Reklama

Grudzień to wyjątkowy miesiąc, kiedy pieniądze magicznie znikają z portfela w zaskakująco szybkim tempie. Zorganizowanie Wigilii jest sporym wyzwaniem finansowym, a jak na złość kolacja zawsze odbywa się u nas. W tym roku postanowiłam zaoszczędzić, bo szczerze powiedziawszy, wolę pójść do kosmetyczki niż urabiać się po łokcie, żeby wszystkim dogodzić.

Reklama

Wszystko robiłam sama

Ciężar przygotowania wigilijnej kolacji spada w szczególności na mnie, bo to ja uwijam się przy garach. Uważam, że to nie w porządku – zwłaszcza że moja matka, teściowa i bratowa nawet nie raczą zapytać, czy mogłyby w czymś pomóc. Wielce zadowolone przychodzą na gotowe, a ja, zamiast cieszyć się świętami, dosłownie padam ze zmęczenia.

Wsparcia nie mam również w mężu, bo on uważa taki porządek rzeczy za jak najbardziej naturalny. Mam tego po dziurki w nosie, dlatego w tym roku postanowiłam pójść na łatwiznę. Barszcz będzie z torebki, a pierogi i sernik z dyskontu. Sałatkę jarzynową kupię gotową, podobnie jak śledzie.

Nie ma opcji, abym spędziła w kuchni długie godziny. Zaoszczędzone pieniądze i czas postanowiłam przeznaczyć na fryzjerkę i stylistkę paznokci. To nieprawda, że gotowce zawsze wychodzą drożej.

Mąż był trochę zdziwiony, że nie wzięłam w pracy urlopu, aby się ze wszystkim wyrobić. Nic jednak nie powiedział. Dopiero gdy zobaczył w lodówce kilka paczek z pierogami, uznał za stosowne zareagować.

– Przecież do tej pory sama je lepiłaś – oznajmił ze zdumieniem.

– Owszem, ale nie mam na to czasu – nie zamierzałam mu się tłumaczyć, bo i tak by niczego nie zrozumiał.

– A co ty w takim bojowym nastroju jesteś? Coś się stało?

– Nie, nic, wszystko w porządku – skłamałam, uśmiechając się promiennie.

– Wydawało mi się, że lubisz święta.

To była klęska

Już miałam na końcu języka coś w stylu „masz rację, wydaje ci się”, ale w porę się w niego ugryzłam. Może i dla niego Boże Narodzenie to fajny czas, bo specjalnie się nie narobi. Jego zaangażowanie kończy się przeważnie na ubraniu choinki i odkurzeniu mieszkania – a tyle się przy tym nagada, że uszy normalnie więdną.

Miałam świadomość tego, że dania zaserwowane rodzinie podczas wigilijnej kolacji nie są wybitne. Barszcz z proszku nie może się równać do ugotowanego samodzielnie, ale cóż. Chciałam, aby wyszło jak najtaniej.

W praktyce jedzenie okazało się katastrofą. Miny gości mówiły same za siebie. Wiedziałam, że poległam, bo to była totalna klęska. Teściowa siedziała niczym kołek – była tak zniesmaczona, że z trudem dotrwała do końca kolacji bez dodania przysłowiowych paru groszy od siebie. Jednak kiedy poszłam do kuchni pokroić ciasto, nie wytrzymała i pobiegła za mną.

– Wybacz, że to powiem, ale to było potworne. Czym ty nas nakarmiłaś?

Było mi głupio, ale nie zamierzałam dać tego po sobie poznać – nie po to, żeby ta roszczeniowa baba miała satysfakcję. Nie lubiłam teściowej. Była wścibska i apodyktyczna. Nie daj Boże, żeby cokolwiek ułożyło się nie po jej myśli.

Mieli pretensje

– No cóż – wzruszyłam ramionami – wyszło, jak wyszło.

– To było obrzydliwe. Nie masz za grosz szacunku do ludzi.

– Skoro tak uważasz, to twoja sprawa.

– Nie jestem świnią, żeby mi dawać pomyje do jedzenia.

– A ja nie jestem robotem i waszą służącą.

Prychnęła wyniośle i opuściła kuchnię. Tonem nieznoszącym sprzeciwu zakomunikowała swemu mężowi, że wychodzą i że jej noga więcej tu nie postanie. Nie uznałam za stosowne wyjść jej na pożegnanie, zwłaszcza że pozostali goście też się od razu zwinęli.

Wiem doskonale, że teściowa po grobową deskę będzie mi wypominać tegoroczną Wigilię. Z jednej strony przyprawiało mnie to o dyskomfort, a z drugiej miałam pewną satysfakcję. Rodzina jest duża. Dlaczego nikt inny nie może urządzić u siebie Wigilii, tylko ja jestem nieustannie obarczana tym wątpliwym zaszczytem?

Nie miałabym nic przeciwko przygotowaniu kolacji, ale pod warunkiem, że odbywałoby się to na sprawiedliwych zasadach. Słyszałam, jak Adam rozmawia z matką – zapewne mu się żaliła, że wziął za żonę nieodpowiednią kobietę i teraz wszyscy muszą cierpieć z tego powodu. Mąż, jakże by inaczej, też był na mnie obrażony. Zachowywał się tak, jakbym wyrządziła mu wielką krzywdę.

Nie rozumieli mnie

Po Wigilii całe zakupione jedzenie wylądowało w koszu na śmieci, a ja się zbuntowałam i oznajmiłam, że nie będę gotować. W drugi dzień świąt Adam ostentacyjnie zabrał dzieci i pojechał z nimi na obiad do mamusi, a ja zostałam w domu.

Nie rozmawialiśmy przez następnych kilka dni. Szłam w zaparte i przysięgłam sobie, że bez względu na okoliczności pierwsza się nie odezwę. Mąż nie wytrzymał i przerwał ciszę.

– Czy masz pojęcie, jaką przykrość sprawiłaś mojej matce i innym? – powiedział co prawda spokojnie, ale z wyrzutem.

Posłałam mu pełne dezaprobaty spojrzenie.

– A czy wam przyszło do głów, że co roku jestem wykończona po takim maratonie w kuchni? Za kogo niby mnie macie, woła roboczego?

– Jak są święta, to chyba oczywiste, że jest więcej pracy.

Nie wytrzymałam

Te słowa podziałały jak zapalnik – i tak przypominałam bombę z opóźnionym zapłonem. Do głosu doszła złość, która się gromadziła we mnie przez długi czas. Nie szczędziłam Adamowi wyrzutów.

Żal popłynął szerokim strumieniem. Wywaliłam to, co zalegało mi na wątrobie. Mąż w pewnej chwili przestał polemizować i słuchał mych wywodów niczym potulna owieczka. Na koniec rozpłakałam się i resztę dnia spędziłam w sypialni.

Dopiero wieczorem Adam zdobył się na odwagę, żeby zagadać.

– Wiesz – usiadł obok mnie – masz rację. Czuję się jak idiota.

– Może i ten cyrk w tym roku był zbędny, ale ja już dłużej tak nie mogłam.

– Nie przypuszczałem, że to aż tyle kosztuje i nie mówię wyłącznie o pieniądzach.

– No to się dowiedziałeś.

Porozmawialiśmy szczerze i od serca, jak na początku naszej znajomości, gdy stan zakochania dodawał skrzydeł. Adam obiecał poprawę oraz to, że pogada z matką. Ja natomiast zapowiedziałam, że w przyszłym roku z przyjemnością wybiorę się do niej na Wigilię.

Edyta, 37 lat

Reklama

Czytaj także:
„Teściowa na Święta przemówiła ludzkim głosem. Prawie zadławiłam się karpiem, gdy zadała mi ważne pytanie”
„Dziadek nie wylewał za kołnierz, nie mógł się powstrzymać nawet w Wigilię. Dął mi pustą kopertę, bo butelka była ważniejsza”
„Ledwo pochowałam męża, a teściowa już zarządza moją przyszłością. To, co mi zaproponowała, nie mieści się w głowie”

Reklama
Reklama
Reklama