„Chciałem zostać rozwodnikiem, a stałem się wdowcem. Cała rodzina twierdzi, że to ja ją wykończyłem”
„Po zakończeniu rozmowy siedziałem nieruchomo, nie wiedząc, co powinienem czuć. Czy to była strata? Ulga? A może po prostu szok? Zrozumiałem, że zamiast rozwodnikiem, zostałem wdowcem. W najgorszy możliwy sposób”.

- redakcja
Zawsze mówiłem, że moje małżeństwo z Agnieszką było jak tańczenie na linie bez zabezpieczenia. Byliśmy razem dziesięć lat, ale od dawna wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, aż lina się przerwie. Kłótnie stały się naszą codziennością. Długie ciche dni były normą, a ja patrzyłem na jej plecy, czując mieszankę żalu i frustracji.
To nie miało już sensu
– Musimy się rozwieść – powiedziała pewnego wieczoru, siedząc na kanapie. Jej głos był spokojny, ale w oczach widziałem determinację.
– Wiem – odpowiedziałem po chwili, czując ulgę zmieszaną z niepokojem.
Decyzja zapadła wspólnie, ale przecież zawsze jest coś, co zostaje niedopowiedziane. Telefon zadzwonił, gdy byłem w pracy. Dźwięk przerwał mi monotonię codziennego dnia.
– Pan Tomasz? – zapytał nieznajomy głos.
– Tak, słucham.
– Pańska żona... Agnieszka... Miała wypadek. Nie przeżyła – słowa te uderzyły we mnie jak piorun.
Po zakończeniu rozmowy siedziałem nieruchomo, nie wiedząc, co powinienem czuć. Czy to była strata? Ulga? A może po prostu szok? Zrozumiałem, że zamiast rozwodnikiem, zostałem wdowcem. W najgorszy możliwy sposób.
– Nie wiem, czy powinienem płakać, czy świętować – przyznałem się Markowi, mojemu prawnikowi, podczas spotkania.
Marek spojrzał na mnie z zakłopotaniem, nie wiedząc, jak odpowiedzieć. W jego oczach widziałem pytanie, którego nigdy nie wypowiedział na głos: „Czy ja właśnie uniknąłem rozwodu w najgorszy możliwy sposób?”
Pora się pożegnać
Dzień pogrzebu był pochmurny. Krople deszczu uderzały w ziemię z siłą, jakby niebo płakało za Agnieszką. Stałem przy grobie, niepewny, czy powinienem być tutaj wśród rodziny i przyjaciół Agnieszki. Wszyscy patrzyli na mnie z różnymi emocjami – współczuciem, gniewem, żalem. Czułem się jak intruz.
– Gdybyś jej nie zostawił, może nie wsiadłaby do tego samochodu – syknęła Karolina, zbliżając się do mnie. Jej oczy błyszczały od łez, ale w głosie czułem więcej oskarżenia niż smutku.
– Karolina, to nie tak... – próbowałem się bronić, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Matka Agnieszki stała z boku, trzymając się ramienia jakiejś krewnej. Jej oczy były suche, pełne gniewu i nienawiści.
– Ty powinieneś tam leżeć, nie ona – powiedziała, przerywając ciszę wokół nas.
Czułem, jak serce mi przyspiesza. Czy naprawdę jestem winny? Czy to ja powinienem ponosić odpowiedzialność za ten tragiczny wypadek? Agnieszka i ja mieliśmy swoje problemy, ale nie chciałem jej śmierci.
Kiedy ceremonia dobiegła końca, ludzie zaczęli się rozchodzić. Stałem sam przy grobie, zastanawiając się, co dalej. Czy mogę jeszcze coś naprawić? Czy kiedykolwiek będę w stanie wybaczyć sobie to, co się stało.
Zaczęło mi jej brakować
Wracałem do mieszkania, które kiedyś dzieliliśmy. Jeszcze w windzie czułem zapach jej perfum. Zastanawiałem się, ile jeszcze wspomnień będzie mnie dręczyć. Po przekroczeniu progu uderzyła mnie cisza. Wciąż wszędzie były jej rzeczy – książki na stoliku, szminka na łazienkowej półce, a w sypialni na poduszce jej włosy.
– Czy powinienem zachować jej rzeczy? A może to hipokryzja? – powiedziałem na głos, choć wiedziałem, że odpowiedzi i tak nie usłyszę.
Po chwili złapałem za telefon i zadzwoniłem do Marka.
– Jesteś wdowcem, czy tego chciałeś, czy nie. Ludzie będą oczekiwać, że będziesz w żałobie – przypomniał mi Marek, a ja wiedziałem, że ma rację.
Chodziłem po mieszkaniu, starając się zrozumieć swoje uczucia. Każdy przedmiot przypominał mi o przeszłości, której nie mogłem już zmienić. Odkładając rzeczy na miejsce, czułem, jakby każdy z tych drobiazgów przypominał mi o winie, której nie umiałem nazwać. Zatrzymałem się przy jej telefonie, który leżał na szafce nocnej. Może właśnie tam znajdę odpowiedzi, które pomogą mi zrozumieć, co naprawdę czułem do Agnieszki.
Miała swoje tajemnice
Sięgnąłem po telefon Agnieszki, czując, że robię coś niewłaściwego. Ale ciekawość i potrzeba zrozumienia były silniejsze. Zacząłem przeglądać jej wiadomości. Każda z nich była jak cios, aż w końcu natrafiłem na rozmowy, które nie były ze mną.
– Nie mogę się doczekać, aż będziemy razem na stałe – przeczytałem, czując, jakby grunt osuwał mi się spod stóp.
Agnieszka miała kogoś, kochanka. Może nawet kogoś, z kim planowała życie po rozwodzie. Gniew eksplodował we mnie, ale zaraz potem poczułem ulgę. Więc nie tylko ja czułem ulgę na myśl o końcu tego małżeństwa. Potem przyszedł wstyd, że w ogóle to sprawdzałem.
Następnego dnia spotkałem się z Karoliną. Chciałem potwierdzenia, że to, co znalazłem, nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni.
– Czy Agnieszka kogoś miała? – zapytałem, starając się zachować spokój.
Karolina spojrzała na mnie unikiem, unikając mojego wzroku.
– To nie jest czas ani miejsce, by o tym rozmawiać – odpowiedziała, ale jej milczenie mówiło więcej niż jakiekolwiek słowa.
Czy naprawdę mogłem wierzyć, że Agnieszka była równie nieszczęśliwa, jak ja? A może jej życie było pełniejsze, niż mogłem sobie wyobrazić?
To nie była moja wina
Kilka dni później usłyszałem dzwonek do drzwi. Kiedy je otworzyłem, zobaczyłem matkę Agnieszki. Jej twarz była blada, a oczy pełne determinacji. Wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie łatwa.
– Chcę wszystkie rzeczy Agnieszki – powiedziała bez wstępu, z zimnym tonem.
– Rozumiem – odpowiedziałem, nie wiedząc, jak inaczej zareagować.
– Ty doprowadziłeś ją do tego. Uważam, że to przez ciebie zginęła. Nie zasługiwałeś na nią. Nawet po śmierci nie pozwolę ci jej mieć – dodała z wyraźną niechęcią.
Czułem, jak gniew i żal walczą we mnie o dominację.
– Więc kto zasługiwał? – zapytałem, choć odpowiedź była już dla mnie jasna.
Karolina pojawiła się nagle, stając obok matki Agnieszki. Jej spojrzenie było pełne niepewności, jakby zastanawiała się, czy powinna coś powiedzieć.
– To wszystko... to wszystko było przypadkiem, prawda? – zapytała, ale w jej głosie słychać było wątpliwości.
– Nie wiem. Nie wiem, co się dokładnie stało. Ale chyba nigdy nie dowiem się prawdy – odpowiedziałem, próbując ukryć emocje.
Matka Agnieszki spojrzała na mnie z pogardą, a potem odwróciła się na pięcie i wyszła. Karolina spojrzała na mnie jeszcze raz, a potem podążyła za nią, zostawiając mnie samego z myślami, które wciąż kłębiły się w mojej głowie.
Życie z cieniem przeszłości
Zostałem sam w mieszkaniu, które teraz było jedynie pustą skorupą. Agnieszka odeszła, ale jej obecność wciąż mnie prześladowała. Próbowałem się skupić na teraźniejszości, ale przeszłość nie dawała mi spokoju.
– Ludzie myślą, że jeśli ktoś umiera, powinno się go tylko wspominać dobrze. Ale co, jeśli to nie była dobra osoba dla mnie? – powiedziałem Markowi podczas kolejnego spotkania.
Marek zamilkł na chwilę, próbując znaleźć właściwe słowa.
– Tomasz, to twoje życie. Masz prawo iść dalej, niezależnie od tego, co myślą inni – odpowiedział w końcu, a jego głos brzmiał szczerze.
Podjąłem decyzję – sprzedać mieszkanie, pozbyć się pamiątek. Nie było łatwo, ale musiałem się uwolnić. Każdy przedmiot związany z Agnieszką był jak kotwica, która nie pozwalała mi ruszyć naprzód. Z każdym kolejnym krokiem czułem, że odzyskuję kontrolę nad własnym życiem. Ale jednocześnie zastanawiałem się, czy oszukuję sam siebie. Czy naprawdę jestem wolny, skoro jej cień wciąż mnie prześladuje?
Przyszedł moment, kiedy stanąłem na progu nowego mieszkania. Było jasne, puste, gotowe na nowe wspomnienia. Ale czy naprawdę mogę się odciąć od przeszłości, skoro w moim sercu wciąż czuję jej obecność?
W moim życiu nie ma już Agnieszki, ale to nie oznacza, że wszystko się skończyło. Może teraz mogę naprawdę zacząć oddychać, ale to będzie proces – długi i nie zawsze prosty. Czy to wolność, czy pustka? Nie znałem odpowiedzi, ale wiedziałem jedno – muszę iść naprzód, nawet jeśli cień przeszłości nadal czasem spogląda na mnie zza ramienia.
Tomasz, 36 lat
Czytaj także:
„W przeciągu roku straciłam rodziców i ukochanego męża. Żałoba stałą się moją zbroją, by nie stracić zmysłów”
„Oddałam ostatni grosz, żeby wesprzeć chorą ciotkę. Gdy usłyszałam, na co poszły moje pieniądze, załapałam się za głowę”
„Gardziłam małżeństwem, ale rodzina wciąż marudziła o ślubie. Mój facet wpadł na diabelski pomysł, żeby dali nam spokój”