesięciu dniach w Berlinie. Byłam wyczerpana, marzyłam tylko o prysznicu i wtuleniu się w Polę. I rzeczywiście — kiedy otworzyłam drzwi, ona już stała w przedpokoju, z rozwianą grzywką i w piżamce z różowym króliczkiem.
– Mamusiu! – pisnęła i rzuciła mi się na szyję. – A wiesz, że ciocia Kinga mówi, że teraz potrafię sama zrobić sobie kakao?
– Serio? To super, kochanie. – uśmiechnęłam się, odgarniając jej włosy.
Cieszyłam się, że ma taki dobry kontakt ze swoją nianią. Traktowała Kingę jak prawdziwą ciocię i uwielbiała z nią spędzać czas. Dzięki temu było mi trochę lżej na sercu, gdy kolejny raz wyjeżdżałam w delegację.
– A tata i ciocia też tańczą! Tak śmiesznie! – zachichotała, pokazując mi jakiś dziwny wygibas biodrami.
Zamarłam na ułamek sekundy.
– –Tata… tańczy? Z ciocią Kingą? – próbowałam zabrzmieć lekko, jakby to była zwykła ciekawostka.
– –No tak! Bo leciała taka fajna piosenka! – Pola roześmiała się jeszcze głośniej.
Poczułam w brzuchu krótkie, nieprzyjemne ukłucie. Pewnie bzdura. Dzieci różne rzeczy mówią. Wyobraźnia pracuje, mylą fakty, coś im się wydaje. Ale cień niepokoju już został zasiany. A ja nagle poczułam, że chcę wiedzieć więcej… może nawet za bardzo.
Czułam coraz większy niepokój
Następnego ranka wstałam wcześniej niż zwykle. Nie mogłam spać, coś pulsowało pod skórą, jak niewygodna myśl, której nie da się zagłuszyć ani kawą, ani obowiązkami. Zeszłam do kuchni, gdzie Marek jadł śniadanie, wpatrzony w telefon. Pola siedziała obok i baraszkowała z pluszowym kotem.
– Dzień dobry – powiedziałam, próbując zabrzmieć naturalnie.
– O, już wstałaś – odparł, nie podnosząc wzroku. – Kawa jest w ekspresie.
– Dzięki.
Usiadłam naprzeciwko niego i przez chwilę dzieliliśmy tę nieznośną, napiętą ciszę. Tę, która niby nic nie znaczy, ale i tak wiadomo, że coś jest nie tak.
– Dobrze spałaś? – zapytał po dłuższej chwili, jakby na siłę szukał tematu.
– Jakoś tak średnio. A ty?
– Normalnie – mruknął, przesuwając palcem po ekranie telefonu.
Moja irytacja rosła. Chciałam to z siebie wyrzucić, ale nie wiedziałam jak. W końcu odłożyłam kubek z kawą i spojrzałam mu prosto w oczy.
– A czemu Pola mówiła, że tańczyliście z Kingą?
Marek zmarszczył brwi, jakby pytanie było kompletnie z kosmosu, a potem zbyt szybko, zbyt lekko się zaśmiał.
– Przesadza. Dzieci sobie wymyślają. Leciała jakaś głupia piosenka, to poskakaliśmy chwilę, żeby ją rozśmieszyć. Nic wielkiego.
Uśmiech był sztuczny, a jego oczy uciekały gdzieś na bok. Pola się wtrąciła:
– Było śmiesznie! Tata robił takie hops i obrócił ciocię!
Marek posłał jej krótkie spojrzenie, po czym znowu skupił się na telefonie. W ciągu dnia widziałam, jak Kinga unika mojego wzroku. Zwykle była gadatliwa, zarzucała mnie szczegółami z każdej minuty z dnia Poli, a teraz mówiła krótko, sucho, jakby chciała po prostu odbębnić swoje i pójść.
Zauważyłam też, że Marek przez całe popołudnie ani razu nie zadzwonił, choć kiedy byłam w delegacji, zdarzało mu się dzwonić późnym wieczorem. Tłumaczyłam to rutyną, zmęczeniem, chaosem, który każdy ma w życiu. Powtarzałam sobie, że szukam dziury w całym, że Pola mogła źle coś zrozumieć. Na chwilę poczułam ulgę, jakby wszystko dało się jeszcze logicznie poukładać. Jednak gdy wieczorem Marek powiedział, że idzie wcześniej spać, nie patrząc mi w oczy, niepokój wrócił ze zdwojoną siłą.
Ogarnął mnie strach
Następnego dnia zabrałam się za pranie, bo po delegacji zawsze miałam całą stertę rzeczy. Pola bawiła się na dywanie, a ja wyciągałam ubrania z torby, wrzucałam je do kosza i próbowałam pozbierać myśli. Kiedy sięgnęłam głębiej do kosza, nagle poczułam coś delikatnego pod palcami. Wyciągnęłam koronkową bieliznę. Czarną, drobną, zdecydowanie nie moją.
Patrzyłam na nią, jakby to był jakiś obcy przedmiot, który nie powinien nigdy znaleźć się w moim domu. Serce zaczęło mi bić jak szalone, a dłonie drżały tak mocno, że prawie ją upuściłam.
– Co to jest – wyszeptałam sama do siebie. – Może to… moje? Może coś kupiłam i zapomniałam?
Ta myśl była tak absurdalna, że aż poczułam gorąco pod oczami. Ale trzymałam się jej przez kilka sekund jak tonący brzytwy. Wmawiałam sobie różne rzeczy, byle nie dojść do tej jednej, najbardziej oczywistej. Wsunęłam bieliznę z powrotem do kosza, jakby mogła zniknąć, jeśli jej nie będę widzieć. Oddychałam szybko, płytko, czułam ucisk w klatce, taki, który nie pozwala zebrać myśli.
W tym momencie zadzwonił telefon. Kinga. Zwykle żywa i gadatliwa, teraz mówiła oschle, jakby chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę. Kilka krótkich zdań o Poli i tyle. Odłożyłam telefon i stałam chwilę nieruchomo. Miałam ochotę krzyczeć, ale zamiast tego poszłam do kuchni, wyjęłam deskę, zaczęłam kroić warzywa, jakby przygotowanie zwykłej kolacji mogło przykryć to, co znalazłam. Udawałam normalność, choć jej już nie było.
W środku czułam coraz większy strach i narastającą potrzebę konfrontacji, która wisiała w powietrzu jak burza.
Miałam w sobie pustkę
Wieczorem Marek wrócił później niż zwykle. Siedziałam na kanapie, udając, że coś czytam, choć w rzeczywistości tylko przewracałam strony. W koszu na pranie, wśród moich ubrań, nadal leżała ta bielizna. Czułam jej obecność jak ciężar na moich barkach. Marek wszedł do salonu, rzucił klucze na stolik i spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie spodziewał się, że jeszcze nie śpię.
– Nie kładziesz się? – zapytał.
– Musimy porozmawiać – odpowiedziałam cicho.
Usiadł naprzeciwko, trochę spięty, trochę zrezygnowany. Przez chwilę żadne z nas się nie odezwało. W pomieszczeniu panowała tak gęsta cisza, że prawie ją czułam na skórze. W końcu powiedziałam:
– Znalazłam coś w koszu na pranie.
Marek drgnął, jakby to zdanie uderzyło go prosto w twarz.
– Co dokładnie? – zapytał, chociaż przecież doskonale wiedział.
Wstałam, podeszłam do kosza i wyciągnęłam bieliznę. Położyłam ją na stole między nami.
– Moja nie jest.
Spojrzał na nią, potem na mnie. Oparł łokcie na kolanach, jakby nagle opadło z niego całe powietrze. Nie odezwał się przez długą chwilę. Patrzył w podłogę, milczał, jakby każde słowo miało zmiażdżyć to, co jeszcze zostało do ocalenia.
– Czyja? – zapytałam. Głos miałam spokojny, aż nienaturalnie. Bałam się, że jeśli pozwolę sobie na choć jedno drgnięcie, wszystko się rozsypie.
Marek wziął głęboki oddech. Kolejny. I kolejny. W końcu uniósł głowę. Jego oczy były puste.
– To się po prostu wydarzyło – powiedział.
Te kilka słów uderzyło we mnie mocniej niż jakikolwiek krzyk. Nie było w nich tłumaczenia, rozpaczy, nawet żalu. Tylko chłód i akceptacja faktu, który wywrócił moje życie do góry nogami. Wstałam i obróciłam się do niego plecami. Nie mogłam na niego patrzeć.
– Wyprowadź się do tej, z którą wszystko było takie proste. Ja zostaję z córką.
Nagle zrobiło się cicho. Świat się nie zawalił, ściany nie pękły. Tylko ja miałam w sobie pustkę, która nie zostawiała miejsca na nic innego.
Podjęłam ostateczną decyzję
Następnego dnia zadzwoniłam do Kingi. Nie chciałam tego przeciągać, nie chciałam jej widywać jeszcze przez tydzień, udawać normalności, znosić jej spuszczonego wzroku i nerwowego poprawiania włosów. Chciałam zamknąć tę część życia tak szybko, jak się da. Kiedy przyszła, Pola układała puzzle na dywanie. Kinga stanęła w drzwiach, blada, spięta. Już wtedy wiedziała, po co ją wezwałam.
– Możesz na chwilę usiąść? – zapytałam spokojnie, wskazując jej kuchnię.
Usiadła ostrożnie, jakby krzesło mogło się pod nią rozpaść. Opuściła wzrok na dłonie, które splatała i rozplatała bez przerwy.
– Chcę podziękować za wszystko, co zrobiłaś dla Poli – zaczęłam. Mój głos był spokojny, suchy. – Ale od jutra już nie przychodź. Załatwię sobie inną opiekę.
Kinga przełknęła ślinę. Widziałam w jej twarzy wstyd, lęk, coś jeszcze, może nawet ulgę. Chyba nie zamierzała się tłumaczyć. I dobrze. Nie potrzebowałam wyjaśnień.
– Rozumiem – odpowiedziała cicho.
Wstała, jakby chciała uciec od razu, ale zatrzymała się w progu salonu. Pola spojrzała na nią z uśmiechem.
– Ciociu, a jutro też przyjdziesz? – zapytała.
Kinga przymknęła oczy, wzięła płytki oddech, a ja czułam, jak coś we mnie zaciska się boleśnie.
– Nie, kochanie – powiedziałam, siadając przy Poli. – Ciocia już nie będzie przychodziła. Znajdziemy kogoś innego.
Pola zmarszczyła nos.
– Ale dlaczego?
Poczułam, że gardło mam ściśnięte jak w imadle. Nie mogłam powiedzieć jej prawdy, nie mogłam wciągać jej w to wszystko.
– Bo tak czasem w życiu bywa – odpowiedziałam najłagodniej, jak umiałam. – Zmieniamy różne rzeczy.
Patrzyła na mnie długo, jakby próbowała zrozumieć coś, na co była za mała. Kiwnęła głową, niezadowolona, ale nie drążyła dalej. Kinga wyszła bez słowa. Zamknęłam za nią drzwi i oparłam się o nie plecami. W mojej głowie zaczęły się pojawiać wszystkie znaki, które przeoczyłam. Wszystkie momenty, kiedy intuicja mi coś podpowiadała, ale tłumiłam to, bo byłam zmęczona, bo nie chciałam robić dramatu, bo życie było wystarczająco chaotyczne.
Czułam wyczerpanie, potem przyszła rozpacz, a za nią gniew. Ale pod tym wszystkim dojrzewała decyzja, twarda i nieodwołalna. To ja zajmę się teraz Polą. Nawet jeśli jeszcze długo będzie bolało. Nawet jeśli będzie trudno.
Damy sobie radę
Marek pakował rzeczy po cichu, jakby bał się zrobić choć jeden głośniejszy ruch. Stałam w drzwiach sypialni i patrzyłam na niego z dystansem, którego sama wcześniej w sobie nie znałam. W torbie lądowały jego koszule, bluza, dokumenty. Każdy przedmiot wyglądał tak zwyczajnie, a jednak miał w sobie coś ostatecznego.
– Mogę coś powiedzieć? – zapytał, odwracając się do mnie.
– Mów – odpowiedziałam spokojnie.
– Nie chciałem, żeby tak to wyszło. Naprawdę. – Głos mu drżał. – Źle to wszystko rozegrałem, nie miałem odwagi powiedzieć ci wcześniej, nie wiem, co się stało… Chciałem to przerwać.
Słuchałam go, ale nie czułam nic, co mogłoby mnie poruszyć. Może zmęczenie było tak silne, że wszystkie emocje zostały odcięte, jak przewody w starym radiu.
– Może jest ci przykro – powiedziałam. – Ale to niczego nie zmienia.
Chciał jeszcze coś dodać, jednak odpuścił. Zapiął torbę, podniósł ją i przez chwilę po prostu patrzył, jakby chciał zapamiętać mieszkanie w tej formie, ten moment, mnie. Odszedł wolnym krokiem do przedpokoju. Stałam przy oknie, kiedy zamknęły się za nim drzwi. Przez sekundę miałam wrażenie, że oglądam film o czyimś życiu, nie o swoim. Pustka rozlała się we mnie szeroko, potem zrobiło się cicho, tak nienaturalnie cicho, że dopiero wtedy dotarło do mnie, że to koniec.
Pola podeszła i chwyciła mnie za rękę.
– Mama, gdzie tata jedzie?
Uklękłam przy niej.
– Tata musi teraz mieszkać gdzie indziej. Ale wciąż jest twoim tatą i będzie z tobą, tylko troszkę inaczej. Poradzimy sobie, dobrze?
Przytuliła się mocno, jakby chciała mnie skleić od środka. I to było jedyne ciepło, jakie tamtego dnia czułam.
Alicja, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po 11 latach razem mój mąż wciąż wolał mecz i telewizor, niż żonę i dziecko. Zrobiłam mu ostatni sprawdzian z życia”
- „Usłyszałem w radiu głos, za którym tęskniłem przez 50. lat. Nie wszystko, co w życiu dobre, musi się kiedyś skończyć”
- „Córka zamiast wybierać kreację na studniówkę, kupuje śpioszki. Inaczej wyobrażałam sobie jej egzamin dojrzałości”

