Reklama

Jestem tradycjonalistką i lubię suto zastawiony stół na Boże Narodzenie. Alkohol też mi nie przeszkadza, bo dla mnie to normalne, że człowiek trochę w święta wypije. Uważam, że to najważniejszy okres w całym roku, który trzeba należycie celebrować. Bardzo chciałam pokazać świeżo upieczonej synowej, czym są prawdziwe Święta w moim domu.

Syn mnie zaskoczył

– Zaraz, chwileczkę, czy możesz powtórzyć? – nie wierzyłam w to, co właśnie przed chwilą usłyszałam. – Mówisz mi, że nie przyjedziecie na święta?

– Nie, nie przyjedziemy – potwierdził syn.

Musiałam usiąść, bo miałam wrażenie, że za moment upadnę. Coś takiego w głowie mi się nie mieściło.

– Odkąd to jej rodzina jest ważniejsza niż twoja? – nie kryłam oburzenia, bo naprawdę byłam do głębi wstrząśnięta.

– Właściwie to nie będzie nas w kraju, bo lecimy na nasz zaległy miesiąc miodowy.

To był cios poniżej pasa. Święta są od tego, aby spędzać je w gronie bliskich, a nie szlajać się gdzieś po świecie. Nie ma opcji, abym tak to zostawiła. Co ci młodzi w ogóle sobie myślą i za kogo niby się mają? Już ja z nimi porozmawiam i odpowiednio ich naprostuję.

Synowa ma nie niego zły wpływ

Od samego początku nie podobało mi się, że syn poślubi taką kobietę.
Jestem zdania, że Marta ma zły wpływ na mojego Piotrusia. Nie tak mojego syna wychowałam. Dbałam o to, aby wyrastał w duchu poszanowania dla familijnych tradycji. Był bardzo grzecznym i posłusznym chłopcem, ale to się zmieniło, kiedy wyfrunął z gniazdka na studia. Zmienił się nie do poznania – zwłaszcza odkąd zaczął się spotykać z Martą. Kiedy przedstawił ją mnie i ojcu, nie byłam zachwycona. Przygotowałam wystawny obiad, a ona odmówiła zjedzenia kotleta.

– Doceniam pani starania, ale nie jem mięsa.

Spojrzałam wymownie na syna, ale nie raczył zareagować. Co prawda nałożył sobie schabowego na talerz, ale nie omieszkał wspomnieć, że chyba je za dużo mięsa. Potem było jeszcze gorzej. Podałam ciasto i wyciągnęłam kieliszki, żeby uraczyć wszystkich wiśniówką mojej roboty. Marta poinformowała, że nie pije alkoholu. Piotruś też odmówił, twierdząc, że to niezdrowe. Co to za jakaś idiotyczna moda? Dawniej wszyscy pili, wcinali kotlety aż miło, a teraz nastała moda na wybrzydzanie. To szkodzi, tamto jest za tłuste i tak w kółko. Bacznie przyglądałam się tej całej Marcie, modląc się w duchu o to, żeby syn nie wpadł na pomysł poślubienia jej. Bóg jednak mnie nie wysłuchał, bo kilka miesięcy później ogłosili zaręczyny.

Wesele było idiotyczne

Z weselem też był cyrk, bo przecież nie mogli zorganizować tego w taki sposób, jak się w tym kraju tradycyjnie robi. Nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że Marta nagadała Piotrowi głupot. Oznajmili, że zamiast wesela odbędzie się uroczysty obiad w restauracji – tylko dla najbliższej rodziny i przyjaciół.

Zamarłam, bo co niby miałam w związku z tym powiedzieć dalszym krewnym? W mojej rodzinie nikt do tej pory nie wyciął takiego numeru, a na domiar złego owo nieszczęsne przyjęcie miało być utrzymane w nowoczesnej formule bez alkoholu. Co za idiotyczny wymysł! Na tyle, o ile było to możliwe, usiłowałam przemówić synowi do rozsądku, ale przypominało to walenie grochem w ścianę. Z Martą nie zamierzałam rozmawiać na ten temat, bo to przecież ona, a nie kto inny, nakładł Piotrusiowi bzdur do głowy. Ostrzegłam go przed nią.

– Mamo, za dużo już sobie pozwalasz – syn nie chciał słuchać.

– Ja się tylko o ciebie martwię.

– To w takim razie przestań, bo świetnie potrafię o siebie zadbać – popatrzył na mnie z wyrzutem. – Marta to wspaniała kobieta i trzeba być ślepym, żeby tego nie dostrzegać.

W ostatniej sekundzie ugryzłam się w język. Jeżeli ktoś tu jest ślepy, to na pewno nie ja.

Liczyłam, że będzie po mojej myśli

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Piotr jest zapatrzony w swą żonę niczym w obrazek. Cóż, nie miałam innego wyjścia, jak się z tym pogodzić. Miałam jednak nadzieję, że ta dziewczyna w końcu zrozumie, jakim błogosławieństwem jest dla niej wejście do tej rodziny – zwłaszcza że na ślubie jej rodzice nie byli obecni, co dodatkowo wyostrzyło moją czujność względem niej.

Poza tym nie odpowiedziała na pytanie, dlaczego nie jest mi dane poznać jej matki i ojca. Stwierdziła tylko lakonicznie, że nie ma zamiaru na ten temat rozmawiać. W każdym razie zacierałam ręce na myśl o nadchodzącym Bożym Narodzeniu. Postanowiłam ugościć ją tak, że będzie zbierała szczękę z podłogi. Tymczasem Piotr oświadczył, że lecą do Tajlandii i tam spędzą święta – tylko we dwoje.

Poniosły nas emocje

Wybierając się na pogawędkę z młodymi dotyczącą ich świątecznych planów, miałam naprawdę dobre chęci. Trafiłam jednak na mur niezrozumienia. W pewnym momencie sytuacja wymknęła się spod kontroli, ponieważ Piotra i Martę zbyt mocno poniosły emocje.

– No nie – synowa wstała z kanapy – ja w tym świątecznym cyrku nie będę uczestniczyć.

Nie zważając na moją obecność, wyszła do drugiego pokoju i z tupetem trzasnęła drzwiami. Rozzłoszczona jawnym nieokazaniem mi należnego szacunku, ruszyłam za nią.

– O nie, moja panno, do mnie się tak odzywać nie będziesz.

– Mamo – dłoń syna zacisnęła się na mym ramieniu – czas, żebyś już poszła do domu.

Tego było za wiele. Rodzony syn kazał mi opuścić mieszkanie, którego na pewno by nie miał, gdyby nie ja i ojciec. Wykrzyczałam, co sądzę o jego żonie i ich małżeństwie, a także wyjeździe za granicę w Boże Narodzenie. Bóg jeden mi świadkiem, że chciałam być miła i udowodnić synowej, jak wielkie spotkało ją szczęście.

Zrobiło mi się wstyd

Młodzi nie ustąpili i wybrali się na wczasy. Mnie pozostał jedynie niesmak, ponieważ musiałam tłumaczyć się przed rodziną, dlaczego przy wigilijnym stole nie ma Piotra i jego małżonki. Robiłam dobrą minę do złej gry, niemniej w głębi ducha czułam się urażona i zraniona. Syn nie odzywał się, więc i ja podjęłam decyzję o milczeniu. Jednakże któregoś styczniowego dnia Piotr złożył mi niezapowiedzianą wizytę.

– Tak dalej nie może być – zapowiedział już w progu. – Musimy poważnie porozmawiać.

Zaprosiłam go do salonu i zaparzyłam herbatę.

– Chcesz coś zjeść? – zapytałam.

– Nie, dziękuję, nie jestem głodny.

– O co chodzi w takim razie? – wierciłam się niecierpliwie w fotelu.

– Mamo, nie życzę sobie, abyś w taki sposób traktowała Martę. Ostrzegam, że jeśli nie zmienisz nastawienia, zerwiemy kontakty.

To brzmi niedorzecznie – westchnęłam.

– Nie wiem, może i tak – Piotr wzruszył ramionami – ale zapewniam cię, że słowa dotrzymam.

Dostrzegłam upór w jego oczach i pojęłam, że nie żartuje. Nie chciałam stracić syna, ale z drugiej strony nie umiałam pogodzić się z tymi modnymi trendami, jakie za wszelką cenę Marta pragnęła nam narzucić.

– Ona niczego nikomu nie narzuca, a ty oceniasz książkę po okładce.

Zrobiło mi się wstyd

Wyznał, że się zgodziła na ujawnienie pewnych informacji. Otóż jej ojciec miał problem z alkoholem, a matka wybrała pijaka, zamiast stanąć po stronie dzieci. Święta kojarzyły się Marcie z wódką i awanturami, dlatego nie znosiła żadnych tego typu spędów. Alkoholizm ojca i głębokie współuzależnienie matki były powodami, dla których nie zostali zaproszeni na ślub i wesele. Marta świadomie zerwała z nimi relacje. Piotr dodał, że jemu też się nie podoba wyciąganie butelek z procentowymi trunkami przy każdej możliwej okazji i że nigdy go to nie zachwycało.

– Jako dzieciak nic do gadania nie miałem, ale nie jestem już chłopczykiem – skwitował.

Poprosił, abym na przyszłość miała to wszystko na uwadze i potrafiła uszanować cudzą wolę. Poczułam wstyd, ponieważ nie przypuszczałam, że to dla niego takie ważne. Chyba po raz pierwszy ciepło pomyślałam o synowej i zrobiło mi się jej autentycznie szkoda.

Maria, 58 lat

Czytaj także: „Chciałam choć raz przeżyć romantyczne święta z mężem, ale teściowa nie dała nam żyć. Nigdy nie zapomnę jej słów”
„Dzieci myślały, że puste miejsce przy stole to głupia rodzinna tradycja. Pokazałam im, ile może dla kogoś znaczyć”
„Żona rzucała się na facetów jak na świąteczne pierogi. Bezczelnie wmawiała mi, że to moja wina”

Reklama
Reklama
Reklama