Reklama

Od rozwodu z Damianem minęły trzy lata, od jego śmierci – zaledwie pół roku. A ja wciąż nie wiem, co powinnam czuć. Niby żal, bo w końcu był ojcem mojego dziecka. Ale i ulga, bo już nie muszę się bać, że znowu usłyszę jego krzyki przez telefon albo poczuję na sobie ten chłód, którym potrafił karać za wszystko. Nasze małżeństwo dawno się rozpadło, choć formalnie trwało jeszcze kilka lat. Najgorsze było jednak to, co działo się po rozwodzie – Grażyna, jego matka, nie przepuściła żadnej okazji, by mi dopiec. Wciąż słyszę jej głos: „Zniszczyłaś mu życie, dziewczyno”.

Zbliżał się dzień Wszystkich Świętych. Chciałam tylko zapalić znicz, pomodlić się w ciszy, pokazać Antosiowi, gdzie leży tata. Bez łez, bez teatru. Zwyczajnie, po ludzku. Wzięłam dzień wolny, spakowałam znicze i kwiaty, ale zanim wyszliśmy, zadzwoniła Ewa.

– Naprawdę tam pójdziesz? – zapytała.

– Tak. Dla Antosia.

Tylko obyś jej tam nie spotkała – mruknęła.

– Nie mów tak, Ewa. To cmentarz, nie ring bokserski.

A jednak, gdy odłożyłam telefon, serce zabiło mi mocniej. Bo jeśli gdzieś mogłam ją spotkać, to właśnie tam – nad grobem swojego syna, który był moim mężem.

Teściowa nie miała hamulców

Na cmentarzu panowała ta dziwna, ciężka cisza, którą przerywa tylko chrzęst liści pod butami i trzask zapalanych zniczy. Antoś trzymał mnie za rękę, a w drugiej ściskał mały znicz.

– Mamo, a tato widzi, że tu przyszliśmy? – zapytał cicho.

– Myślę, że tak, kochanie – odpowiedziałam, choć sama w to nie wierzyłam.

Postawiłam kwiaty, zapaliłam ogień i przez chwilę po prostu patrzyłam na jego imię wyryte w kamieniu. Westchnęłam ciężko. Właśnie wtedy usłyszałam za sobą ten głos – suchy, twardy, znajomy.

– No proszę. Nie sądziłam, że jeszcze tu przychodzisz.

Odwróciłam się powoli. Grażyna. W czarnym płaszczu, z twarzą jak z kamienia. Przez chwilę chciałam po prostu odejść, ale jej spojrzenie zatrzymało mnie w miejscu.

– Przyszłam z synem. To przecież jego ojciec – odparłam spokojnie.

– Ojciec? – prychnęła. – Dobre sobie.

Zamrugałam, próbując zachować spokój. Antoś przywarł do mnie, jakby wyczuwał napięcie.

– Nie róbmy tego tutaj, dobrze? – poprosiłam cicho. – Dla niego.

– Dla niego?! – głos Grażyny podniósł się. – Ty się od niego odwróciłaś, rozwaliłaś mu życie, a teraz udajesz świętą matkę Polkę.

Czułam, jak palce drżą mi na uchwycie torebki. Nie chciałam sceny. Nie przy grobie. Nie przy dziecku. Ale jej słowa wbijały się we mnie jak szpilki.

– Wystarczy Grażyna – szepnęłam. – Przyszłam tu w spokoju.

– Spokój? Ty i spokój? – zakpiła. – Nie zasługujesz, żeby tu stać.

Patrzyłyśmy na siebie długo. I wiedziałam już, że to spotkanie nie skończy się tylko na słowach.

Zrobiła szopkę na cmentarzu

Chwyciłam Antosia za rękę i ruszyłam w stronę alejki, ale Grażyna dogoniła mnie po kilku krokach.

– Uciekasz, jak zawsze? – rzuciła jadowicie. – Zawsze łatwiej ci było odwrócić się plecami, niż spojrzeć prawdzie w oczy.

Zatrzymałam się. Czułam, jak we mnie wrze. Antoś spojrzał na mnie niepewnie, a ja tylko pogładziłam go po głowie. Nie chciałam, żeby słyszał, co za chwilę padnie. Kiedy jego małe kroki oddaliły się między grobami, odwróciłam się do niej.

– Czego chcesz? – zapytałam cicho. – Przecież nie przyszłam tu się kłócić.

Chcę, żebyś przestała udawać niewiniątko – syknęła. – Całe życie robiłaś z mojego Damiana potwora, a to ty go doprowadziłaś go na dno. Zawsze go kontrolowałaś, męczyłaś pretensjami.

– On sam siebie doprowadził to tego, Grażyno. Kobiety, kłamstwa... – głos mi zadrżał. – A ty przez lata udawałaś, że tego nie widzisz.

Zaczerwieniła się, jakby uderzyłam ją w twarz.

Nie waż się mówić o moim synu w ten sposób! – krzyknęła. – Ty nawet nie wiesz, czy Antoś naprawdę jest jego dzieckiem!

Poczułam, jak robi mi się gorąco. Te słowa słyszałam już kiedyś – od Damiana, kiedy wracał po kolejnej nocy nieobecności, śmierdzący cudzym perfumami.

– Jak śmiesz... – wyszeptałam.

– Wiem, że to nie przypadek, że zaraz po ślubie byłaś w ciąży. Zanim Damian zdążył się zorientować, że to nie on!

– To kłamstwo! – wybuchnęłam. – Zawsze byłam mu wierna, nawet wtedy, gdy on miał pół miasta w swoim łóżku!

W oczach Grażyny zobaczyłam satysfakcję. Trafiła, gdzie chciała. Wszystkie te lata, gdy próbowałam udowodnić swoją niewinność, wróciły z hukiem. Czułam się znowu jak ta młoda dziewczyna, która błaga o zrozumienie i nikogo to nie obchodzi.

Odejdź, zanim powiem coś, czego będę żałować – syknęłam.

– Już za późno, Klaudio – odpowiedziała chłodno.

Zacisnęłam dłonie w pięści, czując, że jeszcze chwila, a stracę nad sobą kontrolę.

Puściły mi nerwy

Zatrzymałam się gwałtownie.

– Dość! – krzyknęłam. – Pani nawet nie wie, jak wyglądało nasze życie! Damian był twoim ideałem tylko dlatego, że nigdy z nim pani nie mieszkała!

– Przestań kłamać! – jej głos odbił się echem między grobami. – Mój syn był dobrym człowiekiem!

– Dobrym? – zaśmiałam się gorzko. – On mnie upokarzał i zostawiał samą z dzieckiem, kiedy bawił się z kolejną „dobrą znajomą”. I ty o tym wiedziałaś.

Wokół zapadła cisza. Ludzie przystanęli, ktoś nawet szeptał coś. Grażyna pobladła, lecz zaraz uniosła głowę.

Kłamiesz. Robisz to, żeby się wybielić. Zawsze szukałaś współczucia. Może i jego śmierć była ci na rękę, co? – syknęła.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie były ze smutku – z wściekłości.

– Niech pani się wreszcie zamknie! – wrzasnęłam. – Nie masz pojęcia, co przeszłam. Kiedy on znikał na dwa dni, ja udawałam przed Antosiem, że tata ciężko pracuje!

– Przestań! – Grażyna wstrząsnęła głową, ale już bez tej pewności siebie. – Mój syn cię kochał!

– Nie. On kochał tylko siebie.

Wzięłam Antosia za rękę – zdążył wrócić, przestraszony wrzawą – i ruszyłam w stronę bramy.

Zostaw mojego wnuka! – krzyknęła za mną. – On powinien być ze mną, nie z taką kobietą jak ty!

Odwróciłam się po raz ostatni.

– Nigdy więcej go nie zobaczysz – powiedziałam cicho. – Nie pozwolę, żebyś raniła jeszcze jego.

I odeszłam, czując, jak cały cmentarz patrzy mi w plecy.

Syn był wystraszony

W domu panowała cisza, ale we mnie wszystko krzyczało. Rzuciłam klucze na stół, usiadłam na kanapie i przez chwilę tylko patrzyłam w okno. Ręce mi drżały, gardło miałam ściśnięte tak, że ledwo mogłam oddychać. Antoś siedział obok, skulony, z oczami pełnymi łez.

Mamusiu, dlaczego babcia była taka zła? – zapytał cicho.

– Bo czasem dorośli nie umieją poradzić sobie ze smutkiem – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że to kłamstwo.

Przytulił się do mnie i zasnął, a ja patrzyłam, jak jego rzęsy drgają, jakby śnił coś niepokojącego. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na łzy. Tyle lat starałam się nie wracać do przeszłości, a Grażyna jednym zdaniem otworzyła stare rany. Po chwili chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Ewy.

– No i co? – zapytała bez wstępów. – Spotkałaś ją?

– Tak – wyszeptałam. – I oczywiście zrobiła awanturę. Przed ludźmi.

– Wiedziałam... Klaudia, ty się nigdy od niej nie uwolnisz, jeśli pozwolisz jej mieszać w twoim życiu.

– Myślisz, że nie próbuję? Ale dziś... powiedziała coś okropnego. Że Antoś może nie być Damiana.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– A... jest? – spytała ostrożnie Ewa.

Serce mi ścisnęło.

Oczywiście, że jest! – odpowiedziałam odruchowo.

Ale słowa Grażyny i to pytanie Ewy uderzyły we mnie jak echo przeszłości. Przed oczami stanęły mi tamte dni, kiedy z Damianem już się od siebie oddalaliśmy, a ja… pozwoliłam sobie na kilka rozmów z kimś, kto wtedy wydawał się ucieczką od wszystkiego. Nic się między nami nie wydarzyło, ale wspomnienie tego spojrzenia wciąż parzyło.

– Nie wiem, po co ona to powiedziała – szepnęłam. – Ale chyba muszę to sprawdzić. Dla świętego spokoju.

Patrzyłam na śpiącego Antosia i wiedziałam, że Ewa ma rację.

Zrobiłam to dla świętego spokoju

Nie spałam całą noc. W głowie kotłowały mi się słowa Grażyny i pytanie Ewy. Każde odbijało się echem w ciszy mieszkania. O drugiej w nocy wstałam, podeszłam do lustra w łazience i długo patrzyłam na swoje odbicie. Twarz, którą widziałam, była zmęczona, ale nie obca.

Muszę wiedzieć – powiedziałam do siebie na głos. – Nie dla niej. Dla siebie.

Następnego dnia pojechałam do kliniki. Pobranie próbek trwało kilka minut. Kobieta w białym fartuchu uśmiechała się łagodnie, jakby chciała powiedzieć: „Nie pani pierwsza i nie ostatnia”. Ale ja czułam się tak, jakbym zdradzała własną przeszłość. Czas między oddaniem próbek a odebraniem wyników ciągnął się jak wieczność. Próbowałam żyć normalnie – praca, przedszkole, obiady – ale każda chwila była podszyta niepokojem. W nocy śnił mi się Damian. Stał w drzwiach, z tym swoim chłodnym uśmiechem, i mówił: „Nie wiesz, komu urodziłaś dziecko.” Budziłam się zlana potem.

Wreszcie zadzwonił telefon. „Wyniki do odbioru.” Pojechałam od razu, jakbym bała się, że jeśli zwlekę, odwaga ucieknie. W poczekalni czekało kilka osób, ale ja niczego nie widziałam ani nie słyszałam. Wynik przeczytałam w samochodzie. Zgodność potwierdzona. Damian był ojcem Antosia. Przez chwilę nie czułam nic – tylko pustkę. Potem przyszła fala – łzy, złość, śmiech, wszystko naraz. Wieczorem zadzwoniłam do Ewy.

– I co? – zapytała.

– Był jego – wyszeptałam. – Zawsze był.

– No to teraz możesz wreszcie zamknąć ten rozdział.

– Nie – odparłam. – Nie zamknę. Ona wciąż chce mnie gnębić.

Wyjęłam z torebki list, który dostałam tego samego dnia – wezwanie z sądu rodzinnego. Grażyna wystąpiła o prawo do kontaktu z wnukiem. Spojrzałam na Antosia bawiącego się klockami. Wiedziałam, że nie oddam go w jej ręce. Nie po tym, jak przez lata zatruwała nasze życie.

Tym razem to ja będę walczyć – powiedziałam półgłosem. – O nasz spokój.

Klaudia, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama