Reklama

Mieszkam w Warszawie i pracuję w jednym z modniejszych salonów kosmetycznych na Mokotowie. Codziennie mam do czynienia z pięknem – tworzę je, poprawiam i sprzedaję. Robię paznokcie, brwi, czasem makijaże na większe wyjścia. Każdego dnia przewija się u nas kilkanaście kobiet, z których połowa przyszłaby nawet do piwnicy, byleby tylko się pokazać w social mediach z logo naszego salonu. I ja to totalnie rozumiem. Bo dla mnie też liczy się styl, zapach, marka.

Nie pochodzę z bogatej rodziny. Wręcz przeciwnie – wiem, jak pachnie bieda. Jak to jest, kiedy wszystkie dzieci w klasie mają nowe buty na WF, a ty chodzisz w tych samych trampkach trzeci sezon. Wiem, jak smakuje trzy dni z rzędu ta sama zupa i jak trzeba wybierać: puder albo chleb. Nie chcę tam wracać. Nigdy więcej. Wolę pożyczyć pieniądze na nową torebkę niż chodzić z siatką z dyskontu.

Są całkiem inni

Mój były, Dominik, był... jak sen. Szykowny, w garniturach, z zegarkiem, który błyszczał bardziej niż moje paznokcie po topie. Pracował w finansach, zabierał mnie do Włoch na weekendy i kupował perfumy, których nawet nie było jeszcze w drogerii. Odszedł ode mnie bez większych wyjaśnień. Zabolało, nie powiem, ale chyba jeszcze bardziej bolała utrata tego stylu życia.

Teraz jestem z Patrykiem. 27 lat, mechanik samochodowy, dobre serce, złote ręce – i to dosłownie. Tyle że złote ręce nie zawsze znaczą złoty zegarek. Nasze randki to kebab, nasze prezenty to... no właśnie. Zbliżają się moje urodziny i nie umiem ukryć, że mam nadzieję, że w końcu mnie czymś zaskoczy. Wiem, że nie zarabia dużo, ale przecież liczy się gest. Tylko że gest też może śmierdzieć... taniością.

On się stara – powiedziała mi Justyna, moja przyjaciółka, kiedy kolejny raz się żaliłam, że Patryk nie zabrał mnie na kolację, tylko kupił pizzę do domu.

Czy to źle chcieć czegoś więcej? Lepszego życia? Wszystko we mnie się kotłowało. Ale tego, co wydarzyło się na moich urodzinach, nie przewidziałam nawet ja.

Dał mi tanie perfumy

– Kochanie, wszystkiego najlepszego – powiedział Patryk i wręczył mi prezent zapakowany w papier z motywem kotków. Kotków. Miałam dwadzieścia cztery lata, a nie sześć.

Uśmiechnęłam się sztucznie i rozdarłam opakowanie. W środku była butelka perfum. Znanej marki? Nie. Wersja z sieciówki, imitująca coś luksusowego. Nawet nie musiałam czytać etykiety – poczułam ten zapach. Ciężki, słodki, lepki, tani.

– No... podoba ci się? – zapytał z nadzieją w oczach.

– Super... – wydusiłam i pocałowałam go w policzek. Udawałam do końca wieczoru.

Ale kiedy goście wyszli, a on zmywał talerze w kuchni, nie wytrzymałam.

– Serio, Patryk? – zaczęłam, opierając się o framugę. – Nawet nie zapytałeś, co lubię. Przecież wiesz, że mam swoje perfumy, że przywiązuję wagę do takich rzeczy...

– Sandra, starałem się. Chciałem ci zrobić przyjemność...

– Ale to jest tanie! – syknęłam. – To jakbyś mi dał plakat zamiast obrazu. Liczy się nie tylko gest, ale to, co za nim stoi. Ja nie chcę śmierdzieć biedą, rozumiesz?

Patryk spojrzał na mnie zraniony, ale nic nie powiedział. I ta cisza bolała mnie najbardziej.

Przyjaciółka mnie rozumiała

– Serio dał ci to? – Justyna niemal zadławiła się sojowym latte, kiedy pokazałam jej flakonik. – Dziewczyno, on cię w ogóle nie zna. Ty nie pachniesz jak dział "wszystko po 10 zł".

Siedziałyśmy w kawiarni w galerii. Wokół ludzie robili zakupy, nosili torby z logo znanych marek, a ja czułam się, jakbym miała wypisane na czole: „związek z biedą”.

– Powiedział, że chciał dobrze... – próbowałam się bronić, choć sama w to nie wierzyłam.

Nie da się zbudować przyszłości na tanich gestach, Sandra – powiedziała Justyna, wyciągając z torebki drogi błyszczyk – Ty się starasz, wyglądasz, pracujesz w branży beauty, obracasz się wśród ludzi z klasą. A on? On grzebie w smarach i myśli, że perfumy z dyskontu cię zachwycą?

Westchnęłam. W środku mnie coś pękało. Justyna miała rację. Nie chciałam być z kimś, kto nigdy nie zabierze mnie do spa, nie kupi sukienki od projektanta, nie zrozumie, dlaczego wolę kawę za 20 zł niż tę w domu.

– Może powinnam z nim zerwać... – powiedziałam cicho.

Justyna uśmiechnęła się jak lis.

– Może w końcu powinnaś przestać udawać, że ci to wystarcza.

Chciałam zakończyć to z godnością

Patryk siedział na kanapie z miną zbitego psa, kiedy wróciłam wieczorem do domu. W telewizorze leciał jakiś program o rajdach samochodowych, którego i tak nie oglądał. W rękach trzymał flakonik perfum. Ten sam.

– Sandra... pogadamy? – zapytał cicho.

Zsunęłam płaszcz i powoli zdjęłam buty. Nie chciałam krzyczeć. Chciałam zakończyć to z godnością.

Wiesz, że ja cię kocham, prawda? – powiedział, jakby chciał to przypomnieć sobie samemu.

Usiadłam naprzeciwko, skrzyżowałam ręce na piersi.

– A ja już nie wiem, co czuję, Patryk. Starasz się. Ale... my jesteśmy z dwóch światów. Ty chcesz mieć święty spokój, a ja chcę mieć życie.

Spojrzał na mnie z bólem.

– Myślałem, że jesteśmy razem, bo się kochamy. Że te różnice nie mają znaczenia...

– Ale mają. Bo ja chcę czegoś więcej. Chcę życia, którego ty nie jesteś mi w stanie dać. Nie chodzi o flakonik. Chodzi o to, że nie wiesz, kim jestem.

Zapadła cisza. Długa. Ciężka.

– Czyli... to koniec? – zapytał wreszcie.

Skinęłam głową. Patryk nie powiedział już nic. Wstał, poszedł do sypialni i zamknął za sobą drzwi. A ja zostałam sama – z ciszą, z flakonem i z pustką w sercu.

Nie chcę żyć w biedzie

Siedziałam na kanapie, wpatrując się w ekran telefonu. Przewijałam Instagrama – zdjęcia influencerek z Bali, śniadania na dachach hoteli, torebki droższe niż mój miesięczny czynsz. Wszystko wyglądało tak łatwo, tak dostępnie. Tylko nie dla mnie.

Obok na stoliku stał flakon perfum. Nadal nie miałam siły go wyrzucić. Wdychałam ten tani zapach i czułam wstyd, żal i... jakąś dziwną tęsknotę. Może nie za Patrykiem, tylko za spokojem, który ze sobą niósł?

Mama kiedyś powiedziała:

– Nie wszystko da się kupić, Sandra. Ale bieda boli bardziej niż samotność.

Wtedy tego nie rozumiałam. Byłam dzieckiem, a mama płakała nad rachunkami. A teraz... patrzyłam na luksus, na świat, którego pragnęłam, i nie byłam pewna, czy naprawdę chcę tam należeć. Ale jedno wiedziałam na pewno – nie chcę wracać do tego, co było. Do oszczędzania na tuszu do rzęs. Do miłości, która pachnie jak promocja.

Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie Dominika. Garnitur, zapach, sposób, w jaki trzymał mnie za rękę, gdy wchodziliśmy razem do restauracji. Miałam wtedy wrażenie, że cały świat na nas patrzy. Z podziwem. Z zazdrością. Zadrżałam. Może jeszcze mogę odzyskać to, co straciłam?

Spotkałam go przypadkiem

W galerii handlowej czułam się jak ryba w wodzie – elegancko ubrana, umalowana, pewna siebie. Weszłam do perfumerii tylko po to, żeby się rozejrzeć. I wtedy go zobaczyłam. Dominik. Stał przy kasie, ubrany w beżowy płaszcz i golf, jak z katalogu. Obok niego dziewczyna – zgrabna, długonoga, pewna siebie. Miała na sobie sukienkę od znanego projektanta.

Zanim zdążyłam uciec, on mnie zauważył.

– Sandra? – podszedł, lekko zdziwiony.

– Cześć – odpowiedziałam, prostując się. – Dawno się nie widzieliśmy.

– To prawda. Wszystko w porządku?

Skinęłam głową, starając się wyglądać na szczęśliwą. Jakby zerwanie z Patrykiem to był mój triumf. Jakby luksus był tuż za rogiem.

– Poznaj, to Julia – rzucił chłodno, wskazując swoją towarzyszkę. Uśmiechnęła się uprzejmie, ale wyczułam w jej spojrzeniu lekką litość.

– Miło mi – skłamałam.

– Musimy lecieć. Do zobaczenia – rzucił Dominik i odszedł, nie oglądając się za siebie.

Stałam przy półce z perfumami. W dłoni trzymałam tester perfum z nowej kolekcji, ale czułam się fatalnie. Nawet to mnie nie cieszyło.

Sandra, 24 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama