„Chciałam mieć brzoskwiniową cerę, więc posłuchałam teściowej. Jej rady wyszły mi bokiem jak robak z zepsutego owocu”
„Któregoś dnia wpadła do nas na obiad. Trzymała ręce wielką papierową torbę. Uśmiechnęła się do mnie tak, jakbyśmy od zawsze były przyjaciółkami, po czym bez zbędnych ceremonii położyła pakunek na kuchennym stole”.

- Redakcja
Moja teściowa to kobieta jak z żurnala – zadbana, elegancka, zawsze z nienagannym manicure i torebką, która kosztuje więcej, niż wynosi moja pensja. Nigdy nie powie nic wprost. Jej bronią są subtelne aluzje, półuśmieszki i „dobre rady”, które mają mnie niby wspierać, a tak naprawdę punktują każdą moją słabość.
Wbijała mi szpile
– Kinga, kochanie, ty masz taki delikatny typ urody, powinnaś bardziej uważać z tymi pastelami – mówiła raz, gładząc mój szalik.
– W twoim wieku to już trzeba się pilnować, żeby cera nie wyglądała zmęczona – rzuciła kiedyś niby od niechcenia, kiedy na niedzielnym obiedzie nie miałam makijażu.
Ona zawsze wie lepiej, zawsze ma ostatnie słowo. A ja staram się nie reagować. Zaciskam zęby, uśmiecham się. Robię to dla Pawła i dla świętego spokoju, choć wewnętrznie czuję się jak dziecko, które próbuje sprostać oczekiwaniom nauczycielki, która i tak już dawno wystawiła mu ocenę.
Mam problem z cerą. Wrażliwa, alergiczna, reaguje na byle co – na stres, nowe kosmetyki, słońce, zimno. Dermatolog zna mnie już doskonale, a ja znam doskonale nazwy maści i kremów, które czasem pomagają, a czasem tylko pogarszają. I choć pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę mieć skóry jak z Instagrama, to staram się o nią dbać. Ale teściowa ma inne zdanie.
Któregoś dnia wpadła do nas na obiad. Trzymała w jednej ręce swoją torebkę, a w drugiej wielką papierową torbę z napisem „Champs-Élysées”. Uśmiechnęła się do mnie tak, jakbyśmy od zawsze były przyjaciółkami, po czym bez zbędnych ceremonii położyła pakunek na kuchennym stole.
– Przywiozłam ci coś z Francji – powiedziała tonem, który miał brzmieć radośnie, ale zabrzmiał jak rozkaz. – Luksusowy zestaw dla cery jak brzoskwinia. W twoim wieku warto zacząć używać czegoś porządnego.
Miała dobre rady
Wzięłam torbę do rąk, spojrzałam na opakowanie. Złote litery, szkło, wszystko pachniało pieniędzmi i oceną. Paweł zerknął i mruknął coś pod nosem, ale nie zrozumiałam co.
– Dziękuję – powiedziałam, starając się, by mój głos nie zdradzał napięcia. – Nie musiałaś, to bardzo miłe.
– Ależ musiałam – odpowiedziała z uśmiechem. – Widziałam, jak się ostatnio męczysz z tą skórą. No i nie oszukujmy się, twoja cera jest… wymagająca. A ja wiem, co dobre.
Potem napiła się herbaty, zapytała Pawła o nowy projekt w pracy, a ja przez cały ten czas czułam ciężar torby, która leżała na blacie. Po jej wyjściu przesunęłam ją w kąt kuchni, jakby miała przestać istnieć, jeśli jej nie dotknę.
Wieczorem, gdy siedzieliśmy z Pawłem na kanapie, w końcu sięgnęłam po pakunek i zaniosłam go do łazienki. Stałam chwilę nad umywalką, przyglądając się sobie w lustrze. Moja skóra była nieco zaczerwieniona, może od emocji, może od ostatniego kremu, który miał nie podrażniać.
Otworzyłam pierwszy słoiczek. Pachniał intensywnie, jak perfumeria w drogim centrum handlowym. Sprawdziłam skład, ale połowa słów brzmiała jak formuły chemiczne. Westchnęłam i mimo wszystko nałożyłam odrobinę na policzek. Potem krem pod oczy, serum na noc. Czułam się, jakbym testowała coś na sobie, ale z drugiej strony… to był prezent. Może teściowa naprawdę chciała pomóc.
Wyglądałam strasznie
Obudziłam się wcześnie. Nie dlatego, że zadzwonił budzik – po prostu nie mogłam spać. Twarz mnie swędziała. Na początku myślałam, że to kwestia suchego powietrza albo tego, że spałam z twarzą wtuloną w poduszkę. Ale gdy spojrzałam w lustro, zamarłam.
Policzki były czerwone, a powieki opuchnięte. Skóra między brwiami napięta, zaczerwieniona, z drobnymi krostkami. Dotknęłam policzka i aż się wzdrygnęłam – bolało. Otworzyłam szafkę, w której trzymałam zapasowe kosmetyki, ale nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić. Paweł wszedł do łazienki, przecierając oczy.
– Co się stało? – zapytał, gdy mnie zobaczył. – Wyglądasz, jakbyś się poparzyła.
– Chyba mam uczulenie – odpowiedziałam, siadając przy stole. – To po tym zestawie od twojej mamy. Nie wiem, co tam było, ale skóra mnie pali.
Paweł ziewnął i podrapał się po głowie.
– Może to chwilowe. Czasem tak jest, że na początku coś szczypie, a potem działa. Przejdzie, zobaczysz.
– Nie, to nie jest szczypanie. Czuję, jakby mi się skóra od środka gotowała.
– To idź do dermatologa. Po co się tak nakręcasz?
Byłam zrozpaczona
Zadzwoniłam do przychodni, zarejestrowałam się na wizytę na popołudnie. Potem przemyłam twarz wodą i przez resztę dnia siedziałam przy komputerze, starając się nie dotykać twarzy.
Lekarka spojrzała na mnie i od razu pokręciła głową.
– Klasyczna reakcja alergiczna. Pani skóra jest bardzo wrażliwa. Powinna pani unikać wszystkiego, co pachnie jak drogeria i wygląda jak reklama z telewizji. Proszę odstawić wszystko i smarować tylko tym – wręczyła mi receptę. – I zero makijażu. Nawet tuszu do rzęs.
Wróciłam do domu i rzuciłam torebkę na podłogę. Usiadłam przy stole, oparłam łokcie na blacie i po prostu siedziałam. Paweł wrócił chwilę później.
– I co? – zapytał.
– Mam uczulenie. Muszę wszystko odstawić, nawet nie mogę się malować. Wyglądam jak siedem nieszczęść.
– Oj tam, przesadzasz.
– Ty nic nie rozumiesz – powiedziałam cicho, nie patrząc na niego.
Nic nie zrozumiała
Następnego dnia zabrałam opakowania po tych francuskich kosmetykach i pojechałam do teściowej. Umówiłyśmy się na kawę w jej idealnie wysprzątanej kuchni.
– Coś się stało? – zapytała, unosząc brwi.
Wyjęłam krem i serum z torebki.
– Miałam na to reakcję alergiczną. Byłam u dermatologa. Muszę teraz brać maść i odstawić wszystko. Moja skóra tego nie wytrzymała.
Teściowa spojrzała na kosmetyki, potem na mnie.
– Cóż, nie każda cera jest gotowa na coś tak ekskluzywnego – rzuciła, jakby mówiła o nowej sukience, która okazała się za mała.
Zaniemówiłam. Nie zapytała, jak się czuję, nie przeprosiła, nie zaproponowała, że odda to komuś innemu. Po prostu wzruszyła ramionami i sięgnęła po filiżankę.
– Może spróbuj czegoś lżejszego – dodała jeszcze z uśmiechem. – Albo najpierw zadbaj o dietę. Cera często reaguje na to, co mamy w środku.
Przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć. Wzięłam torebkę i wstałam.
– Dziękuję za prezent – powiedziałam. – Muszę już wracać.
Pozbyłam się tego
W drodze do domu czułam się, jakby ktoś odebrał mi głos. W głowie wciąż brzmiały jej słowa. To nie była troska. To był test. I nie zdałam.
Następnego dnia wzięłam tę elegancką torbę z kremami, ubrałam się i wyszłam z mieszkania. Nie mówiłam nic Pawłowi. Szłam przed siebie, zdeterminowana. Poszłam do osiedlowego śmietnika. Rozejrzałam się krótko – nikt nie patrzył. Otworzyłam kontener i bez wahania wrzuciłam cały zestaw do środka.
Stałam przez chwilę w milczeniu. Nie było mi szkoda. Nie myślałam o cenie, o opakowaniu, o tym, co mogłaby powiedzieć matka mojego męża. To nie były tylko kosmetyki. To była symboliczna decyzja: nie będę już się dopasowywać, nie będę zgadywać cudzych oczekiwań.
Kinga, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój chłopak chodził nocami na pole pomidorów i wracał nad ranem. Podejrzewałam, że wyrywa tam nie tylko krągłe warzywa”
- „Mój chłopak chciał przygotować dla mnie romantyczną kolację. Podał mi jakieś farfocle i nazwał to zupą grzybową”
- „Wzięliśmy ślub, żeby ratować nasz związek. Kupiłam białą suknię, ale pół roku później wymieniłam ją na czarną”

