„Chciałam, żeby syn miał najdroższy tornister w klasie. Nie wiedziałam, że koledzy go przez to wyśmieją”
„– Ale przecież… chciałam dobrze! Chciałam, żebyś czuł się wyjątkowy, żebyś miał coś fajnego… – Ale ja nie chcę być wyjątkowy! – przerwał mi, a jego głos się załamał. – Chcę być normalny! Tylko tyle!”.

- Redakcja
Wychowuję 10-letniego syna, Kacpra. Sama, odkąd jego ojciec... no cóż, "zniknął z naszego życia" to najłagodniejsze, co mogę o nim powiedzieć. Byłam wtedy młoda, głupia i zakochana, a on obiecywał, że zawsze będzie. Dziś Kacper ledwo go pamięta, a ja? Ja przestałam mieć czas na rozpamiętywanie.
Pracuję na dwa etaty. Rano w biurze rachunkowym, po południu jako pomoc księgowej w prywatnej firmie. Wychodzę z domu przed siódmą, wracam koło dwudziestej. Kacper często sam odgrzewa sobie obiad, sam odrabia lekcje, sam zasypia. Mnie nie ma. Ale zawsze powtarzam sobie, że robię to dla niego.
Kiedyś mówiłam, że chcę, żeby miał wszystko, czego ja nie miałam. Ale prawda jest taka, że chcę, żeby nie czuł się gorszy. Żeby w szkole nikt nie wytykał go palcami, że nie ma markowych butów czy telefonu. Żeby był dumny, że jego mama sobie radzi. Nawet jeśli to tylko złudzenie. Kilka tygodni temu zauważyłam, że jego tornister się rozpruł. Wisiał na jednym pasku, materiał przy suwaku był przetarty. Zapytałam, czy chce nowy, ale wzruszył tylko ramionami.
– Spoko, jeszcze się trzyma – burknął i uciekł do pokoju.
Ale we mnie coś wtedy pękło. Nie, mój syn nie będzie chodził z takim plecakiem. Nie mój syn! Przecież mogę mu kupić taki, jaki tylko sobie wymarzy – solidny, markowy, z masą przegródek, jakiego pewnie nikt w jego klasie nie ma. I dokładnie to zrobiłam. Zamówiłam go przez internet. Najdroższy w sklepie. Kurier przywiózł go po dwóch dniach. Pamiętam ten moment, jakby to było wczoraj – stałam w kuchni z tym tornistrem w rękach i czułam dumę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za tę dumę zapłacę wysoką cenę.
– Synku, patrz! – zawołałam z podekscytowaniem, podsuwając mu pod nos nowiutki tornister.
– Widziałeś kiedyś coś takiego? Podświetlane suwaki, termoizolowana kieszeń na drugie śniadanie. Wszyscy będą ci zazdrościć!
Kacper podszedł wolno, wziął plecak do rąk, obejrzał z każdej strony. Jego mina… nie była taka, jakiej się spodziewałam.
– Trochę… przesadziłaś.
– Przesadziłam? – zaśmiałam się nerwowo. – Kacper, to jest najlepszy tornister w tym sklepie! Jesteś jedyny w klasie, który będzie miał taki bajer!
Skinął głową, ale nic już nie powiedział. Chciałam go przytulić, ale wyślizgnął się z kuchni, mrucząc tylko, że spóźni się na autobus. Wyszłam do pracy z lekkim niepokojem, ale tłumaczyłam sobie: "On po prostu nie umie okazywać radości". Przecież się ucieszy, zobaczysz.
Wieczorem wróciłam jak zwykle zmęczona. Cicho było w domu. Zajrzałam do pokoju Kacpra. Nie zjadł kolacji. Nie odezwał się do mnie ani słowem.
Tego się nie spodziewałam
Później spróbowałam znowu.
– Kacper… – weszłam do jego pokoju wieczorem, nie czekając, aż mnie zaprosi. – Wiem, że coś się stało. Powiesz mi?
Siedział na łóżku z telefonem w dłoni, słuchawki w uszach. Udawał, że mnie nie słyszy. Podeszłam, zdjęłam mu słuchawkę.
– Hej, rozmawiam z tobą.
– Po co? I tak wszystko wiesz lepiej.
– Kochanie… Ja tylko chcę zrozumieć.
W jego oczach pojawił się gniew. Zacisnął szczękę.
– Ty naprawdę nic nie rozumiesz! – wybuchł nagle. – Przez ciebie nie chcę jutro iść do szkoły! Wszyscy mnie wyśmiewają, bo mam jakiś... „kosmiczny plecak”!
– Ale przecież… chciałam dobrze! Chciałam, żebyś czuł się wyjątkowy, żebyś miał coś fajnego…
– Ale ja nie chcę być wyjątkowy! – przerwał mi, a jego głos się załamał. – Chcę być normalny! Tylko tyle!
Stałam tam jak sparaliżowana. Te słowa… jakby ktoś we mnie rzucił kamieniem. Chciałam odpowiedzieć, ale nie potrafiłam. On znowu założył słuchawki. Zamknął się przede mną jak nigdy. Wyszłam z jego pokoju na miękkich nogach. W łazience oparłam się o zimny zlew i rozpłakałam się po cichu. Jak mogłam tego nie przewidzieć? Jak mogłam nie widzieć, czego naprawdę potrzebuje mój syn? Czy ja go w ogóle znam?
Syn miał dobrą koleżankę
Telefon zadzwonił, gdy wracałam z pracy. Nieznany numer. Odbieram, zrezygnowana.
– Dzień dobry, mówi mama Marty. Pani Moniko… chciałam tylko przekazać, że Marta – koleżanka z klasy – poprosiła mnie, żebym powiedziała Kacprowi, że bardzo mu współczuje. Że to nie jego wina.
Zamilkłam.
– Przepraszam… Marta?
– Tak. Koleżanka z klasy. Podobno była przy tym, jak chłopcy się z niego naśmiewali. Broniła go.
Podziękowałam i odłożyłam telefon, czując, jak serce mi bije. Marta. Nawet nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje w jego świecie. Nie znałam żadnych imion z jego klasy. A teraz ta obca dziewczynka wie więcej o jego uczuciach niż ja?
Następnego dnia po pracy podjechałam pod szkołę. Nie miałam żadnego planu. Po prostu stałam w samochodzie i czekałam, aż Kacper wyjdzie. Zobaczyłam go z daleka – szedł powoli… i nie sam.
Obok niego szła dziewczynka. Luźny kucyk, kolorowy plecak. Marta. Rozmawiali. I – co zabolało mnie najbardziej – Kacper się uśmiechnął. Patrzyłam jak schodzą po schodach, jak mówi jej coś na ucho, a ona śmieje się cicho. I poczułam… zazdrość? Smutek? Dumę? Nie wiedziałam.
W domu, zanim poszedł do swojego pokoju, powiedziałam tylko:
– Przepraszam. Przepraszam, że cię nie słucham.
Nie odpowiedział. Ale zatrzymał się na chwilę. I spojrzał na mnie inaczej.
Chciałam być lepszą mamą
Był czwartek. Wróciłam wcześniej z pracy – pierwszy raz od miesięcy. Kacper siedział przy stole, coś rysował. Zaskoczył się, że jestem tak wcześnie.
– Zrobiłam spaghetti – powiedziałam, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. – Może... zjemy razem?
Nie odpowiedział od razu. Ale po chwili usiadł naprzeciwko. Jadł w ciszy.
– Może nie jestem najlepszą mamą – odezwałam się, przełykając nerwowo makaron. – Ale chcę nią być. Pomóż mi.
Spojrzał na mnie. Bez złości. Bez chłodu. Tylko spokojnie.
– Nie chcę drogich rzeczy – powiedział cicho. – Chcę, żebyś była w domu. Czasem.
To jedno zdanie rozłożyło mnie na łopatki. Nie żadne "chcę nowego telefonu", nie "kup mi nowy komputer". Tylko... "bądź".
– Spróbuję – odpowiedziałam i z trudem powstrzymałam łzy.
Po kolacji zmyliśmy naczynia razem. Pierwszy raz od lat. Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku i przeliczałam wszystko: ile wydaję, co mogłabym obciąć, co stracę, jeśli zrezygnuję z drugiego etatu. Wiedziałam jedno – to nie będzie łatwe. Ale po raz pierwszy czułam, że to nie kasa ratuje nasze życie, tylko coś zupełnie innego. Nasza bliskość.
To był dobry pomysł
– Mamo… mogę cię o coś poprosić? – Kacper podszedł do mnie niepewnie, trzymając tornister.
– Jasne. Co się stało?
– Możemy go... przerobić? Nie chcę, żeby był taki… kosmiczny.
Uśmiechnęłam się. Bez śladu złości, bez żalu.
– Jasne, zróbmy z niego coś swojego. Będzie unikatowy – puściłam do niego oko.
Zeszliśmy razem do piwnicy. Wyjęłam farby akrylowe, stare naszywki, kilka markerów permanentnych. Przez godzinę malowaliśmy, śmialiśmy się i słuchaliśmy jego ulubionej muzyki. Znane logo zasłoniliśmy naklejką z napisem „Nie dotykaj – mam zły dzień”. Tornister wyglądał teraz jak małe dzieło sztuki ulicznej.
W poniedziałek zaprowadziłam go pod szkołę. Nie prosił, żebym odjechała wcześniej, jak zwykle. Zostałam. Usiadłam w aucie i patrzyłam. Kacper szedł pewnie. Marta czekała już przy drzwiach, uśmiechnięta. Kiedy zobaczyła jego plecak, zaśmiała się głośno i klasnęła. Nagle podszedł do nich jeden z chłopaków – chyba ten, który się z niego śmiał wcześniej.
– Ej, to ty to zrobiłeś? – spytał, wskazując na tornister.
– Z mamą. – Kacper wzruszył ramionami.
– Fajne. Zrób mi tak samo, co?
Patrzyłam, jak mój syn kiwa głową i idzie dalej. I wtedy zrozumiałam – on nie potrzebował, żebym kupiła mu miejsce wśród innych. On potrzebował tylko, żebym była obok, kiedy go z tego miejsca wyrzucono.
Monika, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż poszedł na grzyby do lasu i już nigdy nie wrócił. Po 10 latach zobaczyłam go z nową rodziną”
- „Wydałam ostatnie pieniądze na wyprawkę szkolną, a córka powiedziała, że nigdzie nie idzie. Byłam zła, aż poznałam powód”
- „Przepisaliśmy mieszkanie na wnuczka, bo obiecał się nami zająć na starość. Tydzień później nie mieliśmy dachu nad głową”

