„Chciałam nacieszyć się mężem, ale pasierbica stała mi na drodze. Znalazłam na nią sposób, choć podpadłam u jej ojca”
„Nagle całą swoją uwagę poświęcał córce. Myślałam, że wieczorami będziemy wychodzić zaszaleć na mieście. Mieliśmy przecież sporo pieniędzy do przepuszczenia na swoje zachcianki. Ale nie. Po powrocie z pracy Adam od razu biegł do córki”.

- listy do redakcji
Weronika miała tatusia dla siebie przez czternaście lat. Teraz moja kolej. Chciałam nacieszyć się moim partnerem, ale nie mogłam, bo ta smarkula stała mi na przeszkodzie. Adam prawie całą swoją uwagę skupiał na córce, a dla mnie zostawiał ochłapy swojego czasu. Powiedziałam sobie: „Dosyć tego!”. Uknułam plan, jak pozbyć się tej smarkuli z domu. Na moje nieszczęście, Adam przejrzał mnie na wylot. Teraz drżę, że to ja dostanę nakaz eksmisji.
Zaczęłam interesować się facetami
W szkole i na studiach w ogóle nie interesowali mnie starsi ode mnie mężczyźni. Wtedy już kilka lat różnicy było do mnie granicą nie do przekroczenia. Po prostu uważałam, że młoda dziewczyna wygląda komicznie, gdy idzie obok starszego od siebie faceta. Spotykałam się przede wszystkim ze swoimi rówieśnikami, czasami z chłopakami starszymi góra o rok. Zmądrzałam dopiero pod koniec studiów.
To był czas, gdy wśród moich koleżanek panowała ślubna epidemia. Wszystkie wychodziły za chłopaków w swoim wieku i każda martwiła się, co będzie dalej. Nie miały pieniędzy i domu. Ba, nie miały nawet skromnej kawalerki. Wszystkie gnieździły się albo u rodziców, albo w wynajętej norze. Wtedy uznałam, że chcę dla siebie czegoś więcej, a żeby od razu mieć wszystko podane na srebrnej tacy, musiałam zacząć umawiać się ze starszymi facetami.
Goście po czterdziestce są już ustabilizowani życiowo. Mają gdzie mieszkać, czym jeździć, a ich konta puchną od oszczędności. To było coś dla mnie. Musiałam tylko odsiać ziarno od plew.
Zarzuciłam sieć i złapałam niezłą rybkę
Adam przychodził do salonu fryzjerskiego, w którym dorabiałam. Pachniało od niego forsą i był zabójczo przystojny. To jeden z tych facetów, którzy rozkwitają dopiero, gdy osiągną wiek średni. Jak George Clooney. Zauważyłam, że nie ma na palcu obrączki. To był dobry znak. Musiałam go tylko uwieść, a to nie okazało się trudne.
Zaczęłam działać. Kiedy wreszcie udało mi się zaciągnąć go do łóżka, wiedziałam, że będzie mój. A że był o siedemnaście lat starszy ode mnie? Nie przeszkadzało mi to, zwłaszcza że naprawdę mógł zapewnić mi wygodne życie. Dopiero po jakiś dziesięciu spotkaniach dowiedziałam się, że ma córkę.
Postanowiłam, że nie zrezygnuję
Początkowo chciałam się wycofać. Nie uśmiechało mi się matkować jakiejś smarkuli. Szybko zrozumiałam jednak, że skoro mi ją przedstawił, to oznaczało, że zaczyna traktować mnie poważnie. Lepszego od niego mogłam nie znaleźć. Postanowiłam więc, że będę dla młodej słodka jak mleczna czekolada.
Pomagałam mu w opiece nad Weroniką i radziłam sobie całkiem nieźle. Na szczęście nie musiałam się zbytnio wysilać. Córka Adama miała wtedy dziewięć lat i była raczej samodzielna. Gdybym musiała zmieniać pieluchy, nie wytrzymałabym, ale takiej dziewczynie wystarczyło włączyć telewizor i dać pilota, by mieć ją z głowy na kilka godzin.
Było już prawie dobrze
Mój plan zadziałał śpiewająco. Gdy miałam 27 lat, Adam poprosił mnie o rękę. Udawałam, że muszę to przemyśleć, bo to przecież taka poważna decyzja. Chciałam, żeby wszystko wyglądało wiarygodnie, bo przecież ślub od początku był moim celem.
Było tak, jak sobie wyobraziłam. Mieszkałam w pięknym domu za miastem, miałam nowiutkiego mercedesa do swojej wyłącznej dyspozycji i kartę kredytową z nieprzyzwoicie wysokim limitem. Adam nalegał, żebym nie pracowała. „Po co zostawiać Weronikę z opiekunką, skoro ty zajmujesz się nią bardzo dobrze? Poza tym mała cię uwielbia” – argumentował, a zgodziłam się z nim, choć oczywiście musiałam trochę poudawać, że się waham. Na moim nieskazitelnym planie pojawiła się jedna rysa.
Musiałam się jej pozbyć
Nie przewidziałam, że dopóki Weronika będzie mieszkać w domu swojego ojca, dla niego ja zawsze będę na drugim miejscu. Nie podobało mi się to. Adam całą swoją uwagę poświęcał córce. Myślałam, że wieczorami będziemy wychodzić zaszaleć na mieście. Mieliśmy przecież sporo pieniędzy do przepuszczenia na swoje zachcianki. Ale nie. Po powrocie z pracy Adam od razu biegł do córki. Rozmawiał z nią, pomagał jej w lekcjach, oglądali razem bajki i bzdurne filmy dla dzieci.
Męża miałam dla siebie dopiero, gdy młoda kładła się spać. Zgodziłam się sprzątać, prać, gotować i doglądać smarkatej, bo myślałam, że po powrocie do domu Adam wszystko mi wynagrodzi. Pierwszy rok matkowania i bycia tłem jakoś wytrzymałam. W drugim zrobiło się na tyle ciężko, że musiałam coś z tym zrobić. Na szczęście ten problem dało się obejść. Zaczęłam snuć plan pozbycia się jej z domu.
Mój plan był idealny
Jej matka zmarła przy porodzie, a dziadkowie nie żyli od dawna, więc nie miałam na kogo zrzucić ciężaru opieki nad Werą. Ale przecież młoda miała wkrótce skończyć podstawówkę. Jej ojciec ma kasę, dlaczego więc nie wysłać jej do szkoły z internatem? Przecież każdemu rodzicowi zależy, by jego dziecko zdobyło dobre wykształcenie.
– Myślałeś już, do której szkoły posłać Weronikę? – zapytałam pewnego wieczora.
– Mam na oku kilka dobrych szkół w pobliżu. Wyłoniłem nawet faworyta, ale ostateczna decyzja należy do niej.
– Przeglądałam dziś rankingi i dowiedziałam się, że w Warszawie jest kilka świetnych liceów. Świadectwo maturalne stamtąd to właściwie przepustka na najlepsze amerykańskie uczelnie i pomyślałam...
– W Warszawie? – zaśmiał się. – Przecież zatęsknilibyśmy się za nią. Wiem, o której szkole mówisz i nawet rozważałem tę opcję. Ale uznałem, że rozłąka dla wszystkich byłaby zbyt trudna.
Kurczę, mogłam się tego spodziewać. Mój mąż był za bardzo zapatrzony w swoją córeczkę. Szkoła z internatem mogła jednak jeszcze wypalić. Musiałam tylko sprawić, żeby Weronika sama chciała iść do takiej, skoro ostateczna decyzja miała należeć do niej.
W końcu mnie przejrzał
Zaczęłam opowiadać jej o tej szkole i o perspektywach, które mogą stanąć przed nią otworem. Początkowo nie była zainteresowana, ale gdy zaczęłam mówić jej o Ameryce (bo kolejna część planu zakładała studia za oceanem), oczy zaczęły otwierać się jej szerzej. Byłam pewna, że mój triumf jest blisko, ale przeliczyłam się.
– Dlaczego tak bardzo chcesz się pozbyć Weroniki? – zapytał mnie pewnego dnia Adam, gdy wyszedł z pokoju córki.
– Ja chcę się pozbyć Weroniki? – udałam zdziwienie.
– Przecież namawiasz ją na tę szkołę z internatem.
– A więc ci powiedziała? – Dałam za wygraną.
– Nie. Właśnie ty to zrobiłaś. Ona tylko wspomniała, że chciałaby uczyć się w Warszawie.
Ale dałam się podejść. Mój plan zaczął się sypać, a właściwie to już legł w gruzach.
– Wcale nie chcę się jej pozbyć. Po prostu troszczę się o jej przyszłość i...
– Lidia, przestań. O jej przyszłość możemy zatroszczyć się tutaj, na miejscu. Wcale nie musimy wysyłać jej do internatu. Ale tobie moja córka najwyraźniej przeszkadza.
– Wcale tak nie jest – zaprzeczyłam, ale on mnie nie słuchał.
– Wiedziałaś, na co się piszesz. Na pewno byłaś świadoma, że nie poświęcę ci całej mojej uwagi. Skoro to dla ciebie problem, to po co za mnie wychodziłaś? Sam nie wiem, być może za bardzo się pospieszyliśmy ze ślubem.
Boję się, że wystawi mi walizki za drzwi
Nie powiedział, że chce rozwodu, ale zasugerował, że rozważa taką ewentualność. No i masz ci los! Chciałam dla siebie dobrze, a być może na własne życzenie wypisałam się ze świata dobrobytu. Nie wiem, co będzie dalej.
Adam robi się coraz bardziej oschły wobec mnie. Boję się, że prędzej czy później pomacha mi przed nosem papierami rozwodowymi.
Lidia, 31 lat
Czytaj także:
„Z nudów zrobiłam sobie dziecko. Żałuję, bo tylko przeszkadza mi w imprezowaniu, a w domu ciągle jest syf”
„Życie naszej rodziny toczyło się pod dyktando ojca. Chodziliśmy na smyczy, byle tylko był zadowolony”
„Gdy córka z wnuczkami wyjechała, zostałam sama jak palec. Ale przypadkiem odkryłam pasję i żyłę złota na emeryturze”