Reklama

Rodzinne wakacje były dla mnie zawsze jak powrót do dzieciństwa – pełne śmiechu, rozmów przy ognisku i ciepła, które potrafiła dać tylko mama. Nawet gdy w domu bywało nerwowo, a rodzice zbyt często mijali się spojrzeniami, nad jeziorem wszystko zdawało się układać. W tym roku szczególnie chciałem, by znów tak było.

Zaplanowałem niespodziankę na ich rocznicę ślubu – kolację, dekoracje, rodzinne spotkanie. Byłem pewien, że to pomoże im przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle są razem. Nie wiedziałem jednak, że coś w tej rodzinnej układance dawno już przestało pasować.

Od tygodni wszystko planowałem w tajemnicy

Mama zawsze mówiła, że największe szczęście to chwile spędzone razem, a ojciec – choć coraz częściej zamyślony i milczący – też kiedyś potrafił się śmiać z byle czego. Chciałem im przypomnieć, jak dobrze bywało. Zamówiłem catering z pobliskiej restauracji, pojechałem po wino, nawet wypytałem ciocię Magdę, jakie kwiaty mama lubi najbardziej.

Kamil, naprawdę niepotrzebnie się tak wysilasz – rzucił ojciec parę dni przed wydarzeniem, kiedy wieczorem przysiadłem się do niego na ganku. Musiał się jakoś dowiedzieć, bo dodał:

– I tak nic to nie zmieni.

– Jak to nic? – zapytałem, czując ukłucie w żołądku. – Przecież to wasza rocznica. Trzydzieści lat razem…

Ojciec prychnął i pokręcił głową. Przez chwilę patrzył w ciemniejące niebo, jakby szukał tam odpowiedzi.

– Trzydzieści lat to kupa czasu. A wiesz, co zostaje? Cisza. I poczucie, że może gdyby człowiek był mądrzejszy… – urwał. – Ale nie był. I nie jest.

– Tata, co ty gadasz? Czemu tak? – próbowałem się uśmiechnąć, ale serce już mi waliło.

Wtedy spojrzał na mnie i powiedział coś, czego nigdy nie zapomnę:

– A może dlatego, że wiem, co się dzieje w naszym małżeństwie?

– Co ty mówisz? Ty i mama… przecież wszystko wygląda normalnie…

– Normalnie? Wiesz, ile razy byłem zdradzony, Kamil? Ile razy mi kłamała prosto w twarz?

Zamarłem. Słowa ojca spadły na mnie jak zimny prysznic. Coś się we mnie złamało. Chciałem zbudować dom z piasku, a on właśnie zaczął się sypać.

Nie spałem tej nocy. Leżałem w łóżku z otwartymi oczami, wpatrzony w sufit, który nagle zdawał się zbliżać. Słowa ojca nie dawały mi spokoju. Zdradzony? Przez mamę? To przecież niemożliwe. Przecież ona... Ona zawsze była tą cichą siłą, która trzymała nas razem. Jeśli coś między nimi nie grało, to zawsze myślałem, że to ojciec się oddalił. A teraz...

Rano znalazłem ją w kuchni. Stała przy czajniku, w dłoniach obracała filiżankę, jakby nie mogła się zdecydować, czy nalać herbatę, czy rzucić nią o ścianę.

– Mamo – zacząłem ostrożnie – muszę z tobą porozmawiać.

Nie spojrzała na mnie. Dopiero po dłuższej chwili westchnęła i powiedziała:

– Słyszałeś coś, prawda?

– Ojciec... powiedział mi, że go zdradziłaś. Czy to prawda?

Zadrżała. Filiżanka lekko stuknęła o blat. Wreszcie usiadła i spojrzała mi w oczy.

– Nie wszystko jest takie, jak się wydaje, Kamil. Ale to nic dla ciebie... Czasem lepiej nie wiedzieć.

– Nie rozumiem... co ty ukrywasz?

– Pewne rzeczy, które się zdarzyły, zmieniają nas. A to, co się zdarzyło w przeszłości, nie zawsze da się naprawić – mówiła powoli, jakby ważyła każde słowo.

– Ale on cię kocha. Ja to widzę.

– I ja go kocham. Ale miłość nie wystarczy, gdy przez lata brakuje zaufania.

Nie potrafiłem odpowiedzieć. W tamtej chwili poczułem się jak dziecko, które po raz pierwszy widzi, że rodzice są tylko ludźmi.

Kolacja miała być punktem kulminacyjnym

Szykowałem wszystko do ostatniej chwili, udając, że nic się nie wydarzyło. Zapaliłem świece, ułożyłem serwetki, nawet włączyłem ich ulubioną płytę z czasów młodości. Miało być tak pięknie. A tymczasem już w powietrzu wisiało napięcie, które czułem na plecach, jak elektryczność przed burzą.

Wujek Jacek i ciocia Magda przyjechali chwilę wcześniej. Szeptali coś między sobą w kuchni, ale zamilkli, gdy tylko wszedłem. Magda zerkała ukradkiem na Agnieszkę, jakby coś wiedziała. Jacek miał minę, jakby za chwilę miał eksplodować.

Kiedy wszyscy zasiedli przy stole, przez dłuższą chwilę jedliśmy w ciszy. Tylko sztućce wydawały suche dźwięki na talerzach. A potem...

– Mówiłam ci już, Andrzej. To wszystko skończone. Dajmy sobie spokój – odezwała się mama.

Ojciec spojrzał na nią chłodno, jakby słyszał to zdanie po raz setny.

– A jak mam to zrobić? Jak mam zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło? O tym, co zrobiłaś?

Ty też miałeś swoje sekrety. Wiesz, jak to boli, kiedy dowiadujesz się, że nie jesteś jedyny.

– Więc ty mi o tym przypominasz? Co z tego, że miałaś romans z Maćkiem, a ja w tym czasie...

– Andrzej! – krzyknęła ciotka, zrywając się z krzesła.

Wszyscy zamarli. A ja wszedłem do pokoju dokładnie w tym momencie.

– Co wy tu odwalacie?! – wyrwało mi się z gardła.

Widziałem, jak ojciec spuszcza wzrok, a mama patrzy na mnie ze łzami. Świat runął. A ja stałem pośrodku jego gruzów.

Nie czekałem na kolejne słowa. Wyszedłem, zanim ktoś spróbował mnie zatrzymać. Drzwi zamknęły się za mną z głuchym trzaskiem, a ja ruszyłem w stronę jeziora. Szło się ciężko – jakby każdy krok wymagał ode mnie siły, której już nie miałem. Wiatr był chłodny, mimo że był lipiec, a niebo miało kolor starego metalu.

Usiadłem na pomost i wpatrywałem się w taflę wody

Cisza wokół mnie była inna niż ta przy stole – nieprzytłaczająca, tylko prawdziwa. W głowie wciąż miałem ten dialog. „Romans z Magdą”, „sekrety”, „zdrada”… Każde słowo wbijało się we mnie jak kolec.

Nie usłyszałem jej kroków. Mama podeszła cicho, jakby bała się, że ją odtrącę.

– Kamil… – zaczęła cicho.

Nie odpowiedziałem. Siedziała przez chwilę w milczeniu, potem usiadła obok.

Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytałem w końcu.

– Nie chciałam cię ranić, Kamil... Nie wiedziałam, jak ci to wyjaśnić…

– A teraz mnie nie ranisz? – wybuchłem. – Całe życie próbowałem was trzymać razem. A wy oboje…

Zacisnęła usta. Była blada, jakby słowa naprawdę ją bolały.

– Wiem, że zawiodłam. Ale nie jesteś winny tego, co się stało. To nasze błędy. Nie twoje.

Popatrzyłem na nią. W tamtym momencie nie widziałem już tej silnej kobiety, tylko kogoś, kto pogubił się bardziej ode mnie.

Nie miałem już siły mówić. Patrzyłem tylko, jak słońce powoli znika za linią drzew.

Następnego dnia dom był cichy jak nigdy

Nikt nie komentował wczorajszego wieczoru, nikt nie próbował udawać, że nic się nie stało. Tylko ciocia Magda rzucała spojrzenia, które mówiły więcej niż słowa. Jacek zniknął wcześnie rano, nawet nie powiedział, dokąd idzie.

Zastałem rodziców w salonie. Siedzieli naprzeciwko siebie, ale nie patrzyli sobie w oczy. Mama trzymała w dłoni walizkę, ojciec miał ręce złożone na kolanach. Ich twarze były jak dwie strony tej samej monety – zmęczone, pełne smutku.

– Musimy to zakończyć, Andrzej. Nie możemy już żyć w tym kłamstwie. Takie życie nie ma sensu – powiedziała mama.

Ojciec kiwnął głową, ale nie powiedział nic przez chwilę. Dopiero po chwili odezwał się cicho:

– Może masz rację. Ale to nie znaczy, że łatwo się z tym pogodziłem. Nigdy się z tym nie pogodzę.

– I ja nie – odpowiedziała. – Ale musimy dać sobie spokój. I tobie, i mnie, i Kamilowi.

Wstała. Spojrzała na mnie, jakby chciała coś dodać, ale się zawahała. Potem wyszła.

Ojciec został sam, wpatrzony w miejsce, gdzie przed chwilą siedziała. Podszedłem do niego, ale nie potrafiłem nic powiedzieć. On też nie. Siedzieliśmy w milczeniu. I po raz pierwszy nie było w tym napięcia – tylko smutek.

Nie wiedziałem, co dalej

Wiedziałem tylko, że nasza rodzina, taka jaką znałem, właśnie się skończyła. Kilka dni później wróciliśmy do miasta. Mama zamieszkała u cioci Magdy, choć nie sądzę, by było jej tam łatwiej. Ojciec został w naszym mieszkaniu, sam. Ja wróciłem na uczelnię, ale trudno było skupić się na czymkolwiek. Ludzie wokół mnie żyli dalej, śmiali się, planowali wakacje, a ja wciąż miałem w uszach tamtą rozmowę przy stole, tamten trzask pękającego świata.

Nie próbowałem już nic naprawiać. Zrozumiałem, że to nie była moja rola. Przez całe życie sądziłem, że jeśli tylko będę się starał, rodzina będzie trwać – że to ode mnie zależy. A przecież nikt nie nauczył mnie, że miłość to coś więcej niż gesty, niż wspólne obiady czy rocznice. To także prawda, nawet jeśli boli. Zwłaszcza jeśli boli. Czasem dzwonię do mamy. Pyta, czy jem regularnie, czy się uczę. Rozmawiamy jak znajomi, którzy kiedyś byli blisko. Z ojcem rozmawiam rzadziej.

Często milczymy, ale w tym milczeniu jest mniej żalu niż kiedyś. Może tak właśnie wygląda proces godzenia się z rzeczywistością. Tamte wakacje miały być wyjątkowe. I były. Ale nie dlatego, że coś się naprawiło – tylko dlatego, że coś wreszcie się ujawniło. Fałszywy obraz pękł, a ja przestałem być chłopcem próbującym posklejać cudze odłamki. Zostałem sam, ale może pierwszy raz byłem naprawdę sobą. I choć jeszcze długo nie spojrzę na jezioro bez ścisku w gardle, wiem, że prawda – nawet ta najgorsza – w końcu przynosi spokój.

Kamil, 22 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama