„Chciałam być miła i pozwoliłam teściowej czuć się w moim domu jak u siebie. Nie sądziłam, że z niej taka fleja”
„Spojrzałam z niedowierzaniem na teściową siedzącą na kanapie pośród opakowań po słonych paluszkach, ciasteczkach i waflach ryżowych. Zamrugałam, nie będąc pewna, czy rzeczywiście dobrze widzę. Wszędzie stały brudne naczynia. Sprawczyni całego zamieszania nie wydawała się natomiast ani trochę speszona”.

- listy do redakcji
Od kiedy wyszłam za mąż za Irka, nie mieliśmy żadnych kłopotów. W rodzinie nie zanotowałam żadnych spięć, a wszyscy, którzy nas otaczali, wydawali się mili, serdeczni i pomocni. Mój mąż miał dwie cudowne siostry – Łucję i Sylwię, z którymi prędko złapałam kontakt, a między nami wytworzyło się coś na kształt silnej przyjaźni. Mogłam na nie liczyć, a one chętnie korzystały z moich rad nawet w najdrobniejszych kwestiach.
Byliśmy zgodną rodziną
Ich rodzice także okazali się przemili. Teść od razu okrzyknął mnie jego ulubioną przyszywaną córką, teściowa z kolei bardzo chciała, żebym towarzyszyła jej przy wszystkich zakupach. Pracowałam zdalnie i nie musiałam być przy komputerze w ściśle określonych godzinach, więc mogłam sobie na to pozwolić – w przeciwieństwie do jej dzieci.
– A, na nich to nigdy nie mogę liczyć – narzekała w żartach. – Z Irkiem to nawet bym nie chciała, bo to tylko się umęczę z nim podczas zakupów, bo nic chłopak nie ogarnia, no ale dziewczyny… No mogłyby sobie od czasu do czasu o starej matce przypomnieć!
Chętnie wchodziłam w polemikę z teściową, bo w sumie lubiłam z nią rozmawiać, a ona wydawała się zawsze taką miłą i szczerą osobą. Za każdym razem, kiedy ją widziałam, tryskała entuzjazmem i nigdy nie wpadała w złość. To jednak zmieniło się wraz ze śmiercią jej męża.
Było mi żal teściowej
Teść zmarł nagle. Podobno dostał zawału. Nie było mnie przy tym, ale podobno teściowa trzymała go za rękę i patrzyła, jak odchodzi. To musiało być straszne przeżycie. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak się z tym czuła. Oczywiście odsunęłam się, pozwalając, by czerpała wsparcie od najbliższych: Irka, Łucji i Sylwii. Nagle stała się taka mała i przygaszona…
Później, kiedy minął już jakiś czas od pogrzebu, odwiedzałam ją czasem w mieszkaniu. Widziałam, jak snuje się po pokojach, jak nie potrafi sobie znaleźć miejsca i robiło mi się coraz bardziej przykro. Cały czas myślałam nad tym, jak można jej pomóc. Nie chciałam, żeby czuła się taka samotna i porzucona przez wszystkich, którzy przecież wrócili do swoich codziennych zajęć.
– Irek, martwię się o twoją mamę – zagadnęłam któregoś wieczora męża. – Siedzi w domu, prawie w ogóle nie wychodzi… W ogóle źle wygląda, taka samotna i przygaszona…
– No wiesz – odchrząknął. – To dla niej trudny czas. Myślisz, że moglibyśmy coś jeszcze dla niej zrobić?
Uśmiechnęłam się niepewnie.
– A może dałoby się ją namówić, żeby się do nas wprowadziła? – spytałam. Trochę bałam się jego reakcji – w końcu to była jego matka, a taka zmiana wiązałaby się tak jakby z powrotem do dzieciństwa, odnowieniem odciętej pępowiny i tak dalej. – No wiesz, nie byłaby wtedy taka samotna, jej mieszkanie można wynająć… Nie jest to w końcu taka zła lokalizacja.
Irek był ze mnie dumny
Wszystkiego się spodziewałam, ale nie takiego szczerego uśmiechu ze strony Irka. A on szczerzył się od ucha do ucha – jak głupi.
– Nie spodziewałem się, że to zaproponujesz – przyznał w końcu. – Pewnie, to świetny pomysł. Nie wiem, jak ona na to zareaguje, ale warto by było z nią zagadać. Cieszę się, że jesteś taka kochana!
Przewróciłam oczami.
– No już, już – mruknęłam trochę zmieszana. – Przecież to nic takiego. A twojej mamie dobrze zrobi towarzystwo w domu. Na pewno ma już dość tego pustego mieszkania. Jeszcze pewnie wszystko jej tam przypomina o twoim tacie.
Westchnął i trochę posmutniał.
– No tak – przyznał. – Pewnie tak.
Jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy i zaproponowaliśmy teściowej, by się do nas przeniosła. Z początku nie była co do tego przekonana.
– No nie wiem, będę wam siedzieć na głowie… – twierdziła niezdecydowana. – Nie chciałabym sprawiać kłopotu…
– Ależ nie sprawi mama – przekonywałam ją żarliwie. – Na pewno wszyscy na tym skorzystamy!
Teściowa przeprowadziła się do nas
No i w końcu uległa. Kiedy się wprowadziła, było bardzo miło, choć miałam wrażenie, że ta sytuacja trochę ją krępuje. Zwłaszcza że już po czterech tygodniach zaczęła nas namawiać, żebyśmy gdzieś pojechali.
– Teraz taki okres, że warto się trochę rozerwać, wziąć urlop – przekonywała najpierw mnie, a potem Irka. – Jedźcie. Wcześniej nie mieliście okazji, bo byliście uwiązani tu, na miejscu. A ja się przecież zajmę domem. Nie musicie się martwić, że ktoś się włamie ani nic z tych rzeczy.
Podchodziliśmy do tego pomysłu sceptycznie, ale wreszcie Irek pękł i zaczął namawiać także mnie. Prawda, że nie mieliśmy za wielu okazji do tego, by spędzić czas we dwoje w jakimś miłym, ładnym miejscu.
– No dobrze, mamo – zgodziłam się ostatecznie. – Pojedziemy. Ale tylko na tydzień, żeby cię tak samej tu nie zostawiać. I niech mama pamięta, jakby się tylko coś działo, trzeba dzwonić albo do Łucji, albo do Sylwii. Na pewno pomogą.
– Tak, oczywiście, będę pamiętać – zapewniała nas. – A ty się o nic nie martw, Basiu. Ty za dobra jesteś, ot co.
Puściłam jej słowa mimo uszu i dodałam:
– Najważniejsze, żeby mamie niczego nie zabrakło. Czuj się tu jak u siebie.
No i pojechaliśmy. Ten tydzień okazał się naprawdę niezapomniany, a ja już dawno tak dobrze się nie bawiłam. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spędziliśmy tyle czasu razem, i to na rzeczach, które sprawiały nam przyjemność. Zrelaksowaliśmy się i wcale nie żałowaliśmy tej przyjemnej odskoczni od codzienności. Mimo to wciąż miałam w pamięci, że teściowa pozostała sama i trochę się martwiłam, jak sobie radzi. Łucja i Sylwia jednak nie dzwoniły, uznałam więc, że wszystko jest okej i nie musimy się za bardzo przejmować.
Dom przypominał chlew
Przyjechaliśmy do domu planowo, całkiem zadowoleni i wypoczęci. Kiedy jednak przekroczyliśmy próg mieszkania, od razu poznałam, że coś jest nie tak. Przy wejściu leżały rozrzucone trzy pary butów – najpewniej należące do mamy Igora, nieco dalej natomiast stały cztery puste butelki po wodzie gazowanej. Podłoga kleiła się czymś strasznie i nawet zaczęłam z wolna podejrzewać, że stało się coś niedobrego. Może teściową napadli albo zasłabła i coś sobie zrobiła? Wszelkie wątpliwości rozwiały się jednak, gdy weszłam do salonu.
Spojrzałam z niedowierzaniem na teściową, siedzącą na kanapie, pośród opakowań po słonych paluszkach, ciasteczkach i waflach ryżowych. Zamrugałam, nie będąc pewna, czy rzeczywiście dobrze widzę. Bo to nie były jedyne „zmiany w wystroju”. Wszędzie stały brudne naczynia, butelki po wodzie mineralnej, a na brzegu stolika kawowego piętrzył się stos krzyżówek. Sprawczyni całego zamieszania nie wydawała się natomiast ani trochę speszona.
– O, już jesteście – stwierdziła uśmiechnięta. – No proszę. Jak ten czas szybko leci!
Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Igor też wydawał się skonsternowany, ale nic nie powiedział.
– A powie mi mama, co tu się stało? – spytałam, starając się brzmieć w miarę spokojnie. – Bo dom wyglądał trochę inaczej, jak go zostawialiśmy.
– Basiu… – zaczął w końcu Igor, jakby nagle wyrwał się z transu, ale momentalnie mu przerwałam.
– Co „Basiu”? Co „Basiu”? To nie jest chlew! – Zmarszczyłam brwi. – Ja wszystko rozumiem, ale… coś takiego?!
– Oj no, Basiu, troszkę się posprząta i będzie dobrze – zaczęła teściowa, machnąwszy najpierw lekceważąco ręką. – Przecież są ważniejsze problemy.
Nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę, obróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania.
Czekam na to, co dalej
Oczywiście Igor stanął po stronie mamy. Przekonywał mnie, że sporo ostatnio przeszła, że pewnie nie ma siły, żeby utrzymywać taki porządek jak kiedyś. Powiedziałam mu więc, że ja nie oczekuję, żeby sprzątała nam co tydzień całe mieszkanie, tylko żeby po prostu nie robiła aż takiego bałaganu. W końcu nie ma pięciu lat, żeby nie trafiać z rzeczami do kosza na śmieci i do zmywarki!
Zapowiedziałam mu też, że ja tego rozwiązywać nie będę – niech on pogada z mamą i wspólnie ustalą jakieś rozwiązanie, bo ja w takim syfie po prostu mieszkać nie będę.
Basia, 35 lat
Czytaj także: „W łaski teściowej było trudniej się dostać niż do samego nieba. Przeszłam piekło, bo klepałam schabowe inaczej niż ona”
„Teściowa wparowała na naszą kolację walentynkową. Macała moje bicepsy i mizdrzyła się, bo liczyła na coś więcej”
„Teściowa wstawiła się za mną, gdy mąż narozrabiał. Nie sądziłam, że może nas połączyć wspólny wróg”