„Chciałam jechać pociągiem do Chorwacji, ale mąż uparł się na samolot. Po tych wakacjach już nic nie było takie samo”
„– Wiesz, co sobie pomyślałam? – zaczęłam nieśmiało, podając mu talerz. – Może w tym roku zamiast lecieć, pojechalibyśmy pociągiem do Chorwacji? – Pociągiem? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Przecież to trwa wieki. Bez sensu”.

- Redakcja
Czasem zastanawiam się, kiedy ostatnio się przytuliliśmy – tak po prostu, bez powodu. Kiedy ostatnio usiedliśmy razem i rozmawialiśmy o czymś innym niż zakupy, praca czy podatek za samochód. Z Pawłem jesteśmy małżeństwem od ośmiu lat. Wydawałoby się – porządne życie. Mamy swoje mieszkanie, jeździmy raz do roku na wakacje, chodzimy do pracy, oglądamy seriale wieczorami. Ale ja… Ja czuję się coraz bardziej samotna.
Mąż nie chciał się zgodzić
Uwielbiam podróże – takie powolne, bez planu, z papierową mapą w dłoni. Marzyłam, by pojechać pociągiem do Chorwacji. Chciałam patrzeć przez okno, rozmawiać, śmiać się razem. Tylko we dwoje. Tak jak kiedyś.
Zaproponowałam to Pawłowi podczas kolacji. Usmażyłam jego ulubioną rybę, nakryłam ładnie do stołu. Chciałam, żeby był w dobrym humorze.
– Wiesz, co sobie pomyślałam? – zaczęłam nieśmiało, podając mu talerz. – Może w tym roku zamiast lecieć, pojechalibyśmy pociągiem do Chorwacji?
– Pociągiem? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Przecież to trwa wieki. Bez sensu.
– Ale to mogłaby być przygoda. Zatrzymalibyśmy się w różnych miejscach, trochę zwiedzili…
– Kasia, daj spokój. Po co się męczyć? Samolot i po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. Po co komplikować?
– Bo może… w tym właśnie rzecz, żeby nie było zawsze tak samo?
Zaśmiał się, ale mnie nie było do śmiechu. Po tej rozmowie wiedziałam już, że się nie uda. Znów ustąpiłam. Znów się wycofałam. A w środku czułam, jak coś się we mnie kurczy.
Spotkałam koleżankę
Lotnisko tętniło życiem – dzieci piszczały, ktoś kłócił się przy odprawie, a kobieta w białym garniturze pędziła, ciągnąc walizkę na jednym kółku. Paweł siedział obok mnie i przewijał coś w telefonie. Jak zawsze. Jakbyśmy tu byli osobno.
– Pójdę po wodę – mruknęłam.
Skinął głową bez podnoszenia wzroku.
Przy kasie spotkałam ją – Monikę. Miała sukienkę w kwiaty, dużą torbę i niespokojne oczy. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
– Też lecisz gdzieś, gdzie ma być pięknie?
Zdziwiło mnie to pytanie, ale uśmiechnęłam się niepewnie.
– Do Chorwacji.
– Ja też. Ale sama. Mąż mnie zostawił. Dosłownie.
Przy stoliku w kawiarni powiedziała mi więcej. Jak pojechali razem, a po dwóch dniach on uznał, że "dusi się" i wrócił do Polski. Zostawił ją z walizką, planami, bez słowa.
– Wiesz, ja myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. A potem obcy facet na lotnisku podaje mi bilet powrotny. A mój mąż już wrzuca zdjęcia z jakąś nową – mówiła z takim spokojem, że aż mnie to bolało.
Zasłuchałam się. Bo ja, chociaż niby miałam męża, czułam się podobnie samotnie jak ona. I chyba dlatego słowa Moniki tak we mnie uderzyły.
– Kasiu? – Paweł stanął przy nas z dwoma kawami. Spojrzał na Monikę chłodno. – To twoja koleżanka?
– Tak... – zaczęłam, ale urwałam. Nie chciałam mu się tłumaczyć.
Wróciliśmy do strefy oczekiwania.
Mąż był zazdrosny
Nie wiem, czy to los, złośliwość wszechświata, czy po prostu absurd życia, ale spotkałam go tu – w hali odlotów, między sklepem bezcłowym a plastikową ławką. Mateusz.
– Kasia?! – podszedł z uśmiechem, jakby minęły dwa dni, a nie dziesięć lat.
W pierwszej chwili chciałam udawać, że go nie poznaję. Ale nie dało się. Miał ten sam błysk w oku i lekko przekrzywioną głowę, gdy mówił „hej”.
– Co ty tu robisz? – zapytałam.
– Lecę do Chorwacji. A ty?
– Też… – wykrztusiłam.
– No proszę, nasze drogi znowu się przecinają.
Zamieniliśmy kilka zdań – o pracy, podróżach, tym, że nic nie dzieje się przypadkiem. Miał na sobie lnianą koszulę i pachniał tak znajomo, że aż mnie ścisnęło w gardle.
– Dobrze cię zobaczyć, Kasia – powiedział cicho. – Serio.
Paweł obserwował nas z daleka, oparty o kolumnę. Gdy tylko Mateusz się oddalił, podszedł do mnie szybko.
– To przez niego tak się upierałaś przy tym pociągu? – syknął. – Może miałaś nadzieję, że też będzie nim jechał?
– Co ty wygadujesz?
– A co mam myśleć? Gadacie jak starzy znajomi. Dziwnym trafem on leci do Chorwacji, ty też. No i oczywiście przypadek, nie?
– Naprawdę myślisz, że wszystko robię przez jakiegoś byłego? – warknęłam.
– Nie wiem już, co mam myśleć, Kasia. Odkąd przestałaś być zadowolona z naszego życia, wszystko jest nie tak.
– Bo może nie wszystko kręci się wokół twojego „szybciej, wygodniej, bardziej efektywnie”. Może ja czasem chcę poczuć, że żyję. A nie tylko działać, jak w zegarku.
Odwróciłam się. Serce waliło mi jak szalone. Mateusz zniknął w tłumie. A Paweł? Stał tam, jakby już nie wiedział, kim jestem.
W ogóle mnie nie rozumiał
W samolocie siedzieliśmy obok siebie, ale czułam, jakby dzieliło nas kilka rzędów. Paweł patrzył przez okno, ja wpatrywałam się w ludzi. Obok spała starsza kobieta z krzyżówką na kolanach, gdzieś dalej nastolatka z matką śmiały się z czegoś na telefonie. A my? My milczeliśmy.
– Chcesz gumę? – zapytałam w końcu, szukając czegoś normalnego do powiedzenia.
– Nie. Dzięki – odparł bez uśmiechu.
Zacisnęłam palce na zagłówku.
– Paweł... pamiętasz, kiedy ostatni raz naprawdę rozmawialiśmy?
Spojrzał na mnie jakby z wysiłkiem.
– Kasia, jesteśmy na wakacjach. Możemy po prostu... odpocząć?
– Nie. Nie mogę po prostu odpocząć. Bo od czego? Od tego, że nie potrafimy już być razem, nawet jak jesteśmy obok siebie?
Westchnął. Pokręcił głową.
– Nie mam czasu na twoje filozofie. Lecimy na wakacje, to się ciesz. Przecież o to chodziło.
– Chciałam pojechać pociągiem – przypomniałam cicho. – Nie dla widoków. Dla nas.
– Ale przecież jesteśmy razem, tak? – parsknął. – Czy ja o czymś nie wiem?
– Jesteśmy... – powiedziałam i głos mi zadrżał. – Ale czy to jeszcze znaczy coś więcej niż tylko „obecni”?
Czułam, że właśnie lecimy donikąd.
To mi dawało do myślenia
Po przylocie wszystko wydawało się… puste. Słońce prażyło, turyści snuli się z walizkami, a miasto, choć piękne, nie poruszyło mnie wcale. Szliśmy obok siebie jak para dobrze zgranych współlokatorów. W hotelu Paweł natychmiast rozpakował się i położył na łóżku z pilotem w dłoni. Ja wyszłam. Potrzebowałam przestrzeni. Szłam nadmorską promenadą, przystawałam co kilka kroków. Widziałam pary trzymające się za ręce, dzieci jedzące lody, dziewczynę, która całowała chłopaka w kark. I poczułam... że mnie tam nie ma.
Telefon zadzwonił. Monika.
– Hej, jesteś tam? – zapytała. – Bo ja już nie.
– Co znaczy…?
– Nie mogłam tam lecieć. Nie mogłam udawać, że mi się podoba. Że to nadal jest „nasze” miejsce. A nie było. To był tylko jego wybór. Jak zawsze.
Usiadłam na ławce.
– I co teraz? – zapytałam.
– Teraz? Siedzę w swoim mieszkaniu. Płaczę. Ale przynajmniej nikt mi nie każe się uśmiechać. Wiesz, co jest najgorsze? Nie to, że mnie zostawił. Tylko że ja się na to latami zgadzałam.
Zamilkłyśmy.
– Kasiu... – dodała po chwili. – A tobie wszystko pasuje?
Spojrzałam przed siebie. Morze było spokojne. A ja czułam w sobie burzę. Odłożyłam telefon. Wróciłam do hotelu dopiero, gdy niebo zrobiło się pomarańczowe. Paweł spał, wciąż ubrany. Na stoliku stał pusty kieliszek. Wzięłam szybki prysznic, położyłam się obok, ale nie zmrużyłam oka. Nie chciałam już budzić się w takim świecie.
Chciałam czegoś więcej
To był nasz ostatni wieczór w Chorwacji. Paweł zabrał mnie na plażę – sam zaproponował, co zdarzało się rzadko. Szliśmy obok siebie w milczeniu, aż w końcu usiedliśmy na kamieniach. Fale łagodnie uderzały o brzeg.
– Ładne tu – powiedział, jakby to miało wystarczyć.
– Tak. Ładne – powtórzyłam cicho.
Przez chwilę tylko szum morza wypełniał ciszę między nami. A potem odezwałam się ja. Głosem spokojnym, ale stanowczym.
– Paweł… ja już nie wiem, kim jesteśmy.
– Jesteśmy małżeństwem. Kasiu, nie dramatyzuj.
– Ale to nie wystarczy. Bo od dawna nie jesteśmy razem. Jesteśmy obok. A ja… ja tak dłużej nie umiem.
Westchnął. Wpatrywał się w fale.
– Chciałaś pociągu. Dobrze. Ale ja nie rozumiem, po co komplikować, skoro można szybciej. Wygodniej.
– Może właśnie dlatego. Może pociąg byłby wolniejszy, ale przynajmniej mielibyśmy czas, żeby naprawdę być razem.
Milczał. Po dłuższej chwili powiedział coś, czego się nie spodziewałam.
– Może nie tylko podróż była za szybka.
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
– Może wszystko było. My. Nasze życie. Może przegapiliśmy te stacje, gdzie powinniśmy się zatrzymać. Pogadać. Złapać oddech.
W jego oczach było coś nowego. Może żal, może zrozumienie. A może strach.
– Tylko... co teraz? – zapytał.
Nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu nie znałam jeszcze odpowiedzi.
Musiałam coś zmienić
Samolot był szybki. Ale może wszystko w naszym życiu było za szybkie. A ja już nie chcę się spieszyć. Nie chcę decyzji podejmowanych w biegu. Uczuć, które są tylko rutyną. Nie chcę siedzieć obok człowieka, który zna mój numer PESEL, ale nie pamięta, kiedy ostatni raz zapytał, czy jestem szczęśliwa. Nie zostawiłam Pawła. Ale zaczęłam wychodzić z domu. Bez niego. Na kawę z Moniką. Na rower. Do biblioteki. I pierwszy raz od dawna czuję, że coś się dzieje. Że żyję.
Nie wiem, czy to małżeństwo przetrwa. Ale wiem jedno: jeśli mam być z kimś, to tylko wtedy, kiedy nie muszę rezygnować z siebie. Bo nawet najkrótszy lot nie zastąpi podróży, w której można patrzeć sobie w oczy. I być razem. Naprawdę razem.
Kasia, 34 lata
Czytaj także:
- „Pojechaliśmy z teściami na wakacje do Chorwacji. Chcieli, żeby im sponsorować noclegi i każdą zachciankę”
- „Przez całe wakacje czułam się jak służąca. Byłam na każde zawołanie rodziny, a mąż się tylko wylegiwał na plaży”
- „Mąż zabrał mnie na wakacje nad Bałtyk. Romantyzm prysł, gdy odkryłam jego brudny sekret”

