„Choć to nie Środa Popielcowa, to chylę pokornie głowę przed mężem. Chciałam wzniecić ogień, a z małżeństwa został popiół”
„Damian poderwał się z łóżka, rozglądając się spanikowany. W ułamku sekundy ręcznik, który miał owinięty wokół bioder, zsunął się na podłogę. Staliśmy nad palącą się pościelą – on nagi, ja w koronkowej bieliźnie – i nie mieliśmy pojęcia, co robić”.

Nie należę do osób, które łatwo się zawstydzają. Widziałam w życiu sporo, przeżyłam jeszcze więcej i naprawdę trudno sprawić, bym straciła rezon. Ale tamtego wieczoru… Boże, gdybym mogła cofnąć czas, nigdy bym się na to nie zdecydowała. Chciałam tylko odrobinę podkręcić atmosferę w sypialni. No wiecie, trochę pikanterii, odrobina spontaniczności. Przecież w każdym związku przychodzi moment, gdy chce się wnieść coś nowego.
Przydałoby się trochę świeżości
Damian był cudownym facetem, ale ostatnio nasze wieczory wyglądały zawsze tak samo: Netflix, kolacja i spanie. Brakowało mi dawnej iskry, tej ekscytacji, którą czułam na początku. Postanowiłam coś z tym zrobić. Skoro w filmach wszystko wygląda tak zmysłowo i romantycznie, dlaczego by nie spróbować? W pracy przeczytałam kilka artykułów o „odświeżeniu związku” i znalazłam idealne rozwiązanie – świece zapachowe, olejek do masażu i trochę koronkowej bielizny. Brzmiało bezpiecznie i ekscytująco zarazem.
Zaraz po pracy zrobiłam zakupy. W drogerii znalazłam olejek „zmysłowa wanilia”, a w sklepie z dekoracjami kupiłam dziesięć małych podgrzewaczy, które miały stworzyć „niezapomniany nastrój”. Wszystko było zaplanowane perfekcyjnie.
Wieczorem, kiedy Damian wziął prysznic, przygotowałam pokój. Świece poustawiane wzdłuż łóżka, delikatna muzyka w tle, pościel pachnąca świeżością. Miałam na sobie nową, czerwoną bieliznę i czułam się jak bohaterka filmu. Kiedy Damian wyszedł z łazienki, spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem.
– Oho, coś się święci? – uniósł brwi i uśmiechnął się pod nosem.
– Może – odpowiedziałam uwodzicielsko.
Nie miał pojęcia, że za chwilę zgotuję nam prawdziwe piekło.
W sypialni było gorąco
Zaczęłam delikatnie masować jego plecy, czując, jak olejek powoli wsiąka w skórę. Pachniało cudownie – słodko i intensywnie. Damian mruknął zadowolony. Wszystko szło idealnie, aż do momentu, gdy przechyliłam butelkę olejku… i niechcący wylałam sporą ilość na pościel.
– Ups – zaśmiałam się, próbując go rozsmarować ręką, jakbym mogła magicznie go zlikwidować.
Ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, jeden z podgrzewaczy przewrócił się, a płomyk trafił prosto w plamę olejku. Przez ułamek sekundy patrzyłam na to z niedowierzaniem, a potem buchnął ogień.
– O nie! – wrzasnęłam, podskakując.
Damian poderwał się z łóżka, rozglądając się spanikowany. W ułamku sekundy ręcznik, który miał owinięty wokół bioder, zsunął się na podłogę. Staliśmy nad palącą się pościelą – on nagi, ja w koronkowej bieliźnie – i nie mieliśmy pojęcia, co robić.
– Gaś to! – wydarł się Damian.
Ale jak?! Na pewno nie wodą, bo olejek był tłusty, a ja pamiętałam z jakiegoś programu, że tłuszczu się wodą nie gasi. Więc co zrobiłam? Zaczęłam na to dmuchać. Oczywiście, to nic nie dało.
– Gaśnica! – wrzasnął Damian i wybiegł z pokoju.
Ja natomiast stałam jak idiotka, machając poduszką, jakby mogła pomóc w ugaszeniu płomieni. Dym zaczął unosić się coraz wyżej, a ja czułam, jak panika ogarnia moje ciało.
– Szybciej! – krzyknęłam, kiedy Damian wrócił z małą gaśnicą.
Pociągnął za zawleczkę i… huknęło białym proszkiem na pół pokoju. Pościel była ugaszona, ale teraz wszystko wyglądało jak pobojowisko. Dym unosił się w powietrzu, a na czarnej pościeli leżała warstwa białego pyłu. I wtedy się zaczęło. Włączył się czujnik przeciwpożarowy, który zawył przeraźliwie, rozbrzmiewając po całym bloku. Chwilę później ktoś zaczął walić w drzwi.
– Wszystko w porządku?! – rozległ się głos sąsiada.
– Nie otwieraj! – syknęłam do Damiana, ale było za późno.
Staliśmy się pośmiewiskiem
Drzwi się otworzyły i zobaczyłam naszego sąsiada – pana Romana, który mieszkał piętro niżej. Spojrzał na nas, potem na pokój, potem znowu na nas.
– Co wy tu robicie?! – zapytał, patrząc na rozrzuconą pościel, białe ślady po gaśnicy i Damiana, który wciąż nie założył ręcznika.
– Nic, mały wypadek – próbowałam się jakoś ratować, ale czułam, że się czerwienię.
Sąsiad uniósł brew, a potem pociągnął nosem.
– Spalenizną tu śmierdzi…
– Już wszystko pod kontrolą – Damian machnął ręką.
Sąsiad spojrzał jeszcze raz na pobojowisko i pokręcił głową.
– To ja już nic nie mówię… Ale jakby co, to gaśnice macie na korytarzu.
I odszedł, kręcąc głową.
Minęło kilka dni, a ja nadal bałam się wychodzić z mieszkania. Z każdej strony czułam na sobie spojrzenia sąsiadów, a kiedy przechodziłam obok drzwi pana Romana, słyszałam jego stłumione chichoty. Chyba żył teraz tylko po to, by robić mi wyrzuty sumienia swoim ironicznym „Dzień dobry” rzucanym, gdy tylko mnie zobaczył.
Damian, zamiast mi współczuć, bawił się tym jak nigdy. Przez pierwszy tydzień za każdym razem, gdy mijaliśmy kuchnię, rzucał:
– Ej, może jakieś świeczki do kolacji?
– A może mały masażyk?
– Ale by się przydała jakaś iskra w naszym związku!
Za każdym razem rzucałam w niego poduszką, ale nie mogłam się nie śmiać. W końcu musieliśmy to jakoś obrócić w żart, inaczej nie dałabym rady spojrzeć sąsiadom w oczy. Niestety, los nie był dla mnie łaskawy. Tydzień po zdarzeniu musieliśmy oddać pościel do pralni, a Damian, nie wiedzieć czemu, uznał, że koniecznie musi opowiedzieć pani w recepcji, dlaczego wygląda tak źle.
– No, wie pani… Mała wpadka. Olejek, świeczki, romantyczna atmosfera… No i nagle bum!
Pani spojrzała na mnie z zaciekawieniem i uśmiechnęła się szeroko.
– Och, rozumiem. Oj, to musiała być naprawdę gorąca noc.
Chciałam umrzeć.
Daruję sobie eksperymenty
Minęły dwa tygodnie, a ja nadal czułam, że wszyscy wokół patrzą na mnie z ukrytym rozbawieniem. Nawet w osiedlowym sklepie ekspedientka uśmiechała się do mnie jakoś dziwnie, gdy kupowałam zwykły chleb i mleko. Może to tylko moja paranoja, ale czułam się jak bohaterka lokalnej legendy.
Damian oczywiście miał ubaw po pachy. Za każdym razem, gdy wchodziliśmy do sypialni, rzucał coś w stylu:
– Może jakaś mała atrakcja na dziś? Tym razem ogień czy dym?
– A może zapiszemy się na kurs strażacki? Przyda się w naszym związku!
Nie mogłam już na niego patrzeć. Mimo to, kiedy pewnego dnia zaproponował mi wyjście na kolację do restauracji, zgodziłam się od razu.
– W końcu zasługujesz na romantyczny wieczór – powiedział z szelmowskim uśmiechem.
To miała być zwykła kolacja. Tylko my dwoje, bez żadnych pożarów i katastrof. Ale oczywiście los miał inne plany. W połowie wieczoru podszedł do naszego stolika kelner i, z niewinnym uśmiechem, podał Damianowi kieliszek wina.
– Na koszt lokalu – powiedział. – My tu wszyscy doceniamy ludzi, którzy potrafią wnieść ogień do swojego życia… dosłownie.
Damian zaczął się śmiać tak głośno, że kilka osób z innych stolików spojrzało na nas podejrzliwie. Ja natomiast miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Po powrocie do domu usiadłam na łóżku i spojrzałam na Damiana z powagą.
– Przysięgnij mi jedno – powiedziałam. – Nigdy więcej świeczek.
– Przysięgam – uśmiechnął się, podnosząc rękę. – Ale… może kiedyś damy sobie drugą szansę?
Spojrzałam na niego z groźnym błyskiem w oku.
– Tylko jeśli kupimy system przeciwpożarowy.
I tak oto pożegnaliśmy nasze romantyczne eksperymenty – przynajmniej na jakiś czas.
Aneta, 31 lat
Czytaj także:
„Przygarnęłam teściową do domu, a ona zamieniła go w chlew. Jędza udaje, że wynoszenie śmieci jest poniżej jej godności”
„Mąż nalegał na przeprowadzkę, a ja się zgodziłam. Żył jak pączek w maśle, bo piętro wyżej mieszkała jego kochanka”
„Uwielbiałem perfumy żony, bo pachniała jak francuska cukiernia. Nie wiedziałem, że dostała je od innego wielbiciela”

