Reklama

Czasami wyobrażam sobie, że ta cisza w domu to nie efekt jego obojętności, tylko jego nieobecności. Że nie wróci z pracy, nie zrzuci płaszcza na krzesło, nie przejdzie obok mnie jak obok powietrza. Bo kiedyś, dawno temu, marzyłam o jego obecności. Teraz marzę, żeby zniknął. Kiedyś byłam ciepła, rozgadana, uśmiechnięta. Teraz uczę się mówić półsłówkami, żeby nie drażnić Adama, mojego męża. Uczę się czekać na niego z obiadem, mimo że wiem, że nie przyjdzie. Uczę się nie zadawać pytań. Bo odpowiedzi mnie paraliżują bardziej niż niewiedza.

Zaczęłam obserwować jego zachowanie. Jak zmienia hasła w telefonie, jak milknie, gdy wchodzę do pokoju, jak wychodzi „na chwilę”, która rozciąga się na godziny, jak kładzie się do łóżka i odwraca plecami, jakby ściana za nim była bardziej interesująca niż kobieta, z którą dzieli łóżko od dziesięciu lat.

Mam ochotę krzyczeć, ale nie krzyczę. Bo jeśli zacznę, już się nie zatrzymam. Zamiast tego w nocy przewijam maile, rachunki, historię przeglądania. Nic, czysto. A przecież wiem. Widzę to w jego oczach – to coś innego, jakby był zakochany. Ale nie we mnie.

Wstydzę się, że żyję w roli detektywa, w roli kobiety, której się już nie chce kochać, której się nie dotyka, nie całuje, nie słucha. A jeszcze bardziej się wstydzę, że tak bardzo pragnę choćby cienia prawdy. Bo może wtedy przestanę się łudzić, że to tylko mój wymysł. Może łatwiej będzie znienawidzić niż dalej kochać.

Nakryłam go

Siedziałam w samochodzie, kilka metrów od hotelowego parkingu, i patrzyłam, jak Adam wysiada z auta. Był zrelaksowany, uśmiechnięty, bez pośpiechu poprawił kołnierz płaszcza i zamknął drzwi. Kobieta, która siedziała obok, też wysiadła. Miała ciemne włosy. Rozejrzała się krótko, a potem ruszyła za nim w stronę wejścia. W pół drogi Adam zatrzymał się, obrócił i ją pocałował. Nie było to szybkie, nerwowe muśnięcie. To był długi, pewny pocałunek.

Zrobiłam zdjęcie. Dłoń mi się trzęsła, więc zrobiłam drugie. W tym samym momencie kobieta lekko się odsunęła i zaśmiała. Znałam ten gest. Tak samo kiedyś ja się śmiałam. Nie było we mnie szoku, raczej zimna decyzja. Cofnęłam auto, skręciłam w pierwszą lepszą ulicę i zjechałam na boczny parking. Siedziałam tam długo. Weszłam w galerię, powiększyłam zdjęcie. Nie było wątpliwości. Adam i ona.

Wysłałam wiadomość na jej konto w mediach społecznościowych, które odnalazłam wcześniej, szukając śladów zdrady Adama. Ujęłam to prosto, bez zbędnych słów: „Wiem, że spotyka się pani z moim mężem. Zastanawiam się, czy pani mąż też wie? Magda”.

Obmyśliłam zemstę

Zamknęłam oczy, opierając czoło o kierownicę. Nie minęło pięć minut, gdy przyszła odpowiedź. „Nie wiedział. Teraz wie. Dziękuję, że mi to pani napisała. Możemy się spotkać? Marek”.

Nie odpisałam od razu. Siedziałam długo w aucie i patrzyłam w ekran. W końcu wysłałam mu lokalizację pobliskiej kawiarni i godzinę 19:30. Weszłam tam pierwsza, usiadłam przy oknie. Przyszedł punktualnie. Wysoki, szczupły, ubrany tak zwyczajnie, że aż trudno uwierzyć, że to właśnie jego żona była tą, z którą całował się Adam.

Usiadł naprzeciwko. Patrzył na mnie długo, uważnie, jakby próbował rozczytać w mojej twarzy coś więcej niż tylko smutek.

– Od dawna się pani domyślała? – zapytał bez wstępu.

– Od miesięcy – odpowiedziałam.

– Ja dopiero od kilku tygodni – pokręcił głową. – Byłem idiotą.

– To nie było trudne. Ludzie wierzą, że nic się nie zmienia, jeśli tego nie widzą.

Zbliżyliśmy się

Kelnerka podeszła, zamówiliśmy herbatę. Milczeliśmy chwilę.

– Co teraz? – zapytał. – Mam ochotę zadzwonić do niej i powiedzieć, żeby spakowała rzeczy. Ale to nic nie da, prawda?

– Nie wiem. Ja zrobiłam zdjęcie. To chyba też nic nie da.

– Pokazała mu pani?

– Jeszcze nie. Jeszcze nie wiem, czy chcę się mścić, czy odejść z godnością.

– Myśli pani, że jedno wyklucza drugie?

Popatrzyłam na niego uważniej. Nie było w nim wściekłości, raczej rozczarowanie i chłodna analiza.

Zaczęliśmy pisać do siebie regularnie. Najpierw ostrożnie – o dzieciach, o pracy, o tym, jak długo nasi współmałżonkowie potrafili kłamać w biały dzień. Potem było mniej ostrożnie. Spotykaliśmy się na kawę, czasem na szybki spacer, niby przypadkiem w tych samych częściach miasta. Wiedzieliśmy, co robimy. I że to nie ma nic wspólnego z przypadkiem.

Nie myślałam o tym

Marek był inny niż Adam. Cichy, wyważony, słuchał, zanim odpowiedział. W jego obecności nie czułam się winna, tylko spokojna.

– Ona mówi, że to nic nie znaczyło – powiedział kiedyś przy kawie. – Że był tylko odskocznią.

– On w ogóle się nie tłumaczy – odpowiedziałam. – Zachowuje się tak, jakby nic się nie wydarzyło.

– Może myślą, że wrócą do starego życia.

Popatrzyliśmy na siebie. Oboje wiedzieliśmy, że stare życie już nie istnieje. Któregoś dnia zapytał, czy nie mam ochoty pojechać gdzieś dalej. Skinęłam głową.

– Nie chcę być tylko narzędziem odwetu – powiedział. – Jeśli mamy się spotykać, to dlatego, że tego chcemy.

Nie odpowiedziałam wtedy. Ale pojechałam.

W hotelu był cicho. Okna wychodziły na jezioro, światło było miękkie i ciepłe, jakby chciało coś złagodzić. Weszliśmy do pokoju bez słów. Widziałam po nim, że był równie zdenerwowany co ja, ale nie cofnęliśmy się. Kiedy mnie pocałował, nie było w tym nic z pośpiechu czy złości. Raczej głód czułości, którego oboje nie zaznaliśmy od lat.

Chciałam zemsty

Po wszystkim leżeliśmy obok siebie, nie dotykając się. Czułam jego obecność, jego oddech, a jednocześnie w głowie miałam chaos. Próbowałam nie myśleć o Adamie, o córce, o tej kobiecie, o tym, co właśnie zrobiłam. Ale im bardziej próbowałam, tym wyraźniejsze było jedno zdanie: zrobiłam to, bo chciałam. Marek spojrzał na mnie uważnie.

– Magda… ja już nie potrafię myśleć o tym jako o zemście.

Patrzyłam w sufit i czułam, że to, co powiedział, zostanie ze mną na długo.

Wróciłam do domu późno. Adam siedział w salonie, jakby czekał. Był zaskakująco miły. Zapytał, jak dzień, zaproponował kolację. Odłożyłam torebkę na bok i uśmiechnęłam się sztucznie.

– Pracowity – powiedziałam. – Nic ciekawego.

Znalazł wiadomość przypadkiem. Wysłałam Markowi krótką wiadomość: „Tęsknię dziś bardziej niż wczoraj”. Nie zorientowałam się, że zostawiłam telefon na stole, ekran rozświetlony.

– Kim jest Marek? – zapytał Adam, stojąc w drzwiach kuchni.

Miał pretensje

Poczułam, jak robi mi się gorąco. Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyliśmy na siebie długo. On pierwszy odwrócił wzrok, ale nie wyszedł.

– Przespałaś się z nim?

– Ty pierwszy się odwróciłeś ode mnie – odpowiedziałam cicho. – Na długo przed tym, zanim cokolwiek się wydarzyło.

– To nie jest odpowiedź – rzucił z pogardą. – Nagle jesteś ofiarą?

– Nie nagle. Od miesięcy.

Adam parsknął śmiechem, jakby właśnie usłyszał żart. Ale jego twarz nie drgnęła.

– I co z tego? Myślisz, że jesteś lepsza?

– Myślę, że już mnie nie obchodzi, kto jest lepszy. Jestem wolna.

Podniósł ręce w geście rezygnacji, jakby zrzucał ze swoich barków ciężar, którego i tak nigdy nie dźwigał.

– Wolna? Ty? Z dzieckiem, bez pracy, z facetem, który też ma żonę?

Wstałam. Podeszłam do niego tak blisko, że widziałam w jego oczach cień tego człowieka, którego kiedyś kochałam.

– Przynajmniej nie jestem już sama.

Zamknęłam za sobą drzwi do sypialni. Nie słyszałam, żeby poszedł za mną.

Nie wiem, co dalej

Powiedziałam Markowi od razu. Spotkaliśmy się w tym samym miejscu co zawsze.

– Klaudia też wie – powiedział. – Powiedziałem jej wczoraj wszystko.

– I?

– Płakała. Powtarzała, że to nic nie znaczyło.

– A dla ciebie? – spojrzałam na niego.

– Ty znaczysz – odpowiedział bez wahania.

Odwróciłam wzrok. Nie chciałam, żeby zobaczył, jak bardzo to zdanie mnie poruszyło.

– Mówiła, że się zmieni. Że to był błąd – dodał.

– I co jej powiedziałeś?

– Że błąd to było nasze małżeństwo.

Spojrzał na mnie spokojnie.

– Nie musimy decydować już teraz. Ale chciałbym, żebyśmy kiedyś zdecydowali.

Nie odpowiedziałam. Ale też nie zaprzeczyłam.

Magdalena, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama