Reklama

Na pierwszy rzut oka wygląda to tak: Tomek wraca z pracy, wita mnie buziakiem w czoło, dzieciaki się cieszą, bo tata przyniósł coś słodkeigo, a ja z dumą stawiam na stół ciepły obiad. Normalna rodzina. Ciepło domowe, zapach zupy, śmiechy dzieci. Gdyby ktoś z zewnątrz spojrzał – powiedziałby: „O, Kasia to ma dobrze, wszystko ogarnięte”. Tyle że to tylko obrazek. Fasada.

Czułam się jak biedaczka

Bo prawda jest taka, że od 2 lat nie kupiłam sobie nic lepszego niż szampon i tampony. Nawet jak czegoś potrzebuję, naprawdę potrzebuję, to muszę przekalkulować: czy Tomek się nie wścieknie? Czy powie, że znowu wydaję pieniądze na bzdury? Nawet głupie majtki stają się powodem do wstydu.

Siedziałam ostatnio na brzegu łóżka i próbowałam znaleźć w szufladzie choć jedną parę, która nie miałaby rozciągniętej gumki albo dziury w kroku. Nic. Wszystko było stare, znoszone. Jedne zsunęły mi się z tyłka, jak się schyliłam po klocka, który upadł Hani. Pomyślałam, że czas kupić nowe. I wtedy – zanim zdążyłam dokończyć tę myśl – pojawił się głos w głowie: a co Tomek powie?

A Tomek mówił już nieraz:

– Znowu coś kupiłaś? Serio, przecież niedawno zamawiałaś jakieś ciuchy.

To były legginsy. Dla Hani. Bo jej stare miały plamy z farbek i dziurę na kolanie.

Nie odpowiedziałam nic. Jak zawsze. Milknę. Bo lepiej się nie tłumaczyć. Bo przecież nie o bieliznę chodzi. Chodzi o to, że ja – Kasia – jestem ostatnia w kolejce. Po dzieciach, po domu, po rachunkach, po jego potrzebach. I chyba przyzwyczaiłam się, że moje potrzeby są fanaberią.

Musiałam się prosić

– Tomek, ja… Potrzebuję kupić kilka rzeczy. Dla siebie – rzuciłam mimochodem, starając się brzmieć naturalnie, jakby to była zupełnie neutralna, codzienna sprawa.

– Znowu? Kasa to twoje hobby? – zaśmiał się, nie odrywając wzroku od telefonu.

Stałam z pełnymi dłońmi. W jednej – lista zakupów, w drugiej – stare majtki z dziurą w szwie. Schowałam je szybko do kieszeni bluzy.

– To tylko bielizna… moje stare się już dosłownie drą – próbowałam nie brzmieć jak żebrak proszący o pozwolenie na życie.

– A twoje zachcianki to chyba bez dna, co? Ciągle coś chcesz. Masz szufladę pełną ubrań – odburknął.

Zamilkłam. Jasne, mam szufladę pełną ubrań – spranych koszulek z promocji, legginsów z czasów ciąży i stanika, który trzyma się na słowo honoru. Ale próbowałam się nie złościć. Złość tylko pogarszała sprawę.

To nie zachcianki – powiedziałam cicho. – Po prostu chcę się czuć jak człowiek.

– No, jak dla mnie, to brzmisz roszczeniowo. Kasia, serio? Odłóż te swoje wydumane potrzeby na kiedy indziej.

Wróciłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Usiadłam na zamkniętej klapie sedesu i gapiłam się w sufit. W głowie mi huczało: czy ja naprawdę muszę się wstydzić kupna majtek? Jak nastolatka, co chce ukradkiem kupić pierwszy stanik. Czuję się jak śmieć. Jak ktoś, kto nie zasługuje nawet na nową parę bielizny.

Nie płakałam. Już nie. Przestałam płakać jakiś czas temu. Teraz tylko zbierało mi się w środku.

To nie było normalne

– On ci mówi, na co możesz wydać pieniądze? Kasia, to chore! – Anka aż odsunęła filiżankę z kawą, jakby słowa, które wypowiedziałam, miały zaraz wybuchnąć.

Siedziałyśmy w małej kawiarni za rogiem przedszkola. Pół godziny wolności, zanim trzeba będzie odebrać dzieci. Ja przyszłam z duszą na ramieniu, ona jak zawsze – pewna siebie, postawna, pachnąca dobrymi decyzjami i szminką, której nigdy nie miałam odwagi kupić.

– Ale on po prostu się martwi… myśli, że jestem rozrzutna – zaczęłam się tłumaczyć, nawet nie wiedząc czemu. Może dlatego, że głos Anki był zbyt pewny. Zbyt... prawdziwy?

– Nie gadaj bzdur, Kaśka. Ty się go boisz. I bronisz, jakbyś miała coś do ukrycia. Przecież to twoje życie. On cię rozlicza z 20 złotych na majtki jak księgowy z piekła rodem!

Zamilkłam. Łyknęłam kawę, która zdążyła już wystygnąć i smakowała jak rozczarowanie.

Dlaczego ja go bronię? – przemknęło mi przez głowę. Dlaczego w ogóle czuję się winna, że chcę zadbać o siebie?

– Serio? Ty już nawet nie umiesz głośno powiedzieć, że coś ci nie pasuje. Przecież ty... ty znikasz, Kasia – powiedziała Anka cicho, ale ostro.

Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się tylko. Ten sztuczny uśmiech, który naklejam na twarz, gdy chcę, żeby świat przestał pytać.

Znów miał pretensje

Kupiłam je w markecie. Pięć par za 29,99. Bawełniane, zwykłe, bez żadnych koronek. W kolorach, które miały nie drażnić sumienia: beż, szary, czarny. Wrzuciłam je do wózka razem z płynem do naczyń i mlekiem. W domu było cicho. Dzieci oglądały bajki, Tomek w kuchni z nosem w laptopie.

– Gdzie ty byłaś? – zapytał znienacka, jak tylko usłyszał szelest siatek. – Co to za zakupy?

– Nic takiego… kilka rzeczy do domu – próbowałam minąć go bokiem.

Ale on już trzymał paragon w ręce. Nawet nie wiem, kiedy go złapał.

– „Nic takiego” to 57 zł? Serio, Kasia?

Zamarłam. Tylko nie teraz, tylko nie przy dzieciach, pomyślałam. Ale za późno.

– To były majtki, Tomek! – wyrwało mi się. – Tak, MAJTKI! Bo moje stare mają dziury i nie mogłam już patrzeć na siebie!

– Nie musisz na mnie krzyczeć. Chodzi o zasady – odpowiedział spokojnie, jak ksiądz z ambony. – Żebyśmy mieli wszystko pod kontrolą.

– Ty wszystko kontrolujesz. A ja się wstydzę kupić bieliznę jak nastolatka! Rozumiesz to? Ja się wstydzę!

– Nie przesadzaj, Kasia…

– Nie przesadzaj?! Ja się czuję, jakby każdy mój wydatek był grzechem! Jakby wszystko, co nie jest dla dzieci, było podejrzane!

Stał, zgięty nad tym nieszczęsnym paragonem, jakby to był dowód zdrady. A ja czułam, jak drżą mi ręce. Jak pęka we mnie coś, co przez lata tłumiłam. Po chwili ciszy powiedział tylko:

Po prostu zapytaj na drugi raz. Jakoś byśmy to ogarnęli.

A ja spojrzałam na niego i pomyślałam – bo kupno majtek przez żonę to sprawa do ogarnięcia, do zatwierdzenia. Jak wniosek o pożyczkę.

Wyszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i oparłam się o zimne kafelki.

Siostra mi coś wyznała

– Cześć, siostra. Dawno się nie widziałyśmy – powiedziała Marta, kiedy otworzyła drzwi. Pachniała kawą.

Usiadłyśmy w kuchni. Bez dzieci, bez mężów. Tylko my. I dwie filiżanki kawy.

– Co się dzieje, Kaśka? Wyglądasz… jakby cię życie przeżuło i wypluło – zapytała, mieszając herbatę, chociaż już dawno przestała pić słodzoną.

– Bo tak się czuję. Jak ktoś, kto prosi o pozwolenie na oddychanie. I się wstydzi, że żyje.

Patrzyła na mnie długo. Milczała. A potem powiedziała:

– Ja też tak się czułam.

– Ty? – zdziwiłam się.

– Z Markiem. Przez osiem lat. Pamiętasz, jak mówiłam, że się rozstaliśmy, bo się wypaliło? To nie była prawda. On mnie gasił codziennie. Świadomie. Tak, żebym nie błyszczała nawet na sekundę. Najpierw chodziło o za drogi szampon. Potem, że za długo rozmawiam z koleżanką. A potem już nie wiedziałam, co mogę, a czego nie.

Zamrugałam szybko. Bo coś zaczęło mi cisnąć pod powiekami.

– Dlaczego nic nie mówiłaś?

– Bo się wstydziłam. Tak jak ty się teraz wstydzisz tych cholernych majtek.

Usiadła bliżej. Złapała mnie za dłoń. Była ciepła i pewna.

Myślisz, że to twoja wina, nie? Bo jesteś zbyt wymagająca.

Skinęłam głową.

– To nie ty jesteś problemem, Kaśka. To on.

Tego dnia wracałam do domu z czymś nowym w sercu. Jeszcze nie nadzieją. Ale pęknięciem w ścianie, przez które mogło się wreszcie przedostać trochę światła.

Miałam dosyć

– Możemy pogadać? – zapytałam Tomka wieczorem, kiedy dzieci już spały. Siedział na kanapie, jak zawsze z laptopem, z tą miną: „tylko nie teraz”.

– Mhm – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.

Usiadłam naprzeciwko. Na krześle, nie obok. Jak obca.

Nie chcę już się wstydzić, że czegoś potrzebuję.

Podniósł głowę. Zmarszczył brwi.

– O co ci chodzi?

– O to, że boję się chcieć cokolwiek. Że nawet jak potrzebuję głupich majtek, to kalkuluję, czy mi pozwolisz. Że robię się przezroczysta, Tomek.

Parsknął śmiechem. Nerwowo.

– Przezroczysta? Przecież masz wszystko. Dom, dzieci, stabilność. O co ci znowu chodzi?

– Nie mam prawa do własnych potrzeb – powiedziałam cicho. – Boję się własnych myśli. Bo wiem, że wszystko, co nie dotyczy prania, rachunków i obiadu, będzie ocenione jako fanaberia.

– To nie mój problem, że jesteś przewrażliwiona – rzucił. – I nie dramatyzuj. To tylko bielizna.

– Może nie twój, ale ja już nie chcę tak żyć.

Zamilkł. Pierwszy raz. Patrzył na mnie jak na kogoś, kogo nie zna. I może faktycznie mnie nie znał. Bo ja sama też długo nie znałam tej Kasi, która właśnie siedziała przed nim i nie płakała. Tylko mówiła. Poszłam do sypialni. Bez krzyku, bez łez. Położyłam się obok dzieci. Pachniały wszystkim, co warte zachodu. A ja? Ja byłam zmęczona. Ale pierwszy raz od dawna – nie bezsilna.

Coś się zmieniło

Stałam przed lustrem w łazience. W nowych, zwykłych majtkach. Bawełnianych, takich, których nikt by nie zauważył. Ale ja patrzyłam na nie, jakby były czymś więcej. Symbolem. Nie czułam się piękna. Ani odmieniona. Czułam się… odważna. Jakbym zrobiła coś małego, a jednak ogromnego – dla siebie.

W lustrze widziałam kobietę z podkrążonymi oczami, z włosami w nieładzie, ale pierwszy raz od dawna nie widziałam w niej służącej, żony, cienia. Widziałam siebie. Kasię, która może mówić „chcę” bez tłumaczenia się.

Za drzwiami słyszałam śmiech dzieci, a w kuchni szuranie krzesła. Może Tomek zaraz znów coś powie. Może znowu westchnie, przewróci oczami. Ale już nie będzie miał tej samej kobiety przed sobą. I musi to zaakceptować.

Katarzyna, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama