Reklama

To miał być najważniejszy dzień mojego życia. Od świtu krzątałam się w mieszkaniu rodziców, czując mieszankę ekscytacji i dziwnego napięcia w żołądku. Makijażystka poprawiała mi kreski na powiekach, fryzjerka upinała loki, a mama co chwilę wycierała łzy wzruszenia. Nie mogłam przestać myśleć o Tomku – o tym, jak się poznaliśmy, jak oświadczył mi się nad jeziorem i jak często powtarzał, że wszystko się ułoży. Może nie było idealnie, ale wierzyłam, że miłość wystarczy. Wierzyłam, że jesteśmy gotowi. A przynajmniej tak mi się wydawało.

To jakiś żart?!

Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Karolina weszła do pokoju z miną, której wcześniej nie znałam – bez cienia uśmiechu, z oczami pełnymi niepokoju. W ręku trzymała kopertę. Usiadła obok mnie na łóżku, bez słowa. Poczułam, jak suknia ślubna nagle zaczęła mnie uwierać, jakbym nie miała w niej czym oddychać.

– To... to od Tomka – powiedziała cicho.

Spojrzałam na nią, próbując zrozumieć, co się dzieje. Przecież miał być tutaj. Miał czekać na mnie pod ołtarzem. Drżącymi palcami rozdarłam kopertę. W środku – cienki arkusz papieru i małe pudełeczko. Wiedziałam, co jest w środku, zanim je otworzyłam.

Obrączka. Samotna, zimna. A obok niej list.

„Olu, kocham Cię. Ale nie jestem gotów. Wiem, że to najgorszy możliwy moment, ale nie potrafię udawać. Może kiedyś, ale nie dziś. Przepraszam. Tomek”.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Usiłowałam coś powiedzieć, ale gardło miałam ściśnięte jak w imadle.

– To jakiś żart?! – wyszeptałam.

– Nie... Tomek prosił, żebym ci to dała – odpowiedziała Karolina, próbując mnie objąć.

– On nie przyjdzie. On naprawdę nie przyjdzie...

I wtedy wszystko zaczęło się sypać. W głowie dudniło tylko jedno: Co ja teraz zrobię?

Musiałam im powiedzieć

Nie wiem, ile czasu siedziałam w ciszy, wpatrując się w pustą kopertę, jakby miała mi podpowiedzieć, co dalej. Karolina próbowała coś mówić, ale nie słyszałam jej. Słyszałam tylko własne myśli, nieskładne i pędzące. Ślub się nie odbędzie. Nie będzie pierwszego tańca. Nie będzie „tak”. Nie będzie Tomka. Byłam panną młodą bez pana młodego.

Wstałam powoli, jakbym miała z betonu nogi. Karolina złapała mnie za rękę.

– Ola, nie musisz tego robić. Możemy po prostu wyjść. Nikt nie musi wiedzieć...

Muszą. Muszą wiedzieć – przerwałam jej. – Jeśli on nie miał odwagi, to ja ją będę mieć.

Karolina spojrzała na mnie, jakby nie była pewna, czy przypadkiem nie zwariowałam. Może trochę zwariowałam. Może właśnie dlatego czułam się tak cholernie spokojna.

Wyszłam z pokoju. Słychać było muzykę, ciche rozmowy, śmiechy. Goście czekali w udekorowanej sali, nieświadomi, że ten dzień za chwilę rozpadnie się na kawałki. Stanęłam przed mikrofonem. W ręku trzymałam list. Serce waliło mi jak młotem.

Przez chwilę nikt się nie ruszał. Widziałam moją mamę, która uśmiechała się do mnie, jeszcze nieświadoma. Ojca, który poprawiał mankiet koszuli. Rodziców Tomka, zerkających na zegarek.

Wzięłam głęboki oddech.

– Dziękuję, że przyszliście – powiedziałam. – Zanim zaczniemy... chcę wam coś powiedzieć, a właściwie przeczytać.

Otworzyłam kopertę.

Publiczne odczytanie listu

– Dostałam dziś list – zaczęłam, czując, jak ręce mi drżą, ale głos mam zaskakująco stabilny. – Od Tomka. Od mojego… byłego narzeczonego. Przysłał go zamiast siebie. Pozwólcie, że przeczytam.

Na sali zapadła cisza. Ktoś wyłączył muzykę. W powietrzu zawisło napięcie, cięższe niż wszystkie dekoracje razem wzięte.

„Olu, kocham Cię. Ale nie jestem gotów. Wiem, że to najgorszy możliwy moment, ale nie potrafię udawać. Może kiedyś, ale nie dziś. Przepraszam. Tomek”.

Kiedy skończyłam czytać, przez chwilę nic się nie działo. Nikt się nie poruszył. Dopiero po kilku sekundach usłyszałam czyjś szept. Potem kolejny. Matka zakryła usta dłonią, jakby próbowała stłumić krzyk. Ojciec wstał, jakby chciał do mnie podejść, ale zamarł w pół kroku. Rodzice Tomka zbladli. Ona zaczęła płakać. On spuścił wzrok.

– Dziękuję wam wszystkim za przybycie – powiedziałam. – Chciałam dzisiaj zacząć nowe życie. I chyba... tak się stanie. Tylko nie tak, jak myślałam.

Głos mi się lekko załamał, ale nie płakałam. Jeszcze nie.

– Ola... – szepnęła mama, podchodząc.

– Nie teraz – odpowiedziałam.

– Co on sobie myśli?! W taki dzień?! – syknęła.

Ojciec, stojąc za nią, dodał szeptem:

– Nie tu. Nie przy ludziach.

– Właśnie tu – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Właśnie przy ludziach.

Bo to oni mieli wiedzieć, co się stało. Skoro Tomek zniknął po cichu, ja nie zamierzałam milczeć za niego.

Ucieczka z sali

Zeszłam ze sceny, słysząc za sobą tylko szmery. Ktoś wstał, ktoś zakaszlał, ktoś inny chyba płakał. Miałam wrażenie, że przechodziłam przez salę jak przez sen – jakbym była widmem w białej sukni. I nikt nie wie, jak się zachować. Nagle stałam się głównym bohaterem przedstawienia, którego nikt nie chciał oglądać, ale wszyscy patrzyli.

Karolina dogoniła mnie przy drzwiach.

– Ola, poczekaj! – zawołała. – Nie wychodź tak.

Nie odpowiedziałam. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz. Nie czułam już nic.

Usiadłam na schodach przed salą weselną i zdjęłam szpilki.

– Co teraz? – spytała Karolina, siadając obok.

– Nie wiem – odpowiedziałam. – Naprawdę nie wiem. Czuję wstyd. Wściekłość. Żal. Wszystko naraz. Jak można mówić „kocham cię” i uciekać?

– Może się bał – powiedziała cicho. – Może coś w nim pękło…

– Nie. Tchórz milczy i znika. Jak on.

W tle słychać było rozmowy, stłumione kroki, przesuwane krzesła. Goście rozchodzili się powoli, nie wiedząc, czy mają współczuć, czy po prostu uciekać przed tą żenującą historią, w której już nie było ślubu, a była panna młoda.

Rozmowa z rodzicami Tomka

Wróciłam do środka, kiedy sala była już prawie pusta. Większość gości się rozeszła, jakby bali się, że jeszcze coś się wydarzy i nie chcieli być świadkami drugiego aktu tej farsy. Tylko garstka została – w tym rodzice Tomka. Siedzieli w kącie, jakby bali się podejść. Ale i tak na mnie czekali. Wiedziałam to od momentu, kiedy ich zobaczyłam.

Podeszłam. Nie dlatego, że chciałam. Ale dlatego, że musiałam.

– Olu… – zaczęła matka Tomka, podnosząc się z krzesła. – My nie wiedzieliśmy. Przysięgam, że nie mieliśmy pojęcia.

– Wiem – odpowiedziałam chłodno. – Nie przyszłam po wyjaśnienia. Nie mam do was żalu.

Ojciec Tomka wstał powoli, unikając mojego wzroku.

– On… On był zawsze trochę pogubiony – powiedział, jakby to tłumaczyło wszystko.

– Pogubiony? – powtórzyłam, krzywiąc się. – Nie. On był tchórzem.

Zapanowała cisza. Matka Tomka spojrzała na mnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. W końcu tylko skinęła głową.

Może to lepiej, że wyszło teraz. Bo przynajmniej wiem, z kim miałam do czynienia.

Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia, zanim zdążyli odpowiedzieć. Nie potrzebowałam ich współczucia. Nie potrzebowałam słów. Zresztą, słowa niczego już nie zmieniały. Były puste, dokładnie jak koperta, którą trzymałam od rana w dłoni.

To miała być rodzina. A teraz byli tylko ludźmi, których kiedyś znałam.

Nie wiem, co będzie

Sala była pusta. Światła przygaszone, stoły częściowo rozebrane z dekoracji. Usiadłam przy jednym z nich. Podparłam głowę na dłoniach. Wszystko ucichło. Wreszcie.

Spojrzałam na kieliszek szampana, który ktoś zostawił na stole. Niewypity. Tak samo jak ten dzień – miał być celebracją, a został tylko czymś niedokończonym.

Karolina weszła cicho do sali. Wystarczyło, że była ze mną.

– Nie jestem porzucona – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niej. – Jestem uwolniona. On odszedł, bo nie był na mnie gotów. Ale ja? Ja jestem gotowa. Na życie. Na to, co będzie. Nawet jeśli dziś wygląda jak koniec.

Karolina tylko skinęła głową.

Nie wiedziałam, co będzie jutro. Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedyś zaufam, czy jeszcze się zakocham, czy będę się śmiać bez lęku. Wstałam. Wzięłam głęboki oddech. I kiedyś, gdy to wspomnę, nie będę płakać. Będę się uśmiechać. Może gorzko. Może przez łzy. Ale jednak – z ulgą. Bo lepiej teraz, niż później.

Ola, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama