„Chciałam naprawić małżeństwo, ale mąż miał inny pomysł. Wybaczyłabym mu romans, ale on zrobił coś znacznie gorszego”
„Mieliśmy problemy, jak każda para po paru latach. Wspólne życie wypala emocje. Kłóciliśmy się, czułam się niezrozumiana, on mówił, że jestem zbyt emocjonalna. Płakałam wtedy często. On siedział, patrzył i mówił, że nie wie, o co mi chodzi”.

Czasem cisza boli bardziej niż krzyk. Zwłaszcza ta, która wypełnia mieszkanie po kolacji, gdy on siada na kanapie, przegląda telefon i milczy, jakby był sam. Ja w kuchni zmywam naczynia. Jeszcze parę lat temu Marek podchodził do mnie w takich chwilach, obejmował, całował, mówił: „Daj, ja to zrobię”. Teraz nie mówi już nic.
Byliśmy na terapii półtora roku temu. Mieliśmy problemy, jak każda para po paru latach. Wspólne życie wypala emocje. Kłóciliśmy się, czułam się niezrozumiana, on mówił, że jestem zbyt emocjonalna. Płakałam wtedy często. On siedział, patrzył i mówił, że nie wie, o co mi chodzi. Anka – nasza terapeutka – była jak kotwica. Słuchała, zadawała pytania, czasem w punkt.
Po terapii było lepiej. Przynajmniej tak mi się wydawało. A teraz Marek wraca późno, mówi, że ma dużo spraw w kancelarii. Pachnie damskimi perfumami, ale zawsze ma jakieś wyjaśnienie.
– Kupiłem mamie na urodziny, testowałem zapach.
To miała być zwykła, luźna sobota. Kolacja u Tomka i jego dziewczyny, trochę wina, żartów, plotek. Marek był w dobrym humorze, przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz. Rozmawiał z Tomkiem o jakiejś sprawie w sądzie, śmiał się, gestykulował. Ja siedziałam obok i patrzyłam, jak bardzo potrafi być czarujący, kiedy chce. Nagle Tomek, w połowie nalewania wina, wypalił:
– No, Marek, gratulacje, stary! Tylko czemu nie powiedziałeś wcześniej, że będziesz ojcem?
W pierwszej chwili nie zrozumiałam, o czym mówi. Marek też się zaciął. Widziałam, jak jego twarz na sekundę zamarła, jakby nie wiedział, co powiedzieć. A potem zaśmiał się, sztucznie, nerwowo.
– Tomek, co ty… O czym ty mówisz?
Tomek spojrzał na mnie, potem znów na Marka i już wiedział, że powiedział za dużo.
– Aaa, nieważne, pomyliło mi się chyba coś… – próbował się wycofać, ale to już było za późno.
Byłam w szoku
Resztę wieczoru spędziłam w ciszy. Śmiałam się, gdy wypadało, kiwałam głową, udawałam, że wszystko gra. Ale nie słyszałam już rozmów. Gdy tylko wyszliśmy z mieszkania Tomka, zapytałam:
– O czym on mówił?
Marek włączył silnik, długo nic nie mówił. W końcu rzucił:
– Tomek to idiota. Chyba coś mu się pomyliło. Nie wiem, może był pijany.
– Ale mówił o tobie. Gratulował ci.
– Naprawdę, nie mam pojęcia – zaczął się śmiać.
– Marek… – spojrzałam na niego. – Coś ukrywasz?
– Nie – odpowiedział zbyt szybko. – Przestań już, naprawdę, nie ma o czym mówić.
Tej nocy nie spałam. Przekręcałam się z boku na bok, a w głowie wciąż słyszałam słowa Tomka. Gratulacje. Dziecko. Marek próbował to obrócić w żart, ale jego śmiech był jakby wyuczony.
Wstałam po trzeciej. Poszłam do kuchni, napiłam się wody, usiadłam na krześle i gapiłam się w ciemność. Zastanawiałam się, co mogłabym zrobić. Przeszukać jego telefon? Przeczytać wiadomości?
Musiałam znać prawdę
Zaczęłam od kalendarza. Marek był typem uporządkowanym, miał wszystko zapisane: rozprawy, spotkania, zebrania. Weszłam do jego komputera, znałam hasło. Kiedyś to było naturalne, teraz czułam się jak złodziejka. Przejrzałam jego terminarz z ostatnich tygodni. Wiele rzeczy się zgadzało, ale kilka wieczorów oznaczył tylko jako „spotkanie”. Bez nazwisk, bez szczegółów. Tylko godzina i miejsce.
Następnego dnia zadzwoniłam do Kasi, mojej najbliższej przyjaciółki. Opowiedziałam jej wszystko.
– Nie wiem, co robić. Czuję, że on coś ukrywa. Ale nie chcę być paranoiczką. Nie chcę być tą, co węszy, śledzi…
– Ola – przerwała mi. – Jeśli intuicja ci mówi, że coś jest nie tak, to pewnie tak jest. Zrób, co musisz. Prawda boli mniej niż niewiedza.
Tego samego dnia podjęłam decyzję. Powiedział, że ma spotkanie z klientem o siedemnastej. Wyszedł wcześniej z pracy, ubrał się elegancko, ale nie wyglądał jak do sądu. Raczej jak na randkę. Pojechałam za nim, trzymając bezpieczny dystans. Skręcił w stronę śródmieścia, zatrzymał się przy kawiarni. Siedział tam godzinę. Przez szybę nie widziałam z kim. Wyszedł sam, ale jego twarz była dziwnie rozpromieniona.
Wiedziałam, że kłamie
Wieczorem zapytałam go, jak poszło spotkanie.
– Dobrze – odpowiedział bez mrugnięcia okiem. – Klientka ma ciężką sprawę, ale chyba się uda pomóc.
Nie mówił wcześniej, że to kobieta, ale nie ciągnęłam tematu. Jeszcze nie miałam dowodów. Ale miałam już pewność, że kłamał. I coś we mnie zaczęło się zmieniać. Przestałam się bać prawdy. Zaczęłam jej pragnąć.
To było jak wewnętrzny przymus, jakby coś w środku mnie krzyczało: „Sprawdź. Jeszcze raz. Sprawdź!”. Nie miałam już wątpliwości, że Marek coś ukrywa. Pozostało tylko pytanie – co dokładnie. A może – kogo.
Tydzień później znów powiedział, że musi zostać dłużej w pracy. Pojechałam za nim, kiedy wyszedł z pracy. Ruszył w tę samą stronę co ostatnio, ale tym razem nie do kawiarni. Zaparkował na bocznej uliczce i wszedł do starej kamienicy. Siedziałam w aucie, patrzyłam na drzwi, które się za nim zamknęły. Minuty mijały wolno, jakby czas się rozciągał.
Po czterdziestu minutach z kamienicy wyszedł Marek i jakaś kobieta. Miała ciemne włosy, związane niedbale w kucyk. Coś we mnie zadrżało. Miałam przygotowany telefon. Zrobiłam zdjęcie.
Nie mogłam uwierzyć
Nie wiedzieli, że ich obserwuję. Zbliżyłam zdjęcie i wtedy wszystko zamarło. Znałam tę twarz dobrze. Patrzyłam na nią tyle razy, kiedy mówiła: „Ola, a co wtedy czułaś?”. Anka, nasza terapeutka. Kobieta, której powierzyłam wszystkie swoje lęki.
Spojrzałam na siebie w lustrze. Byłam blada, oczy zaczerwienione, ale nie płakałam. Czułam coś gorszego: zimny gniew i potrzebę odpowiedzi. Nie mogłam już dłużej czekać. Musiałam wiedzieć.
Po prostu wsiadłam do samochodu, wpisałam adres w nawigację i pojechałam. Serce waliło mi w piersi, dłonie ślizgały się na kierownicy. Zaparkowałam kilka metrów od jej bramy. Wysiadłam i zanim zdążyłam się przestraszyć, już dzwoniłam domofonem.
– Tak?
– To ja, Ola.
Cisza.
– Wejdź.
Otworzyła drzwi w dresie, bez makijażu. Miała widoczny brzuch.
– Wiedziałam, że kiedyś przyjdziesz – powiedziała cicho.
– Od kiedy? – zapytałam.
– Pół roku – przyznała po chwili.
Miałam ich dosyć
Nie zaprzeczyła, nie udawała, mówiła to tak, jakby to miało sens, jakby się ułożyło naturalnie.
– Był zagubiony – powiedziała. – Widziałam, jak cierpi. Nie planowaliśmy tego.
– Nie planowaliście? – zadrżał mi głos. – Ty byłaś naszą terapeutką. Wiedziałaś wszystko o mnie, o nas.
Zamilkła. Wzruszyła ramionami.
– Połączenia po prostu się zdarzają.
Poczułam, jak cała się spinam. Chciałam ją uderzyć albo krzyczeć, ale nie zrobiłam nic, tylko odwróciłam się i wyszłam. Nie potrafiłam tam dłużej oddychać.
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Marek siedział na kanapie, oglądał coś bez dźwięku. Ale tym razem nie zamierzałam milczeć. Wyjęłam telefon, pokazałam mu zdjęcie.
– Naprawdę myślałeś, że się nie zorientuję?
Westchnął, ciężko. Po raz pierwszy od dawna wyglądał jak ktoś, kto przestał udawać.
– Nie planowałem tego. Przysięgam.
– Spałeś z kobietą, której razem z nami ufałam. To była nasza terapeutka.
– Wiesz, co jest najgorsze? – kontynuowałam. – Że nie wiem, kiedy zaczęliście. Czy jeszcze wtedy, gdy próbowałam cię odzyskać? Gdy mówiłam, że chcę walczyć? Czy ona już wtedy cię miała?
Marek próbował coś powiedzieć, ale nie dałam mu szansy.
– Nie wiem, co dalej. Nie wiem, czy w ogóle chcę wiedzieć.
Wzięłam torbę, klucze. On siedział dalej, jakby wrosły w niego te wszystkie kłamstwa. A ja wyszłam.
Aleksandra, 36 lat
Czytaj także:
- „Zaprosiłem samotną sąsiadkę na kolację, bo było mi jej szkoda. Nie liczyłem na deser, a jednak finał był słodki”
- „Przyszłam do urzędu z PIT-em, a wyszłam z kochankiem. Dostałam coś znacznie cenniejszego niż zwrot podatku”
- „Dawałem matce pieniądze bez umiaru i byłem dobrym synkiem. Ale gdy wystawiłem jej rachunek, przestała się odzywać”

