„Chciałam zaimponować przyszłym teściom, więc upiekłam placek z jabłkami. Zupełnie nie spodziewałam się ich reakcji”
„Westchnęłam i zaczęłam kroić jabłka. Starałam się robić to równo, w równym tempie, ale dłoń mi drżała. W tle leciało radio, ale nie słuchałam, co mówią. Miałam wrażenie, że całe moje ciało skupiło się wyłącznie na tym, by nie zepsuć niczego”.

- Redakcja
Nie wiem, czy to kwestia wychowania, czy po prostu taka już byłam, ale zawsze chciałam wypaść idealnie. Może właśnie dlatego tak rzadko zapraszałam ludzi do siebie, bo bałam się, że zauważą kurz na parapecie albo że herbata będzie za słaba.
Stresowałam się
Michał się z tego śmiał. Mówił, że za bardzo się przejmuję, że ludzie mnie lubią taką, jaka jestem. Ale jakoś trudno mi było w to uwierzyć. Zwłaszcza wtedy kiedy miałam poznać jego rodziców, moich przyszłych teściów. Matkę, która – z tego, co słyszałam – potrafiła jednym spojrzeniem sprawić, że człowiek czuł się jak źle wyprasowana koszula. I ojca, który co prawda niewiele mówił, ale za to wszystko widział. No właśnie: wszystko.
– Może być trochę sztywno – ostrzegł mnie Michał, kiedy siedzieliśmy rano w kuchni i jedliśmy jajecznicę. – Ale nie przejmuj się. Moi rodzice są po prostu… specyficzni.
– Co to znaczy „specyficzni”? – spytałam, próbując nie panikować, a już na pewno nie pokazać tego po sobie.
– No wiesz… mama nie jest z tych, co rzucają się na szyję i piecze sernik z radości, że mają gościa. Bardziej analizuje, obserwuje. Ale tata cię polubi. On lubi ludzi, którzy są cicho – dodał z półuśmiechem.
Zaśmiałam się przez zaciśnięte zęby.
– Śmieszne.
Chciałam wypaść dobrze
Wiedziałam, co muszę zrobić: wygrać ich przez żołądek. Tak jak pisała blogerka kulinarna, której przepis właśnie miałam zamiar wykorzystać: „To nie tylko ciasto, to wyraz troski. Słodka szarlotka z nutką wanilii – idealna na przełamanie lodów z przyszłą teściową”.
Postanowiłam zrobić coś więcej niż zwykłą szarlotkę. Miała to być szarlotka z karmelizowanymi jabłkami, wanilią i kruszonką, którą się wspomina latami. Taka, po której przyszła teściowa westchnie z uznaniem, może nawet się uśmiechnie. Przez cały poranek planowałam, jak to zrobię. Przejrzałam piętnaście przepisów, wypisałam sobie składniki, zrobiłam zakupy. Odłożyłam masło, żeby miało odpowiednią temperaturę. Założyłam fartuch i wzięłam głęboki wdech.
Westchnęłam i zaczęłam kroić jabłka. Starałam się robić to równo, w równym tempie, ale dłoń mi drżała. W tle leciało radio, ale nie słuchałam, co mówią. Miałam wrażenie, że całe moje ciało skupiło się wyłącznie na tym, by nie zepsuć niczego.
– Pachnie pięknie – powiedział Michał, zaglądając do kuchni.
Miało być idealnie
Miał na sobie ciemny sweter, który wyjątkowo dobrze na nim leżał. Uśmiechnął się, a ja skinęłam głową.
– Nie przesadzasz trochę? – dodał, widząc moje spięcie.
– To ważne – odpowiedziałam cicho. – Chcę, żeby dobrze mnie odebrali. Chcę, żeby twoja mama… żeby poczuła, że się staram.
– Nie musisz niczego udowadniać. Jesteś świetna taka, jaka jesteś – mruknął, podchodząc do mnie i całując mnie w skroń. Ale ja nie potrafiłam tego przyjąć.
Dodałam przyprawy, dokładnie według przepisu. Włączyłam mikser, po czym przełożyłam ciasto do formy, starając się rozsmarować je równomiernie. Na końcu posypałam kruszonką. Wyglądało naprawdę idealnie.
Wstawiłam blaszkę do piekarnika, zamknęłam drzwiczki i nastawiłam minutnik. Wtedy pozwoliłam sobie usiąść. Spojrzałam na Michała, który siedział przy stole z kubkiem kawy. Uśmiechnął się do mnie, ale ja odwzajemniłam uśmiech tylko połowicznie.
Byłam bardzo spięta
Nakryłam stół godzinę wcześniej. Biały obrus, lniane serwetki, talerze, które wyciągałam tylko na wyjątkowe okazje. Michał pomagał mi ustawić kieliszki, ale widziałam, że robi to tylko po to, żeby mnie trochę uspokoić.
– Będzie dobrze – powiedział. – Moja mama nie jest potworem, tylko wygląda, jakby była.
Uśmiechnęłam się krzywo, poprawiając sztućce. Punktualnie o siedemnastej usłyszałam dzwonek. Michał podszedł do drzwi, otworzył, i zaraz do przedpokoju weszli jego rodzice. Ona z elegancką torbą prezentową, on z rękami w kieszeniach.
– Dzień dobry – powiedziałam, starając się, by głos mi nie zadrżał.
Jego matka podała mi rękę i skinęła głową z lekkim uśmiechem. Ojciec tylko cicho mruknął „dobry wieczór”. Zabraliśmy się do podawania obiadu. Michał nalewał zupę, ja biegałam między kuchnią a jadalnią. Z grzeczności jego matka pytała o pracę, o mieszkanie, o okolicę. Odpowiadałam uprzejmie, ale w środku cały czas byłam spięta. Oceniała mnie, czułam to. Jakby każde moje słowo było analizowane.
Nie mogłam uwierzyć
Po daniu głównym wniosłam szarlotkę. Pochwaliłam się, że piekłam sama, z nowego przepisu.
Matka Michała wzięła talerzyk, spojrzała na ciasto i sięgnęła po widelec. Michał spojrzał na mnie z uśmiechem. Przyszły teść milczał. Teściowa spróbowała i wtedy zrobiło się cicho.
Nie mówiła nic. Przełknęła, odłożyła widelec i spojrzała w moją stronę. Przez moment nie wiedziałam, czy mam udawać, że nie widzę, czy od razu zacząć przepraszać. Coś było nie tak.
– Pierwsze ciasto, jakie zrobiłam dla mojego męża… też było słone – powiedziała w końcu spokojnie, unosząc wzrok. – Pomyliłam słoiki z nerwów.
Jej mąż parsknął pod nosem. Michał spojrzał na mnie z uśmiechem.
– No i widzisz? Rodzinne tradycje – rzucił lekko.
Zapanowała cisza, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem, nawet teściowa. A ja poczułam, jak coś we mnie puszcza. Zaparzyłam herbatę i wróciłam do stołu. Michał kroił kolejne kawałki ciasta, choć nikt już nie miał ochoty na więcej. Teść zaczął opowiadać, jak kiedyś przypalił jajecznicę tak bardzo, że patelnia nadawała się tylko do wyrzucenia. Teściowa uśmiechała się pod nosem, a ja ich obserwowałam w milczeniu.
A jednak się udało
Nie byli tacy, jakich sobie wyobrażałam. Nie trzymali się sztywno, nie oceniali każdego mojego gestu. Po prostu byli sobą i właśnie to przynosiło mi ulgę. Siedziałam na brzegu krzesła, ale już nie z powodu spięcia. Po prostu słuchałam. Świat nie runął. Szarlotka była słona, a mimo to nie zostałam skreślona. Byłam tu, w ich towarzystwie, bez udawania. I po raz pierwszy od wielu dni… było mi lekko.
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, oparłam się o ścianę i wypuściłam powietrze. Michał podszedł do mnie z uśmiechem.
– Było dobrze – powiedział. – Naprawdę.
– Nawet ze słoną szarlotką?
– Zwłaszcza z nią – odparł i pocałował mnie w czoło. – Myślę, że mama cię polubiła. Choć pewnie nigdy tego nie powie wprost.
Usiedliśmy razem na kanapie. Na stole została połowa ciasta. Michał odłamał kawałek kruszonki i zjadł.
– Za rok upieczesz znowu – rzucił z przekąsem. – Ale może tym razem spróbujemy tej wersji z cukrem?
Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam.
– A może nie? Może to będzie nasz nowy rytuał?
I wtedy zrozumiałam, że nie muszę być idealna, by być kochana. Nawet słona szarlotka może mieć swój urok, jeśli towarzyszy jej trochę śmiechu, wyrozumiałości i… akceptacji.
Agnieszka, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na szkolnej wywiadówce opadła mi szczęka. Gdy nauczycielka mówiła o moim synu, byłam pewna, że się pomyliła”
- „Moja córka całkiem o mnie zapomniała. Sama popija matchę na Malediwach, a mnie stać jedynie na najtańszy salceson”
- „Latami harowałem, by syn miał lepsze życie niż ja. Zamiast dumy czuję wstyd, że trzymam w domu magistra na bezrobociu”

