Reklama

Mam na imię Eliza i od dziesięciu lat jestem żoną Pawła. Kiedyś wszyscy mówili, że jesteśmy wzorem małżeństwa – wspólne wyjazdy, romantyczne kolacje, nawet sąsiedzi zazdrościli nam tej bliskości. Ale prawda była taka, że z biegiem czasu coś zaczęło się między nami wypalać. Paweł coraz częściej wracał nieobecny z pracy, z oczu zniknęły mu iskry, a ja czułam się jak dodatek do jego codziennej rutyny. Nie kłóciliśmy się dużo, ale cisza między nami bolała bardziej niż najgorsze awantury.

Na początku jesieni postanowiłam, że muszę wziąć się za porządki – ogród, okna, szafy. Chciałam, żeby nasz dom znowu tętnił życiem. Szybko jednak zrozumiałam, że sama nie dam rady, a na pomoc męża nie mam co liczyć. To wtedy wpadłam na pomysł, żeby zatrudnić pomoc do domu.

Laura pojawiła się w naszym życiu jak powiew świeżego powietrza. Młoda, pełna energii, zawsze uśmiechnięta. Kiedy stanęła w progu, z miłym, trochę nieśmiałym „dzień dobry”, poczułam ulgę. Pomyślałam, że dzięki niej znajdę wreszcie chwilę oddechu.

Nie spodziewałam się, że ten sam uśmiech, który na początku wzbudził we mnie sympatię, wkrótce stanie się powodem mojego największego niepokoju. W głębi duszy coś mnie ukłuło, jakby intuicja ostrzegała: „uważaj, Elizo”. Ale zignorowałam to uczucie, bo przecież Laura miała tylko pomagać w domu. Nic więcej.

Ignorował wszystkie moje wysiłki

Paweł znowu wrócił późno. Siedziałam przy stole z talerzem zimnej kolacji, którą specjalnie dla niego przygotowałam – pieczeń z warzywami, jego ulubiona. Zegar wskazywał prawie dwudziestą drugą, gdy w końcu usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach.

– Cześć – mruknął, zdejmując buty i nawet nie zerkając w moją stronę.

– Cześć? – powtórzyłam z goryczą. – Napracowałam się nad kolacją, a ty znowu udajesz, że to nic.

Mąż westchnął i podszedł do lodówki.

– Eliza, naprawdę nie mam siły na pretensje. Zjadłem coś w pracy.

– Zjadłeś w pracy… – powtórzyłam szeptem, ale zaraz poczułam, jak we mnie coś pęka. – To po co ja się staram? Po co siedzę tu godzinami, skoro wracasz i nawet nie spojrzysz na to, co dla ciebie zrobiłam?!

Spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem, jakby moje słowa odbijały się od niego bez żadnego znaczenia.

– Może w ogóle przestało ci na mnie zależeć? – wyrzuciłam z siebie.

Paweł milczał przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.

– Nie dramatyzuj. Po prostu jestem zmęczony.

Te słowa zabolały mnie bardziej niż jakakolwiek kłótnia. Nie chodziło o kolację, wiedziałam o tym doskonale. Chodziło o chłód, który rozlewał się między nami jak lód. Jeszcze kilka lat temu przybiegłby, ucałował mnie w policzek, powiedział coś ciepłego. Teraz tylko wzruszał ramionami.

Kiedy Paweł poszedł do sypialni, zostałam w kuchni sama, ze ściśniętym gardłem i tym talerzem. Próbowałam sobie tłumaczyć, że może przesadzam, że każdy miewa gorsze dni. Ale w środku czułam, że nasze małżeństwo zaczyna się sypać. Nie wiedziałam jeszcze, że wkrótce pojawi się ktoś, kto popchnie je wprost ku przepaści.

Między nimi coś było

Laura szybko wtopiła się w rytm naszego domu. Była sprawna, dokładna i zawsze z uśmiechem na twarzy. Z początku cieszyłam się, że mam przy niej chwilę oddechu. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać coś, co wywoływało we mnie niepokój.

Kiedy Paweł wracał z pracy w normalnym rybie, a Laura jeszcze u nas była, nagle jakby odżywał. Uśmiechał się, zagadywał ją, czasem nawet żartował – a mnie towarzyszył już tylko jego chłód. Zdarzało się, że siedziałam przy stole i obserwowałam, jak wymieniają między sobą spojrzenia, jakby dzielili coś, do czego nie miałam dostępu.

Pewnego popołudnia, kiedy Laura polerowała szyby w szafkach, postanowiłam porozmawiać z nią o obowiązkach.

– Laura, pamiętaj proszę, żeby zawsze odkładać naczynia na górną półkę. Lubię mieć wszystko na swoim miejscu.

– Oczywiście, pani Elizo – odpowiedziała, ale w jej głosie pobrzmiewała lekka uszczypliwość. – Choć widziałam, że pan Paweł i tak zawsze sięga te niższe.

Zmieszałam się.

Nie chodzi o niego, tylko o porządek – odparłam chłodno.

W tym momencie do kuchni wszedł mąż.

Co tu się dzieje? – zapytał, patrząc na nas z zaciekawieniem.

– Nic wielkiego – Laura wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do niego, jakbyśmy właśnie dyskutowały o pogodzie.

– Naprawdę, Eliza, nie czepiaj się jej – Paweł stanął po jej stronie, nie dając mi szansy na wyjaśnienie. – Przecież świetnie sobie radzi.

Poczułam, jak policzki płoną mi z upokorzenia.

Kiedy Laura wyszła, a Paweł zmył się do garażu, zostałam sama ze ściśniętym gardłem. Wstydziłam się swoich uczuć, ale musiałam je nazwać: byłam zazdrosna. Zazdrosna o własną gosposię.

Bezczelnie z nim flirtowała

To wydarzyło się w sobotni wieczór. Wracałam właśnie z ogrodu, gdzie sprzątałam liście, kiedy usłyszałam śmiech dobiegający z salonu. Cichy, intymny, inny niż zwykle. Zatrzymałam się w korytarzu i stanęłam tuż przy drzwiach, które były uchylone.

Laura stała przy fotelu, a Paweł obok, oparty o poręcz. Ich rozmowa nie była jeszcze jednoznaczna, ale ton… ton mówił wszystko.

– Pan to naprawdę wyjątkowy mężczyzna – powiedziała Laura, przechylając głowę i patrząc na niego spod rzęs. – Szkoda, że żona nie zawsze to docenia tak, jak powinna.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

Oj, nie przesadzaj – zaśmiał się Paweł półżartem, ale w jego głosie brzmiało ciepło, którego dawno nie słyszałam. – Ma swoje powody…

– Może… ale wydaje mi się, że potrzebuje pan czegoś więcej – szepnęła Laura, niemal dotykając jego ramienia.

Nie mogłam dłużej tego słuchać. Pchnęłam drzwi, które otworzyły się z hukiem.

Co to ma znaczyć?! – krzyknęłam, czując, jak dłonie mi drżą.

Laura natychmiast odsunęła się, udając niewinną.

– Pani Elizo, źle pani to odebrała. Rozmawialiśmy tylko o pracy w domu…

Spojrzałam na Pawła, czekając, że zaprzeczy. Ale on stał w milczeniu, spuszczając wzrok. To milczenie było gorsze niż tysiąc słów.

– Tylko o pracy? – mój głos zadrżał. – To tak teraz wygląda rozmowa o porządkach?!

Mąż podniósł ręce w geście obrony.

Eliza, nie rób scen…

Ale dla mnie ta scena była wszystkim. Po raz pierwszy miałam pewność, że coś nieodwracalnie się zmieniło.

Dla mnie wszystko stało się jasne

Wieczorem, kiedy Laura wyszła, atmosfera w domu była gęsta. Paweł krzątał się po kuchni, udając, że szuka herbaty, a ja nie mogłam już dłużej milczeć.

– Powiedz mi wprost – zaczęłam, czując, jak głos mi drży. – Co cię łączy z Laurą?

Odwrócił się powoli, jakby moje pytanie wcale go nie zaskoczyło.

– Nic – ton miał twardy, obojętny. – To tylko twoja wyobraźnia.

– Wyobraźnia? – parsknęłam. – Słyszałam, jak mówiła, że nie doceniam cię tak, jak powinnam. Widziałam, jak na nią patrzysz!

Paweł przesunął dłonią po twarzy i odwrócił wzrok.

– Eliza, ona jest po prostu… miła. Rozmawia ze mną, uśmiecha się. A ty od dawna tylko się czepiasz.

Te słowa uderzyły mnie jak policzek.

– Więc to ja jestem winna, tak? Bo nie umiem się uśmiechać po dziesięciu latach, kiedy ty wracasz i nawet nie zapytasz, jak mi minął dzień?!

– Nie o to chodzi – westchnął, ale jego oczy zdradzały więcej niż usta. Nie zaprzeczał, nie bronił się.

– To właśnie o to chodzi! – podniosłam głos. – Dla mnie to jest jak zdrada. Rozumiesz? Zdradziłeś mnie swoim spojrzeniem, tym ciepłem, którego od dawna nie potrafisz mi dać.

Paweł spuścił głowę.

Przesadzasz…

Ale w jego głosie nie było przekonania.

Stałam, czując, że nogi mam jak z waty. Wszystkie moje próby ratowania naszego małżeństwa – wspólne wyjazdy, kolacje, rozmowy – nagle wydały się żałośnie bezwartościowe. On już odszedł. Nawet jeśli jeszcze był w naszym domu, jego serce biło gdzie indziej.

Nie mogłam tego tolerować

Nie mogłam dłużej tego znieść. Musiałam porozmawiać z Laurą w cztery oczy. Złapałam ją następnego dnia rano, kiedy Paweł był już w pracy. Stała przy blacie w kuchni, układając świeżo umyte owoce w misie.

– Laura, musimy poważnie porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Podniosła na mnie wzrok, a w jej oczach mignął błysk zadowolenia, jakby czekała na tę chwilę.

– Oczywiście, pani Elizo – jej głos był spokojny, aż nazbyt spokojny.

Nie będziemy się bawić w uprzejmości – zaczęłam. – Widziałam, jak flirtujesz z moim mężem. I nie zamierzam na to patrzeć.

Laura uśmiechnęła się lekko, przechylając głowę na bok.

– Flirtuję? – powtórzyła teatralnie zdziwiona. – To chyba nie moja wina, że pan Paweł potrzebuje trochę ciepła.

– Ciepła?! – krzyknęłam, czując, jak wzbiera we mnie gniew. – W moim domu?! Przy mnie?!

– A jeśli szuka go u innej kobiety… – przerwała mi bezczelnie – to może powinna się pani zastanowić, czego mu brakuje tutaj.

Te słowa były jak cios prosto w brzuch. Poczułam, jak gardło ściska mi się do łez, ale nie pozwoliłam sobie na słabość.

Wynoś się – syknęłam. – Jeszcze dziś.

Laura wzruszyła ramionami, jakby moje słowa nie miały dla niej znaczenia.

– Jak pani sobie życzy. Ale proszę pamiętać, że mężczyźni rzadko odchodzą bez powodu.

Zostałam w kuchni sama, z dłońmi drżącymi od złości. Jej słowa paliły mnie od środka. Zaczęłam wątpić w siebie – czy naprawdę byłam taką żoną, że Paweł musiał szukać ciepła gdzie indziej? A może to tylko jej gra, mająca złamać mnie od środka?

Najgorsze było to, że nie żałował

Od tamtego dnia nic już nie było takie samo. Laura zniknęła z naszego życia tak szybko, jak się w nim pojawiła, ale pozostawiła po sobie ślad, którego nie sposób było zatrzeć. Nasz dom wypełniła cisza. Paweł unikał rozmów, a ja udawałam, że jestem zajęta, byle tylko nie patrzeć mu w oczy.

Nie wiedziałam, czy naprawdę doszło między nimi do czegoś więcej. Może to były tylko słowa, uśmiechy, spojrzenia – a może coś, o czym nigdy się nie dowiem. Ale emocjonalna zdrada już się dokonała. Czułam się oszukana, upokorzona i bezradna.

Wieczorami leżałam w łóżku obok człowieka, którego kiedyś kochałam najbardziej na świecie, a teraz wydawał mi się obcy. Wspominałam nasze początki – jak trzymał mnie za rękę, jak obiecywał, że zawsze będzie mnie chronić, jak budowaliśmy razem nasze miejsce na ziemi. Wszystko to nagle wydawało się kruche i nietrwałe.

Zastanawiałam się, czy odejść, czy walczyć. Czy jeszcze warto cokolwiek naprawiać. Ale w głębi serca czułam, że coś zostało bezpowrotnie zniszczone. Można przebaczyć wiele, ale trudno zapomnieć, że mąż znalazł pocieszenie w oczach innej kobiety.

Jesień, która miała być czasem porządków, stała się dla mnie symbolem rozpadu. Nauczyła mnie jednak czegoś – że zdrada nie musi wydarzyć się w sypialni, by poczuć, że straciło się ukochaną osobę. Czasem wystarczy jeden uśmiech, jedno spojrzenie, by dom, budowany latami, rozsypał się w pył.

Eliza, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama