„Chciałem uniknąć długów na święta, ale żona miała inne plany. Byłem sknerą, który psuje magię Bożego Narodzenia”
„Nie chcę znowu zacząć stycznia od świątecznego dołka finansowego. Dlatego zainstalowałem aplikację do budżetowania, ustawiłem limit, a potem pogadałem z Kasią. Na spokojnie, bez oskarżeń”.

Oszczędzanie nie jest modne. Wiem, bo za każdym razem, gdy wspomnę o budżecie, Kasia robi tę swoją minę – niby rozumie, ale zaraz potem rzuca, że „życie jest jedno”. A potem z tego jednego życia wychodzą cztery raty i dwa kredyty. I tak od kilku lat.
Rok temu w grudniu pokłóciliśmy się przez bombki. Serio – przez cholerną kolekcję bombek z jakiegoś niemieckiego sklepu, które kosztowały więcej niż moje zimowe opony. Kasia twierdziła, że dzieci będą miały magiczne wspomnienia, a ja tylko widziałem magiczne zera na wyciągu z karty kredytowej.
Plan był prosty
Obiecałem sobie wtedy jedno – w tym roku żadnych długów. Nie chcę znowu zacząć stycznia od świątecznego dołka finansowego. Dlatego zainstalowałem aplikację do budżetowania, ustawiłem limit, a potem pogadałem z Kasią. Na spokojnie, bez oskarżeń.
– W tym roku nie chcę długów – powiedziałem jej pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały, a w kuchni pachniała herbata z imbirem. – Robimy święta, ale z głową. Bez szaleństw. Ustalmy, co naprawdę ważne.
– Oczywiście, kochanie – kiwnęła głową i uśmiechnęła się delikatnie. – Zrobimy wszystko razem.
Brzmiało jak kompromis. Tylko że znam moją żonę. Kiedy mówi „zrobimy wszystko razem”, zazwyczaj oznacza to, że ona wymyśli, a ja zapłacę.
Nie wiem czemu, ale czułem w brzuchu znajomy niepokój. Jak wtedy, gdy zbyt cicho jest w pokoju dzieci – niby dobrze, ale wiesz, że zaraz coś wybuchnie. Jeszcze nie wiedziałem, co Kasia planuje, ale wiedziałem jedno – jeśli ten budżet ma przetrwać, to będę musiał być bardziej twardy niż kiedykolwiek.
Żona od razu się wykręcała
Była sobota rano. Wyszedłem z dzieciakami po bułki, a kiedy wróciliśmy, na stole w kuchni leżała kartka. Kasia siedziała obok z kubkiem kawy i uśmiechała się tajemniczo.
– Co to? – zapytałem, zerkając na długą listę zapisanych punktów.
– Taka luźna lista świąteczna – powiedziała niewinnie, jakby chodziło o zakupy na rosół.
Zacząłem czytać. Nowe zasłony – czerwone, w śnieżynki. Światełka na balkon (300 lampek). Prezent dla Marty: iPad. Prezent dla Olka: hulajnoga elektryczna, Lego. Sesja świąteczna u Magdy K., catering, zapas ekologicznych pierogów. Stroje na Wigilię. I tak dalej. Łącznie cztery strony.
– Co to jest? Budżet na wielką imprezę?! – wybuchłem, nie wierząc własnym oczom.
– Nie przesadzaj – Kasia wzruszyła ramionami. – To tylko pomysły. Nie musimy wszystkiego kupować.
– Ale tu jest, Kasia zaplanowane z kilka tysięcy wydatków! Ty się dobrze czujesz?
– Tomek, to są święta. Dzieci zapamiętają to na całe życie!
Patrzyłem na nią i nie mogłem uwierzyć. Przecież rozmawialiśmy. Mieliśmy się trzymać limitu.
– A co z budżetem? Z planem? Z tym, że NIE chcemy długów?
– Ale to przecież raz w roku... – powiedziała miękko.
Wtedy dotarło do mnie, że to nie jest tylko lista. To jest front. Początek bitwy. I że w tej walce – ja jestem sknerą, który psuje magię.
Zaczynałem czuć się winny
W niedzielę pojechaliśmy do teścia. Kasia upiekła sernik, dzieciaki wpakowaliśmy w odświętne sweterki, a ja – mimo że miałem serdecznie dość tej całej świątecznej presji – włożyłem koszulę. Tylko po to, żeby nie dać Zbyszkowi powodu do komentarzy. Naiwny. Ledwo zdążyliśmy usiąść przy stole, Kasia wypaliła:
– My w tym roku planujemy prawdziwe święta. Pełen wypas. Już zamówiłam sesję u Magdy, catering się potwierdził, dzieciaki dostaną wymarzone prezenty… No i dekoracje będą piękne, takie jak w katalogach.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Zbyszek za to tylko się uśmiechnął z satysfakcją.
– No i super – pokiwał głową. – Tomek, widzisz? Kasia wie, jak zadbać o rodzinę. Za moich czasów facet zarabiał tyle, że kobieta mogła sobie pozwolić na wszystko.
Zamrugałem.
– Za twoich czasów, Zbyszku, nie było iPadów i pierogów za 80 zł za kilo.
– Ty tylko liczysz i liczysz. A gdzie magia świąt?
– Magia? Na kredyt? Super magia, potem płacę przez trzy miesiące – odbiłem.
Kasia spojrzała na mnie z urazą.
– Nie umiesz po prostu się cieszyć…
Wstałem od stołu bez słowa. Wziąłem kurtkę i wyszedłem na balkon, żeby nie trzasnąć drzwiami. Śnieg sypał. A ja miałem ochotę zniknąć.
Żona zrobiła, co chciała
Zawsze miałem oko na konto. Nawyk z czasów, kiedy pracowałem na umowie zlecenie i każda stówa mogła uratować miesiąc. Dlatego tego wieczoru, gdy Kasia poszła się kąpać, a dzieci siedziały przed bajką, zerknąłem do naszej wspólnej aplikacji budżetowej. Wystarczyło pięć sekund, żeby poczuć, jak ściska mnie w żołądku.
Wyciąg mówił jedno: „Ktoś już wydał pieniądze, które dopiero planowałeś wydać”.
Catering – zamówiony. Zaliczka na sesję zdjęciową – przelana. Prezenty – kupione. Nawet ta cholerna sukienka „bordo z koronką” już zafakturowana. A saldo? Tak blisko zera, że aż mnie zemdliło.
– Ty to już wszystko kupiłaś? – spytałem, gdy Kasia wyszła z łazienki.
– Tak. Zrobiłam to dla nas. Dla dzieci – odpowiedziała spokojnie, jakby zamówiła mleko.
– Dla nas? Czy dla swojej wizji idealnych świąt?
– Tomek, musisz przestać być takim dusigroszem!
– A ty musisz przestać traktować mnie jak idiotę! – wybuchłem. – Mieliśmy plan.
– Ty miałeś.
Tej nocy spałem na kanapie. Nie dlatego, że kazała. Sam tam poszedłem. Patrzyłem w sufit i myślałem: jeśli ona nie potrafi dotrzymać słowa w sprawie pieniędzy… to co będzie dalej?
Święta były jak z katalogu
Wigilia. Na stole dwanaście dań, stół jak z katalogu, zapach pierników i cynamonu w powietrzu. Kasia uśmiechnięta, dzieci piszczą z radości, rozrywając kolorowe papiery z prezentów. A ja? Ja siedziałem jak widmo przy tym idealnym stole. Jak ktoś, kto pomylił domy i trafił do reklamy, w której nie chce grać.
Kasia nie patrzyła mi w oczy. Ja zresztą też nie szukałem jej wzroku. Wiem, że i tak zobaczyłbym tylko wyrzut. Albo – co gorsze – zupełny brak refleksji.
– Zobacz, Olek aż podskoczył, jak zobaczył hulajnogę! – mówiła z dumą Daria, siostra Kasi, siedząca obok. – To najpiękniejsze święta, jakie mieliśmy. Serio!
Uśmiechnąłem się krzywo. Po kolacji wyszedłem na balkon. Daria podeszła po chwili, z kubkiem herbaty.
– Wiesz… Kasia zawsze chciała, żeby wszystko wyglądało idealnie – zaczyna cicho. – Może za bardzo.
– Ale kosztem czego? Spokoju? Zaufania? – spytałem bez patrzenia na nią.
– Ona po prostu się boi, że jeśli święta będą zwykłe… to nikt ich nie zapamięta.
Patrzyłem przez szybę. Marta tuliła pluszowego misia. Olek próbował odpalić hulajnogę w salonie. Kasia robiła zdjęcia telefonem, idealne kadry, idealne uśmiechy. A ja? Ja miałem pustkę na koncie. I jeszcze większą w sercu.
Musimy być szczerzy
Święta minęły. Połowę jedzenia zamroziliśmy, druga połowa poszła do śmieci. Dzieciaki bawiły się nowymi zabawkami, a ja… zbierałem się na rozmowę z Kasią. Trzy dni. Trzy dni chodziłem jak cień, aż w końcu, kiedy dzieci poszły spać, usiadłem naprzeciw niej.
– Musimy pogadać.
Wiedziała. Odłożyła telefon, spojrzała na mnie.
– Tomek… Przepraszam – powiedziała cicho.
Zaskoczyła mnie. Nie byłem gotów na skruchę.
– Ja tylko… – zaczęła, ale uniosłem rękę.
– Nie chcę tłumaczeń. Chcę partnerstwa. Wspólnego podejmowania decyzji. Nie tajemnic.
Milczała chwilę, potem odwróciła wzrok.
– Ja tylko chciałam, żeby było pięknie… Żebyś był dumny. Żeby dzieci zapamiętały.
– Ale za jaką cenę, Kasia? Mnie nie zależy na świątecznej sesji. Mnie zależy na tobie. Na nas.
Chciałem, żeby to zabrzmiało miękko, ale głos mi się załamał. I wtedy ona zaczęła płakać. Cicho, bez łkania. Jak ktoś, kto wie, że coś zniszczył, ale nie wie, czy da się to jeszcze posklejać.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje, Tomek. Czasem mam wrażenie, że gonię coś, czego nawet nie potrafię nazwać...
Spojrzałem na nią. Po raz pierwszy od dawna – naprawdę. I zobaczyłem nie tylko żonę. Zobaczyłem kobietę, która się pogubiła. Ale czy da się wrócić, gdy raz się zgubi drogę?
Tomasz, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa dała nam pieniądze na zakup domu, a teraz się w nim panoszy. Mam wrażenie, że to ja jestem tu intruzem”
- „Pożyczyłam siostrze 8 tysięcy, bo była w potrzebie. Teraz lata po sklepach, wydając moją kasę i udaje, że mnie nie zna"
- „Było mi przykro, że mój mąż nie pamiętał o mikołajkach. Prezent na 6 grudnia wzięłam sobie sama od sąsiada z góry”

