Reklama

Wychowałam się w dużej rodzinie. Mam trójkę rodzeństwa i jestem szczęśliwa z tego powodu, bo mamy świetny kontakt. Zupełnie oczywiste było dla mnie to, że gdy dorosnę, będę mieć gromadkę dzieci. Problem jednak w tym, że mój mąż się do tego nie kwapi. Jesteśmy 2 lata po ślubie, a on się ciągle wykręca. Twierdzi, że nie nastał jeszcze na to odpowiedni moment.

Zazdrościłam ciężarnym koleżankom

Moim największym marzeniem jest zostać matką. Uwielbiam dzieci i uważam, że wspaniale sprawdzę się w tej roli. Jako najstarsza z czwórki rodzeństwa zawsze chętnie zajmowałam się bratem i siostrami, za co mama była mi bardzo wdzięczna. Kiedy zaczęłam spotykać się z Tomkiem, dużo rozmawialiśmy na temat naszej wspólnej przyszłości. Byłyśmy całkowicie zgodni co do kwestii posiadania co najmniej dwójki dzieci.

Cieszyłam się, ponieważ zależało mi na związaniu się z mężczyzną podzielającym moje wartości. Tomek wydawał się idealnym kandydatem na męża i ojca. Pobraliśmy się po roku znajomości. Od tamtej chwili minęło już trochę czasu, a ja nadal nie jestem w ciąży. Tomkowi nagle coś się odwidziało – mam tego serdecznie dosyć.

Przyznam szczerze, że zazdrość dosłownie mnie zżerała na widok koleżanek z pięknie zaokrąglonymi brzuszkami ciążowymi. Mijając na ulicy matki ze swymi pociechami, dostawałam skrętu żołądka – tak bardzo pragnęłam znaleźć się wreszcie na ich miejscu.

– Kochanie, wstrzymajmy się jeszcze trochę – słyszałam od męża.

– Ciągle to powtarzasz – do moich oczu cisnęły się łzy. – Nie tak to sobie wyobrażaliśmy.

– Spokojnie, mamy czas, przecież nigdzie się nam nie spieszy.

Nie wiedziałam, co się zmieniło

Nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy. Czułam się oszukana, o czym nie omieszkałam powiedzieć Tomkowi. Co innego deklarował przed ślubem. Jak to możliwe, że raptem zaczął mieć odmienne zdanie? Stwierdził, że to nieprawda, tylko po prostu nie chce się śpieszyć z podjęciem tak poważnej decyzji.

– A wiesz, że Basia jest przy nadziei? Właśnie dziś się dowiedziałam – kwestię założenia rodziny przemycałam w rozmowach na rozmaite sposoby.

Nie robiło to jednak na Tomku większego wrażenia – wręcz przeciwnie, strasznie się irytował. Usiłowałam dociec, co stoi za zmianą jego postawy, ale bezskutecznie.

– Skarbie, naprawdę nie masz się o co martwić – zapewniał, ale jakiś nie dawałam wiary tym słowom.

Byłam zdesperowana do tego stopnia, że wpadłam na najgłupszy pomysł w moim życiu Bardzo kocham mojego męża, lecz w pewnym momencie najzwyczajniej w świecie znudziło mi się czekanie, aż się łaskawie namyśli co do dziecka. Czara goryczy przelała się, gdy szwagier i jego żona ogłosili radosną nowinę.

Oni mogli, a my nie?

– Zostaniemy rodzicami – z dumą zakomunikował Piotr. – Ania jest w drugim miesiącu ciąży.

To było podczas niedzielnego obiadu u teściów. Tomek natychmiast zerwał się z miejsca, aby pogratulować swemu bratu i bratowej. Zapanowała ogólna atmosfera radości i ekscytacji. Ja natomiast aż gotowałam się w środku, aczkolwiek starałam się zamaskować to uśmiechem. Byłam strasznie zazdrosna i wtedy przyszedł mi do głowy pewien szalony pomysł, którego do dziś się wstydzę.

Przyglądając się mojemu szwagrowi, doszłam do wniosku, że mógłby zostać ojcem mojego dziecka. Rzecz jasna nikt by o niczym się nie dowiedział. Uwiodłabym go, zaszła w ciążę i wszystkim powiedziała, że to dziecko Tomka. Mąż musiałby się z tym pogodzić, wszak wpadki się zdarzają. Tak czy siak, wszystko zostałoby w rodzinie. Niemniej prędko się zreflektowałam i uznałam, że to idiotyczne rozwiązanie i nic z tego nie będzie. Jednak im mocniej pragnęłam wyrzucić ten niedorzeczny pomysł z głowy, tym bardziej nie dawał mi spokoju.

Byłam już tak zniecierpliwiona oczekiwaniem na męską decyzję Tomka, że musiałam spróbować. Na dobry początek zaczęłam niewinnie flirtować z Piotrem. Majówkowy grill jawił mi się jako świetna okazja, żeby przystąpić do działania i docisnąć gaz do dechy. Skorzystałam ze sposobności, gdy znalazłam się z Piotrem sama w kuchni.

– Wiesz, że strasznie mi się podobasz? – nigdy nie byłam typem uwodzicielki, więc zapewne wyglądało to nieporadnie czy wręcz żałośnie.

– Serio? – szwagier patrzył na mnie z niedowierzaniem, oczy miał niczym spodki od filiżanek.

Mam na ciebie ochotę, co ty na to? To będzie nasza słodka tajemnica.

Był kompletnie zaskoczony. Na chwilę zaniemówił, ale w końcu odzyskał mowę.

– Luśka, no co ty, oszalałaś?

Poczułam się jak skończona idiotka

– Luśka, co się dzieje? – zmartwił się Piotr.

Opowiedziałam mu wszystko niczym na spowiedzi i poprosiłam, aby nie mówił Tomkowi, jak się wygłupiłam.

– Daj spokój, jasne, że nic nie powiem – zapewnił. – Pozwól tylko, że sobie z nim pogadam.

– Nie chcę mieć kłopotów.

– Obiecuję, że nie będziesz ich miała.

Kiedy zrzuciłam ciężar, który od dawna dźwigałam, pojawiła się ulga. Mąż w końcu zdobył się na szczerą rozmowę.

– Przykro mi, że to Piotrkowi, a nie mnie, powiedziałaś, co cię gryzie – powiedział Tomek, wchodząc do sypialni.

W końcu to sobie wyjaśniliśmy

Podniosłam wzrok znad książki, po czym ją zamknęłam i odłożyłam na szafkę nocną.

– Wielokrotnie ci o tym mówiłam, ale nie słuchałeś.

– No może i tak – westchnął ciężko po chwili namysłu.

Usiadł obok mnie na łóżku.

– Słuchaj, to nie jest tak, że nie chcę dzieci. Naprawdę ich pragnę, tylko... – zawahał się na sekundę.

– O co zatem chodzi? – spytałam troskliwie.

– Boję się, że nie sprostam takiej odpowiedzialności. Uwierz, nie tylko kobiety mają związane z tym obawy.

– Nigdy nie miałam wątpliwości co do tego, że będziesz świetnym tatą. Kocham cię i w ciebie wierzę.

Rozmawialiśmy do późnej nocy. Udało mi się Tomka przekonać, aby nie był zbyt surowy dla siebie. Nie przypuszczałam, że kieruje nim strach. To, że ja pragnę zostać mamą, wcale nie oznacza, że się nie boję. Myślę, że tylko głupiec poszedłby całkowicie beztrosko do tego tematu. Wychowywanie dzieci we współczesnym świecie jest ogromnym wyzwaniem, ale zdecydowanie warto stawić mu czoła.

Postanowiliśmy podjąć starania o malucha. Przekonałam się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zaczęło się od niedorzecznego pomysłu, który na szczęście nie doszedł do realizacji. W szwagrze zyskałam przyjaciela i sojusznika, a mąż otworzył się na nowe doświadczenia. Głęboko wierzę w to, że ja i Tomek pokonamy wszelkie przeciwności.

Lucyna, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama