„Chciałam od teściowej przepis na pączki na tłusty czwartek, ale mnie wyśmiała. Mam sobie na niego zasłużyć”
„– Ty? Moje pączki? – uniosła brwi z rozbawieniem. – Trzeba sobie na nie zasłużyć, kochana. Zrobiło mi się gorąco. Upokorzenie ścisnęło gardło, ale uśmiechnęłam się blado. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten Tłusty Czwartek stanie się momentem, w którym raz na zawsze zdecyduję, gdzie jest moje miejsce w tej rodzinie”.

- Redakcja
Tłusty Czwartek od zawsze kojarzył mi się z ciepłem, zapachem smażonego ciasta i śmiechem przy kuchennym stole. W moim domu to był dzień, kiedy wszyscy zbierali się razem, a mąka unosiła się w powietrzu niczym śnieg. Ale odkąd wyszłam za mąż, ten dzień nabrał innego znaczenia – stał się polem bitwy.
Teściowa była mistrzynią
Moja teściowa, Krystyna, była prawdziwą królową kuchni. Jej pączki owiane były legendą, a przepis stanowił pilnie strzeżoną tajemnicę, przekazywaną jedynie wybranym. Gdy w tym roku postanowiłam upiec je sama i poprosiłam ją o recepturę, roześmiała się tak, że aż mnie zatkało.
– Ty? Moje pączki? – uniosła brwi z rozbawieniem. – Trzeba sobie na nie zasłużyć, kochana.
Zrobiło mi się gorąco. Upokorzenie ścisnęło gardło, ale uśmiechnęłam się blado. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten Tłusty Czwartek stanie się momentem, w którym raz na zawsze zdecyduję, gdzie jest moje miejsce w tej rodzinie.
Mąż nie widział problemu
Przez resztę dnia słowa teściowej dudniły mi w głowie. Trzeba sobie zasłużyć. Jakby bycie żoną jej syna, wspólne święta, pomoc w domu i troska o rodzinę nie były wystarczające. Jakby pączki były jakimś świętym Graalem, do którego dostęp miały tylko wybrane.
Wieczorem siedziałam w kuchni, przewracając kartki starego zeszytu z przepisami mojej mamy. Miała rękę do słodkości, ale nigdy nie robiła pączków – zawsze mówiła, że to wymaga cierpliwości i wprawy. Może teściowa miała rację? Może faktycznie nie byłam gotowa?
– Co tak siedzisz? – zapytał mój mąż, wchodząc do kuchni.
Spojrzałam na niego z mieszaniną złości i bezsilności.
– Twoja matka powiedziała, że nie zasłużyłam na jej przepis na pączki – burknęłam, stukając paznokciami o blat.
Marek westchnął, jakby ten temat już go zmęczył, choć ledwo go zaczęłam.
– Oj, daj spokój, wiesz, jaka jest. To jej sposób na bycie… – zawahał się, szukając odpowiedniego słowa.
– Wredną? – podpowiedziałam, krzyżując ręce.
– Chciałem powiedzieć tradycyjną – odparł z lekkim uśmiechem, ale nie odwzajemniłam go.
Nie rozumiał, jak bardzo mnie to zabolało. Jak mogło mnie nie zaboleć? Chciałam być częścią tej rodziny, a ona jasno dała mi do zrozumienia, że jeszcze na to nie zasługuję.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam w ciemnościach, myśląc o wszystkim, co zrobiłam, by udowodnić teściowej, że jestem „wystarczająca”. Może nie byłam idealna, ale czy naprawdę trzeba przejść jakiś test, by dostać głupi przepis na pączki?
Spróbowałam jeszcze raz
Z samego rana stanęłam pod drzwiami teściowej, czując w żołądku mieszankę determinacji i irytacji. Przyszłam tu z misją – nie zamierzałam się wycofać.
Krystyna otworzyła drzwi, ubrana w swój codzienny fartuch, z dłońmi oprószonymi mąką. Wnętrze jej kuchni pachniało ciepłym ciastem i smażonym masłem. Czyli już zaczęła.
– Oho, kogo my tu mamy – powiedziała, opierając się o framugę. – Czego chcesz tak wcześnie?
– Przyszłam zapytać jeszcze raz – odpowiedziałam pewnie, choć w środku cała się gotowałam. – O przepis.
Uśmiechnęła się kpiąco.
– A jednak cię to gryzie.
Nie zaprzeczyłam.
– Dlaczego nie możesz mi go po prostu dać? – zapytałam, zaciskając pięści. – To tylko pączki.
– Tylko* pączki – Jej ton stał się chłodniejszy. – Widzisz, kochana, to nie jest zwykły przepis. To tradycja. A tradycji nie oddaje się komuś, kto nie rozumie, co ona znaczy.
– Czyli muszę sobie zasłużyć? – powtórzyłam jej własne słowa.
– A zasłużyłaś? – uniosła brew.
Posprzeczałyśmy się
Coś we mnie pękło.
– A jak miałabym to zrobić? Gotuję dla twojego syna, pomagam wam w święta, staram się być dobrą żoną. Ile jeszcze mam zrobić, żebyś przestała traktować mnie jak obcą?
Przez chwilę milczała, patrząc na mnie uważnie.
– Może nie chodzi o to, co robisz – powiedziała w końcu. – Może chodzi o to, kim jesteś.
Jej słowa uderzyły mnie mocniej, niż byłam gotowa przyznać. Stałam tam, czekając na wyjaśnienie, ale ona tylko wzruszyła ramionami i wróciła do kuchni.
Zostałam sama w korytarzu. A potem, zamiast wrócić do domu, zrobiłam coś, czego nawet się po sobie nie spodziewałam.
Podsłuchałam rozmowę męża
Następnego dnia, kiedy krzątałam się po kuchni, usłyszałam, jak Marek rozmawia przez telefon w salonie. Nie chciałam podsłuchiwać, ale kiedy usłyszałam imię teściowej, odruchowo zastygłam w miejscu.
– Mamo, po co ci to całe zamieszanie z przepisem? – Marek brzmiał na poirytowanego. – Nie mogłabyś po prostu jej go dać?
Serce zaczęło mi bić szybciej. Oparłam się o ścianę, wsłuchując się w głos Krystyny, który mimo przytłumienia brzmiał pewnie i sucho.
– Bo to nie chodzi o przepis, Marek – powiedziała. – Myślisz, że nie widzę, jak ona się stara? Jak desperacko chce udowodnić, że pasuje do naszej rodziny?
Ścisnęło mnie w żołądku.
– No właśnie – odpowiedział mój mąż. – Czy to coś złego?
Nastała chwila ciszy, po czym Krystyna westchnęła ciężko.
– Nie chodzi o to, że to coś złego. Po prostu ona się stara za bardzo. Myśli, że jak nauczy się piec pączki według mojego przepisu, to stanie się częścią rodziny. A ja nie chcę, żeby tak to wyglądało.
Zacisnęłam pięści. Czyli nigdy mnie nie zaakceptuje?
– Wiesz, co mnie w niej drażni? – kontynuowała teściowa. – Że nie ma w sobie tej pewności. Tego… luzu. Gdyby przyszła i powiedziała: „Nie chcesz mi dać przepisu? Trudno, zrobię po swojemu”, to ja sama bym jej go wręczyła. Ale ona? Przychodzi błagać.
Marek milczał przez chwilę.
– Może dlatego, że jej zależy – powiedział w końcu cicho.
– Może – mruknęła Krystyna. – Ale nie można całe życie prosić. Trzeba umieć po prostu wziąć.
Serce biło mi jak szalone. W jednej chwili wszystko stało się jasne. Nie będę prosić. Nie będę błagać. Zrobię to po swojemu.
Byłam zdeterminowana
Tej samej nocy usiadłam przy stole, rozkładając przed sobą zeszyty kucharskie, notatki i wydrukowane przepisy z internetu. Skoro teściowa nie chciała mi dać swojego, zrobię własne pączki. Może nie będą idealne, może nie będą takie jak jej, ale będą moje.
Rano wstałam przed świtem i zaczęłam działać. Zagnieść ciasto – odłożyć do wyrośnięcia. Wyrabiać, aż stanie się elastyczne. Formować kulki, nadziewać konfiturą i zostawić do ponownego wyrośnięcia. Każdy krok wykonywałam z uwagą, jakby od tego zależało coś więcej niż tylko smak słodkich wypieków.
W końcu przyszła chwila prawdy. Rozgrzałam olej i zaczęłam smażyć. Pączki puchły w złociste kule, unosząc się na powierzchni tłuszczu. Pachniały niemal identycznie jak u Krystyny. Kiedy skończyłam, zapakowałam kilka do pudełka i włożyłam płaszcz. Nie zastanawiałam się długo – wiedziałam, co muszę zrobić.
Poszłam do teściowej
Gdy stanęłam pod drzwiami teściowej, serce waliło mi jak szalone. Nacisnęłam dzwonek. Po chwili otworzyła, patrząc na mnie zaskoczona.
– Coś się stało? – spytała ostrożnie.
Wyciągnęłam w jej stronę pudełko.
– Upiekłam pączki – powiedziałam stanowczo. – Po swojemu.
Krystyna spojrzała na mnie, po czym otworzyła wieczko i wyjęła jednego. Przyjrzała mu się uważnie, jakby szukała wad. W końcu wzięła kęs. Cisza przeciągała się nieznośnie. W końcu przełknęła i uniosła brwi.
– No – powiedziała powoli. – Może jednak coś z ciebie będzie.
I wtedy po raz pierwszy poczułam, że naprawdę zaczynam do tej rodziny pasować.
Czułam satysfkację
Patrzyłam, jak Krystyna bierze kolejnego pączka, żując go powoli, jakby analizowała każdy kęs. Nie mówiła nic, a ja wstrzymałam oddech, czekając na jakąś reakcję. Jakiekolwiek słowo. W końcu oblizała palce i spojrzała na mnie z tym swoim przenikliwym spojrzeniem, od którego zawsze czułam się jak uczennica przed surową nauczycielką.
– Nie są złe – powiedziała w końcu.
Tyle. Żadnych pochwał, żadnego uznania. Po prostu nie są złe.
Poczułam, jak coś we mnie się napina, ale… zaraz potem puściło. Bo nagle dotarło do mnie, że nie potrzebuję jej aprobaty. Nie przyszłam tu błagać o uznanie ani zdobywać jej względy. Upiekłam te pączki dla siebie. Żeby pokazać sobie, że potrafię. Uśmiechnęłam się lekko i sięgnęłam po jednego.
– Są dobre – poprawiłam ją, biorąc kęs. Były miękkie, puszyste, idealnie słodkie. Może nie identyczne jak jej, ale nie musiały być.
Krystyna uniosła brew, jakby zaskoczył ją mój ton.
– Może i tak – przyznała niechętnie.
Wstałam i wzięłam pudełko z resztą pączków.
– Zostawię ci kilka. Resztę zabiorę do domu – powiedziałam, zakładając płaszcz.
Teściowa spojrzała na mnie uważnie, po czym uśmiechnęła się kącikiem ust.
– Następnym razem pokażę ci, jak zrobić lepsze.
Nie podziękowałam. Nie musiałam. Bo obie wiedziałyśmy, że właśnie na to zasłużyłam.
Sabina, 30 lat
Czytaj także: „Strzała Amora dopadła mnie w domu seniora. Mam oczy pełne łez, bo oświadczyny nie poszły zgodnie z planem”
„Ojciec obiecał mi milion złotych, jeśli wytrzymam 5 lat z mężem. Udawałam, że nie czuję słodkich perfum jego kochanki”
„Nie chciałem zdradzić ciężarnej żony, ale to było silniejsze ode mnie. Musiałem zaspokoić swój męski instynkt”