Reklama

Milena strasznie mnie denerwowała, ale tylko ona została mi z dawnego towarzystwa. Daria wyjechała za ocean, Lilka wyszła drugi raz za mąż i zniknęła z horyzontu, Aśka ciągle nie miała czasu i zapominała oddzwonić. Tylko Milena chętnie utrzymywała ze mną kontakt, proponowała spotkanie albo kino. Lepszy rydz niż nic, zgadzałam się na wszystko, bo innych koleżanek już nie miałam.

– Tak to jest w naszym wieku, przyjaciele odchodzą, zostajemy same – wydarło mi się od serca w czasie telefonicznej rozmowy z Mileną.

– W naszym wieku? Mówisz jak stuletnia staruszka – zrugała mnie natychmiast Milena; taka już była mało delikatna. – Masz pięćdziesiąt kilka lat, a czujesz się staro, dlatego że się zapuściłaś.

Bezczelna! Aż się zapowietrzyłam.

– Tylko nie mów, że masz astmę – zaśmiała się, mylnie interpretując odgłosy w telefonie.

Tego już było dla mnie za dużo, proszę bardzo, szpila za szpilę.

– Boję się, czy nie tracisz pamięci. Zapomniałaś, ile masz lat? Tyle co ja, okrągłe 60, a udajesz pięćdziesiątkę.

– No i co z tego? Ty też byś mogła, jakbyś się trochę postarała.

– W przeciwieństwie do ciebie, moja droga, akceptuję swój wiek i potrafię starzeć się z godnością. Nie mam zamiaru udawać podfruwajki, to żałosne.

Teraz ją trafiłam, wzięłam odwet za wszystkie uwagi dotyczące moich dolegliwości i wyglądu. Milena nie miała dla mnie litości, twardo wypunktowywała ciotkowatą spódnicę, wygodne buty bez obcasów, a najbardziej drwiła z narzekania, ale tu już naprawdę nie wiedziałam, o co jej chodzi.

Nie lubię się skarżyć i nigdy tego nie robię, chociaż życie nieraz dawało mi w kość. Ale czy miałam ukrywać przed wieloletnią koleżanką, że bolą mnie nogi? Albo krzyż? Jaki by wtedy miała sens nasza znajomość. Wiecznie zadowoloną i optymistycznie nastawioną do świata to ja mogę udawać przed obcymi, przyjaciółki są od szczerej rozmowy, a jeśli tego nie akceptują, nie są przyjaciółkami.

W domu czułam się jako tako, między ludźmi gorzej

– Wasza relacja przypomina źle dobrane, ale nierozerwalne małżeństwo, wiecznie się handryczycie, ale jedna bez drugiej żyć nie może…

Marek nawet nie ukrywał, że podsłuchuje moje rozmowy z Mileną, zresztą nigdy nie wychodziłam z telefonem do drugiego pokoju, jeszcze by pomyślał, że mam przed nim tajemnice, w małżeństwie najważniejsza jest szczerość i otwartość.

– Rozmawiasz z nią tak, jakbyś jej nie lubiła, ciekawe. Mnie się ona podoba.

Spojrzałam na niego ciężkim wzrokiem. Mężczyzna! Nie zna się na kobietach, zobaczy zgrabne nogi w szpilkach, ale wnętrza już nie. Milena wyglądała atrakcyjnie, jak na swój wiek oczywiście, ale była prawdziwą jędzą, o czym doskonale wiedziałam. Ciągle mnie krytykowała, rzadko słyszałam od niej dobre słowo. Czy tak postępuje przyjaciółka?

– Nie patrz tak na mnie, Milena nic mnie nie obchodzi – ugiął się Marek i uciekł do drugiego pokoju.
Poszłam za nim, po drodze odwracając wzrok od zawieszonego w przedpokoju dużego lustra. Ostatnio nie lubiłam swojego odbicia, szczególnie gdy atakowało mnie znienacka. Najgorsze były okna sklepowych wystaw, odbijała się w nich cała sylwetka i coś jeszcze… Może dusza? Moja chyba przedwcześnie przywiędła, widziałam to, łowiąc kątem oka wizerunek starszej, ciężko stąpającej kobiety, którą, o dziwo, okazywałam się ja.

Przecież wcale tak nie wyglądałam! Kiedy przeglądałam się w lustrze, sprawdzając, jak się prezentuję, byłam ze swojego wyglądu całkiem zadowolona. Jednak okna wystaw pokazywały całkiem co innego, złośliwie odbijając stan mojego ducha. A ten nie był najlepszy, o czym doskonale wiedziałam, ale z czego miałam się cieszyć? Lata przeleciały nie wiadomo kiedy, dzieci wyfrunęły z gniazda, snuliśmy się z Markiem po mieszkaniu jak dwa zapomniane duchy. Tylko czekać, jak wyświetlą na ekranie „The end” i trzeba będzie wyjść z kina.

Nieraz popłakiwałam po kryjomu, bo Marek złościł się, kiedy widział moje łzy. Jemu było dobrze, nie rozumiał, co przeżywam, Milena też nie. Oboje nie chcieli mnie słuchać i tylko pokrzykiwali, każde na swój sposób. Milena mnie strofowała, Marek nie mógł się nadziwić, o co mi chodzi, a ja po prostu czułam się stara i niepotrzebna jak zdeptany kapeć.

No ale tego nigdy w życiu nikomu bym nie powiedziała.

– Bożenko, kochanie, chyba nie będziesz znowu płakać? – spytał Marek, jak tylko usiadłam koło niego.

– Czyżbym wyglądała na histeryczkę? – spytałam zaczepnie.

Smutek gdzieś uleciał zastąpiony przez złość. Gorące uczucie, czerwone jak płachta torreadora, zapłonęło na moim dekolcie i dosięgło twarzy.

– No śmiało, powiedz, co o mnie myślisz.

– Nie chcę się kłócić, ale zauważyłem, że ostatnio wpadasz z jednej skrajności w drugą. Masz wahania nastrojów, to zrozumiałe w twoim wieku, ale…

– No nie, ty też mi wytykasz „mój wiek”? – krzyknęłam.

– Przecież sama tak mówisz – Marek spojrzał na mnie bezradnie zza okularów.

– Ja mogę, ty nie – pouczyłam go krótko, po czym sterowana resztką rozsądku dumnym krokiem wyszłam z pokoju.

Lustro natychmiast złapało mnie w swoje sidła, pokazując czerwone policzki i błyszczące złością oczy. Oparłam dłonie na srebrnej tafli, była przyjemnie chłodna.

– Łukasz nie dzwonił? A Ewa? – zawołałam do męża, nie odwracając wzroku od odbicia własnych oczu.

– Nie, ale na pewno o tobie nie zapomnieli, kochają mamę – padła szybka i wyćwiczona odpowiedź.

Przyprowadziła jakąś taruszkę. Kto to i po co?

Chwycił mnie taki żal, że łzy same napłynęły do oczu. Tęskniłam za dziećmi, ale nie żądałam od nich nieustannej atencji, rozumiałam, że mają swoje sprawy, więc dlaczego płakałam?

Poczułam, że ramiona Marka obejmują mnie w pasie. No proszę, niby nic go nie obchodzę, a jednak zainteresował się moim stanem!

– Zadzwoń do Mileny, porozmawiacie po swojemu i od razu lepiej się poczujesz – powiedział mi do ucha. – Wkurzysz się na nią, to ci zawsze dobrze robi.

– Też mi terapia – pociągnęłam nosem, jednocześnie parskając niepohamowanym śmiechem.

Teraz i ja musiałam przyznać, że mój nastrój nie był zbyt stabilny.

Marek po udzieleniu tej światłej porady znów zaszył się na kanapie, jeśli chciałam pogadać, zostawała mi tylko Milena. Z wahaniem wybrałam numer, zastanawiając się, co też takiego ostatnio jej powiedziałam, i czy nie było to zbyt obraźliwe. I pomyśleć, że kiedyś nie miałam takich kłopotów.

– Po prostu się starzeję – westchnęłam.

– A ty wciąż o jednym, ale dziś nie będę się kłóciła, tylko się za ciebie wezmę. W sobotę czekam w parku, włóż wygodne buty, pospacerujemy – odezwała się Milena w słuchawce, kompletnie mnie zaskakując.

Nie wiedziałam, że jest już na linii.

– Nie wiem, czy będę mogła urwać się z domu, mam obowiązki i męża – dopiekłam przyjaciółce, od kilku lat rozwódce.

– Będziesz mogła. Jak nie przyjdziesz, wpadnę do ciebie i nie wyjdę przed nocą.

Marek jak zwykle wysłuchał rozmowy i nie ukrywał oburzenia sposobem i tonem, w jaki ją potraktowałam.

– Ona musi cię naprawdę lubić, skoro jeszcze z tobą nie zerwała i próbuje o ciebie dbać.

– Jest samotna, tylko ja jej zostałam – wyjaśniłam mężowi tajemnicę naszej przyjaźni.

W sobotni poranek grzecznie zjawiłam się na skraju parku, gdzie czekała na mnie Milena. I jeszcze ktoś.

– Aniu, to jest Bożenka, moja trudna przyjaciółka. Potrzebuje twojej pomocy.

Ostrożnie uścisnęłam kruchą dłoń wiekowej damy, zauważając ze zdumieniem, że w drugiej trzyma kije. Dwa z nich natychmiast wręczyła mnie.

– Nordic walking – wyjaśniła. – Miałam zapasową parę. Milenka poprosiła, żebym dała ci lekcję, chociaż nie wiem, czy tylko o kijki jej chodziło.

– Nie tylko – zapewniła Milena i obie wybuchnęły radosnym śmiechem.

Nie wiedziałam co się dzieje, więc poczułam się głupio.

– Milena, co ty uknułaś przeciwko mnie?

Odpowiedziała mi Anna.

– Niech się pani nie obawia, pójdziemy spacerkiem, wysiłek będzie minimalny. Nie chcę, żeby miała pani zakwasy, tylko żeby przewietrzyła głowę. A po drodze porozmawiamy.

O mało niegrzecznie nie parsknęłam śmiechem, starsza pani wyglądała jak drobna porcelanowa figurka, jeżeli ktoś tu miał niedostatki siły i kondycji, to na pewno nie ja.

Po drugim okrążeniu stawu zmieniłam zdanie, a nawet lekko się przestraszyłam. Nie wiedziałam, że jestem taka słaba, jasne, pół dnia siedziałam za biurkiem, ale potem robiłam zakupy i kręciłam się po domu, w którym zawsze coś trzeba było zrobić. Dużo się ruszałam, a jednak marsz z kijkami mnie wykończył. Nogi bolały, plecy były mokre od potu.

Teraz byłam rozgrzana, ale kiedy się zatrzymamy owieje mnie zimny wiatr, mogę złapać grypę, zarażę Marka i szpital w domu gotowy. W naszym wieku trzeba uważać, nie mamy już takiej odporności jak kiedyś – pomyślałam.

– Założę się, że ona teraz myśli o „swoim wieku”, zawsze wtedy ma taką minę. Pewnie uważa, że wygląda śmiesznie z kijkami w ręku, bo to nie dla niej. Bożena myśli, że życie wyrzuciło ją na bocznicę, tłumaczę jej, że nie ma racji, ale mnie nie słucha. Cała nadzieja w tobie, Aniu.

Milena jak zwykle wyskoczyła ze złośliwą uwagą, niestety, bardzo trafną. Nie byłam jej za to wdzięczna, od razu się zjeżyłam, co dobrze mi zrobiło, bo zapomniałam o zmęczeniu.

Starsza pani zwolniła tempo i spojrzała na mnie uważnie.

– Miałam koleżankę, która zawsze była w „tym wieku”, od trzydziestki, bo ktoś jej powiedział, że to granica młodości dla kobiety. Potem już tylko smutek, żal, a na końcu ciemna mogiła. Ciężko przeżywała każde swoje kolejne urodziny, a żyła dość długo, przez cały czas męcząc się sama ze sobą. Nie mogła się polubić w żadnym wieku, ani w młodszym, ani w starszym. Coś mi się wydaje, że pani próbuje podążać jej śladem. Nie tędy droga, moja miła.

Anna miała oddech przyspieszony, ale mówiła swobodnie, jakby nasz spacer nie zrobił na niej większego wrażenia. Spojrzałam na nią z szacunkiem.

Pilates w naszym wieku?!

Uśmiechnęła się w odpowiedzi, mrużąc oczy, które natychmiast ukryły się w sieci zmarszczek. Wyglądała na tak zadowoloną z siebie, marszu w jesiennym, wyzłoconym liśćmi parku, pięknego, chłodnego, lecz słonecznego dnia, że nagle zobaczyłam wszystko to, co ona. Było naprawdę cudownie, aż chciało się cieszyć tą niepowtarzalną chwilą.

Anna zaśmiała się cicho.

– Widzę, że zaczynasz rozumieć. Nie gniewaj się, że mówię ci po imieniu, ale jesteś jeszcze taka młoda… Doceniaj każdy dzień, uważnie rozglądaj się dookoła, a zobaczysz, jak pięknie jest na świecie. A przede wszystkim nie odrzucaj troski przyjaciół. Milenka wali prawdę z mostu, ale to dobra dziewczyna i bardzo cię lubi.

Sześćdziesięcioletnia dziewczyna wyszczerzyła zęby w radosnym uśmiechu.

– Ania jest pediatrą, leczyła mnie, kiedy byłam dzieckiem – wyjaśniła.

Zauważyłam, że Milena nie złapała zadyszki i przysięgłam sobie, że kupię sobie kije i codziennie wieczorem będę…

– ...Milenka ma dla ciebie propozycję, powinnaś ją przyjąć. –Zajęta myślami nie załapałam, o czym Anna mówiła. Spojrzałam pytająco na przyjaciółkę.

To zwykła gimnastyka, tylko nazywa się trochę inaczej – powiedziała pokrętnie Milena.

Od razu zobaczyłam wypasiony klub fitness, stado młodych lasek o szczupłych, obleczonych w lycrę ciałach…

Zaśmiałam się złowieszczo.

– Jeśli myślisz, że pokażę się w takim miejscu, to się mylisz. Wyglądałabym jak zabłąkany hipopotam, to nie dla mnie.

Anna zatrzymała się gwałtownie, o uśmiechach nie było już mowy.

– Ależ ty jesteś uparta! Pilates to rozciąganie, można je ćwiczyć w każdym wieku. Ruch jest zdrowy i potrzebny, o czym wiedzą koleżanki Milenki, a zapewniam cię, że są to dojrzałe panie. Młodsze też tam przychodzą, ale chyba nie będą ci przeszkadzać?

– Nie, skądże – wybąkałam, czując, że tym razem przegięłam.

Nie chciałam być niewdzięczna.

Anna tak się starała wyciągnąć mnie z dołka, Milena zresztą też, zadała sobie trud, żeby zaprosić kogoś, kto mnie przekona, że powinnam się cieszyć życiem.

Będę musiała uczciwie potrenować…

Moment! Anna powiedziała, że Milena ma koleżanki, dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Nie, żebym była zazdrosna, nigdy przesadnie mi na niej nie zależało, ale przyjaźniłyśmy się tyle lat, że powinna być ze mną szczera, no nie?

Zatrzymałam się tak gwałtownie, że Milena na mnie wpadła. Skorzystałam z okazji i na nią naskoczyłam: – Nic mi nie powiedziałaś, myślałam, że z dawnej paczki zostałam ci tylko ja.

Milena zrobiła dziwną minę, jakby się miała rozpłakać albo roześmiać.

– Bo to jest nowa paczka, poznałyśmy się na gimnastyce – wyjaśniła. – Chciałabym, żebyś do nas dołączyła, odmiana dobrze ci zrobi, lepiej się poczujesz i przestaniesz pojękiwać mi nad uchem.

Ruszyła szybkim tempem, ale po kilku krokach opamiętała się i zwolniła, dlatego udało mi się ją dogonić.

– Ja wcale nie pojękuję, tylko czasem zwierzam ci się, bo komu mam opowiedzieć o kłopotach… – zamilkłam gwałtownie.

Zagalopowałam się i za bardzo odsłoniłam. Milena miała z kim rozmawiać, to ja zostałam sama, a ona nie zapomniała o mnie.

– Starzy przyjaciele to skarb, znają nas na wylot, a mimo to lubią – powiedziała Anna.

Spojrzałam na nią, a ona mrugnęła do mnie okiem i poszła szybciej.

Będę musiała trochę potrenować – pomyślałam stosując krok do Mileny, która wciąż tkwiła u mojego boku.

Czytaj także:
„Bałem się walczyć o miłość dziedziczki małej fortuny, bo byłem goły i wesoły. Ona i tak postanowiła klepać ze mną biedę”
„Każdy facet chciał popatrzeć na moje bufory. Dla mężczyzn nie liczę się ja, tylko to, czym oddycham. Mam tego dość”
„Ojciec Amelki chciał, żebym się jej pozbyła. Teraz to niechciane dziecko jest geniuszem i w Ameryce zbija kokosy”

Reklama
Reklama
Reklama