Reklama

Walentynki miały być idealne. Zarezerwowany stolik w eleganckiej restauracji, nowa czerwona sukienka, nawet świece, które Filip tak lubił, czekały już w moim mieszkaniu. A potem, cztery dni przed tym wielkim wieczorem, mój chłopak usiadł przede mną z miną zbitego psa i powiedział:

– Lena, przepraszam… ale to nie jest to. Nie chcę cię oszukiwać.

Byłam załamana

To zabrzmiało prawie jakby miał wyrzuty sumienia, ale ledwo godzinę później dowiedziałam się, że tak naprawdę znalazł sobie inną. Przez trzy dni robiłam klasyczny maraton złamanego serca: Netflix, lody prosto z pudełka i dramatyczne wiadomości do przyjaciółki. Marta próbowała mnie ratować, ale nie byłam gotowa na śmiech. W końcu nie wytrzymała.

– Lena, serio? Nie zamierzasz iść na tę kolację? Chłop cię nie chciał? Jego strata. Masz rezerwację, masz sukienkę i wolny wieczór. Znajdź sobie randkę last minute.

– Przestań, nie będę umawiać się z pierwszym lepszym typem w Walentynki.

– Oczywiście, że będziesz. – Marta złapała mój telefon i zanim zdążyłam zareagować, zainstalowała mi aplikację randkową. – Daj sobie szansę. Wybierz pierwszego, który wygląda normalnie i umów się na kolację.

To było głupie. Ale byłam zdesperowana.

Przesunęłam palcem po ekranie, przewijając zdjęcia. Jeden typ wyglądał jak model z katalogu, drugi jak seryjny morderca, trzeci miał w opisie „szukam księżniczki do mojego królestwa”. I wtedy zobaczyłam jego. Paweł. Zwykłe zdjęcie. Uśmiechnięty, normalny, błysk w oku. W opisie ani banałów, ani idiotycznych tekstów. I zanim zdążyłam się rozmyślić, napisałam do niego. A on… odpisał niemal od razu.

Dobrze nam się rozmawiało

Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło – to, że odpisał tak szybko, czy to, że nasza rozmowa była… po prostu normalna. Żadnych żenujących tekstów, żadnych pytań o mój znak zodiaku albo jak to możliwe, że taka dziewczyna jak ja jest singielką. Po kilku wiadomościach czułam, jakbyśmy znali się od dawna.

– Masz plany na wieczór? – zapytał w końcu.

Zawahałam się. Serio zamierzałam umówić się na spontaniczną randkę z nieznajomym? Ale potem przypomniałam sobie Filipa, jego „to nie to” i nową dziewczynę, do której pewnie zamówił już kwiaty.

– Mam zarezerwowany stolik w restauracji na Walentynki. Jeśli chcesz, możemy zjeść razem.

Minutę później przyszła odpowiedź.

– Brzmi jak świetny plan.

Poszliśmy na walentynkową kolację

I tak oto, kilka godzin później, stałam przed lustrem, w tej samej sukience, którą miałam założyć dla Filipa. Różnica była tylko jedna – tym razem nie zamierzałam się starać, żeby komuś zaimponować.
Kiedy weszłam do restauracji, Paweł już tam był. Wstał, gdy mnie zobaczył, i uśmiechnął się szeroko. Nie wyglądał na spiętego, raczej na kogoś, kto naprawdę cieszy się na ten wieczór.

– Lena? – zapytał, choć chyba nie miał co do tego wątpliwości.

Kiwnęłam głową.

– Paweł. Miło cię poznać.

Jego uścisk dłoni był pewny, ciepły. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się po raz pierwszy od czterech dni.
Może to jednak nie był taki głupi pomysł.

Nie mieliśmy oczekiwań

Usiedliśmy przy stoliku, a ja czułam się dziwnie spokojna. Może to dlatego, że nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego wieczoru. Nie musiał się udać. Nie musiałam na siłę się starać. To miała być tylko kolacja z kimś, kto zgodził się zająć wolne miejsce przy moim stoliku.
Paweł spojrzał na mnie znad menu i uśmiechnął się lekko.

– No dobra, to teraz powiedz mi, dlaczego jesteśmy tutaj. Bo chyba nie zamówiłaś tego stolika specjalnie dla mnie?

Parsknęłam śmiechem.

– Aż tak widać, że to nie było planowane?

– Trochę. Wyglądasz, jakbyś wcale nie przejmowała się tym, jak potoczy się ten wieczór.

– Bo się nie przejmuję.

Uniósł brew, jakby to było coś niezwykłego.

– No to teraz jestem ciekawy.

Wyznałam mu prawdę

Westchnęłam i odstawiłam menu na bok.

Miałam tu być z moim chłopakiem. Ale kilka dni temu oznajmił mi, że „to nie to” i poszedł w swoją stronę. Została mi rezerwacja, więc moja przyjaciółka wymusiła na mnie, żebym kogoś znalazła. Tak trafiłeś tutaj.
Paweł przez chwilę nic nie mówił, a potem pokiwał głową.

– Czyli właściwie zostałem zwerbowany na misję ratunkową.

Zaśmiałam się.

– Coś w tym stylu.

– Wiesz co? Podoba mi się to. To znaczy… zero napięcia, zero nadziei na wielką miłość. Po prostu wieczór.

– Dokładnie.

Paweł spojrzał na mnie z tym swoim spokojnym uśmiechem.

– W takim razie zacznijmy od czegoś prostego. Jaka jest twoja ulubiona pizza?

Może to było banalne pytanie. Może to nie był wieczór, który zmieni moje życie. Ale nagle poczułam, że wcale nie muszę tego wiedzieć.
To nie był koniec świata. To była tylko randka. I chyba… całkiem dobra.

Miło spędzaliśmy czas

Rozmowa płynęła lekko, jakbyśmy znali się od dawna. Paweł miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się swobodnie. Może dlatego, że nie próbował mnie oczarować? Nie rzucał tanich komplementów, nie pytał, co lubię w facetach ani jakie mam plany na przyszłość.

– Czyli twoja ulubiona pizza to… cztery sery? – uniósł brew z lekkim rozbawieniem. – Nie spodziewałem się tego.

A czego się spodziewałeś? – oparłam łokcie na stole.

– Nie wiem, czegoś bardziej wyszukanego. Może z rukolą i figami?

– A ty? Jaka jest twoja?

– Diavola. Lubię, jak jedzenie ma charakter.

Parsknęłam śmiechem.

– Czyli sugerujesz, że moja pizza jest bez charakteru?

– Nie, po prostu… łagodna. A ja lubię wyzwania.

Spojrzał na mnie tak, że przez chwilę zrobiło mi się ciepło. Było w tym coś innego, nie nachalnego, ale pewnego siebie. Filip nigdy tak na mnie nie patrzył.

Nie chcieliśmy kończyć tego wieczoru

Zamówiliśmy jedzenie, a rozmowa zeszła na podróże, muzykę, zabawne historie z pracy. I zanim się obejrzałam, kelner przyniósł rachunek, a w restauracji zrobiło się pusto.

– Kurczę, nawet nie zauważyłam, że już tak późno – westchnęłam.

Paweł spojrzał na mnie uważnie.

Masz ochotę jeszcze gdzieś pójść?

Zawahałam się. To miał być wieczór bez zobowiązań. Kolacja, trochę rozmowy i koniec. Ale prawda była taka, że nie chciałam, żeby to już się skończyło.

– W sumie… czemu nie? – uśmiechnęłam się.

Paweł wstał i podał mi płaszcz.

– No to chodź. Pokażę ci najlepszą kawiarnię, o której prawdopodobnie nigdy nie słyszałaś.

A ja, zamiast analizować, czy to rozsądne, po prostu założyłam płaszcz i poszłam za nim.

Paweł mnie zaskoczył

Szliśmy przez oświetlone latarniami ulice, a powietrze było rześkie, choć nieprzyjemnie zimne. Mimo to nie chciałam wracać do domu.

– Serio, nigdy nie słyszałaś o tym miejscu? – Paweł spojrzał na mnie z udawanym niedowierzaniem.

– Nie, a to dziwne, bo myślałam, że znam wszystkie kawiarnie w tym mieście.

– To znaczy, że wciąż masz sporo do odkrycia.

Prowadził mnie przez boczne uliczki, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed niepozorną kamienicą. Żadnego wielkiego szyldu, tylko mały neon z napisem „Pomiędzy”.

– To tutaj? – spojrzałam na niego podejrzliwie.

– Tak. Idealne miejsce na zakończenie wieczoru.

W środku było ciepło, przytulnie i… dziwnie domowo. Drewniane stoły, świece na parapetach, a w tle cicho grał jazz. W powietrzu unosił się zapach kawy i cynamonu.

Czułam się ważna

Usiedliśmy w rogu, a chwilę później kelnerka postawiła przed nami dwie filiżanki.

Nie zamawialiśmy jeszcze – spojrzałam na nią zaskoczona.

– Paweł zawsze pije to samo – uśmiechnęła się, po czym zniknęła między stolikami.

Spojrzałam na niego unosząc brew.

– To brzmi, jakbyś bywał tu codziennie.

– Może… – uśmiechnął się tajemniczo. – Albo może po prostu wiem, co dobre.

Upiłam łyk i zamknęłam oczy. Kawa była idealna – mocna, ale z lekką nutą wanilii.

– No dobra, przyznaję. Ta kawa naprawdę jest najlepsza.

Wiedziałem, że ci się spodoba.

Siedzieliśmy tam jeszcze długo, rozmawiając o wszystkim i o niczym. I po raz pierwszy od dawna nie czułam się samotna.

To była udana randka

Nie miałam pojęcia, która była godzina. W pewnym momencie przestało mnie to obchodzić. W „Pomiędzy” czas płynął inaczej – wolniej, jakbyśmy byli w osobnym świecie. Paweł spojrzał na mnie uważnie, bawiąc się łyżeczką.

– Myślałaś, że ten wieczór skończy się w ten sposób?

Zaśmiałam się cicho.

– Szczerze? Myślałam, że będzie katastrofą.

– Dzięki za zaufanie.

– Wybacz, ale umawianie się z nieznajomym w Walentynki po zerwaniu nie wróży nic dobrego.

– A jednak siedzisz tu już od kilku godzin.

Westchnęłam i spojrzałam na niego. Był spokojny, pewny siebie, ale w zupełnie innym sensie niż Filip. Filip zawsze wydawał się kontrolujący. Paweł… po prostu był. Nie próbował niczego udowadniać.

– Masz rację. Chyba to najlepszy wieczór, jakiego mogłam się dziś spodziewać.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. I wtedy poczułam coś dziwnego. To nie była randka. To było coś więcej. Nie w sensie wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, żadnego filmowego zakochania. Bardziej jak… zrozumienie. Jakby to spotkanie nie wydarzyło się przypadkiem.

Paweł nagle sięgnął po telefon i spojrzał na godzinę.

– Chyba cię przetrzymałem.

Nie miałam żadnych innych planów – przyznałam.

– No to… może to znak? – uśmiechnął się lekko. – Może zamiast randki last minute, powinniśmy nazwać to początkiem czegoś nowego?

Miałam ochotę powiedzieć, że to szalone. Że to tylko jeden wieczór. Ale po co? Uśmiechnęłam się.

– Może.

I tego wieczoru nie chciałam już wracać do przeszłości.

Lena, 25 lat

Czytaj także: „Cieszyłam się, że mąż wysłał mi bukiet róż na Walentynki. Płakać zaczęłam, gdy przeczytałam dołączony do niego liścik”
„Chciałam dostać na Walentynki dubajską czekoladę. Mój skąpy mąż uznał, że to fanaberia i zrobił mi na złość”
„Z desperacji w Walentynki poszłam na randkę z aplikacji. Szybko chciałam uciekać do domu, by oglądać seriale”

Reklama
Reklama
Reklama