„Chciałam zrobić z babci kulinarną gwiazdę internetu. Zamiast uśmiechu, miała minę kwaśną jak kiszone ogórki”
„Kiedy zauważyłam, jak wiele osób zyskuje popularność dzięki Instagramowi, wpadłam na pomysł, by założyć konto dla babci. Miała przecież tyle przepisów i porad, którymi mogłaby się podzielić! Byłam podekscytowana tą perspektywą, wierząc, że to może być dla niej nowe, ciekawe doświadczenie”.

- Redakcja
Zawsze czułam, że moja babcia Wanda jest niezwykłą kobietą. Przez całe życie mieszkała w małym miasteczku, gdzie była znana ze swoich kulinarnych talentów i domowych trików. Od dziecka spędzałam z nią mnóstwo czasu, ucząc się nie tylko gotowania, ale też szacunku do tradycji i wartości rodzinnych. Ja z kolei zawsze fascynowałam się mediami społecznościowymi i nowinkami technologicznymi.
Kiedy zauważyłam, jak wiele osób zyskuje popularność dzięki Instagramowi, wpadłam na pomysł, by założyć konto dla babci. Miała przecież tyle przepisów i porad, którymi mogłaby się podzielić! Byłam podekscytowana tą perspektywą, wierząc, że to może być dla niej nowe, ciekawe doświadczenie. Czy wpłynie to na naszą relację? Cóż, wtedy nie dostrzegałam żadnych zagrożeń.
Początki na Instagramie
– Babciu, wyobraź sobie, że możemy pokazać światu twoje przepisy na ogórki kiszone! To prawdziwy hit! – zaczęłam rozmowę, chcąc ją przekonać do mojego pomysłu.
– A co to za głupoty? Co ja tam mam robić? Jakieś zdjęcia... Nie rozumiem... – odpowiedziała z pewnym sceptycyzmem, przerywając swoje codzienne zajęcia w kuchni.
Babcia zawsze była bardziej praktyczna niż technologiczna, ale nie zamierzałam się poddać. – Babciu, to naprawdę łatwe. Zrobimy zdjęcia twoich potraw, opiszemy, jak je przygotować, i tyle. Ludzie to uwielbiają! Po długiej rozmowie i moich staraniach, by wyjaśnić jej, co to właściwie jest ten Instagram, babcia w końcu się zgodziła. Udało mi się ją przekonać, że to nie tylko zabawa, ale też okazja, by podzielić się swoją wiedzą z innymi. Przez kilka następnych dni wspólnie pracowałyśmy nad kontem. Wrzucałam zdjęcia jej pysznych potraw, a babcia, choć nadal z lekką niepewnością, zaczynała łapać bakcyla. Z każdym dniem jej entuzjazm wzrastał.
– Wiesz, Marto, te zdjęcia wyglądają całkiem ładnie – przyznała pewnego dnia, patrząc na ekran mojego telefonu. – Może rzeczywiście coś w tym jest?
Po tygodniu od założenia konta miałyśmy już kilku obserwujących. Babcia, choć nieśmiało, zaczynała cieszyć się z każdego nowego "lajka" i komentarza. To była nowość, która dodawała jej energii. To było niesamowite widzieć, jak babcia otwiera się na nowe możliwości. Myślałam, że to może być dopiero początek czegoś większego. Czy rzeczywiście tak się stało?
Pierwsze sukcesy
Minął miesiąc, a konto babci na Instagramie zaczęło zdobywać coraz większą popularność. Każdego dnia przybywało nowych obserwujących, a komentarze pochlebne i pełne uznania dla jej talentu dodawały nam skrzydeł. To była nasza mała, wspólna pasja, którą rozwijałyśmy razem. Pewnego dnia pojawiła się wiadomość, która nas zaskoczyła.
– Babciu, patrz na to! – powiedziałam, podając jej telefon. – Ktoś z firmy produkującej ekologiczne produkty chce z tobą współpracować!
– No, nie wiem... – babcia odpowiedziała z mieszanymi uczuciami. – Ludzie piszą do mnie, a ja przecież nie mam pojęcia, jak prowadzić taki biznes.
– Spokojnie, babciu! Zajmę się wszystkimi technicznymi sprawami. Ty po prostu wrzucaj swoje przepisy – próbowałam ją uspokoić, ale widziałam, że coś się w niej zmienia.
Babcia zaczynała czuć się przytłoczona. Coraz więcej czasu poświęcałam na zajmowanie się jej kontem, a ona zaczęła mieć wątpliwości, czy to rzeczywiście jest dla niej. Z dnia na dzień rosła moja odpowiedzialność za decyzje dotyczące tego, co zamieszczać, a relacja między nami zaczynała się zmieniać.
– Czy ja rzeczywiście tego chcę, Marto? – zapytała mnie pewnego wieczoru, gdy siedziałyśmy razem przy herbacie.
Zastanowiłam się przez chwilę, zanim odpowiedziałam. Może zaczęłam trochę za bardzo dążyć do sukcesu, nie zastanawiając się nad tym, jak to wpływa na babcię? Ale widząc, jak wiele osób docenia jej pracę, czułam, że jest w tym coś wyjątkowego.
Zaskakująca propozycja
Niespodziewanie przyszła kolejna wiadomość, która mogła wszystko zmienić. Babcia dostała propozycję wydania książki z przepisami. Dla mnie to była niesamowita szansa, coś, co mogłoby przenieść jej pasję na zupełnie nowy poziom. Opowiedziałam jej o tym z podekscytowaniem.
– Babciu, to świetna okazja! Książka, wywiady, ludzie cię uwielbiają! – mówiłam, starając się przekonać ją do tego pomysłu.
– Nie wiem, co mam o tym myśleć. To za dużo jak na mnie. Nigdy nie chciałam być jak te wszystkie gwiazdy internetu... – odpowiedziała, widocznie zaniepokojona.
Widząc jej wahanie, starałam się dodać jej otuchy. – Ale przecież masz talent! Musisz podjąć tę decyzję, to niecodzienna szansa!
Jednak babcia nie była przekonana. – Może... Ale to wszystko mnie przytłacza – przyznała cicho.
Zaczynałam zauważać, że może naciskam na nią zbyt mocno. Zamiast skupiać się na tym, co najważniejsze – na naszej relacji i jej komforcie – zaczęłam gonić za internetowym sukcesem. Czy naprawdę tego chcieliśmy?
To był moment, kiedy zaczęłam rozumieć, że nasza więź zaczyna się opierać na liczbach, lajkujących osobach, a nie na prawdziwej bliskości, którą zawsze z babcią miałyśmy. Czy rzeczywiście warto było to wszystko kontynuować?
Czułam, że muszę zastanowić się nad tym, co dalej. Być może to, co zaczęło się jako niewinna przygoda, przerosło nasze oczekiwania i wprowadziło nas w świat, na który nie byłyśmy gotowe.
Poważne rozterki
Siedząc przy kuchennym stole, patrzyłam na babcię, która krzątała się przy kuchence. Wydawała się zatopiona w myślach, a ja czułam ciężar w sercu. Wiedziałam, że nasza przygoda z Instagramem zaczyna wpływać na nas w sposób, którego się nie spodziewałam.
– Czasami zastanawiam się, czy naprawdę to wszystko było dla Ciebie, a nie bardziej dla mnie… – powiedziałam w końcu, łamiąc ciszę, która wisiała między nami.
Babcia spojrzała na mnie z troską, jaką tylko ona potrafiła okazać.
– Może... Ale przecież ja to robiłam z miłości do gotowania, nie chciałam, żeby to wszystko się tak potoczyło… – odparła spokojnie.
Nasza rozmowa była przełomowa. Zrozumiałam, że jej pasja do gotowania nie potrzebuje internetowej sławy. Być może to ja chciałam coś udowodnić, nie zważając na jej potrzeby i uczucia. Babcia zaczynała czuć się rozdarta między światem online a swoim prawdziwym, spokojnym życiem. Musiałam podjąć decyzję. Czy kontynuować ten internetowy wyścig, czy raczej skupić się na naszej relacji, która przez całe życie była pełna ciepła i wsparcia?
– Może powinniśmy zrobić krok w tył i zastanowić się, co jest dla nas najważniejsze? – zaproponowałam, chcąc znaleźć kompromis.
Babcia uśmiechnęła się delikatnie. – Tak, Marto. Może potrzebujemy chwili oddechu, żeby sobie wszystko poukładać – zgodziła się, dając mi do zrozumienia, że jej zadowolenie jest ważniejsze niż liczba obserwujących. Byłam gotowa zrobić wszystko, by nasza relacja wróciła na właściwe tory. To była dla mnie lekcja, której nigdy nie zapomnę.
Powrót do korzeni
Po naszej szczerej rozmowie postanowiłyśmy zrobić sobie przerwę od mediów społecznościowych. Początkowo czułam się trochę nieswojo, bo konto babci tak dobrze się rozwijało, ale wiedziałam, że musimy skupić się na sobie. Wróciłyśmy do codziennych rytuałów – wspólnego gotowania, spacerów po parku i długich rozmów przy herbacie. Czułam, że na nowo odkrywamy to, co zawsze nas łączyło. Któregoś dnia, podczas pieczenia ciasta, babcia odważyła się poruszyć temat przyszłości.
– Marto, zawsze lubiłam gotować, a te nasze przygody na Instagramie były ciekawym doświadczeniem. Ale może teraz czas pomyśleć o czymś innym? – powiedziała z uśmiechem.
Byłam zaskoczona, ale jednocześnie szczęśliwa, że babcia czuje się lepiej i chce patrzeć w przyszłość. – A co byś powiedziała na organizację warsztatów kulinarnych tutaj, w naszym miasteczku? – zaproponowałam spontanicznie.
Babcia zatrzymała się na chwilę, a potem jej oczy rozbłysły z entuzjazmem.
– To jest myśl! Mogłabym uczyć innych tego, co wiem, a i na pewno przydałaby się tu trochę więcej życia – odpowiedziała z przekonaniem.
To była nowa, ekscytująca perspektywa, która nie wymagała od nas ciągłego bycia online, ale pozwalała dzielić się miłością do gotowania z innymi. Czułam, że nasze życie zaczyna zyskiwać nowy sens, bardziej zgodny z naszymi wartościami i pragnieniami. Zrozumiałam, że nie wszystko musi kręcić się wokół internetowej popularności. Najważniejsze jest to, co naprawdę nas cieszy i co możemy robić razem.
Odnalazłyśmy wspólną drogę
Postanowiłyśmy z babcią zorganizować pierwsze warsztaty kulinarne w naszej małej społeczności. Wieść szybko się rozniosła, a zainteresowanie przerosło nasze oczekiwania. Mieszkańcy miasteczka, młodsi i starsi, chętnie przychodzili, by uczyć się od babci tajników tradycyjnych przepisów. Atmosfera była niesamowita – pełna radości, śmiechu i zapachu domowych potraw.
Babcia była w swoim żywiole, prowadząc zajęcia z energią i pasją, którą zawsze miała w sobie. Widziałam, jaką satysfakcję jej to sprawia. Nasza decyzja o wycofaniu się z internetowego szumu okazała się trafna. Uświadomiłam sobie, że babcia nigdy nie potrzebowała wielkiej sławy, żeby czuć się spełnioną.
Podczas jednych z warsztatów podeszła do mnie jedna z uczestniczek, pani Zofia. – Marto, twoja babcia jest niesamowita! Cieszę się, że mogę się od niej uczyć. I muszę przyznać, że ten pomysł z warsztatami to strzał w dziesiątkę! – powiedziała z uśmiechem.
Czułam dumę i szczęście. Nie tylko z powodu babci, ale też z tego, że udało nam się odnaleźć coś, co naprawdę ma dla nas wartość. Wspólne doświadczenia w kuchni, rozmowy i dzielenie się pasją przyczyniły się do pogłębienia naszej więzi, a ja zrozumiałam, że to właśnie jest najważniejsze.
Patrząc na babcię, która uśmiechała się, prowadząc kolejną grupę kursantów, wiedziałam, że nasza podróż się nie kończy. Zaczynałyśmy nowy rozdział, bardziej skupiony na tym, co rzeczywiście nas uszczęśliwia i co ma prawdziwe znaczenie.
Tak oto, wracając do korzeni, odnalazłyśmy nową drogę, która połączyła nasze dwie pasje – miłość do tradycji i nowoczesność w postaci wspólnoty, którą stworzyłyśmy. I choć Instagram był ciekawym epizodem, to właśnie te chwile na żywo z babcią były dla mnie najcenniejsze.
Marta, 23 lata
Czytaj także:
- „Chciałam być babcią, która często piecze ciasto i odbiera wnuki z przedszkola. Niestety, córka odebrała mi wszelkie nadzieje”
- „Babcia całe życie tępiła mnie jak wesz. Gdy w złości wykrzyczała mi prawdę w twarz, mój świat się zawalił”
- „Przez lata podlizywałam się babci, by przepisała na mnie swój dom. Niestety wykolegowała mnie własna matka”

