„Ciągle biedowaliśmy, a mąż chował tysiące na drugim, sekretnym koncie. Nie mogłam uwierzyć, na co zbierał pieniądze”
„Serce zaczęło mi bić szybciej. W pierwszej chwili pomyślałam o zdradzie. Po co mu drugie konto? Na co? A raczej – dla kogo? Usiadłam przy stole i wpatrywałam się w telefon, jakbym mogła wyczytać z niego odpowiedź. Otworzyć? Zajrzeć do wiadomości?”.

- Redakcja
Codzienność była jak zacięta taśma – co dzień ten sam dźwięk budzika, szybka kawa, tramwaj, biuro, powrót do domu, gotowanie, rachunki i kłótnie o to, co znów się zepsuło. Żyliśmy z Łukaszem od wypłaty do wypłaty, licząc każdą złotówkę. Czasami miałam wrażenie, że nasze życie to ciągła walka, a my jesteśmy jak bokserzy, którzy wciąż dostają ciosy, ale nie mają już siły podnieść rąk do obrony.
Kiedy byłam młodsza, wyobrażałam sobie małżeństwo jako wspólną drogę – razem pod górkę, razem z górki. Tymczasem coraz częściej miałam wrażenie, że idziemy obok siebie, ale każdy w swoją stronę. Rozmowy, które kiedyś nie miały końca, teraz ograniczały się do krótkich zdań: „Kup mleko”, „Zrób pranie”, „Zapłać rachunek”.
Byliśmy małżeństwem od siedmiu lat. To dużo i mało jednocześnie. Niby znałam Łukasza na wylot, a jednak coraz częściej łapałam się na tym, że nie mam pojęcia, o czym myśli, czego pragnie, co naprawdę go trapi. Może zawsze był zamknięty w sobie, a ja wcześniej tego nie zauważałam? A może po prostu przestaliśmy się nawzajem słyszeć?
Zmęczenie wsiąkało we mnie jak woda w gąbkę. Brak pieniędzy był jak wieczna smycz, której końca nie mogłam zobaczyć. A przecież chciałam od życia czegoś więcej niż tylko spłacania kolejnych rachunków i zmartwień, czy wystarczy nam do pierwszego.
Mimo to trwałam, bo wierzyłam, że kiedyś się poprawi. A może oszukiwałam samą siebie? Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że jedno przypadkowe odkrycie sprawi, że zacznę podważać całe nasze małżeństwo.
Odkryłam coś dziwnego
Telefon Łukasza leżał na stole w kuchni. Normalnie nigdy bym do niego nie zaglądała, ale ekran rozświetlił się, gdy przechodziłam obok. Powiadomienie z banku: „Zaksięgowano przelew na rachunek nr…” – i ciąg cyfr, którego nie kojarzyłam.
Zamarłam. Przecież mieliśmy jedno wspólne konto. Zawsze. Tak się umawialiśmy. Wszystko razem – pensje, rachunki, zakupy. A tu nagle numer, którego nigdy wcześniej nie widziałam.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. W pierwszej chwili pomyślałam o zdradzie. Po co inaczej drugie konto? Na co? A raczej – dla kogo?
Usiadłam przy stole i wpatrywałam się w telefon, jakbym mogła wyczytać z niego odpowiedź. Otworzyć? Zajrzeć do wiadomości? Wiedziałam, że to byłoby złamanie prywatności, ale w tej chwili wszystkie granice znikały. Poczułam się jak ktoś obcy w życiu własnego męża.
– Iwona, co robisz? – usłyszałam jego głos w przedpokoju. Telefon szybko zsunęłam na blat, jakbym się sparzyła.
– Nic… szukałam cukru – odpowiedziałam, choć dłonie miałam lodowate, a w gardle rosła gula.
Nie zapytał, nie drążył. A ja tej nocy nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy jego gest, każde jego słowo z ostatnich miesięcy.
Następnego dnia w pracy nie wytrzymałam i wypaliłam do Ewy, mojej koleżanki z biura:
– Wyobraź sobie, że Łukasz ma drugie konto. Nic mi nie powiedział. Dowiedziałam się przypadkiem.
Ewa uniosła brwi.
– Drugie konto? To nie brzmi dobrze, Iwona. Albo odkłada na czarną godzinę, albo… szykuje się do odejścia.
– Właśnie – wyszeptałam, a w oczach poczułam pieczenie. – A ja nie mam pojęcia, co jest gorsze.
Od tamtej chwili zaczęłam widzieć sygnały wszędzie. To, że wracał później niż zwykle. To, że odkładał telefon ekranem do dołu. To, że bywał zamyślony, jakby miał głowę gdzie indziej. Każdy jego gest stawał się dla mnie podejrzany.
Nie wiedziałam jeszcze, że ta obsesja wkrótce mnie pożre i doprowadzi do pierwszej poważnej awantury.
Wreszcie nie wytrzymałam
Cały tydzień chodziłam jak nakręcona, analizując każdy szczegół. Każdy jego powrót z pracy, każde „nic mi nie jest” i każde krótkie „zaraz wrócę”, gdy wychodził z pokoju z telefonem. Wszystko wydawało mi się dowodem.
W sobotę, kiedy jadł kanapkę w kuchni, nagle wypaliłam:
– Dlaczego masz drugie konto?!
Kanapka zatrzymała się w połowie drogi do ust. Łukasz spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o co pytam.
– Co? Skąd ci to przyszło do głowy?
– Nie udawaj! Widziałam wiadomość z banku. Przelew. Jakiś numer rachunku, którego nigdy wcześniej nie widziałam. – Głos mi drżał, a ręce zaciskały się w pięści. – Na co odkładasz pieniądze, Łukasz? Na odejście? A może dla jakiejś innej?!
Zamarł. Spuścił wzrok, zamiast od razu zaprzeczyć, zamiast wybuchnąć, że gadam bzdury. To było najgorsze. Jego milczenie brzmiało jak potwierdzenie.
– No mów coś! – krzyknęłam, czując, że zaraz się rozpadnę. – Mam siedzieć jak idiotka i zgadywać, na co ukrywasz pieniądze?!
– Iwona… – zaczął cicho. – To nie tak.
– A jak?! – przerwałam mu od razu, czując, że łzy napływają mi do oczu. – Chcesz mnie zostawić? Układasz sobie życie beze mnie?!
– Nie przesadzaj – podniósł głos, ale wciąż brzmiał jak ktoś, kto nie chce się tłumaczyć. – Po prostu… nie chciałem cię obciążać.
– Czym?! – wrzasnęłam. – Prawdą?!
Wbiłam w niego wzrok, czekając na odpowiedź. Ale on zamilkł. Wstał, odłożył talerz do zlewu i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z sercem rozrywającym się na kawałki.
W tamtej chwili byłam pewna – miał coś do ukrycia. Cokolwiek to było, nie zamierzał mi powiedzieć. Czułam się zdradzona jak nigdy wcześniej.
W końcu się przyznał
Przez kolejne dni w domu panowała cisza, gęsta i dusząca. Rozmawialiśmy tylko o tym, co konieczne: „Zapal światło”, „Masz klucze?”, „Chcesz herbaty?”. Nic więcej. Jakbyśmy byli obcymi ludźmi mieszkającymi pod jednym dachem.
Nie wytrzymałam. Pewnego wieczoru, gdy usiadł w salonie przed telewizorem, stanęłam przed nim.
– Albo powiesz mi teraz, o co chodzi z tym kontem, albo to koniec – wyrzuciłam z siebie, a głos mi drżał.
Łukasz wyłączył telewizor. Długo patrzył w podłogę, zanim w końcu odezwał się cicho:
– Założyłem konto… żeby odkładać pieniądze. Na wkład własny. Do kredytu. Na mieszkanie.
Patrzyłam na niego, jakby mówił w obcym języku.
– Co?! – krzyknęłam. – To na to to wszystko?! Żebyśmy mieli swoje cztery ściany?!
– Tak – potwierdził. – Chciałem, żebyśmy mieli coś swojego. Żebyś nie musiała już martwić się, że znów podniosą nam czynsz, że coś się zepsuje, a właściciel nie będzie chciał tego naprawić. Bałem się ci powiedzieć, bo… co jeśli nic z tego nie wyjdzie? Nie chciałem cię obciążać kolejnym marzeniem, które mogłoby runąć.
Czułam, jak we mnie wszystko miesza się naraz – ulga, że nie chodzi o inną kobietę, że nie szykował się do odejścia… i jednocześnie ogromny ból.
– Czyli lepiej było pozwolić mi myśleć, że mnie zdradzasz, niż zaufać mi i powiedzieć prawdę? – spytałam, a łzy same popłynęły mi po policzkach.
– Nie chciałem cię martwić – powtórzył, jakby to była jedyna obrona, jaką miał. – Chciałem zrobić coś dobrego.
– Ale zrobiłeś to sam – odpowiedziałam z wyrzutem. – Zupełnie jakby mnie w tym nie było.
Nie miałam siły dłużej słuchać. Wstałam i zamknęłam się w sypialni, zostawiając go w milczeniu. Tego wieczoru zrozumiałam, że można być razem… i jednocześnie zupełnie osobno.
Miałam do niego żal
Następnego dnia siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole w kuchni. Czułam się, jakbyśmy mieli rozprawę sądową, a każde z nas było oskarżonym i sędzią jednocześnie.
– Łukasz – zaczęłam spokojniej, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. – Mieliśmy być drużyną. Dlaczego zrobiłeś to sam?
Odchrząknął, spojrzał na swoje dłonie, jakby szukał tam odpowiedzi.
– Widziałem, jak cierpisz przez rachunki, przez to, że ciągle brakuje pieniędzy. Chciałem cię odciążyć, a nie obarczać kolejnymi marzeniami, które mogą runąć.
– Ale czy ty w ogóle rozumiesz, jak ja się czuję? – głos mi się załamał. – Przez ostatnie dni żyłam z przekonaniem, że mnie zdradzasz, że układasz sobie życie beze mnie. Nie miałam pojęcia, co ukrywasz. Mogłeś mi powiedzieć od razu.
Zacisnął powieki, jakby go to uderzyło mocniej niż moje krzyki.
– Nigdy cię nie zdradziłem. Nigdy. Ale tak, rozumiem, że ukrywając to, zrobiłem ci krzywdę.
Wbiłam wzrok w kubek z niedopitą herbatą, bo bałam się, że jeśli spojrzę mu w oczy, zobaczy we mnie coś, czego nie chciałam pokazywać – tę mieszaninę miłości i wściekłości.
– Wiesz, co jest w tym najgorsze? – zapytałam cicho. – Że nawet jeśli chciałeś dobrze, to ja nie wiem, czy mogę ci ufać.
– Wiem – odpowiedział po chwili. – I to boli mnie bardziej niż cokolwiek innego.
Milczeliśmy jeszcze długo, słuchając tykania zegara. A ja w głowie miałam tylko jedną myśl: dobre intencje nie zmyją tego poczucia, że zostałam pominięta.
Chciał zacząć od nowa
Kolejne dni mijaliśmy się jak cienie. Niby razem, ale każdy pogrążony w swoich myślach. W końcu któregoś wieczoru usiedliśmy znowu naprzeciwko siebie. Tym razem nie było krzyków ani łez. Była cisza i zmęczenie.
– Iwona… – zaczął powoli Łukasz. – Chcę, żebyśmy to robili razem. Od teraz. Każdą złotówkę będziemy odkładać wspólnie, na jednym koncie, bez tajemnic.
Przez chwilę wpatrywałam się w niego, próbując odczytać z twarzy, czy naprawdę wierzy w to, co mówi.
– A jeśli nie będę już potrafiła ci ufać? – zapytałam wprost. – Skąd mam wiedzieć, że to jedyne konto? Że jutro nie okaże się, że znów coś ukrywasz?
Spuścił wzrok.
– Mogę ci tylko obiecać, że nie będzie już sekretów. Ale wiem, że sama obietnica to za mało.
– Właśnie – odpowiedziałam gorzko. – Dla mnie ta obietnica już raz została złamana.
Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu. Potem on odezwał się znowu:
– Nie chciałem cię zranić. Chciałem dać nam dom. Bezpieczne miejsce. Wiem, że to wyszło źle. Ale proszę cię, spróbujmy odbudować to razem.
Patrzyłam na niego długo. Kochałam go, to było pewne. Ale w sercu miałam rysę, której nie potrafiłam zagłuszyć.
– Spróbuję – powiedziałam w końcu. – Ale nie wiem, czy nam się uda.
On skinął głową. W jego oczach pojawił się cień nadziei, ale i smutek, jakby rozumiał, że nic nie wróci już do dawnej normalności.
Nie ufam mu jak dawniej
Siedziałam późnym wieczorem przy oknie, patrząc na puste ulice i światła w oddali. Cisza w mieszkaniu była ciężka, choć Łukasz spał w sypialni, a ja udawałam, że jeszcze muszę coś dokończyć. Tak naprawdę uciekałam przed snem, bo wiedziałam, że nocą wracają wszystkie myśli.
Czułam dziwną mieszankę emocji. Była we mnie ulga – że nie chodziło o zdradę, że nikt inny nie zajął mojego miejsca. Ale obok niej tkwił żal, że zostałam pominięta, że tak ważna decyzja zapadła beze mnie. I wątpliwości, czy można budować przyszłość na fundamencie, w którym pojawiła się rysa.
Przypomniałam sobie jego słowa: „Nie chciałem cię obciążać”. Może naprawdę chciał dobrze. Może wierzył, że chroni mnie przed kolejnym rozczarowaniem. Ale czy dobre intencje wystarczą, gdy zabrakło szczerości?
Spojrzałam na obrączkę na palcu. Symbol wspólnej drogi, którą obiecaliśmy sobie iść razem. A jednak miałam wrażenie, że każdy z nas poszedł w inną stronę.
Czy uda nam się znów spotkać na tym samym szlaku? Nie wiedziałam. Zostało coś więcej niż miłość – zostało pęknięcie. Postanowiłam spróbować, ale w głębi serca czułam, że nic nie będzie już takie jak dawniej.
Iwona, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja córka ma 40 lat, a ciągle siedzi na moim garnuszku. Co się z nią stanie, gdy wyschnie źródełko na moim koncie?”
- „Pieniądze zawsze pachniały dla mnie mocniej niż róże. Dlatego wybrałam bogacza, a nie romantyka”
- „Ja pożyczałam bratu pieniądze, a jego żona je trwoniła. Kiedy wreszcie odmówiłam, nie odzywał się do mnie przez rok”

