Reklama

Macierzyństwo przyszło do mnie wcześnie. Urodziłam Michała, mając niespełna dwadzieścia lat. Wychowałam go sama, bo jego ojciec zniknął szybciej niż pojawił się w moim życiu. Byliśmy zgranym duetem, choć bywało ciężko. Dla Michała poświęciłam wszystko – studia, ambicje, miłości. Ale nie żałowałam. Myślałam tylko, że kiedy dorosnę razem z nim, po czterdziestce wreszcie złapię oddech. Zobaczę świat, zacznę żyć dla siebie. Tymczasem pewnego wieczoru usłyszałam: „Mamo, będziesz babcią”. Zamarłam. Nie tak miało wyglądać moje drugie życie. Mój syn postanowił wyprzedzić czas. I mnie.

Wpadka czy plan?

– Mamo, muszę z tobą pogadać – Michał stanął w progu kuchni z miną, jakby co najmniej zabił sąsiada albo rozwalił samochód.

Zamiast odpowiedzieć, spojrzałam tylko na niego znad parującego kubka kawy. Była niedziela, ósma rano. Za wcześnie na dramaty, za późno na sen.

Ola jest w ciąży – wyrzucił z siebie jednym tchem.

Nie od razu zareagowałam. Zanim cokolwiek powiedziałam, w mojej głowie zaczęły się pojawiać liczby. Michał – dziewiętnaście lat. Ola – może osiemnaście, może dziewiętnaście. A ja? Czterdzieści pięć. Babcia. Nie, to jakieś nieporozumienie.

– Co ty właśnie powiedziałeś? – zapytałam powoli.

– Że... że będziesz babcią. Chyba. Znaczy, na pewno. Ola zrobiła test. I była u lekarza. Siódmy tydzień – zaczął się tłumaczyć, patrząc gdzieś w ścianę.

– Michał, ty jesteś dzieckiem! – podniosłam głos, choć starałam się nie krzyczeć. – Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny? Przecież wy nawet nie mieszkacie razem!

– No ale się kochamy – dodał cicho, jakby to miało wszystko usprawiedliwić.

Usiadłam ciężko na krześle. Świat w jednej chwili przestał być moim światem. To miał być czas na mnie. Na podróże, na randki, na życie bez pieluch. A mój syn właśnie pakował mnie z powrotem w niemowlęcy świat. Tyle że nie jako matkę, tylko babcię.

– A co na to Ola? Jej rodzice? – zapytałam bez emocji.

– W sumie to… jeszcze im nie powiedziała.

Oparłam głowę o dłoń. Miałam złe przeczucia. Bardzo złe.

Uczyła się macierzyństwa na TikToku

Poznałam ją tydzień później. Michał przyprowadził ją na obiad. Miała na sobie szeroką bluzę z napisem „Cutie Baby Mama” i długie rzęsy, które rzucały cień na talerz. Pachniała słodkimi perfumami, które przyprawiały mnie o ból głowy. Siedziała przede mną i zerkała co chwilę w telefon, a jej palce nie przestawały przesuwać ekranu.

– Chcesz zupy, Olu? – zapytałam grzecznie, starając się nie patrzeć na jej różowe.

– Nie jem glutenu – odparła bez zająknięcia. – Teraz się trzymam diety. Dla dzidziusia.

Spojrzałam na Michała, ale on tylko wzruszył ramionami i zanurzył łyżkę w rosole.

– A lekarz coś mówił o tej diecie? – dopytałam, może zbyt szorstko.

– No... TikTok mówili. Tam jest pełno mamusiek, które opowiadają, co jeść, czego nie. Ja już się szykuję na poród. Oglądałam vloga tej jednej dziewczyny, co urodziła w aucie – dodała z dumą, jakby mówiła o doktoracie.

Michał zjadł wszystko w milczeniu. Ola przestawiła ziemniaki na bok, zrobiła dwa selfie z „brzuszkiem” i zapytała, czy może iść do łazienki. Gdy tylko wyszła, spojrzałam na syna.

– Michał, ona naprawdę ma zamiar być matką?

– Mamo... Daj jej szansę. Ona jest trochę inna. Ale stara się.

„Trochę inna” to było mało powiedziane. Miałam wrażenie, że rozmawiam z dzieckiem, które przypadkiem wylosowało rolę mamy w jakiejś głupiej zabawie.

Wstyd mi się przyznać

Pierwsza dowiedziała się Bożenka z naprzeciwka. Nie dlatego, że chciałam. Po prostu widziała, jak Ola wychodziła ode mnie z Michałem, trzymając się za brzuch i robiąc sobie zdjęcia przy klatce schodowej. Następnego dnia rano, kiedy wyrzucałam śmieci, zagaiła niby od niechcenia:

A to ta twoja przyszła synowa? Taka z brzuszkiem? – zapytała, poprawiając szlafrok w pepitkę.

Zastygłam z workiem w ręku.

– Tak... To Ola. Dziewczyna Michała – odpowiedziałam, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę.

– No, no... Dzisiejsza młodzież. Ty to chyba jeszcze z przedszkola ledwo wyszłaś, co? – zaśmiała się, jakby powiedziała coś szalenie dowcipnego.

Uśmiechnęłam się wymuszenie i uciekłam na górę. Usiadłam na łóżku i zdałam sobie sprawę, że plotki ruszyły. A jak ruszyły u Bożenki, to znaczy, że za dwa dni będą wiedzieli wszyscy: sąsiedzi, sklepowa z mięsnego i pewnie nawet mój były chłopak z liceum, co nadal mieszka dwa osiedla dalej z matką. Jeszcze tego samego dnia dostałam SMS-a od ciotki Irenki: „Prawda to, że Michał będzie ojcem? Bo słyszałam od Haliny”.

Zaparzyłam sobie melisę i wypiłam dwie saszetki na raz. Tak, wiedziałam, że kiedyś zostanę babcią. Ale nie tak wcześnie. I nie z dziewczyną, która zamiast czytać książki o ciąży, nagrywa filmiki z filtrami „mamuśka vibes”. Byłam wściekła. I na siebie, i na Michała, i na Olę. Ale najbardziej na Bożenkę.

To nie tak miało być

Nie wytrzymałam. Pewnego wieczoru, kiedy Michał wrócił do domu z paczką pieluch, które Ola podobno „upatrzyła na promocji”, zamknęłam drzwi kuchni i kazałam mu usiąść. Siedział, zrezygnowany, a ja w końcu powiedziałam wszystko, co tłukło mi się po głowie od tygodni.

– Michał, ja nie mam żalu, że zostaniesz ojcem. Mam żal, że zrobiłeś to, nie myśląc o niczym. O sobie. O niej. O mnie. Ty przecież nie wiesz, co to znaczy być odpowiedzialnym!

– Ale ja się staram, mamo – odpowiedział cicho, spuszczając wzrok. – Mam pracę, szukam dodatkowych zleceń... Ola też chce iść na kurs kosmetyczny, jak urodzi. Damy radę.

– Ty masz dziewiętnaście lat. Nie wiesz jeszcze, co cię czeka za tydzień, a już masz dziecko w drodze. Myślałam, że pójdziesz na studia, że pojeździsz po świecie... Że chociaż trochę pożyjesz, zanim... zanim wszystko się skomplikuje – mówiłam, a głos mi się łamał.

– A może to nie komplikacja, tylko początek czegoś dobrego? – zapytał.

Milczałam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo z jednej strony miał rację. Ale z drugiej – jak miałam być spokojna, wiedząc, że moje dziecko teraz będzie wychowywać kolejne dziecko? Że zamiast korzystać z życia, będzie kupować mleko modyfikowane?

– To nie tak miało być, Michał. Ja nie tak to sobie wyobrażałam.

Wstał, objął mnie jak za dawnych lat, kiedy jeszcze miał dziesięć lat i koszmar w nocy.

Mi też nie wszystko wyszło tak, jak planowałem.

I wtedy, po raz pierwszy, zrobiło mi się go naprawdę żal.

Baby shower, którego nie chciałam

Zorganizowały to bez mojej wiedzy. Ola z dwiema koleżankami, które znałam tylko z opowieści Michała – jedna nazywana była „Lala”, druga „Kicia”. Już te pseudonimy mówiły mi wszystko. Kiedy w sobotę rano zobaczyłam balony w kształcie smoczków i napis „BABY IS COMING” na mojej lodówce, miałam ochotę wyjść z własnego mieszkania i nie wracać do końca dnia.

– Mamo, daj spokój. To tylko mała impreza. Ola chciała, żebyś też się poczuła częścią tego wszystkiego – próbował łagodzić Michał.

– Michał, ja nie potrzebuję balonów i różowych kubeczków z napisem „Granny to be”, żeby wiedzieć, że zostanę babcią. Potrzebuję... spokoju. I może dwóch kieliszków wina – mruknęłam.

Ale nie było mi to dane. Przyszły koleżanki Oli, jedna przyniosła ciasto w kształcie pieluchy (serio!), druga jakieś skarpety z cekinami dla noworodka. Potem Ola zaczęła relacjonować wszystko na żywo – „Hejka kochani, jestem z teściową, mega fajna kobieta, patrzcie na nią!” – i nagle miałam telefon przed twarzą i byłam na TikToku.

– Wyłącz to – powiedziałam sucho, może zbyt ostro, bo Ola spoważniała.

Zrobiło się niezręcznie. Przez resztę dnia siedziałam przy stole z miną, jakby ktoś kazał mi uczestniczyć we własnym pogrzebie. A Michał? On próbował pogodzić wszystkich. Krążył między mną a Olą, jakby sam nie wiedział, gdzie przynależy. Wieczorem, gdy poszli, usiadłam przy stole, spojrzałam na ten przeklęty tort z napisem „It's a girl!” i poczułam łzy pod powiekami. Nie ze szczęścia. Ze zmęczenia.

Nie pogodziłam się z byciem babcią

Urodziła się miesiąc temu. Zosia. Ważyła trzy kilo z groszem, miała włosy jak Michał i buzię jak Ola. Trzymałam ją w ramionach kilka minut po porodzie, bo Michał ledwo stał na nogach. Ola płakała, a ja… ja po prostu byłam. Stałam obok jak pomoc techniczna, nie kobieta z emocjami. Wszyscy mówili, że teraz przyjdzie fala wzruszenia, że jak tylko wezmę ją na ręce, poczuję coś głębokiego. Czekałam na ten moment. Ale nic się nie wydarzyło. Zosia była piękna, delikatna, pachniała mlekiem i nowym życiem. Ale we mnie była pustka. A może – zawód?

Bo nie jestem gotowa być babcią. Nie w tym wieku. Nie teraz. Miałam plany. Chciałam uczyć się tańca, jeździć na weekendy z koleżankami, może zakochać się jeszcze raz. Zamiast tego siedzę w mieszkaniu, gotuję rosół i doradzam, jak radzić sobie z kolkami. Patrzę, jak Ola uczy się obsługi wózka, jak Michał usypia dziecko, zamiast pisać swoją pracę dyplomową.

Tak, kocham mojego syna. I pewnie pokocham Zosię, może nawet bardziej, niż teraz potrafię sobie wyobrazić. Ale dzisiaj, w tej chwili? Nie jestem szczęśliwa. Czuję się oszukana przez życie. Tak, jakbym znów zaczynała wszystko od nowa. Zmęczona. Niewyspana. Zła.

– Mamo, jesteś najlepszą babcią – powiedział Michał, podając mi Zosię.

Uśmiechnęłam się, bo tak wypadało. Ale wewnątrz nadal krzyczałam: „Ja nawet nie zdążyłam jeszcze być kobietą!”.

Beata, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama